Wyjrzała na zewnątrz; pewna, że nikogo nie ma, wymknęła się z budynku. I natychmiast znalazła się w ramionach twardych jak skała. Czyjaś dłoń zatkała jej usta. Szarpnęła się, kopała i waliła na oślep rękami, próbując się wyrwać.

– Przestań, Shanna. To ja. – Znajomy szept w uchu. Wilkołak? Jakim cudem wyprzedził ją na schodach? Wściekła jęknęła cicho.

– Uspokój się. – Ciągnął ją za sobą wymarłą uliczką. Minęli pustą kafejkę i rząd stolików pod parasolami. Markiza na drzwiach zdradzała nazwę lokalu. Kolejny sklep i wystawa za grubymi kratami. Markizy chroniły ich przed światłem latarni.

– Laszlo zaraz tu będzie. Poczekaj spokojnie. Pokręciła głową. Chciała się uwolnić.

– Możesz oddychać? – Wydawał się zaniepokojony. Znów pokręciła głową.

– Nie będziesz krzyczeć, jeśli cię puszczę? Nie mogę pozwolić, żebyś się darta, przecież oni są blisko. – Poluzował uścisk.

– Nie jestem aż tak głupia – mruknęła.

– O nie, sądzę, że jesteś bardzo inteligentna, ale wdepnęłaś w bagno. W takim stresie trudno kontrolować swoje reakcje.

Odwróciła się, żeby na niego zerknąć. Miał wyraziste, regularne rysy. Wpatrywał się czujnie w uliczkę.

– Kim jesteś? – szepnęła.

Spojrzał na nią i na szerokich ustach przemknął cień uśmiechu.

– Kimś, kto potrzebuje dentysty.

– Nie żartuj. W tym mieście są miliony dentystów.

– Nie żartuję.

– Ale kłamiesz. Mówiąc o windzie, też blefowałeś. Jest zepsuta. Szedłeś schodami.

Zacisnął usta i dalej wpatrywał się w mrok. Nie raczył odpowiedzieć.

– Jakim cudem znalazłeś się tu tak szybko?

– Czy to ważne? Chcę cię chronić.

– Ale dlaczego? Dlaczego cię obchodzę? Zawahał się.

– To nie takie proste. – Ból w oczach wilkołaka zaparł jej dech w piersiach. Nieważne, kim jest; wie, czym jest cierpienie.

– Nie skrzywdzisz mnie?

– Nie, kochanie. W życiu skrzywdziłem już dość ludzi. – Uśmiechnął się smutno. – Zresztą, gdybym naprawdę chciał cię zabić, mogłem to już zrobić wcześniej.

– Dodajesz mi otuchy – burknęła. Obejmował ją mocniej. Po drugiej stronie ulicy jaśniał neon salonu wróżb. Shanna rozważała, czy nie zaryzykować sprintu przez jezdnię i zadzwonić na policję. A może lepiej zapytać o przyszłość? Czy ją w ogóle ma, czy może linia jej życia dobiegła końca? Dziwne, ale nie czuła, że coś jej grozi. Wilk jest masywnej postury, ma silne ramiona i szeroką pierś. Mówi, że chce ją chronić. Ostatnio była bardzo samotna. Pragnęła mu zaufać. Odetchnęła głęboko i rozejrzała się dokoła. – Jezu, co tak śmierdzi.

– Sklep z cygarami. Domyślam się, że nie palisz?

– Nie, a ty?

– Palę w słońcu. Się – dodał z rozbawieniem.

Nie zdążyła nic powiedzieć, bo minął ich ciemnozielony samochód i wilkołak pociągnął ją za sobą.

– To Laszlo. – Pomachał, żeby przyjaciel go zauważył. Honda accord podjechała do krawężnika. Szli w tamtą stronę.

Czy może mu zaufać? Jak zdoła uciec, kiedy już wsiądzie do samochodu?

– Kim jest ten Laszlo? To Rosjanin?

– Nie.

– Ale to obce imię.

Uniósł brew, jakby rozdrażniła go ta uwaga.

– Jest z pochodzenia Węgrem. – A ty?

– Jestem Amerykaninem.

– Urodziłeś się tu? – Miał obcy akcent, wolała się jednak upewnić.

