Tak. Jego rzeczy. Są przecież u niej.

Dobrze. Myśli teraz, że musi to odebrać, wziąć w obce, nieprzyjazne miejsce – tak myśli, może nawet wydaje mu się, że to prawda, że tego chce.

Mój Boże, tak mu się wydaje.

Dobrze. Niech więc teraz idzie i niech przyjdzie, kiedy będzie chciał, po swoje rzeczy. Ułoży je, przejrzy, przyjrzy się im.

I pomyśli spokojnie o sobie. Żeby nie zobaczył wtedy brzydkiej, strachliwej kobiety. O nie! Kiedy on przyjdzie, ona będzie najpiękniejszą kobietą świata, ubierze tę spódnicę, w której wygląda jak Hiszpanka, wyglądasz jak Hiszpanka, pachniesz słońcem, jesteś pełna seksu, uwielbiam cię – tak będzie wyglądać. Włoży również tę bluzkę, którą kupiła niedawno – czarną, z łezką, z dekoltem w kształcie łezki, będzie miała piękne włosy i oczy, otworzy mu drzwi i…

Zaniedbała się ostatnio, zapomniała, co robić, żeby dobrze wyglądać, poczuła się bezpiecznie i on przestał w niej widzieć ją, a zaczął widzieć kogoś obcego, i wtedy prawdopodobnie zapomniał, że tylko ona wie, że tylko ona rozumie, że tylko ona może, że są dla siebie stworzeni, dwie połówki tego samego jabłka… a kiedy przyjdzie i ona przywita go bez śladu wyrzutu, jakby się nic nie stało, zarzuci mu ręce na ramiona, przytuli się, tak jak on lubi, dotknie piersiami mocno, oprze się o niego, a jego ręce obejmą ją – nie będzie myślał o żadnych rzeczach, o fotografiach, rakietach, swetrach i narzędziach, książkach i długopisach, będzie wiedział, że wraca, nie, że odchodzi.

Stoi nieporuszony. Ściana daje mu wsparcie, ręka opuszczona, trzyma w niej klucze, klucze od ich domu. Dłoń jest zaciśnięta, kostki zbladły, krew odpłynęła. Denerwuje się. Niepotrzebnie. Ma takie piękne dłonie – silne i delikatne. Nikt jej nigdy tak nie dotykał, z taką czułością, jego palce mimochodem spotykały się z jej naskórkiem, czasem nie wiedziała, czy to tylko pragnienie dotknięcia tak parzyło, czy sam dotyk poruszonego powietrza.

Jego delikatne ręce, ręce dla niej, teraz ściskają klucze.

Podświadomie nie chce się z nią rozstać. Te klucze to przecież symbol. Nie patrzy na nią, patrzy przed nią, w podłogę.

Tu będzie leżał zielony dywanik, już dawno wypatrzyła w Twoim Domu, przyjazny wełniany dywanik, ale to dopiero potem, jak się zmieni podłogę, ta jest zniszczona, tyle lat chodzenia, wchodzenia i wychodzenia, czysta oczywiście, ale zniszczona. Jak położą deski, to jednocześnie zmienią podłogę. On kiedyś mówił o deskach sosnowych, ale to chyba strasznie niepraktyczne. Na taką deskę jak upuści się niechcący coś twardego, to od razu zostaje ślad, sosna to miękkie drewno, będą zostawały ślady od obcasów. Ona chciała gress, teraz już nie robi się drewnianych sosnowych podłóg. Ale jeśli ten dywanik pokryje deski, to właściwie mogą być deski. Mogą być, oczywiście, deski. To przecież wszystko jedno… Dlaczego nie patrzy na nią, tylko w podłogę? Nie może patrzeć na jej cierpienie. Zawsze był wrażliwy, dobry i wrażliwy… więc nie będzie go narażać, obwiniać, krzyczeć, robić awantur.

Nie, nie i jeszcze raz nie. Żadnej histerii i żadnego cierpienia. Nie ma powodu cierpieć.

To tylko chwila, w związku bywają trudne chwile. Szczególnie w dobrych związkach. To jest jedna z nich.

Pamiętać, że to minie… Przywołać lekki uśmiech.

