Jakże straszne konsekwencje wynikłyby z tego ślubu! Baptista miała rację. Już wiedziała, że fizyczne połączenie z Lorenzem nie uchroniłoby jej od Renata, a wręcz przeciwnie. Im więcej nauczyłaby się o miłości, tym bardziej chciałaby zakosztować jej z mężczyzną, który wzbudzał w niej niepohamowaną namiętność. I pasję…

Zamiast tego poślubiła mężczyznę, którego pragnęła, a być może nawet kochała.

Westchnęła, znużona nieustannym trybem przypuszczającym swych myśli. Bała się przyznać przed sobą, że kocha człowieka, który nie wierzy w miłość. Renato żył w bardzo szczególny sposób, bo zawsze umiał zdobyć to, czego pragnął. Teraz pragnął jej i w łóżku był równie zadowolony z ich związku, co ona, ale to nie była miłość. Mówiła Baptiście, że on nie wie nic o sercu. Obawiała się, że to prawda, więc jak mogła otworzyć przed nim swoje?

Nagle zadzwonił telefon.

– Halo. Lorenzo, to ty?

– Heather, jesteś sama? – usłyszała przestraszony głos Lorenza.

– Chwileczkę. – Powiedziała pokojówce Sarze, która układała serwetki na stole, by na chwilę wyszła z pokoju. – Już jestem sama.

– Musimy porozmawiać, ale Renato nie może się o tym dowiedzieć. W ogóle nikomu nic nie mów.

– O co chodzi, Lorenzo?

– Przyjedź do Londynu.

– Co takiego?

– Potrzebuję cię. To ważne. Są tu pewne sprawy… Heather, błagam…

Prosił tak rozpaczliwie, że nie mogła mu odmówić.

– Dobrze – powiedziała. – Przylecę najbliższym rejsem.

Przy odrobinie szczęścia może uda mi się dotrzeć wieczorem.

Znalazła paszport i wrzuciła trochę drobiazgów do torby podręcznej. Dzięki nieobecności Baptisty mogła wyjść bez zbędnych pytań.

– Wrócę jutro lub pojutrze – oznajmiła pokojówce i szybko wybiegła.

Renato miał wrócić dopiero za tydzień, lecz zjawił się wczesnym rankiem następnego dnia.

Był uśmiechnięty, bo spodziewał się ujrzeć zdumienie na twarzy żony, że zrezygnował z tylu klientów, byle być przy niej. Być może nawet Heather przestanie traktować go z pewnym dystansem.

– Amor mia! - zawołał, otwierając drzwi do sypialni. – Gdzie jesteś?

Pokój był pusty. Wzruszył ramionami i szybko zbiegł na dół. Pewnie siedzi na tarasie i rozmawia z matką. Albo jest w posiadłości. Dlaczego najpierw pobiegł do sypialni? Uśmiechnął się. No cóż…

– Sara, gdzie jest moja żona? – spytał pokojówkę.

Dziewczyna zmieszała się.

– Nie wiem, signore. Najpierw telefonował signor Lorenzo, a potem pani szybko wyszła. To było wczoraj.

– Czy mówiła, dokąd się udaje?

– Nie, signore. Powiedziała tylko, że wróci dziś, najdalej jutro.

– Gdzie moja matka?

– Odpoczywa w swoim pokoju.

Zajrzał cicho do Baptisty, ale spała. Powinien wykazać więcej cierpliwości, jednak nie dawała mu spokoju pewna myśl. Co takiego powiedział Lorenzo, że Heather opuściła dom?

Renato poszedł do gabinetu i wziął się do pracy. Przez godzinę szło mu jako tako, jednak gdy po dłuższej rozmowie z klientem odłożył słuchawkę, stwierdził, że nie pamięta ani słowa. Poddał się i zadzwonił do Lorenza do Londynu.

Lorenzo tym razem nie zatrzymał się w „Ritzu", lecz w nowo otwartym luksusowym hotelu, z którym rodzina Martellich zamierzała współpracować.

– Proszę z pokojem Lorenza Martellego – rzekł Renato.

