– Skaleczony?

– Ma ranę na nodze…

– Pokaż, zobaczę…

– Tylko uważaj, boli go… polałam mu wodą utlenioną…

– Wykąpałaś go… Widać, że… po przejściach…

Kobieta spojrzała prosto w oczy Łukasza.

– Jak my wszyscy…

A potem schyliła się, położyła znów dłoń na czarnym psim łbie, a pies zmrużył oczy, westchnął i spokojnie zasnął.

O n jeszcze nie wie, że mnie kocha

Spojrzał i w jego spojrzeniu nie mogła znaleźć nic, żadnej nadziei. Uważne spojrzenie, trochę smutne, zielonkawe tęczówki, wąskie źrenice. I żadnej nadziei.

– Tak postanowiłem.

– A ja? – chciała wyszeptać i poczuła, jak zimno idzie w dół, od brzucha do podbrzusza, jak tężeją płuca z braku powietrza (co wciągnęła do tych płuc zamiast?), jak obręcz zaciska się coraz bardziej.

– A ja? Ja się nie liczę? To, że cię kocham?

Spuścił wzrok i milczał.

Obręcz się zacisnęła i gardło zaczęło się zwężać.

Oczy zapiekły, a nogi stwardniały. Zniknęło gdzieś ciało, a pustą skórę wypełniło zimno. Było wszędzie, w dłoniach, ramionach, udach, między nogami. Tylko z tyłu, tam gdzie powinny być plecy, była dziura, i to zimno tą dziurą tam do niej wchodziło.

Nie powinna tak się upokarzać. Przecież powiedział, postanowił, podjął decyzję. Ona już nie była ważna, nie musiał się z nią liczyć, nie tylko nie musiał, ale nie chciał. Wszystko się skończyło, a ona gwałtownie szuka czegoś, co można uchwycić, jakiegoś drobnego kawałeczka ich razem, który odchucha, którym się zaopiekuje, który wtedy na nowo wzrośnie i przywróci ich sobie. Czegokolwiek, jakiegoś ważnego wspomnienia, przecież, na miłość boską, kochali się!

Nie można tak nagle, z dnia na dzień, kogoś przestać kochać!

Żeby tylko mogła powiedzieć, że teraz będzie inaczej, że to ważna rozmowa, że cieszy się, że powiedział jej o swoim niepokoju, ale ona się poprawi!

Zrobi coś, przecież może na nią liczyć, nie pomyślała, nie odgadła na czas, nie domyśliła się, straciła swoją kobiecą intuicję, poczuła się zbyt bezpiecznie, to jej wina, ale ona się zmieni, zmieni siebie, swoje postępowanie, to się nie zdarzy następnym razem, będzie czujna, będzie uprzedzać jego myśli, nie dopuści do takiej sytuacji co zrobiła czego nie zrobiła wytężyć siły przypomnieć sobie wyostrzyć wzrok w przeszłość a pamiętasz jak kiedyś a przypomnij sobie jak dwa miesiące temu jakich słów użyć jakiego tonu głosu jak spojrzeć co poczuć żeby go nie przestraszyć żeby żeby żeby rozumiał że ona rozumie że tym razem się naprawdę postara nie dopuści w porę zareaguje uprzedzi… co zrobić co zrobić zrobić coś co żeby zobaczył że ją kocha że tamto wszystko co mówił to pomyłka pomylił się…

Oczywiście! To takie proste! On się pomylił! On nie chciał tego powiedzieć!

Kochany, pomylił się, a ona źle zrozumiała, on miał co innego na myśli, och, jaka jest głupia, zaraz spojrzy mu prosto w oczy jasnym, prostym spojrzeniem i zobaczy, że tamto to nieprawda, że prawda w jego oczach to czułość i ciepło!

Kochany, jak mogłam cię podejrzewać, że nie wiesz, co mówisz, jak mogłam być taka głupia, żeby myśleć, że mnie nie kochasz, ty mnie kochasz, ty tylko zapomniałeś, że mnie kochasz, kochasz mnie najbardziej na świecie jesteś moją kobietą jesteś moim marzeniem jesteś moim wybawieniem jesteś moją połówką pachniesz jak nikt na świecie zawsze będę z tobą nikt nas nie rozłączy

Tego przecież nie mówi się żartem, nie mówi się tak sobie, nie mówi się dla zabawy, to są słowa z serca, prawdziwe i niepodważalne, o tym powinna pamiętać, a to nie on, tylko ona właśnie o tym zapomniała.