A kiedy on przyjdzie… zobaczy, co jest naprawdę ważne…

I kiedy on przyjdzie, będzie myślał, że przychodzi po rzeczy, a zobaczy w jej oczach to wszystko, do czego trzeba wracać i od czego nigdy się nie ucieka, zobaczy, jak bardzo się myli jakie to niepotrzebne było niewłaściwe mówienie że jej nie kocha jakie to głupie było ale ona mu wybaczy wszystko mu wybaczy nie zrobi mu krzywdy świat jest wystarczająco zły ale jeśli tylko będą razem nic im nie będzie straszne a jemu wróci na twarz ten uśmiech ukochany i kiedy on stanie w drzwiach i zobaczy swoją kobietę swoje marzenie ją to jesteś moja tylko moja niczyja inna nigdy prawda jesteś moją kobietą i kocham cię powróci i ciało się znowu wypełni będzie ciepłe i różowe a zimno wyjdzie sobie tak łatwo jak przyszło tak właśnie będzie

– Poprosiłem Wojtka, przyjedzie po moje rzeczy.

Kiedy może do ciebie zadzwonić?

Nie ma odwagi się przyznać, że bardzo chce, chce wyjaśnić, boi się jej, boi się, że jego decyzja jest chwilowa, że to jakiś absurdalny nastrój, gdyby mu nie zależało na niej, mógłby być obojętny, mógłby do niej milion razy przyjść i wyjść, obojętność jest przekleństwem i końcem, ale tu nie ma obojętności, głos mu się załamuje, ciężko mu to mówić, ciężko z jakiegoś powodu, którego ona jeszcze nie zna, ale się dowie, dokopie, doszpera, przeczuwa ten powód i wierzy – to miłość, to tęsknota za nią…


*

Mówi i myśli coś innego, ale naprawdę on nie wie, co czuje. Jak mu uświadomić, że przecież nie chce się wcale rozstać! Nie chce!

Gdyby chciał, mógłby sto razy wejść i wyjść, wynosić każde zdjęcie, które jej pokazywał, każdą książkę, którą czytał, każdy sweter, każdą dyskietkę mógłby nosić oddzielnie do samochodu, tak by to było nieważne, czy ona jest i patrzy, czy ją to boli, czy cieszy… Ale to jest ważne. To jest niepodważalny dowód, dowód na to, że nie chce sam przyjść, bo się boi zobaczyć ją w mieszkaniu, w którym byli tacy szczęśliwi, w przedpokoju, w którym tyle razy go witała, nie chce wspomnień, bo się boi, że jego decyzja jest ułomna, biedna, zeschnięta, niewłaściwa.

Coś mu się stało, jeszcze nie wie co, ale domyśli się, jak tylko się zastanowi, jak nie będzie działać pod wpływem chwili, to się dowie…

Tak więc wszystko w porządku.

– Lepiej będzie dla ciebie, jeśli nie będziemy się przez jakiś czas widywać…

Teraz się odważył podnieść głowę. Włosy ma matowe, a wzrok, nie jego to wzrok, inny. Przestraszony. A w jego głosie znowu troska, spokój… łagodność… Znowu się o nią martwi.

Człowiek martwi się o ludzi, których kocha.

Oczywiście, czasem martwi się wojnami albo jak spadnie samolot, ale to jest inny rodzaj zmartwienia. Człowiek martwi się z miłości. Skoro martwi się o nią, dba o to, co będzie dla niej dobre, to znaczy, że ją kocha, choć może sobie nie w pełni to uświadamia. Myśli, że tak będzie lepiej, bo nie chce jej ranić.

Jeśli człowiek nie chce ranić drugiego człowieka to przecież nie z obojętności, tylko dlatego, że się z nim liczy, liczy z uczuciami, myśli o tym, żeby nie sprawić przykrości to co ona widzi nie jest prawdą nie ma w jego oczach prawdy prawda jest w tym co on mówi co będzie lepiej dla niej i tego się trzeba trzymać dopóki on nie zrozumie…

Potem zrozumie… Niedługo… Zrozumie, że ona jest dla niego wszystkim, jego ostoją, spełnionym marzeniem, jego tęsknotą i zaspokojeniem tej tęsknoty. Właśnie dlatego nie mówi, że to będzie lepiej dla niego… podświadomie wie, że dla niego to będzie straszne nie widzieć jej, nie czuć jej, nie dotykać jej.

