– Panie Sterling, przecież rozmawiamy czysto teoretycznie. Za miesiąc lub dwa może się okazać, że żadna operacja nie jest konieczna. Holly jest bardzo silna. Musiała walczyć, żeby przeżyć… Proszę w nią wierzyć i mocno trzymać kciuki.

Kyle nie wyglądał na pocieszonego, choć ze wszystkich sił starał się nie załamywać.

– Chciałbym zobaczyć córkę – powiedział.

W słuchawce zapanowała cisza.

– Może jednak poczeka pan kilka dni… Holly powinna mieć teraz spokój. Jakiekolwiek gwałtowne uczucia mogą się źle odbić na jej zdrowiu…

– Do licha! Przecież to moje dziecko!

– A moja pacjentka – mruknął Seivers. – Widziałem, jak wczoraj zareagowała na pana widok. Nie mogę tak ryzykować, kiedy w grę wchodzi zdrowie pacjentki.

– Więc co pan radzi?

– Proszę zaczekać, aż Holly poczuje się lepiej. Zresztą… – lekarz zawahał się – jest przy niej matka.

Kyle musiał ugryźć się w język, żeby nie powiedzieć, co sądzi o takiej matce. Nie miał wyboru, musiał słuchać Seiversa. Wszyscy twierdzili, że jest on najlepszym ginekologiem w Kalifornii. a może nawet na całym Zachodnim Wybrzeżu.

– W porządku – westchnął. – Będę czekał na wiadomości. Proszę dać znać, gdyby coś się zmieniło.

– Oczywiście.

– Dziękuję… Do widzenia, doktorze.

Odłożył wolno słuchawkę. Starał się nie patrzeć w pełne niepokoju, brązowe oczy Lydii.

– I co z panienką?

– Wszystko będzie dobrze. Doktor zapewnił mnie, że operacja poszła znakomicie. – Na szczęście ego głos brzmiał znacznie bardziej przekonująco, niż się spodziewał.

Ale Lydia nie dała się tak łatwo oszukać. Znała go przecież od dziecka. Teraz więc bez trudu odgadła, że coś go gnębi.

– Lepiej od razu wszystko powiedzieć. Po co się męczyć?

Kyle spojrzał na nią z wdzięcznością.

– Tak – westchnął. – Może to i racja.

Kobieta pokiwała energicznie głową.

– Chodzi o to, że lekarze nie dają gwarancji, że Holly zupełnie wyzdrowieje…

– Dios – szepnęła Lydia.

– Chcę teraz wyjść. Trochę się przewietrzyć i pozbierać myśli. Gdyby przyszedł Ryan, zaprowadź go do salonu i poczęstuj drinkiem.

– Dobrze.

Lydia uśmiechnęła się blado. W dłoni trzymała krzyżyk. Kiedy tylko Kyle wyszedł, zmówiła krótką modlitwę za zdrowie panienki, a następnie z furią zaczęła wyrabiać ciasto. To niesprawiedliwe! Niewinne dziecko cierpi tylko dlatego, że „ta kobieta” upiła się i straciła panowanie nad kierownicą.


Ocean zawsze działał na niego kojąco. Nawał kłopotów wypędzał go z Los Angeles do nadmorskiej posiadłości. Tutaj znajdował sposoby na rozwiązanie najbardziej pogmatwanych spraw. Zwłaszcza w czasie długich spacerów po pustych plażach nad Pacyfikiem.

Dzisiaj jednak było inaczej. Kiedy tylko przypomniał sobie o wypadku, wzbierał w nim gniew. Chwytał garście piasku i ciskał w wodę. Gwałtowna bryza niosła ziarenka z powrotem w stronę lądu.

Zaczął się wspinać po drewnianych schodach wiodących na skałę. Chciał na chwilę zapomnieć o córce i skupić się na interesach. Przez ostatnie miesiące było odwrotnie: przestał zajmować się firmą nagraniową i myślał tylko o Holly. Zaczynała szwankować dystrybucja, zawodziły prognozy… Obserwował to jak wojnę na jakiejś dalekiej planecie, chociaż powoli zaczęło do niego docierać, że wali się to, co budował cierpliwie przez całe dorosłe życie.