– Sir, przykro mi, ale pan Martelli wymeldował się kilka godzin temu.

Renato podskoczył na krześle.

– Dziś rano? Myślałem, że ma zostać przez tydzień.

– My też, sir, ale po tym, jak wczoraj przybyła pani Martelli, postanowili wyjechać wcześniej.

– Pani Martelli? Ta młoda angielska dama?

– Tak jest, pani Heather Martelli. Rano zwolnili pokój.

Serce omal nie wyskoczyło mu z piersi. Nie pamiętał, jak zakończył rozmowę. Siedział jak sparaliżowany.

Tego właśnie się obawiał. Zawsze wiedział, że Lorenzo nadal jest bliski jej sercu, a mimo to walczył o Heather. I po co? By ponieść klęskę, po nic więcej.

Miał trudności z oddychaniem. Czuł się niczym człowiek porwany śnieżną lawiną. Najpierw wszystko wiruje wokół, potem lodowacieje.

Chciał zerwać się, zacząć działać, ale nie mógł, bo nie wiedział, co właściwie powinien zrobić. Gdyby tylko można było cofnąć czas do chwili, nim zaczął się ten koszmar…

Żona zdradziła go z jego bratem. Myśląc, że mąż wróci dopiero za tydzień, poleciała do Lorenza.

Nie, to niemożliwe. Gdyby rzecz się wydała, Baptiście pękłoby serce, a Heather zbyt mocno kochała mammę. Renato próbował przekonać sam siebie, że to niemożliwe, lecz brakowało mu argumentów.

To było niemożliwe, biorąc pod uwagę uczciwość i prawość Heather. Jednak niedawno spytała: „Co my właściwie o sobie wiemy? Chyba tylko tyle, że jest nam dobrze w łóżku".

Z zamyślenia wyrwał go dźwięk podjeżdżającego auta. Jak w transie wyszedł na zewnątrz i zobaczył brata i Heather wysiadających z taksówki. Lorenzo, playboy przeczulony na punkcie swego wyglądu, był nie ogolony, a ubranie miał zmięte i brudne.

Spojrzał w oczy Renata, rozłożył ręce w bezradnym geście i poszedł do domu.

– Muszę wziąć prysznic – oznajmił, idąc na górę.

Renato gestem poprosił żonę, by udała się do jego gabinetu.

Kiedy szła obok niego, słyszała, jak mu wali serce. Wyglądał jak ktoś, kto ważył swoje przyszłe losy. Bo tak było w istocie, a wszystko zależało od tego, co powie Heather.

– Dlaczego wróciłeś wcześniej? – spytała.

– Mniejsza z tym. Gdzie, u diabła, byłaś?

– W Londynie – odparła urażona jego tonem.

– Nie informując nikogo, dokąd i po co jedziesz?

– Miałam ważne powody.

– W to akurat nie wątpię – warknął. Spojrzała na niego ostro.

– Uważaj, Renato. Jestem zmęczona i brak mi cierpliwości. Jeśli masz mi coś do powiedzenia, to proszę, mów śmiało.

– Dobrze. Czy spędziłaś ostatnią noc w jego pokoju?

– Co? – zdumiała się Heather.

– Odpowiadaj! Czy spędziłaś ostatnią noc w jego pokoju? W jej oczach błysnęła złość.

– Tak – odparła. – O co mnie oskarżasz?

– To chyba jasne, no nie? Zawsze ciągnęło cię do niego. Byłem głupi, że się z tobą ożeniłem.

– Nikt cię nie zmuszał – zirytowała się. – To ty nalegałeś na ten ślub.

– I gorzko za to zapłaciłem. Myślałem, że jesteś najwspanialszą kobietą na świecie, że piękno i honor połączyły się w tobie w jedność, że jesteś wyjątkiem na tym podłym świecie. Wiem, że nie kochałaś mnie, gdy braliśmy ślub, myślałem, ze z biegiem czasu… ale żeby przy pierwszej okazji wskoczyć mu do łóżka…

– Renato!

