Tak wiele Emily chciałaby mu powiedzieć. Chciała mu powiedzieć, że sama znalazła coś lepszego. Chciałaby zachwiać jego pewnością, że pozwoli mu odejść bez awantury. Dziwne, ale fakt, że się wycofał, jakoś ją zabolał. Nic, co uczynił w ciągu ostatniego miesiąca, nie zaszkodziło ich przyjaźni w takim stopniu jak to. Gdyby powiedział, że pokochał inną, złożyłaby mu gratulacje i najlepsze życzenia. Ale usłyszeć, że bardziej kocha pieniądze i stanowisko – to było nie do zniesienia.

– Jeśli tego chcesz, Edwardzie, to oczywiście pozwolę ci odejść.

Widzę teraz, jak byłeś mądry, trzymając nasze zaręczyny w sekrecie. Żadne z nas nie będzie miało kłopotów z powodu zerwania.

Ulga z powodu tak szybkiego załatwienia sprawy uczyniła Emily wspaniałomyślną. Nie traciła czasu ani wysiłku, by powiedzieć Edwardowi, co o nim myśli. Oczywiście i tak nigdy by nie zrozumiał.

Wstał z sofy. Teraz, kiedy dostał to, po co przyszedł, spieszył się do wyjścia. Emily wiedziała, że w pewnym stopniu zdawał sobie sprawę, że zachował się paskudnie, i że jej widok zawsze mu to niemiłe przypomni. Odtąd będzie jej unikał jak zarazy.

– Wiedziałem, że okażesz się rozsądna. Dziękuję ci, Emily, za wszystko. Życzę ci wszystkiego najlepszego.

– Mam nadzieję, że znajdziesz to, czego chcesz – powiedziała Emily, w pełni świadoma, że jej życzenia nie są tak wielkoduszne jak jego.

Otworzył drzwi, po czym, zmieszany, przystanął na chwilę.

– Jeszcze jedna rzecz, Emily. Gdybyś pozwoliła bratu i szwagierce wierzyć, że to twoje serce się zmieniło…? Nie mogę powiedzieć wujowi, że to ja zerwałem zaręczyny. On nie jest taki wyrozumiały jak ty. Sir John i lady Meriton nigdy cię nie potępią za to, że się rozmyśliłaś. Co ci zależy, niech mój wuj myśli, że za bardzo się bałaś, by zostać przy mnie?

– Mnie zależy – przemówił głos za plecami Edwarda. – Czy mam rozumieć, kuzynie, że nie tylko porzuciłeś pannę Meriton, ale masz czelność prosić ją, by wzięła winę na siebie?

– Moja rozmowa z panną Meriton, kuzynie, jest rozmową osobistą – powiedział Edward ze złością. – Nie muszę się przed tobą tłumaczyć.

– Nie musisz – zgodził się Tony – ale z pewnością będziesz musiał wytłumaczyć się przed lordem Ruthvenem. Cóż, wytłumacz to.

Wszystko stało się tak prędko, że Emily prawie straciła orientację.

W jednej chwili Tony i Edward próbowali pokonać się wzrokiem, a w następnej Edward próbował pozbierać się z podłogi.

– Chyba złamałeś mi nos – zajęczał, siedząc wciąż w oszołomieniu na podłodze.

– Och, wątpię – odpowiedział Tony. – Tylko trochę rozkrwawiłem. Ale jutro będziesz miał wspaniale podbite oczy.

Zadowolenie z pokonania przeciwnika wydawało się walczyć z jakimś innym uczuciem. Czy on ma o mnie tak złe zdanie – pomyślała Emily – że sądzi, iż zgodziłabym się poślubić taki nędzny okaz!

Edward pozbierał się z podłogi.

– Jak ja to wytłumaczę?

– Wpadłeś na drzwi? – zasugerował Tony, podając kuzynowi chusteczkę. – Bądź pewien, że imię panny Meriton w ogóle nie figuruje w twoim tłumaczeniu. Chyba, że zależy ci na powiedzeniu prawdy? Myślę, że nie. Do widzenia, kuzynie. – Odprowadził Edwarda do drzwi salonu i zamknął je za nim.

– Wiedziałeś – powiedziała oskarżycielsko Emily ze swojego miejsca na sofie.

– Tak, Letty powiedziała mi o tobie i Edwardzie.

– Po takiej scenie jak ta, muszę wydawać się patentowaną idiotką. Nie zawsze taki był – próbowała wyjaśnić. – Albo, jeśli był, udawało mu się to ukrywać przede mną. Byliśmy takimi dobrymi przyjaciółmi. – Nagle dotarła do niej niezwykłość nagłego zjawienia się Tony'ego.