Studio nagrań Sterling Recordings przez wiele lat borykało się z różnymi problemami. W pewnym momencie wydawało się nawet, że Kyle będzie musiał zwijać interes. Na szczęście dzięki teledyskom pokazywanym w sieci telewizji kablowej sprzedaż znacznie wzrosła. Teraz chodziło tylko o to, żeby podnieść jakość. Do tej pory studio Kyle’a korzystało z usług wynajmowanych artystów i innych firm, ale powoli przestawało się to opłacać. Ideałem byłoby, gdyby wszystko robić w jednym studiu, co pozwalało obniżyć koszty, zapewnić odpowiednią jakość nagrania i obronić się przed piractwem. Zwłaszcza to ostatnie zaczynało dawać się we znaki wszystkim firmom działającym zgodnie z prawem.

Kyle przystanął na chwilę i zacisnął dłoń na poręczy. Nie może pozwolić zginąć własnej firmie. Dzięki niej przecież zapewni przyszłość sobie i… Holly.

Kiedy dotarł na szczyt, obejrzał się za siebie. Niestety, ocean tym razem go zawiódł. Głowę miał równie pustą jak przed wyjściem z domu. Przygarbiony powoli poszedł w stronę posesji.

Po chwili, niedaleko garażu, zauważył samochód Ryana Woodsa. Przyśpieszył kroku. Od razu skierował się do salonu. Wiedział, że Lydia wypełnia sumiennie każde jego polecenie. Przed wejściem zatrzymał się i spróbował uśmiechnąć.

– Przepraszam, spóźniłem się – powiedział od progu.

Ryan kończył właśnie drinka.

– Nic nie szkodzi – odrzekł wstając z wielkiego fotela.

Uścisnęli sobie dłonie. Ryan przyjrzał się uważnie Kyle’owi. Stwierdził, że widział już gdzieś ten niepewny uśmiech i spojrzenie pełne bólu. Ale gdzie? Czy nie na okładce pierwszej platynowej płyty Kyle’a? Tak, mógł się wtedy podobać. Ciekawe, czy płyta sprzedałaby się tak dobrze, gdyby nie miliony wielbicielek urzeczonych jego urodą? Głos Kyle’a określano jako przeciętny. Teksty ballad były zbyt poetyckie jak na gusta szerokiej publiczności. I tylko to „coś” w twarzy i oczach… Płyta sprzedała się znakomicie, a Kyle zainwestował pieniądze w podupadłą firmę, którą po paru latach wyprowadził na szerokie wody. Sterling Recordings należała w tej chwili do najlepszych w kraju.

Kyle napełnił pustą szklaneczkę Ryana, po czym na chwilę zastygł w bezruchu. Powoli przygotował drugiego drinka. Coś najwyraźniej go gryzło. Tym razem nie mógł to być młodzieńczy bunt, a Ryan był przekonany, że nie chodzi również o kłopoty związane z prowadzeniem firmy. Trzymał jednak język za zębami. Jeśli Kyle zechce podzielić się z kimś swoimi problemami, na pewno to zrobi. Ryan Woods zawdzięczał swoją sławę pierwszorzędnego fachowca między innymi temu, że nigdy nie pchał się z butami tam, gdzie go nie proszono. Chyba że… ktoś mu za to zapłacił.

Kyle wypił mały tyk, a następnie usiadł naprzeciwko gościa.

– Przypuszczam, że masz dla mnie jakąś propozycję – zaczął bez owijania w bawełnę.

Gość pochylił łysiejącą głowę.

– Tak. Nareszcie.

– Jestem ci za to bardzo wdzięczny, Ryan. Sam nie miałem czasu na zebranie informacji, a decyzja wydaje się szalenie ważna.

– Przecież za to mi płacisz.

Kyle pokiwał głową.

– Dobrze. Pozwolisz, że spróbuję zgadnąć, co wymyśliłeś. – Kyle potarł zmarszczone czoło. – Uważasz pewnie, że powinienem robić wszystkie teledyski u siebie w studiu.