Uniósł obie brwi. Widać było, że jest zirytowany.

Mężczyzna w hondzie wiercił się niespokojnie. Bagażnik się uchylił. Shanna drgnęła, uświadomiwszy sobie, że w środku mogą być zwłoki.

– Uspokój się. – Wilkołak objął ją mocniej.

– Chyba żartujesz! – Usiłowała wyrwać się z uścisku. Na darmo. – Macie tam zwłoki, tak?

Westchnął ciężko.

– Boże, dopomóż, ale chyba na to zasłużyłem.

Niski mężczyzna w białym kitlu wygramolił się z samochodu.

– Witam pana, sir. Przyjechałem najszybciej, jak mogłem. – Zobaczył Shannę i dopiął guziki kitla. – Dobry wieczór pani. Jest pani dentystką?

– Owszem. – Wilk obejrzał się przez ramię. – Laszlo, nie mamy czasu.

– Tak jest, sir. – Otworzył tylne drzwiczki i zajrzał do środka. – Już zabieram Vannę. – Wyprostował się i wyciągnął z wozu nagą kobietę.

Shanna nie zdążyła krzyknąć. Wilk zakrył jej usta dłonią, przyciągnął ją do siebie i trzymał mocno.

– Ona nie jest prawdziwa. Spójrz na nią, to zabawka, lalka naturalnej wielkości.

Laszlo zauważył jej zdenerwowanie.

– Ależ tak, proszę pani. Nie jest prawdziwa. – Ściągnął jej perukę z głowy i założył z powrotem.

O Boże. No dobrze, wilkołak nie jest mordercą, ale to zboczeniec!

Znienacka walnęła go łokciem w brzuch, wyswobodziła się z jego objęć i odskoczyła.

– Shanna. – Wyciągnął ręce.

– Trzymaj się ode mnie z daleka, zboczeńcu.

– Co?

Wskazała lalkę, którą Laszlo upychał do bagażnika.

– Tylko zboczeńcy mają takie zabawki. Wilkołak zamrugał.

– To nie mój samochód.

– A zabawka?

– Też nie. – Odwrócił się. – Cholera! – Pchnął ją w stronę samochodu. – Wsiadaj!

– Dlaczego? – Chwyciła się drzwiczek i rozstawiła szeroko łokcie. W kreskówkach ten manewr zawsze działał, gdy kot nie chciał wylądować w wannie.

Wilk stanął z boku, zasłonił jej widok.

– Na rogu jest czarny samochód. Nie mogą cię zobaczyć. Czarny samochód? Ma wybór – czarny sedan albo zielona honda. Oby podjęła właściwą decyzję. Wsiadła do hondy, położyła torebkę na podłodze. Odwróciła się, chcąc wyjrzeć przez tylną szybę, ale nic nie widziała, bo Laszlo jeszcze nie zamknął bagażnika.

– Szybciej, Laszlo! Jedźmy już. – Wilk usiadł obok niej, zamknął drzwi. Zerknął do tyłu.

Laszlo zatrzasnął bagażnik.

– Cholera! – Wilkołak złapał Shannę za ramiona i pchnął na podłogę.

– Au! – Wszystko działo się bardzo szybko. Pęd powietrza, a potem, nie wiadomo kiedy, zaryła nosem w czarny dżins. Otaczał ją zapach mydła i mężczyzny. A może to tylko płyn zmiękczający tkaniny? No nie, leży twarzą na jego kolanach. Chciała się wyprostować, ale nie pozwolił.

– Przykro mi, okna nie są zaciemnione, a nie chcę, żeby cię zobaczyli.

Laszlo odpalił silnik i ruszyli. Czuła wibracje samochodu i szorstki materiał dżinsów na twarzy.

Wierciła się, aż znalazła szczelinę z powietrzem. Oddychała głęboko, póki sobie nie uświadomiła, że szczelina to przerwa między jego nogami. Świetnie, sapie mu w rozporek.

– Czarny samochód jedzie za nami. – Laszlo się denerwował.

– Wiem. – Wilk nie ukrywał irytacji. – Na następnym skrzyżowaniu skręć w lewo.

Shanna usiłowała przewrócić się na bok, ale samochód skręcił i straciła równowagę. Upadła na Wilka, walnęła głową w jego rozporek. Ojej. Może nie zauważy. Poruszyła się, odsunęła głowę od jego krocza.