Kochany, on nie to miał na myśli…

I spojrzy na niego, a w chwili kiedy spojrzy, przypomni mu to wszystko, wszystko się obróci, na dobre się obróci, wróci dzień…

To wszystko przez nią, ona nie zrozumiała go dobrze, nie zrozumiała intencji, pomyślała tylko o sobie, nie o nim, a przecież jest zapętlona i przerażona, nieraz jej to mówił, i teraz też jest przerażona, że on może rzeczywiście mógł pomyśleć to, czego myśleć nie mógł!

To przez nią! Przez jej wybujałą wyobraźnię, jej strach, który kazał tak brzydko, niedbale zinterpretować jego słowa.

Nie, nie, nie.

Trzeba wziąć głęboki oddech, jeszcze jeden i jeszcze, uśmiechnąć się, zaraz wróci wzrok, który dotyka, i zaraz sobie wszystko wyjaśnią… Wyjaśnią to całe głupiutkie nieporozumienie. Za które go będzie tak czule przepraszać… I znowu będzie dobrze…

Zaraz się skupi i będzie wiedziała, jak popatrzeć, żeby zobaczył, jak spojrzeć, żeby wiedział, jak powiedzieć, żeby nie przestraszyć, co zrobić, żeby nie było winy.

Ani winy, ani wstydu.

Już!

Podniosła oczy i zobaczyła jego zielonkawe tęczówki. To nie były puste oczy, patrzył na nią z obojętnością i odrobiną troski.

– Dobrze się czujesz?

Nie, nie czuję się ani dobrze ani źle coś natychmiast trzeba zrobić żeby zrozumiał bo on nie rozumie nie rozumie że to boli że nie wolno zabijać, jest nie zabijaj a on zabija

Nie! Oczywiście, że nie! Stop! Rozpędziła się!

Tak nie wolno. Powoli, jeszcze raz… nie dawać się ponosić emocjom… pomyśleć, zrozumieć, co powiedział. Nie dodawać nic, nic nie odejmować.

Zapytał, jak się czuje. Zapytał, czy czuje się dobrze.

Czyli nie wszystko stracone… Nie wszystko.

Zebrać się w kupę, nie pokazywać, nie przestraszyć, on nie chce mieć do czynienia z dzieckiem, tylko z kobietą, kobiety są wytrzymałe, silne, mądre. Dorosłe kobiety nie histeryzują, nie pokazują po sobie, nie pozwalają. Dorosłe kobiety wiedzą, czego chcą. Odczytują intencje prawidłowo.

O co on zapytał?

Dobrze się czujesz?

Co to znaczy?

Trzeba pomyśleć, spokojnie pomyśleć.

Dobrze się czujesz?

To znaczy, że mu zależy. Troszczy się o nią. Nie musiał zadawać tego pytania, a jednak zadał. Odczuł to, co ona czuje, ponieważ są połówkami tej samej pomarańczy, tego samego rajskiego jabłka, on nawet o tym nie wie, ale już zawsze będzie czuł tak samo jak ona, a ona będzie czuła jego ból, zdenerwowanie, troskę, tak jak to było zawsze, od półtora roku, a przedtem się i tak nie liczy, bo to był czas, w którym jego nie było, więc nie było też czasu ani przestrzeni, ani życia, ani historii, nie było nic przedtem, zanim się poznali, i ona to przekonanie przywróci.

Nie miała racji, jak zwykle. Nie miała racji.

Czy dobrze się czujesz – to znaczy, że nie myśli tylko o sobie. Myśli o niej. Myśli o niej ciepło, tylko nie umie tego wyrazić.

Dobrze się czujesz – znaczy, że nie jest mu obojętna. Chciałby, żeby się czuła dobrze, zauważa każdą zmianę jej zachowania. Może zbladła, tak, na pewno zbladła i on już wie, przeczuwa, że coś z nią jest nie tak. Obcy ludzie nigdy by tego nie zauważyli, a on nie jest obcy.

