– Zrobię to… zobaczę się… w domu.

– Nie, musisz zrobić to teraz. Zrób to, Ariel, a jeśli nie, odchodzę i będziesz musiała sama upiec indyka. A przedtem sama dojechać do domu.

– Dlaczego mi to robisz? Czy nie masz już dla mnie ani odrobiny litości? Wyleję cię, gdy tylko znajdziemy się w domu.

– Nie, nie licz na to. Albo teraz patrzysz w lustro, albo sama jedziesz do domu. A w ogóle, zwolniłam się już wczoraj, więc nie możesz mnie wyrzucić. Jestem tu tylko dlatego, że mam dobre serce. I wyjeżdżam od razu po Święcie Dziękczynienia. A jeśli chodzi o odpowiedź na twoje pytanie: mam mnóstwo litości, podobnie jak Carla. Zrób to, Ariel.

– Proszę bardzo!

I Ariel odwróciła się. Obiema rękami odgarnęła swe gęste włosy z twarzy, po czym westchnęła tak głośno, że obie kobiety zadrżały. A potem rozpłakała się, ale one zacisnęły tylko dłonie i nie zrobiły ani kroku w jej stronę.

– Masz niewielki ślad na czole – stwierdziła Dolly. – Grzywka go zasłoni. Lekkie obrzmienie przy lewym oku łatwo można przykryć makijażem. Masz teraz dodatkową rysę na brodzie i uroczy dołeczek na policzku. Twoja twarz nie straciła uroku. Lekarz powiedział, że obrzmienie w kącikach ust zniknie za około sześć tygodni. Ślady po cięciu także znikną w swoim czasie. Ariel, ty żyjesz, to jest najważniejsze. Wszystko zmieni się od tej chwili na lepsze.

Ariel wiedziała, że mają rację. Chcą jej pomóc, a ona jest taką egocentryczką. Potrzebuje tylko trochę czasu, aby przyzwyczaić się do swojej nowej twarzy. Odwróciła się i uśmiechnęła.

– Nigdy, aż do tej pory, nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele obie dla mnie znaczycie – powiedziała szczerze. – Dziękuję, że jesteście tu ze mną. Na pewno sama nie poradziłabym sobie. Przepraszam, że zachowywałam się jak… jak…

– Ofiara losu, chciałaś powiedzieć – dokończyła Dolly i uśmiechnęła się.

– Niech będzie, choć to pewnie nie jedyne określenie, jakie tu można zastosować. No, jedźmy wreszcie do domu, bo mam wielki apetyt na tego indyka. Czy naprawdę sama zrobiłaś bułeczki, Carlo? Myślałam, że nie potrafisz gotować.

– Nie potrafię. To pierwszy raz. Pewnie będą smakowały jak krążki do hokeja.

– I co z tego?


* * *

Usiadła wyczerpana na brzegu łóżka. Długie przedstawienie dla Dolly i Carli warte było Oscara. Położyła się i wtuliła w poduszki. Nareszcie sama, zamknięta we własnym pokoju! Mogła do woli walić pięściami w ściany, rzucać czym popadło, wyć, przeklinać, słowem robić, co jej się podoba. Ale Ariel chciała tylko płakać. I nie tylko z powodu ostatnich przeżyć, lecz wszelkich niepowodzeń, jakie zgotowało jej życie. Doczekała się czasów, gdy może wypłakać się do woli, bo kogo obchodzą teraz jej oczy? Zaczerwienione czy podpuchnięte, to nie ma znaczenia. Świateł ani kamer nie będzie ani jutro, ani pojutrze, w ogóle nigdy.

Chciałabym… - nagle Ariel wyskoczyła z łóżka. Sięgnęła po ołówek wiszący na sznureczku przy pliku arkuszy z listą życzeń. Drżącymi rękami zaczęła pisać szybko i niewyraźnie. Chciałabym być żoną Feliksa. Chciałabym go odnaleźć. Chciałabym, żeby mnie pamiętał, wciąż kochał i nie tracił nadziei, że mnie odnajdzie. Chciałabym odzyskać to wspaniałe, niepowtarzalne uczucie, które przeżyłam w wieku szesnastu lat, gdy potajemnie wzięliśmy ze sobą ślub w Tijuanie. Chciałabym… Ach, Feliksie, gdzie jesteś?

