Nagle Sara schwyciła Alfreda za ramię.

– Zobacz, tam po drugiej stronie przy rybackich chatach! Przecież to on siedzi i rozmawia z miejscowymi!

– Saro, to niemożliwe, żebyś odróżniła go z takiej odległości.

– Ależ tak! Poznaję po jasnych włosach i zielonej koszuli. To na pewno on!

– Teraz się podnieśli i weszli do środka. Do diabla, to może potrwać!

– Ale jeśli weszli do domu, to chyba coś oznacza?

– Niekoniecznie. Przewodnik mówił, że tutejsi mieszkańcy na pewno prędzej czy później zaproszą nas do siebie, a wtedy nie wypada odmówić. Taki tu panuje zwyczaj.

– Dziwi mnie, że ten arogant w ogóle chce wejść do czyjegoś domu. To ci dopiero! I co dalej, zaproszą go na posiłek?

– Tak sądzę. Ale wtedy musi być ostrożny. Tutejsze jedzenie i woda mogą wyjść bokiem turyście, który nie przestrzega zasad higieny.

– Miejmy nadzieję, że ten typ naje się i napije do syta! W drodze do hotelu Elden przyjrzał się Sarze uważniej.

– Chyba pierwszy raz po śmierci wuja pozwalasz sobie na uzewnętrznianie swoich uczuć.

– Naprawdę strasznie mi go szkoda – odparła w zamyśleniu. – Po tej stracie czuję się całkiem wyizolowana ze społeczeństwa. Zostałam sama jak palec. Nie jestem mściwa, ale nie mogę się powstrzymać, by nie życzyć mordercy małej niestrawności żołądkowej.

– Właściwie brak nam dowodów, by przesądzać sprawę. Nie wiemy na pewno, czy to on jest zabójcą.

– O, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości – odparła z przekonaniem Sara. – Jeśli kiedyś spotkałam mordercę, to on jest nim z pewnością.

– Czy sądzisz, że mordercę rozpoznaje się po wyglądzie?. – Przekonasz się, jak tylko zobaczysz jego lodowaty wzrok!

Weszli do recepcji hotelowej, która była przyjemnie zacieniona.

– Może znajdziemy sobie miejsce tu na tarasie i przy okazji coś zjemy. Stąd roztacza się cudowny widok na okolicę.

Gdy oczekiwali na podanie potraw, Elden zapytał:

– Mówiłaś, że czujesz się osamotniona, ale przecież, zdaje się, masz narzeczonego?

– Jego do tego nie mieszaj – odparła nieco zbyt ostro i starała się nie zauważyć mrocznego spojrzenia, jakim ją obrzucił. Musiała przyznać, że coraz trudniej było jej myśleć o Eriku jako o podporze duchowej. Oddalał się z każdą godziną, a zamiast niego widziała dwoje pozostawionych dzieci. Wtedy bardzo się wstydziła swojego postępowania.

Nareszcie podano do stołu. Tym razem skusili się na homara, który wyglądał niezwykle apetycznie. Elden zdołał namówić Sarę na kieliszek białego wina, mimo że alkohol, chyba jako jedyny towar, był tu faktycznie drogi.

Sarze nie bardzo podobał się szczególny sposób, w jaki Alfred na nią spoglądał. Odnosiła wrażenie, że chce jej powiedzieć: „Nie wyobrażaj sobie za wiele, dziewczyno.

To tylko pozory, żeby zmylić gości hotelowych”.

Posiłek bardzo im smakował. „Hakon Tangen” wciąż się nie pojawiał. Powoli zrobiło się gorąco nie do wytrzymania. Plaża prawie zupełnie opustoszała, najgorliwsi zwolennicy opalania także dali za wygraną i poszli kurować oparzenia. Nawet rozkrzyczane ptaki szukały chłodu w cieniu wielkolistnych krzewów.

– Czas na sjestę – zauważyła Sara, rozkosznie rozleniwiona winem. Teraz cały świat widziała w różowych kolorach, nawet ponurego policjanta.

– Masz rację, w tym upale człowiekowi w ogóle nie chce się ruszać.

Przeszli do pokoju, gdzie panował miły chłód. Położyli się na łóżkach.

Sara czuła, że piękno przyrody znacznie złagodziło agresję, jaka cechowała ich wzajemne kontakty, wino zaś dodało dziewczynie odwagi.