Tak!

To jest dowód, nie wymyślony dowód, tylko namacalny dowód na bliskość, na intymność, padły te słowa, a słowo ciałem się stało…

Stoi oparty o ścianę. Tu mają być w przyszłości deski dębowe – tak ustalili. Na razie jest ściana, trochę chropawa i dawno niemalowana, ale czysta.

Nad nim licznik, prawie bezszelestnie zębate kółeczko odmierza niewidzialną elektryczność. Nie powinien się kręcić – wszystko jest wyłączone, nie gra radio ani telewizor. Światła niepozapalane…

Tak cicho… Powinien stać w miejscu, tak jak stoi mężczyzna, ale zębate kółeczko lekko drga, czerwony ślad przesuwa się… 2345, a teraz pomaleńku piątka jest wypychana przez szóstkę… Co jest włączone? Ach, lodówka, oczywiście, zawsze lodówka. W lodówce piwo, które on lubi… Na górnej półce. Dawno nie pił piwa… Już jest szóstka… 2346… Ten licznik będzie zabudowany… jak położą deski. Grube deski, poziomo, nowocześnie. Sam zaplanował półki i szafkę. Półka pójdzie pod licznikiem, aż do rogu, potem nad drzwi… Będzie ładnie. Postawi się tam gliniane wazony i najwyższe książki. Drzwi się pomaluje, a może obije skórą lub skajem, a może nawet skórą w jakimś ładnym kolorze, może żółtym, nie, żółty nie będzie pasował do dębu, chcieli zostawić naturalny kolor dębu – tylko lekki lakier ekologiczny, wodny… Wymyślą jakiś kolor, jeszcze jest czas. Dużo czasu…

A on stoi nieruchomo. Oczy zielonkawe, z małą zwężoną źrenicą. A pod oczami ciemne cienie z niewyspania.

Nie jest szczęśliwy. To dla niego cios. To, że musi jej mówić przykre rzeczy. Kto go do tego zmusił?

Dlaczego się zdecydował? Przecież ona widzi, że nie jest szczęśliwy. Patrzy na nią. Nie miała racji, to w jego spojrzeniu to troska. Czeka, aż ona coś powie.

Czy dobrze się czujesz?

Odpowie mu. Nie zmartwi go bardziej.

– Dobrze. Dobrze się czuję.

Co teraz? Co teraz? Co robić? Co mówić?

Może milczeć? Przekonywać? Zatrzymać? Płakać?

Nie ma powodu płakać. Nie może być smutna. Nic się nie dzieje. To jej rozigrana wyobraźnia. On chce coś przemyśleć i nie znalazł innego sposobu.

Poczekać?

– Muszę już iść. Chciałbym odebrać od ciebie moje rzeczy…

Ach, oczywiście. Jego rzeczy. Jego swetry, pachnące swetry, i bluzy obszerne i cieplutkie, w które zawijała się wieczorem, kiedy go nie było. I pachniała nim, wodą Gio, jego wodą, zasypiała w jego pustoramiennym swetrze, kiedy nie było go przez tydzień, a ona tęskniła za jego dotykiem. Może to śmieszne, może inne kobiety tego nie robią, ale ona robi zawsze, jak on wyjeżdża. Czuje się bezpiecznie, zasypia z jego obrazem pod powiekami… Więc jego swetry? Jego bluzy, jego spodnie i skarpety.

I rakieta tenisowa z rączką od jego potu przyciemniała, jego płyty, delikatny jazz, jego książki, które przynosił przez dwa dni, które zwoził do jej domu tak niedawno, jego zdjęcia, kiedy był mały, malutki chłopczyk ułożony na kocyku z główką na bok, z rozłożonymi nóżkami, trzy fałdki z jednej strony na maleńkich udkach, trzy z drugiej, z małym sterczącym fifraczkiem, i potem, kiedy grzecznie siedział na akademii pierwszomajowej w mundurku i kiedy uczył się jeździć na nartach, i jego matka, której nie poznała, a która by ją lubiła, piękna kobieta – umarła, kiedy miał szesnaście lat – i jego matka siedząca na ławce w parku, a on na rowerku.