Ariel popatrzyła uważnie na ostatni zapis. Aż trudno uwierzyć, że pierwszy raz od trzydziestu lat dokończyła swoje życzenie. Dlaczego w ogóle zaczęła pisać tę swoją listę życzeń? Żeby nie zapomnieć o Feliksie, a także dlatego, że on też obiecał pisać swoją listę życzeń. Ciekawe, czy dotrzymał słowa.

Ariel z hukiem zamknęła szarkę i znowu się rozpłakała. Przypominasz sobie o Feliksie jedynie wtedy, gdy jest ci smutno i zastanawiasz się, co by było gdyby… Zawsze tak samo. Uporządkuj wreszcie tę sprawę, przypomnij sobie wszystko dokładnie i sporządź ponumerowany plan. Spróbuj, jeśli naprawdę tego chcesz. A potem zastanów się, jaki to wszystko ma związek z twoją listą życzeń. Do roboty, Ariel! Wiesz dobrze, dlaczego chcesz wrócić do Chula Vista – bynajmniej nie z tęsknoty za domem, lecz właśnie z powodu Feliksa. Przyznaj to i bierz się wreszcie do tego cholernego planu, no już!


* * *

1. Nazywam się Agnes Bixby. Trzydzieści lat temu przekroczyłam granicę i w tajemnicy przed światem wzięłam ślub z Feliksem Sanchezem.

2. Dwa dni później mój ojciec dostał przeniesienie do Niemiec. Nie miałam czasu, aby przekroczyć granicę i zawiadomić Feliksa o wyjeździe. Marynarka wojenna pomogła się nam spakować i w ciągu trzydziestu sześciu godzin opuściliśmy kraj. Wiadomość o wyjeździe zostawiłam w skrzynce na listy.

3. Z Niemiec pisałam listy do szkoły i do wszystkich znajomych. Do Feliksa korespondencję kierowałam na poste restante. Robiłam co mogłam, aby być z nim w kontakcie.

4. Podczas pobytu w Niemczech chodziłam na randki z innymi chłopcami. W ciągu czterech lat prawie zapomniałam o Feliksie. To zmieniło się, gdy tylko wróciłam do Kalifornii.

5. Próbowałam odnaleźć Feliksa. Miesiącami usiłowałam ustalić miejsce jego pobytu. Wynajęłam prawnika, który ustalił, że w rejestrach nie istnieje żaden zapis o moim ślubie z Feliksem. Powiedział, że Feliks zaaranżował wszystko tylko po to, aby się ze mną przespać. Dodał też, że ślub nigdy nie był ważny, nawet przez jedną chwilę. Teraz, gdy o tym myślę, wydaje mi się, że tamten prawnik nienawidził Feliksa.

6. Ukończyłam akademię teatralną. Zmieniłam nazwisko z Agnes Bixby na Ariel Hart. Stałam się gwiazdą filmową. Wkrótce zmieniłam jeszcze kolor oczu i włosów. Zęby ukryłam pod porcelanowymi koronkami. Od tej pory Agnes Bixby przestała istnieć.

7. Potem nie próbowałam już szukać Feliksa. Gdyby nasz związek został ujawniony, byłabym skończona jako aktorka. Myślę, że on także nie próbował mnie odnaleźć.

8. Kochałam Feliksa. Wciąż jeszcze jest w moim sercu. Czasami śnię o nim. Często też zastanawiam się, co by było gdyby…

9 Miałam zaledwie szesnaście lat… Moi rodzice twierdzili, że Feliks nie jest dla mnie odpowiednim kandydatem na męża. Niemcy to taki daleki kraj. Pisałam do niego setki listów, jednak większość z nich wróciła na adres nadawcy.

10. Przykro mi, Feliksie, tak bardzo mi przykro.


* * *

Ariel podeszła do szafki, odsunęła stos papierów i przyczepiła zapisaną przed chwilą kartkę papieru do grubego pliku. Popatrzyła jeszcze przez chwilę na swoją pracę i zamknęła drzwiczki. Lubiła wspominać Feliksa, to poprawiało jej samopoczucie, wprawiało w dobry nastrój i przynosiło ukojenie. Dobrze, dobrze, teraz idź już wreszcie do łazienki, przejrzyj się w lustrze i przygotuj do spania. Jutro będzie nowy dzień, od ciebie zależy, jak go sobie zorganizujesz.

