Dziecko Pani Doktor

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Doktor Emily Mainwaring, wezwana do porodu bliźniąt, nie spała przez całą noc i teraz była tak zmęczona, że wchodząc do poczekalni, pomyślała, że pewnie zdrzemnęła się na chwilę i to, co widzi, to tylko sen, ponieważ wśród oczekujących na nią pacjentów był…

Jej ideał mężczyzny!

Ale… to przecież Bay Beach i przychodnia, w której za chwilę ma zacząć poranny dyżur. Szybko wiec ochłonęła, ponownie stając się dwudziestodziewięcioletnią lekarką, a nie jakąś marzącą o miłości nastolatką, która cielęcym wzrokiem gapi się na nieznajomego.

– Pani Robin?

Starsza kobieta podniosła się z wyraźną ulgą. Pozostali pacjenci spojrzeli na nią z zazdrością. Nieznajomy mężczyzna podniósł głowę również.

No, no! – pomyślała Emily. Teraz wydawał się jej jeszcze bardziej interesujący, a kiedy ich oczy się spotkały…

Przez chwilę obserwowała go uważnie, lecz w jej spojrzeniu nie było nic profesjonalnego, a jedynie kobieca ciekawość.

Nieznajomy był wysokim, wspaniale zbudowanym mężczyzną o ognistorudych falujących włosach, które sprawiały, że miało się nieodpartą chęć wyciągnąć rękę i wpleść w nie palce…

Ale dosyć tego! Skoncentruj się wreszcie na pracy! – skarciła się w myślach. Jeśli para błyszczących, zielonych oczu potrafi ją tak wytrącić z równowagi, to najwyraźniej jest bardziej zmęczona, niż sądziła.

– Przepraszam za spóźnienie – powiedziała. – Miałam kilka nagłych wezwań. Gdyby ktoś z państwa chciał posiedzieć na plaży i przyjść później…

Wydawało się to jednak mało prawdopodobne. Ci ludzie to przeważnie farmerzy albo rybacy i wizyta u lekarza jest dla nich czymś w rodzaju towarzyskiego spotkania. Mogli tu spokojnie siedzieć i udawać, że czytają czasopisma, a w rzeczywistości chłonąć każdą plotkę czy jakakolwiek inną sensację. Teraz na przykład zachodzili w głowę, kim może być ten rudowłosy nieznajomy i Em mogła być pewna, że nic się przed nimi nie ukryje.

– To brat Anny Lunn – oznajmiła pani Robin, zanim zaczęła wyliczać swoje dolegliwości. – Jest o trzy lata od niej starszy i ma na imię Jonas. Och, pani doktor, czyż on nie jest uroczy? Kiedy wszedł do poczekalni z Anną, pomyślałam w pierwszej chwili, że to jej nowy przyjaciel, i nie byłoby w tym nic dziwnego, skoro ten ladaco Kevin ją opuścił. Jeśli jednak to brat, to przynajmniej dobrze, że jest na tyle troskliwy, aby przyprowadzić ją do lekarza. Nie sądzi pani?

Tak, to rzeczywiście dobrze. Anna Lunn ma zaledwie trzydzieści lat, ale bieda i obowiązki związane z wychowywaniem trojga dzieci zdążyły już wycisnąć na niej swoje piętno. Chciała jak najszybciej widzieć się z lekarzem i to, że przyszła z bratem, świadczyło, że sprawa jest poważna i że ta wizyta może potrwać znacznie dłużej niż inne. Emily westchnęła cicho i w myślach przedłużyła swój dyżur o kolejne pół godziny, po czym zajęła się mierzeniem ciśnienia pani Robin.

Charlie Henderson stracił przytomność, zanim skończyła badanie. Zapisany na kontrolę wieńcówki mężczyzna był w mocno podeszłym wieku. Przedtem siedział w kącie poczekalni i z wyraźnym ukontentowaniem obserwował biegającą dzieciarnię. W chwili, gdy Emily zaczęła wypisywać pacjentce receptę, starzec chwycił się za serce, po czym nagle skurczył się i osunął na ziemię.