– Nie sądziłam, że pijasz wino.

– Nie przywykłem do tego, ale cóż, skoro panuje tu taki zwyczaj.

Sara była ciekawa, czy wino podziałało także na niego. Nagle zapytała:

– Kim jest właściwie Torii? Czy to twoja przyjaciółka? Elden momentalnie wrócił do rzeczywistości i rzucił Virze gniewne spojrzenie.

~ Wiesz coś o niej? Nic poza tym, że wymieniłeś jej imię dzisiejszej nocy. Powiedziałeś, że podobałoby się jej tutaj.

Kiedy nie usłyszała odpowiedzi, dodała poirytowana:

– To nie moja wina, że ja tu jestem, a nie Torii.

– Daruj sobie, Saro!

Po tak nieudanej próbie nawiązania rozmowy umilkła. W pokoju szumiał klimatyzator. Do uszu Sary i Eldena docierały nieco przytłumione krzyki mew. Uczucie rozleniwienia opanowało dziewczynę, tłumiąc wrażenie przegranej.

– Torii to moja siostra – usłyszała niespodziewanie. – Ma niespełna siedemnaście lat, ale żadnej przyszłości przed sobą. Opuściła ją wszelka radość życia.

W tym momencie Sara pojęła, że dzieje się coś niezwykłego. Alkohol, do którego Elden zbytnio nie nawykł, wywołał u niego potrzebę zwierzenia się.

– Dlaczego, co się stało? – spróbowała ostrożnie – - Widzę, że jesteś do niej bardzo przywiązany?

– A co ciebie mogłoby to obchodzić?

– Czy czasem nie oceniasz mnie zbyt pochopnie?

– Kieruje tobą zwykła ciekawość, czy nie tak?

Bała się powiedzieć mu wprost, jak bardzo znowu zrobił się niemiły, ciągnęła jednak odważnie: – Rozumiem, że to ważna część twojego życia. Nie chciałabym cię urazić, ale gorycz i chłód bijący od ciebie sprawia mi ból i jednocześnie denerwuje. Widząc twój klasztorny pokój i doświadczając odpychającego sposobu bycia, pomyślałam, że to z powodu zawodu miłosnego. A stąd już bardzo blisko do głębokiej niechęci, jaką u ciebie dostrzegam wobec płci pięknej. Ale może się mylę?

– Rzeczywiście, mylisz się. Po prostu na kobiety dotąd nie miałem czasu.

– Nie miałeś czasu? Więc masz jednak jakiś cel, który ci ten czas pochłania? To nie jest chyba praca w policji, prawda, to dotyczy twojej siostry?

– Skąd wiesz?

– Wywnioskowałam z tonu twojego głosu. Za oknem cykady rozpoczęły swój koncert.

Alfred leżał z rękoma pod głową, wyciągnięty na swoim posłaniu. Wydawał się jeszcze chudszy niż zwykle, bo w tej pozycji brzuch całkiem mu się zapadł. Nie widzącymi oczyma wpatrywał się tępo w sufit.

– Pewnie masz rację – odrzekł. – Może przesadzam, ale tak się tym wszystkim zadręczam, ogarnia mnie kompletna bezradność i zwątpienie. Ani na chwilę nie mogę przestać myśleć o mojej siostrze.

Sara leżała w milczeniu, przysłuchując się jego słowom.

– Było nas troje rodzeństwa – zaczął, a Sara domyśliła się, że nigdy przedtem o tym nikomu nie opowiadał – ja najstarszy. Po śmierci mamy musiałem się nimi zaopiekować. Ojciec zmarł wiele lat wcześniej. Kiedy wydarzyła się tragedia, Torii miała piętnaście lat. Niełatwo przychodziło utrzymać ją na miejscu. Geir był kilka lat młodszy. Przypadkowo dowiedziałem się, że Torii zakochała się w dojrzałym mężczyźnie. Ona oczywiście nie pisnęła w domu słówkiem, najprawdopodobniej on sobie tego nie życzył. Chodziły pogłoski, że jest to człowiek o nieciekawej przeszłości, a poza tym klasyczny podrywacz. Typ, którego trudno przyłapać na gorącym uczynku, ale który niejedno ma na sumieniu. Nikt jednak nie umiał powiedzieć, kim jest ten mężczyzna. Torii toczyła więc wojnę ze mną i młodszym bratem, a moje ostrzeżenia traktowała jako atak na jej ukochanego. Była śliczną, niewinną dziewczyną, więc nic dziwnego, że miał na nią chrapkę mimo swoich trzydziestu lub – więcej lat. Unikał mnie i czynił to z najwyższą perfekcją, zwłaszcza że wiedział, czym się zajmuję. Torii zaś nigdy się nam nie zwierzała. Tylko od czasu do czasu miała zwyczaj siadywać zamyślona i rysować niewidzialny ślad ostrzem noża od łokcia w kierunku dłoni. Geir zapytał ją kiedyś, dlaczego to robi, a ona odpowiedziała, czerwieniąc się mocno: „Blizna…”