– Czy wykonujesz te wszystkie ruchy w konkretnym celu? O rany. Jednak zauważył.

– Ja… nie mogłam oddychać. – Poprawiała się, aż leżała na boku, z podkulonymi nogami i głową na jego udach.

Samochód zatrzymał się gwałtownie. Przesunęła się do przodu i znów uderzyła twarzą w jego rozporek. Skrzywił się.

– Przepraszam. – Jezu, najpierw walnęła go kolanem, a teraz zaatakowała bykiem. Ile jeszcze wytrzyma? Przekręciła głowę, próbując się odsunąć.

– Bardzo mi przykro, sir, światło nieoczekiwanie zmieniło się na czerwone – wymamrotał Laszlo.

– Zdarza się. – Wilkołak położył jej rękę na głowie. – Czy mogłabyś przestać się wiercić?

– Sir, podjeżdżają do nas!

– Nie szkodzi. Niech się dobrze przyjrzą. Zobaczą tylko dwóch facetów.

– I co teraz? Prosto czy skręcać?

– Na następnym skrzyżowaniu skręć w lewo. Zobaczymy, czy za nami pojadą.

– Tak jest, sir. – Laszlo denerwował się coraz bardziej. – Wie pan, że nie nadaję się do takich rzeczy. Może powinniśmy wezwać Connora albo Iana.

– Świetnie ci idzie. – Wilk uniósł biodra.

Shanna sapnęła głośno i przytrzymała się jego kolan, żeby nie spaść. Mięśnie jego ud napięły się pod jej policzkiem. O rany, ależ emocjonująca przejażdżka.

– Proszę. – Opadł na siedzenie. – Miałem twoją komórkę w kieszeni.

– Och. – Przewróciła się na plecy, żeby coś widzieć. Samochód szarpnął, przetoczyła się i zaryła nosem w jego rozporek.

– Przepraszam – mruknęła i się odsunęła.

– Nie ma… sprawy. – Rzucił telefon na siedzenie. – Nie powinnaś go używać. Jeśli znają twój numer, wszędzie cię namierzą.

Położył jej rękę na ramieniu, pewnie chciał w ten sposób zapobiec dalszym ruchom jej głowy.

Skręcili w lewo. Na szczęście tym razem poruszyła się tylko odrobinę.

– Jadą za nami? – zapytała.

– Nie widzę nikogo. – Laszlo cieszył się jak dziecko.

– Za wcześnie na radość. – Wilk rozglądał się na boki. – Jedziemy dalej, żeby się upewnić.

– Tak jest, sir. Do domu czy do laboratorium?

– Do laboratorium? – Shanna usiłowała wstać. Wilk nie pozwolił.

– Leż spokojnie. To jeszcze nie koniec.

Świetnie. Zaczynała podejrzewać, że ta sytuacja mu się podoba.

– Dobrze. Co za laboratorium? Zerknął na nią z góry.

– Romatech Industries.

– Słyszałam o tej firmie.

– Naprawdę? – Uniósł brew.

– Pewnie. Dzięki sztucznej krwi uratowali miliony ludzkich istnień. Pracujesz tam?

– Tak, Laszlo też. Odetchnęła z ulgą.

– To cudownie. Zajmujecie się ratowaniem życia, a nie… niszczeniem go.

– Taki jest nasz cel.

– Nawet się nie przedstawiłeś. Nie mogę ciągle zwracać się do ciebie per: wilk czy wilkołak.

Uniósł brwi.

– Mówiłem ci już, nie jestem wilkołakiem.

– Ale masz w kieszeni wilczy kieł.

– To część eksperymentu, podobnie jak lalka w bagażniku.

– Och. – Spojrzała na przednie siedzenie. – Pracujesz nad tym, Laszlo?

– Tak, proszę pani. Lalka jest częścią mojego nowego projektu. Nie ma się czego obawiać.

– Co za ulga. – Shanna się uśmiechnęła. – Nie podobała mi się myśl, że jeżdżę po mieście z dwoma zboczeńcami. – Odwróciła się w stronę wilka i znów musnęła nosem jego rozporek. Ojej. Poprzednio było tu więcej miejsca.