Ryan poruszył się niespokojnie. Siedział na fotelu niedaleko wielkiego okna, przez które mógł obserwować floletowoczerwone smugi na ciemniejącym niebie. Słońce już niemal schowało się za horyzont. Na jego tle widniały jedynie sylwetki dalekich jachtów. Ryan nie wiedział, co bardziej podziwiać: uroki natury czy też wspaniałość rezydencji Kyle’a. Wszystko wskazywało jednak na to, że samego właściciela nie cieszą ani puszyste, perskie dywany, ani robione na zamówienie meble, ani nawet oryginalna kolekcja malarstwa francuskich surrealistów.

Ryan dopił drinka i odstawił szklankę. Otworzył aktówkę, z której wyjął plik równo ułożonych papierów. Kyle wyciągnął dłoń.

– Uprzedzam, że wyniki badań mogą ci się nie spodobać – ostrzegł Ryan.

– Pozwól, że sam to ocenię. Kwestia produkcji teledysków męczy mnie już od dawna. Czas z tym wreszcie skończyć.

Zaczął uważnie przeglądać papiery. Woods doskonale wykonał swoją robotę. Wykazał czarno na białym, dlaczego powinni kręcić filmy wideo.

– Dobra, przekonałeś mnie. Wynajmiemy najlepszych ludzi i udostępnimy pomieszczenia na trzecim piętrze – powiedział Kyle.

Dostrzegł jednak wyraz niepokoju w oczach Ryana.

– Jakieś problemy? – spytał.

Prawnik pokręcił głową.

– Nie, myślę, że to ułatwi sprawę… nam wszystkim.

– Nie rozumiem.

Ryan wyjął ostatni raport i wręczył go z ociąganiem szefowi.

– Prosiłeś, żebym zajął się również problemem pirackich kopii – powiedział. – Pamiętasz? Parę miesięcy temu…

Kyle spojrzał na niego jak na przybysza z Innej planety.

– Nie chcesz chyba powiedzieć, że to wciąż aktualne.

Podrapał się w brodę. Czy to możliwe, żeby tak bardzo zaniedbał własną firmę?

– Zobacz sam. – Ryan wskazał plik papierów.

Kyle pogrążył się w lekturze. Jego szare źrenice nabrały barwy gradowej chmury. Powoli jego dłoń zacisnęła się w pięść. W końcu podniósł wzrok i spojrzał w błękitne oczy Ryana.

– Jesteś tego pewny?

– Nie mam najmniejszych wątpliwości.

– Więc to tak… – Kyle nerwowo bębnił palcami po papierze. – Niech to diabli! Paskudna sprawa!

Ryan pracował dla Kyle’a od ośmiu lat i znał jego napady gniewu.

– O co chodzi? – spytał. – Wcale tak dużo nie straciłeś.

Kyle zagryzł wargi.

– Czuję się oszukany. Współpracowaliśmy z Festival Productions od ładnych paru lat. Wszystko układało się tak dobrze… Nie rozumiem, dlaczego Maren McClure chce mnie oszukać…

Potrząsnął głową, nie mogąc oswoić się z tą myślą.

– Maren jest tylko właścicielką firmy. Nie powinieneś Jej oskarżać… Poza tym skopiowano tylko trzy kasety. No, przynajmniej tyle pojawiło się na czarnym rynku… Problem przestanie istnieć, kiedy skończymy interesy z Festival Productions.

Usłyszeli pukanie do drzwi. Przed zakończeniem pracy i wyjazdem na weekend Lydia przyniosła im kanapki. Kyle uśmiechnął się do niej i życzył przyjemnej podróży. Po chwili jej olbrzymia sylwetka zniknęła w głębi domu.

– No dobrze. Co teraz? Czy sądzisz, że powinniśmy zignorować całą sprawę w nadziei, że się sama rozwiąże?

Ryan zatrzymał dłoń z kanapką w połowie drogi do ust.

– Niestety, to nie takie proste…

– Wiem, mamy przecież długoterminową umowę z Festival Productions.

Ryan skinął głową. Zjadł niewielką kanapkę i sięgnął po następną. Po chwili wyjął z kieszeni cygaro i zaczął ugniatać je między palcami. W końcu wyciągnął zapalniczkę. Cały salon wypełnił się bladoniebieskim dymem. Ryan uśmiechnął się do siebie. Nauczył się tych teatralnych sztuczek jeszcze w czasie studiów prawniczych w Yale.