Sara pokiwała głową.

– Przypuszczam, że to on nosił bliznę w tym miejscu.

Dziewczyna była chyba bardzo zakochana.

– Niestety, tak. – Alfred przerwał na moment, wspomnienie wyraźnie sprawiało mu ból. – Któregoś piątkowego wieczoru zabrała torbę i usiłowała czmychnąć. Zauważyliśmy to obaj z bratem i doszło do ostrej wymiany zdań. Oskarżyła mnie o tyranię i brak zrozumienia. Oświadczyła, że zamierza wyjechać ze swoim przyjacielem na sobotę i niedzielę i nikt jej w tym nie przeszkodzi. Gdy zatrąbił samochód, Torii wypadła z domu niczym wicher. Mały Geir ruszył za nią i dobiegi do auta, gdy ona już do niego wsiadła. Chwycił za klamkę, ale w tej chwili mężczyzna ruszył z impetem. Geir nie zdążył się puścić i… – Alfred odetchnął głęboko – i dostał się pod koła.

Sara zadrżała.

– Dopiero wtedy pojawiłem się na ulicy i usłyszałem przeraźliwy krzyk siostry. Błagała mężczyznę, żeby się zatrzymał. Nie posłuchał jej, a wtedy ona sama wyskoczyła z jadącego pojazdu i chyba została mocno poturbowana. Samochód zawrócił, po czym potrącił bezwładnie leżące ciało dziewczyny, i odjechał.

– O mój Boże, to straszne! – Z trudem powstrzymywała napływające do oczu łzy. – Ale dlaczego to zrobił?

– Torii dobrze wiedziała, kim on jest. Prawdopodobnie miał dużo więcej do ukrycia, niż sądziliśmy. Nie chciał dopuścić do tego, by zatrzymała go policja. Nie zdążyłem mu się przyjrzeć, a numer rejestracyjny wozu był nie do odczytania, być może zabrudzono go celowo. Podbiegłem do brata, ale już niestety nie oddychał. Torii jeszcze dawała oznaki życia. Na ulicę zaczęli wychodzić sąsiedzi i to oni wezwali pomoc. Dziewczynka przebywa teraz w domu dla upośledzonych. Ma sparaliżowane nogi i ciągle pozostaje w szoku, zupełnie nie mam z nią kontaktu. Moje mieszkanie jest tak skromnie umeblowane, bo wszystkie środki, jakimi rozporządzam, przeznaczam na jej leczenie. Odwiedziliśmy najlepszych specjalistów. Stwierdzono, że być może zaczęłaby chodzić, gdyby poprawił się jej stan psychiczny. Zabieram ją w różne ładne miejsca, żeby ją przywrócić do życia, ale jak na razie bez skutku.

– A co z tym człowiekiem?

– Nie znaleźliśmy go. Torii nie odpowiada na żadne pytania, a nikt nie zna tego mężczyzny.

Głos Eldena załamał się, choć jego twarz wciąż pozostawała obojętna. Sara zrozumiała, jak błędnie oceniła Alfreda. To nie wino sprawiło, że zaczął mówić, raczej pijąc je sam chciał dodać sobie odwagi, tak bowiem silna była chęć podzielenia się z kimś troskami. Te potworne przeżycia drążyły go od wewnątrz i nie dawały spokoju, Alfred zdawał się być bliski obłędu. W końcu uznał, że musi z kimś porozmawiać, i tym kimś okazała się właśnie ona, Sara!