L. J. „
”W krainie, w której teraz jest nasz wspólny dom… „ To była prawda. Kończył się sierpień i Keshia miała jeszcze przed sobą ostatni test: Marbellę i Hilary.
– Kochanie, jak ty bosko wyglądasz! Zdrowa, opalona… Gdzie się podziewałaś?
– Tu i tam – zaśmiała się Keshia, odgarniając włosy z czoła. Były teraz dłuższe, a twarz okrągłej sza, już nie tak wyostrzona. Pod oczami miała drobne zmarszczki, zapewne od słońca, ale wyglądała dobrze. Bardzo dobrze.
– Jak długo się zatrzymasz? Nawet nie zatelegrafowałaś, żeby mnie uprzedzić, niegrzeczne dziecko!
A zatem znów była w starym, znajomym świecie. Kochana Hilary! Tylko ona mogła ją nazwać niegrzecznym dzieckiem. W sumie czemu nie? Trzydzieste urodziny Keshii minęły w lipcu jak sen.
– Wpadłam na kilka dni, ciociu. Oczywiście jeśli znajdzie się dla mnie miejsce.
– Dlaczego tak krótko? Naturalnie, że jest miejsce, głuptasku. – Hilary mogłaby pomieścić jeszcze co najmniej tuzin innych gości, nie licząc ich służby. – Stanowczo powinnaś zostać co najmniej na miesiąc.
– Muszę wracać. – Keshia wzięła od lokaja szklankę mrożonej herbaty. Stały przy korcie tenisowym, na którym rozgrywano mecz.
– Wracać? Do czego? Nie uważasz, że Jonathan stanowczo poprawił serw?
– Niewątpliwie.
– Oczywiście, ależ jestem głupia. Przecież ty go nie znasz. Czarujący młody człowiek.
Keshia uśmiechnęła się pod nosem. Jonathan wyglądał jak dokładna kopia Whitneya.
– A zatem do czego ci tak spieszno? – Hilary podniosła do ust kieliszek schłodzonego martini.
– Do Nowego Jorku.
– O tej porze roku? Kochanie, chyba oszalałaś!
– Możliwe, ale nie było mnie prawie pięć miesięcy.
– Zatem następny miesiąc nie zrobi wielkiej różnicy.
– Muszę wziąć się do pracy.
– Jakiej znów pracy? W dobroczynności? Ależ, dziecko, w mieście nikogo nie ma o tej porze roku! – Hilary spojrzała na nią zmieszana. – O czym ty mówisz?
– Ja pracuję, ciociu. Piszę.
– Piszesz? – zdumiała się Hilary. – Na Boga, po co? Keshia stłumiła śmiech. Biedna ciocia Hil!
– Głównie dlatego, że sprawia mi to przyjemność. Nawet dużą.
– Nowe hobby?
– Nie takie nowe.
– A czy ty w ogóle potrafisz pisać? To znaczy, chciałam powiedzieć: przyzwoicie?
Tym razem Keshia nie zdołała już powstrzymać śmiechu.
– Nie wiem, ciociu. W każdym razie się staram. Swego czasu prowadziłam rubrykę Martina Hallama, ale to nie było najlepsze z moich dzieł – uśmiechnęła się łobuzersko.
Hilary szeroko otworzyła usta.
– Co? To chyba jakiś żart… Na Boga, Keshia, jak mogłaś!
– Bawiło mnie to. Kiedy przestało bawić, zrezygnowałam. Nie patrz tak na mnie, ciociu. Przysięgam, że nigdy cię nie oplotkowałam.
– Tak, ale… No wiesz, Keshia, naprawdę mnie zadziwiasz. – Hilary sięgnęła po następne martini i wytrzeszczyła oczy na swoją siostrzenicę. Ta dziewczyna zawsze była dziwna. – W każdym razie – dodała, powoli otrząsając się z szoku – nie masz po co wracać teraz do miasta. Zresztą ta rubryka już się nie ukazuje.
– Wiem, ale zamierzam omówić kontrakt na książkę.
– Z plotkami? – Hilary zbladła.
– Nie, naturalnie, że nie. Polityczną. Nie będę cif zanudzać szczegółami.