Mężczyźni łatwiej odcinają się od tego, co czują… to dla niego będzie gorzej jej nie widzieć, będzie smutniej, będzie rozpaczliwiej, więc musi powiedzieć, że tak będzie lepiej dla niej.

I wie, że ona go rozumie. Musi tak powiedzieć.

Szanuje go za to. Kocha go za to.

Zawsze będzie go kochać.

– Muszę już iść. Do zobaczenia.

Do zobaczenia… Powiedział „do zobaczenia”.

Nie przesłyszała się, tak powiedział. No i proszę!

Nie „żegnaj”, nie „żegnaj” nie na zawsze „do zobaczenia” po prostu „do zobaczenia”, czyli za chwilę niedługą chwilę po prostu zobaczymy się choć teraz jest lepiej, tak mu się wydaje zupełnie niesłusznie, wydaje mu się, że musi wyjść, ale proszę, oto „muszę” a nie „chcę” „do zobaczenia” a nie „żegnaj” wszystko w porządku.

– Tu są klucze.

Jakie on ma delikatne dłonie. Pięść rozkurczyła się, breloczek – srebrna świnka, kupiła takie dwie – zastukotał o klucze. Brzęknęło, kiedy je położył na stoliku pod lustrem, tak jakby kryształ cieniuchny tam stawiał.

To znaczy, że klucze są ważne dla niego, tak samo ważne jak ona.

A więc i o tym pomyślał. Żeby nie stawiać jej w sytuacji trudnej, jeśliby ktoś, z kim by była… będzie…

Nie! Skąd! To nie dlatego! Jak mogła pomyśleć, że on dopuszcza możliwość, że ona go może zostawić, być z kim innym, kogo innego kochać, do kogo innego się przytulać?

Przecież on to robi dla siebie! Ze strachu. On musi się ubezpieczyć, żeby nie przyjść jak do siebie, bo przyszedłby za chwilę, ledwieby zjechał na parter, jużby nie wiedział, po co poszedł. A klucze -jeśli zostawia, to żeby ich brak przypominał mu… ten dźwięk kluczy w kieszeni – te klucze gdzieś tam w świecie, tam, gdzie wydaje mu się, że nie chce iść, mogłyby go kusić do przyjścia, do otwarcia drzwi – on nie dla niej te klucze oddaje, on oddaje swoją chęć jak najszybszego powrotu, on oddaje kusiciela – bo boi się jeszcze bardziej niż ona, obawia się siebie, głuptas…

Jakby było możliwe uwolnienie się od prawdziwej miłości…

Zawsze się ją zabiera ze sobą… zawsze… dokądkolwiek się udajesz, zawsze swoją miłość trzymasz przy sobie.

– Idę. Wojtek zadzwoni do ciebie w środę. Czy tak będzie dobrze?

Wojtek? Jaki Wojtek? Ach, ten… Taki wysoki, dobrze zbudowany kolega z uczelni. Wojtek? Czy tak ma na imię? Nie pomyliło mu się? Wojtek przecież kiedyś bywał u nich… Ostatnio nie przychodził.

Wojtek… Dobrze, niech zadzwoni w środę, do środy tyle czasu…

Do środy wszystko się zmieni… to cztery dni…

Do środy Wojtek już nie będzie musiał dzwonić, była tego pewna.

Nie będzie się teraz kłócić o szczegóły. Dzień w tę czy we w tę.

Da mu te cztery dni. Podaruje mu jak najcenniejszy prezent.

Cztery dni i cztery noce bez niej, bez jej zapachu poznałbym cię na końcu świata/, bez jej ramion odkrytych, przerzuconych przez jego tors rano/te twoje łapiny budzą mnie do życia/, bez jej dotyku i ciepła głosu, bez jej czekania, bez jej… bez niej… bez niego Chryste cztery dni i cztery noce… nie nie nie to tak jak wyjazd jak delegacja tylko bez paniki do środy tyle czasu wszystko się zdarzy weźmie się w garść ogarnie to wszystko podzieli dni na godziny a godziny na minuty a minuty na sekundy… i da mu tyle czasu ile mu potrzeba żeby zrozumiał że ta głupia mrzonka ten wybryk nie zaważy na ich związku.