– Chcę odwołać to przyjęcie – wykrztusiła.

– Po moim trupie. Przestań wreszcie rozczulać się nad sobą. Pamiętaj, że Bóg nigdy nie daje człowiekowi więcej, aniżeli ten jest w stanie udźwignąć. No dobra, idziemy – powiedziała, otwierając drzwi do kuchni.

– Cóż ja bym bez ciebie zrobiła, Dolly?

– Już lepiej nie przesadzaj.


* * *

To był jeden z najlepszych popisów aktorskich Ariel. Kiedy po skończonym przyjęciu pożegnała ostatniego gościa, padła wyczerpana na kanapę i zapaliła papierosa.

– Boże, udało mi się.

– Wiedziałam, że dasz sobie radę. Aż trudno uwierzyć, że Ken w ciągu kilku tygodni zdążył zebrać aż pięć milionów. Oni wszyscy ci zaufali. Teraz potrzebny jest już tylko dobry scenariusz i aktorzy, którzy wyrobią dobrą opinię twojej firmie. A chętnych do pracy z tobą nie brakuje, znowu zrobiłaś się sławna. Pójdę przygotować coś nieskomplikowanego na obiad, a potem zajmę się zaproszeniami. Najprościej będzie, jeśli wyjaśnię, że z powodu kłopotów rodzinnych odwołujemy wszelkie spotkania i wznowimy je dopiero po Nowym Roku. Jutro od razu z rana pójdę na pocztę, aby je wysłać. Aha, powinnaś wiedzieć, że nadeszły następne czterdzieści cztery scenariusze. Razem mamy ich już sześćset jedenaście. Musisz wynająć kogoś do czytania. Nie można tego dłużej odkładać. Carla podjęła się przeczytać jedną partię. Powiedziałam, że będziesz jej płacić od sztuki. Dobrze zrobiłam?

– Oczywiście. Trzeba było wypisać jej czek.

– Zrobiłam to. Pozwoliłam sobie nawet dać jej trochę więcej, niż było przewidziane za tę pracę. Zrobiłam odpowiedni wpis w książeczce czekowej. Ależ ona się tu objadała! Dałam jej trochę ciasta, dzbanek jabłecznika i dwa kurczaki, które upiekłam na obiad. A my zjemy jajecznicę, bo nie mam już czasu na gotowanie.

– Dobry z ciebie człowiek, Dolly.

– To przede wszystkim twoja zasługa. O której masz jutro tę wizytę?

– O ósmej rano.

– Pojadę z tobą. Teraz zrobią kawę i do obiadu popracujemy nad tymi scenariuszami. Będziesz zdziwiona, gdy zobaczysz sporo sławnych i uznanych nazwisk ich autorów. Ludzie nie wątpią, że twoje przedsięwzięcie odniesie sukces. Jestem bardzo przejęta, naprawdę.

– Rzeczywiście, ja także. Dolly, popatrz mi prosto w oczy i powiedz prawdą. Czy myślisz, że uda mi się wyjść z tego cało?

– Oczywiście.

– To dobrze. W takim razie przynieś kawę.


* * *

Ariel popchnęła miękki, obłożony poduszkami fotel w najdalszy kąt pokoju i usiadłszy w nim wygodnie, czekała na Dolly. Boże, jak bardzo pragnęła wydostać się wreszcie z tego pomieszczenia i znaleźć się we własnym domu z dala od ludzi. Już cztery dni temu miała opuścić szpital, ale z powodu dużego osłabienia trzeba było to przełożyć. I dopiero dziś, po trzech tygodniach i trzech przebytych operacjach mogła wreszcie wrócić do domu.

Nie była wdzięczną pacjentką. Po operacji, mimo nalegania zatroskanych lekarzy i pielęgniarek, nie chciała spojrzeć w lustro na swoją twarz.

A martwcie się, proszę bardzo – myślała drwiąco. – Nic mnie to nie obchodzi. Chcę być wreszcie sama, w mojej widnej łazience. Dopiero tam popatrzą na siebie pierwszy raz. Jeśli moja nowa twarz będzie odrażająca, nie chcą nikogo więcej widzieć. Boże, powiedz, czym zgrzeszyłam, że tak mnie ukarałeś? I dlaczego właśnie teraz?