– Rozumiem. Skarbie, rozgość się, na jak długo zechcesz, tylko błagam: nie oplotkowuj moich gości. – Hilary zachichotała, uświadamiając sobie, że teraz i ona zyskała materiał do bardzo intrygujących ploteczek. „Czy wiesz, kochana, ten Martin Hallam to moja siostrzenica… „
– Nie martw się, ciociu. Już się tym nie zajmuję.
– Właściwie szkoda… – westchnęła Hilary, łagodząc cios trzecim martini. Keshia poprzestała na mrożonej herbacie. – Widziałaś się już z Edwardem?
– Nie. Jest tutaj?
– Nie wiedziałaś?
– Nie.
– Można powiedzieć, że na długo zboczyłaś z ubitego traktu, prawda? Gdzie właściwie byłaś? – Hilary w skupieniu obserwowała serw Jonathana.
– W Etiopii. Tanzanii. W dżungli. W niebie i piekle, czyli właściwie wszędzie.
– To cudownie, kochanie. Spotkałaś kogoś znajomego?
– nie czekając na odpowiedź Hilary dodała: – Chodź, skarbie. Przedstawię ci Jonathana.
Zanim jednak zdołała przeprowadzić swój zamiar, zjawił się Edward. Przywitał Keshię ciepło, lecz z rezerwą.
– Nie przypuszczałem, że cię tu spotkam! – rzekł, uświadamiając sobie, że jest to dziwne powitanie po tak długiej przerwie.
– Ja też nie – zaśmiała się Keshia i uścisnęła go jak za dawnych lat.
– Powiedz szczerze: jak się masz?
– A jak wyglądam?
– Tak jak zawsze pragnąłem. Zdrowa, opalona, wypoczęta… – I trzeźwa, dodał w duchu. Co za ulga!
– Tak też się czuję. Minęło sporo czasu.
– Wiem. – Wiedział też, że nigdy nie pozna do końca jej historii, mimo że Keshia oaaal. nie przypłaciła jej życiem.
– Zatrzymasz się tu, mamy mam nadzieję?
– Tylko na kilka dni. Simpson załatwia mi kontrakt na książkę.
– To cudownie!
– Też tak uważam – uśmiechnęła się, ujmując go pod rękę.
– Chodź – rzekł podekscytowany, biorąc z tacy dwie szklanki z mrożoną herbatą. – Usiądziemy pod drzewem i opowiesz mi o tej nowej książce.
W ciągu minionych miesięcy tęsknił za nią jak potępieniec, ale miał również czas, by wszystko przemyśleć. Pogodził się ze swoją rolą w życiu Keshii i jej rolą w swoim i w końcu osiągnął spokój. Wiele zrozumiał. Pośpieszne pociągi życia go omijały; on – ostatni dżentelmen – pozostawał samotnie na peronie.
Po raz pierwszy w życiu Keshii żal było wyjeżdżać z Marbelli. Ona także okiełznała upiory przeszłości, pogodziła się ze stratą Luke’a i wreszcie uwolniła się od ducha swojej zmarłej matki. Teraz mogła wracać do domu.
W samolocie przypomniała sobie coś, co dawno temu powiedział do niej Alejandro: „Twoja przeszłość jest częścią ciebie. Nie możesz się jej wyprzeć”. Teraz nie musiała się już jej wypierać, nie musiała też dalej żyć pod jej pręgierzem. Nikt i nic nie mogło rościć sobie do niej praw. Pokonała strach. Była wolna.
Nowy Jork tętnił gwarem i nieznośnym upałem. Hilary nie miała racji. Nawet w sierpniu nie było tu pusto. Ludzie, którzy się liczyli, wyjechali, ale byli przecież wszyscy inni. Miasto żyło.
Na lotnisku nie było fotoreporterów, dziennikarzy – nikogo. Był piątkowy wieczór i Keshię czekało sporo pracy. Musiała się rozpakować, wykąpać, umyć głowę, a nazajutrz wczesnym rankiem wsiąść do metra i jechać do Harlemu. To było najważniejsze. Planowana książka nie była jedynym powodem, który ściągnął ją z Hiszpanii. Drugim był Alejandro. Planowała to od dłuższego czasu i wreszcie była gotowa. Dla niego. Dla siebie także. Alejandro był częścią jej przeszłości, której nie zamierzała się wyprzeć. Przechowała ją starannie na przyszłość.
Danielle Steel
"Zwiastun miłości" отзывы
Отзывы читателей о книге "Zwiastun miłości". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Zwiastun miłości" друзьям в соцсетях.