– Em! – Recepcjonistka gwałtownie zastukała do drzwi gabinetu i Emily w tej samej niemal chwili znalazła się przy leżącym na ziemi starcu. Jego twarz była śmiertelnie blada, a skóra pokryta zimnym potem. Emily szybko sprawdziła jego drogi oddechowe, ale nie stwierdziła żadnej niedrożności. Nie wyczuwała również tętna.

– Szybko wózek! – rzuciła w kierunku Amy. Rozpoczęła sztuczne oddychanie, błyskawicznie rozerwała Charliemu koszulę na piersiach. Wszystko wskazywało na to, że nastąpiło całkowite zatrzymanie akcji serca. W sytuacji, gdy osiemnastoletnia recepcjonistka nie miała żadnego medycznego przygotowania, Emily wiedziała, że musi liczyć wyłącznie na siebie.

– Czy możecie opuścić pomieszczenie? – rzuciła pośpiesznie, nie podnosząc głowy i nie mając nadziei, że ktokolwiek jej posłucha. Niestety, zajęta ratowaniem starego przyjaciela, nic więcej nie mogła zrobić.

I wtedy, gdzieś z góry…

– Czy moglibyście wszyscy stąd wyjść? Natychmiast! – wsparł ją ktoś ostrym, nie znoszącym sprzeciwu głosem.

Przymrużyła oczy, zastanawiając się, do kogo mógł należeć. Wciąż jednak klęczała przy starcu, rozpaczliwie starając się przywrócić go do życia.

– Oddychaj… Proszę, Charlie, oddychaj…

– Potrzebne nam miejsce – ciągnął głos. – Jeśli to nic pilnego, zapiszcie się na inny termin, albo poczekajcie na zewnątrz. No już!

Rudowłosy mężczyzna przyklęknął z drugiej strony Charliego. Wózek był już przy nich i Emily widziała, jak nieznajomy nanosi żel na elektrody defibrylatora z taką wprawą, jakby to robił już niejednokrotnie. Kim, u diabła, jest? Nie było jednak czasu na zadawanie pytań. Trzeba ratować Charliego. Charlie był dla niej kimś wyjątkowym.

Charlie…

Musi się opanować. Nie czas na emocje, gdy w grę wchodzi życie starego przyjaciela. Kolejne cztery razy wdmuchnęła powietrze w jego płuca, po czym głęboki głos polecił:

– Odsunąć się! Już!

Wykonała polecenie i dłonie nieznajomego błyskawicznie umieściły elektrody na piersiach starca.

Ciało Charliego zadrżało gwałtownie. Nic. Żadnych oznak, że serce wznowiło pracę. Seria sztucznych oddechów, przyłożenie elektrod do piersi, wstrząs i znowu nic. Kolejna seria wdechów, jeszcze jedna i jeszcze jedna… Wciąż nic. W końcu Emily się poddała.

– Wystarczy – szepnęła. – On odszedł.

Zaległa głucha cisza. Stojąca za nimi blada jak ściana Amy wciągnęła głęboko powietrze i po jej twarzy popłynęły łzy. To dla niej zbyt silne przeżycie, jest jeszcze taka młoda, pomyślała Emily i nagle, mimo swoich dwudziestu dziewięciu lat, poczuła się bardzo staro. Z trudem podniosła się, podeszła do zapłakanej dziewczyny i serdecznie ją przytuliła.

– Nie płacz, Amy. Charlie nie mógł sobie wymarzyć lepszej śmierci.

Miał osiemdziesiąt dziewięć lat i od dawna poważnie chorował na serce. Możliwość uczestniczenia w życiu Bay Beach najwyraźniej trzymała go przy życiu i pełne dramatyzmu odejście z pewnością bardziej mu odpowiadało niż śmierć we własnym domu w samotności.

– Zadzwoń do Sarah Bond – powiedziała do chlipiącej recepcjonistki. – To siostrzenica Charliego. Powiedz jej, co się stało, a potem zadzwoń do zakładu pogrzebowego. – Odetchnęła głęboko i spojrzała na nieznajomego. – Dziękuję panu – szepnęła.