W przyszłym tygodniu jej twarz znajdzie się we wszystkich kolorowych magazynach. Zdjęcia sprzed i po operacji, za które wszyscy słono zapłacą.

Czy ja przypadkiem nie pochlebiam sobie zanadto? – pomyślała zasępiona.

Chciałabym… Może… Zamknęła oczy i zaczęła sobie przypominać wszystkie decyzje, które musiała podjąć leżąc w szpitalnym łóżku. Było ich tak wiele, że nie wiedziała, od czego zacząć. Przede wszystkim – koniec z wytwórnią filmową. Najpierw chciała przekazać ją Carli, ale to nie był dobry pomysł. A potem trzeba było jeszcze zwrócić wszystkie pieniądze udziałowcom i odesłać wszystkie scenariusze. I co teraz? Dać ogłoszenie do gazet, że kończy z karierą aktorską i wyprowadza się z Hollywood? Dokąd? Do Chula Vista? Do tego jedynego miejsca na całym świecie, które szczerze pokochała i nazywała domem? Ale co tam będzie robić? Kto wie, co się trafi, tam przecież nikt nie będzie wiedział, że jest aktorką na emeryturze. Kupi sobie dom i parę zwierzaków, będzie kłócić się z Dolly, pracować w ogródku, zapisze się do biblioteki, będzie robić zakupy w Wal – - Mart i znowu zacznie uczęszczać do kościoła.

Napiszę autobiografię – postanowiła. – Wszystkie pamiątkowe albumy włożę do kufra i wyniosę na strych. Może na powrót powinnam stać się Agnes Bixby? Dobrotliwą, starą Aggie. Będę chodzić na długie spacery z moimi psami, będę robić dobre uczynki. A jeśli zmęczy mnie ta monotonia? Nic, po prostu, będę sobie żyła z dnia na dzień i starała się nie myśleć o przeszłości. Może wreszcie nauczę się gotować. Dolly będzie dobrą nauczycielką. Z psami też jest dużo roboty.

I rozpłakała się. Zaczęła wspominać stare dobre czasy. Ale czy naprawdę jest czego żałować? Przez ponad trzydzieści lat pracowała ciężko sześć dni w tygodniu. Wakacje zdarzały się tak rzadko i były tak krótkie, że prawie ich nie pamiętała. A czy nieustanne głodzenie się, aby tylko nie przytyć o tych parę funtów, to także element owych starych dobrych czasów? A potworne zmęczenie pod koniec każdego dnia, które odbierało chęci do jakichkolwiek kontaktów towarzyskich – też? Dobre czasy, akurat!

Przypomniała sobie Maksa Wintera, który był jej pierwszym mężem. Po rozwodzie udało mu się ożenić ponownie. Jest szczęśliwy, ma trójkę dzieci i wciąż jest w kontakcie z Ariel. Często dzwoni, pyta, co słychać. Ariel nie chciała urodzić mu dziecka, i to było powodem ich rozstania. Zresztą nie kochała go też za bardzo. Miała tylko ochotę spróbować wspólnego życia i nie płakała, gdy się nie udało. Maks okazał się niezwykle hojnym człowiekiem, gdy przyszło do podziału majątku podczas procesów rozwodowych. Ariel nie chciała od niego żadnych pieniędzy, jednak on i tak dał jej dwa miliony dolarów, a nawet doradził, jak je korzystnie zainwestować. Każdego roku na Boże Narodzenie Ariel posyłała jemu oraz jego żonie kartkę z życzeniami, szampana oraz zabawki dla dzieci. Niedawno, tuż po operacji, Maks przysłał żółte róże – jej ulubione kwiaty. Było ich tak wiele, że zapach przyprawiał ją o zawroty głowy. Każdego dnia pisał do niej i dzwonił dwa razy dziennie.

„Głowa do góry, maleńka. Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje człowiekowi na pierwszy rzut oka. Bądź dzielna i pamiętaj, zadzwoń do mnie, jeśli tylko czegoś będziesz chciała lub potrzebowała”.

– Daj mi moją poprzednią twarz – rozbeczała się w chustki do nosa.