– Co cię tu sprowadziło, Tony? Wiedziałeś, co on zrobi?

– Nie, nie miałem pojęcia, że może być taki głupi. Bałem się, że mimo wszystko zamierzasz wyjść za niego. – Podszedł i usiadł obok niej na sofie, ale nie patrzył na nią. – Zamierzałem to przerwać, jeśli bym mógł.

Nagle w salonie zapanowała niewiarygodna cisza. Emily bardzo spokojnie odpowiedziała:

– Nie, nie zamierzałam wyjść za niego, choć nie wiem, czy powiedziałabym mu to dzisiaj.

– Bo już go nie szanujesz?

– To też, ale głównie dlatego, że uświadomiłam sobie, że jeśli przyjdzie pokochać, to tylko prawdziwego człowieka – w każdym razie, jeśli chodzi o mnie. Nie zadowolę się niczym pośledniejszym.

– Och. – Głos jego zabrzmiał rozczarowaniem. – Rozumiesz, miałem nadzieję, że jeśli szukasz człowieka, którego bardzo lubisz i który jest dobrym przyjacielem, żeby spędzić z nim życie, mogłabyś spędzić je ze mną.

Emily próbowała zrozumieć, co kryje się za tą propozycją, lecz on trzymał twarz odwróconą. To była ta propozycja, o której marzyła, ale czy przedstawił ją z tych samych głupich powodów, które doprowadziły ją do przyjęcia Edwarda?

– Jednak namiastka nie wystarczy, prawda? – spytał Tony.

– Powinieneś był sam się dość szybko o tym przekonać – powiedziała Emily, bliska łez. – Szczególnie z Letty, żeby przypomnieć coś z twojego podwórka. Może z czasem znajdziesz kogoś, kogo pokochasz lepiej niż kochałeś Letty.

– Już znalazłem – powiedział Tony, w końcu zwracając ku niej twarz. – Nie jesteś namiastką, Emily. Nigdy nie mogłabyś być. Letty i ja byliśmy dziećmi, zbyt młodymi, by wiedzieć, czym naprawdę jest miłość. Teraz wiem – i to ciebie kocham. Nie widzę żadnego powodu, dla którego chciałabyś choć dwa razy na mnie spojrzeć, ale jeśli sądzisz, że z czasem mogłabyś…

Emily poczuła, jakby serce w niej miało eksplodować. Przełykane łzy sparaliżowało jej gardło.

– Nie? – powiedział ze smutnym uśmiechem, przygotowany na to, by wstać.

– Tak! – zawołała Emily nienaturalnie głośno. Zbyt długo zmuszała się do ukrywania swoich prawdziwych uczuć. Dłużej już tego nie potrafiła, nie wobec Tony'ego.

– Chcę powiedzieć, że nie muszę czekać, Tony, i kocham cię naprawdę, i jeśli mnie chcesz…

Teraz Emily zrozumiała, co miała na myśli Georgy mówiąc, że ona jaśnieje. Tony wyglądał tak, jakby w jego wnętrzu zapaliło się światło. Ona prawdopodobnie też, choć jej światło było nieco wilgotne. Łzy popłynęły strumieniem.

Tony wstał i pociągnął ją za sobą.

– Jeśli ciebie chcę…? Och, chcę, chcę ciebie. Co to jest? To nie czas na łzy. – I przyciągnął ją do siebie i objął.

– Zawsze płaczę, kiedy jestem szczęśliwa – powiedziała Emily.

– Ale musisz na chwilę przestać – nalegał Tony – żebym mógł cię należycie pocałować.

Emily natychmiast przestała płakać i uniosła ku niemu twarz. Była, mimo wszystko, bardzo rozsądną dziewczyną. Lecz, jak kiedyś wnikliwie zauważył Tony, była w stanie dla kogoś, kogo prawdziwie kochała, posłać w diabły przyzwoitość.


* * *

Dzień siódmego lipca 1914roku upłynął pod znakiem publicznego nabożeństwa dziękczynnego za zwycięstwo sprzymierzonych; tłumy napłynęły do Katedry Św. Pawła, by się modlić, podziwiać nawzajem swoje toalety i wypatrywać, czy jacyś królewscy goście nie zostali w mieście. Wellington wrócił do domu i już samo to wydawało się dostatecznym powodem do świętowania.

Ze spraw prywatnych Gazette zanotowała zaręczyny panny Emily Meriton z markizem Palinem. Panna Meriton osobiście napomknęła potem narzeczonemu, że to doprawdy bardzo dziwne uczucie – tyle przeżyć i zakończyć tam, gdzie się zaczęło, wciąż jako narzeczona lorda Palina.


***
  • 1
  • 42
  • 43
  • 44
  • 45
  • 46