Znużenie i smutek malujące się na jej twarzy musiały go widocznie poruszyć, ponieważ zbliżył się do niej i położywszy dłonie na jej ramionach, rzekł cicho:

– Do licha! Pani jest kompletnie wyczerpana.

– Nie jest tak źle.

– Lubiła pani Charliego?

– Tak. Każdy go lubił. Był rybakiem i mieszkał w Bay Beach przez całe życie. – Spojrzała niepewnie na ciało starca. Leżał cicho i spokojnie, jakby spał. To była śmierć, jakiej z pewnością każdy by pragnął. Nie powinna rozpaczać, ale… – Znałam go od zawsze – wyszeptała. – Nauczył mnie łowić ryby, kiedy miałam zaledwie pięć lat. Nauczył mnie pływać i… wielu innych rzeczy. Nauczył kochać morze i kochać… życie. – Jej głos nagle się załamał.

– Musi pani odpocząć. – Mężczyzna wyjrzał na zewnątrz, gdzie czekało kilka osób. – Czy ktoś mógłby panią zastąpić?

– Nie – odparła, odzyskując pewność siebie.

– Wobec tego ja to zrobię – oznajmił. – Jestem chirurgiem. Wprawdzie w tej chwili przydałby się lekarz z inną specjalnością, ale z najpilniejszymi przypadkami dam sobie radę.

– Pan jest chirurgiem? – W głosie Emily brzmiało niedowierzanie. – Chce pan powiedzieć, że brat Anny Lunn jest chirurgiem? – Anna nigdy nie miała pieniędzy. To jakiś absurd.

– Chirurgiem jestem przez cały czas – odparł. – Bratem Anny Lunn jedynie wtedy, kiedy mi na to pozwala. – Roześmiał się z goryczą. – Ale moje problemy nie są w tej chwili najważniejsze. Zapewniam, że może mi pani powierzyć pacjentów. Pożegnamy Charliego, a potem napijemy się kawy lub herbaty. Chodzi tylko o to…

– Tak? Zawahał się.

– Długo trwało, zanim zdołałem namówić siostrę na tę wizytę. Musieliśmy zostawić jej dzieci w pogotowiu opiekuńczym przy domu dziecka w Bay Beach. Jeśli teraz stąd odejdzie, to z pewnością już tu nie wróci. Czy zgodzi się pani ją przyjąć?

– Naturalnie.

– Oczywiście pod warunkiem, że ja zajmę się pozostałymi pacjentami.

– To nie jest konieczne.

– Jest.

Przez chwilę przyglądał się jej z zatroskaniem i Emily poczuła się nieswojo. Zawsze była blada i, na skutek ciągłego jedzenia w biegu i rezygnowania z wielu posiłków, bardzo szczupła, a splecione w warkocz długie, ciemne włosy i pociągła twarz o wystających kościach policzkowych jeszcze bardziej tę szczupłość podkreślały. Jednak teraz głębokie cienie pod oczami nadawały jej twarzy chorobliwy wygląd. Tak, z pewnością zauważył, jak bardzo jest wyczerpana.

– Czy nikt pani nie pomaga? – zapytał, jakby dla potwierdzenia jej przypuszczeń.

Emily rozłożyła ręce w wymownym geście.

– Do licha, dlaczego? Przecież Bay Beach to wystarczająco duża miejscowość nie tylko dla dwóch, ale nawet dla trzech lekarzy…

– Ja tu się urodziłam i kocham to miejsce – odparła. – Jednak w Australii jest wiele uroczych nadmorskich miejscowości, i do tego niezbyt odległych od wielkich miast, lekarze mają więc w czym wybierać. Chcą chodzić do restauracji i posyłać dzieci do prywatnych szkół i dobrych uczelni. Od dwóch lat, kiedy mój ostatni partner odszedł, bez przerwy się ogłaszamy, ale bez rezultatu.

– A wiec jest pani sama?

– Niestety.

– Cholera!

– Nie jest tak źle. – Przesunęła ręką po włosach i westchnęła, patrząc ze smutkiem na Charliego. – Tylko czasem… Jakie to szczęście, że był pan przy tym. Przynajmniej wiem, że nie można było zrobić nic więcej.