Jej drugim mężem był Adam Jessup. Wspaniały aktor i dobry człowiek, nie umiał jednak być dobrym mężem. Właściwie Ariel także nie miała pojęcia, co to znaczy być dobrą żoną, więc pod tym względem nie byli sobie dłużni. Przeżyli razem siedem lat, po czym oboje zgodzili się na rozwód. Adam, podobnie jak Maks, był niezwykle hojny. Podarował jej domek na plaży w Malibu, bentleya, domek wypoczynkowy w Aspen i milion dolarów. Co więcej, sam opłacił wszelkie formalności. Ariel wzbraniała się przyjmować od niego tylu prezentów, jednak Adam stwierdził, że nie wypada, by nic od niego nie dostała.

„Ja chcę opiekować się tobą, Ariel. Musisz to przyjąć”.

Więc przyjęła i poprosiła Maksa, aby doradził jej, co z tym zrobić. Powiedział, żeby sprzedała domek w Aspen i drugi w Malibu, a pieniądze złożyła w banku.

„A bentleya zatrzymaj – powiedział – za jakiś czas będzie wiele wart”.

Była więc bardzo bogatą kobietą. Tylko co jej po pieniądzach, skoro nie może widywać się z ludźmi? I, choć nie lubiła się roztkliwiać nad sobą, znowu się rozbeczała. Przechadzała się po szpitalnym pokoju, rozmyślnie unikając lustra toaletki.

– Co jest, Dolly, gdzie się podziewasz? Ja chcę już stąd wyjść!

W tej samej chwili drzwi otworzyły się na oścież i do środka, razem z Carla Simmons, wparowała Dolly popychając przed sobą wózek.

– Wiem, że go nie potrzebujesz, ale musisz ten szpital opuścić na wózku, taka jest zasada, i koniec! No, wskakuj, Ariel – powiedziała Dolly.

– Nie macie mi nic więcej do powiedzenia? – zapytała z niedowierzaniem Ariel.

– Ależ tak. Rano przygotowałam indyka, czeka już tylko na włożenie do pieca. Oprócz tego będzie kompot z żurawin, i upiekłam też trzy różne ciasta. Z warzyw mamy kalarepkę, ziemniaki na słodko, fasolkę szparagową, zielony groszek. A do tego obiadowe bułeczki, wypiek Carli. Śliwkowa brandy dla nas i dietetyczna pepsi dla Carli. Aha, nie wiesz jeszcze, że dostałam w sklepie wspaniałą, rosyjską kawę, która ostatnio weszła w modę. To tyle. No to jak? Możemy już iść?

– Dolly, przecież wiesz, do cholery, co chciałam usłyszeć!

– O nie, Ariel. Chcesz się od nas dowiedzieć, jak wyglądasz? Nic z tego. Wystarczy tylko spojrzeć w lustro, które masz za plecami. My poczekamy. Nigdzie nam się nie spieszy.

– Ale ja nie mogę – szepnęła Ariel.

– Ależ owszem, możesz. Po prostu odwróć się, i już. I tak będziesz musiała to kiedyś zrobić, więc dlaczego nie od razu? Miałabyś to już za sobą. Jutro jest Święto Dziękczynienia. Pomyśl, jak wiele rzeczy spotkało cię w życiu, za które powinnaś podziękować. Przestań wreszcie zachowywać się jak samolub. To nie jest złośliwy rak, więc nie ma powodów, aby się dłużej zamartwiać. Masz za sobą operację plastyczną i możesz wrócić do normalnego życia, będzie wspaniale. Uwierz mi wreszcie i chodź do domu.

– Łatwo ci mówić – westchnęła Ariel. – Carla, ty mi powiedz, jak to wygląda.

– Jesteś piękna jak zwykle. Piękno to przede wszystkim sposób postrzegania. Powtarzałaś mi to po trzy razy na tydzień. Jeżeli przez cały ten czas oszukiwałaś mnie tylko, to bardzo mi przykro. Jesteś miłą, hojną, troskliwą istotą, i to widać przede wszystkim. Powinnaś cieszyć się, że jesteś razem z nami cała i zdrowa. Pomyśl o innych, którzy nie mieli tyle szczęścia. Bóg pamiętał o tobie, a ty robisz tu z siebie męczennicę. No, odwracaj się i jedziemy już do domu. I odgarnij te cholerne włosy z twarzy. Wyglądasz fatalnie.