Ale, nie stosując się do żadnej ze swoich rad, Ariel oparła się na poduszkach i po kilku minutach usnęła. Śniła o wysokim, szczupłym, czarnookim chłopcu z aureolą czarnych jak heban, kędzierzawych włosów i najsłodszym uśmiechu na świecie.

„Nie bój się, Aggie. On tylko powie kilka słów po hiszpańsku. Szeptem ci je przetłumaczę. Mam tu obrączkę. Uplotłem ją z żyłki rybackiej. Drugą zrobiłem dla siebie. Włożysz ją na mój palec, a ja włożę na twój. Kiedyś, gdy będę bogaty i sławny, kupię ci obrączkę wysadzaną diamentami. A jaką ty kupisz dla mnie?”

„Szeroką, złotą, może z jakimś wzorem. Na wewnętrznej stronie każę wygrawerować nasze inicjały i datę ślubu. Jak długo wiadomość o naszym ślubie musimy zachować w tajemnicy, Feliksie?”

„Musimy poczekać, aż twoi rodzice mnie polubią. Może to nie potrwa zbyt długo, jak sądzisz, Aggie?”

„Nie mam pojęcia, Feliksie. Na pewno nie dłużej niż pięć lat. Wtedy będę pełnoletnia i sama o sobie zdecyduję. Ach, jak bardzo gniewa mnie fakt, że moja matka zatrudniała twoją do sprzątania domu, że rodzice nie chcą, byś został moim mężem, że mój ojciec cię nie lubi. Jest taki staroświecki, dla niego nic nie znaczy nawet to, że masz również obywatelstwo amerykańskie. Szkoda, że twoja matka powiedziała mojej, że urodziłeś się na kuchennej podłodze u któregoś z jej pracodawców. Podobno gdy umyła cię po porodzie, musiała zaraz wracać do pracy i wyszorować kuchnię, bo nie dostałaby pieniędzy za ten dzień. Płakałam, słysząc matkę, jak opowiadała o wszystkim ojcu”.

Feliks zaczerwienił się.

„Moja matka przepracowywała się i dlatego przedwcześnie umarła. Z miłości do swoich dzieci przyjmowała każdą pracę. Żadna praca nie hańbi, Aggie.

Chciałbym. – chciałbym, żeby moja matka jeszcze żyła. Gdybym był bogaty, wiem że kiedyś będę miał dużo pieniędzy, kupiłbym jej dom, a jakaś anglojęzyczna kobieta sprzątałaby go dla niej”. Aggie ścisnęła Feliksa za rękę. Tak bardzo cię kocham i wiem, że postępujemy właściwie, ale czegoś się boję – A ty?”

Jestem podekscytowany. Nie bój się, czeka nas świetlana przyszłość, jesteśmy przecież w sobie zakochani. Wczoraj znalazłem odpowiednie miejsce na naszą ślubną altankę. Przygotowałem ją dla nas. Jest cała porośnięta mchem i tonie w pachnących kwiatach. Tam spędzimy naszą noc poślubną”.

Czy jesteś pewien, że nikt się nie dowie, Feliksie? Mój ojciec zabije cię, jeśli… on naprawdę to zrobi, mój kochany”.

Bądź spokojna. Przecież właśnie dlatego jedziemy w góry. Tam ksiądz – staruszek, którego znam od dziecka, udzieli nam błogosławieństwa bożego. A potem przechowa nasze dokumenty ślubne tak długo, jak długo będziemy chcieli. Według mnie, to dobre rozwiązanie. Czy też tak uważasz, Aggie?”

„Na pewno nie mogłabym trzymać ich w domu. Matka często szpera w moich rzeczach, przetrząsa podręczniki. Zawsze czegoś szuka. Listy od ciebie muszę niszczyć, ale zawsze przedtem uczę się ich na pamięć. Bardzo dobrze, że ksiądz chce nam pomóc. Kiedy nadejdzie odpowiednia pora, będziesz mógł tu przyjść i odebrać nasz akt ślubu. Czuję, że jestem bardziej podniecona niż przerażona. Już jutro o tej samej porze będę panią Sanchez. To ładne nazwisko. Kiedyś przygotuję sobie papier listowy z nadrukiem mojego nazwiska. Jak sądziesz, lepiej brzmi Aggie czy Agnes?”