– Czy spałaś w jego łóżku?

– Tak! – ryknęła.

Dopiero wtedy zrozumiał, jak bardzo pragnął, by zaprzeczyła. Na pewno znalazłaby jakiś sposób, by nadać temu kłamstwu pozór prawdy. Jej odpowiedź dźwięczała mu w uszach, przysparzając bólu i męki, lecz nie umarł, choć miał wrażenie, ze kona.

Renato był Sycylijczykiem, a w jego świecie zdradę zmywano krwią niewiernej żony. On jednak myślał, jak sprawić, by cofnęła swoje słowa, żeby było jak dawniej, bo inaczej świat straciłby dla niego wartość.

– Czy wiesz, co powiedziałaś? – spytał ochryple. – Nie, nic nie mów. -Uniósł ostrzegawczo rękę. – Być może przyszedł na to czas. A może nie słuchałem cię dawno temu, kiedy usiłowałaś mi powiedzieć, że nie ma dla mnie nadziei. To dlatego, że – jak często powtarzałaś – nie zwykłem słuchać tego, co jest nie po mojej myśli.

– Renato, o czym ty mówisz?

Roześmiał się gorzko.

– Poddaję się. Zwyciężyliście, ty i ten chłopiec, który owinął się tak szczelnie wokół twego serca, że zabrakło dla mnie miejsca. Jeśli go chcesz, ułatwię ci to.

– Umożliwisz mi poślubienie Lorenza?

– A cóż innego mam zrobić?

– Co na to mamma?

– Nic jej nie będzie, gdy zobaczy, jaki jestem szczęśliwy.

– Będziesz szczęśliwy?

Nie odpowiedział, lecz w jego oczach wyczytała wewnętrzną mękę.

– Przetrzymałaś coś takiego – rzekł cicho. – Więc teraz mnie naucz, jak to się robi.

– Ale szczęśliwy…

– To już nie twoje zmartwienie. Mogliśmy być szczęśliwi, tak mi się przynajmniej zdawało. Kochałem cię i myślałem, że z czasem zyskam twoją miłość. Nie przewidziałem, że masz uparte i niechętne mi serce. Wiesz, dlaczego prosiłem matkę o pośrednictwo? Bo wiedziałem, że wciąż o nim myślisz. Gdybym mówił ci o miłości, odepchnęłabyś mnie.

– Ale przecież było coś pomiędzy nami…

– Pożądanie, nie miłość. Czasem czułem, że pożądasz mnie, ale fizycznie, nie sercem. A ja pragnąłem tylko, żebyś spojrzała na mnie tak samo, jak patrzyłaś na niego. Starałem się zachować dystans, by cię nie spłoszyć, ale wówczas w świątyni, cóż… – Westchnął. – Nie zawsze umiałem się pohamować. A przez cały czas kochałem cię rozpaczliwie i myślałem, że to dostrzeżesz. Lecz ty nie chciałaś tego widzieć, bo zawsze przy tobie był Lorenzo. – Zamyślił się na moment. – Rozmawialiśmy o naszej przejażdżce jachtem… o tym, co wówczas mogło się stać. Powiedziałaś, że byłaś w nim zakochana, a ja, że miłość jest komplikacją, nawet gdy to tylko złudzenie. Gdybyś wiedziała, jak się modliłem, abyś powiedziała, że miłość do Lorenza była owym złudzeniem. Wstrzymałem oddech, ale milczałaś. Wtedy domyśliłem się prawdy.

Twarz miał ponurą, a jego oczy po raz pierwszy wydały jej się tak bardzo bezbronne i cierpiące. Wyciągnęła rękę, lecz cofnął się. Milczała, koncentrując się na tym, co jeszcze usłyszy.

– Wtedy powinienem pozwolić ci odejść – rzekł. – Wówczas nie doszłoby do tego. Trudno, stało się. Sam do tego doprowadziłem, więc nie mogę się uskarżać.

– Nie wierzę własnym uszom – wykrztusiła.

– Nie? Zanim cię poznałem, byłem inny. – Milczał przez chwilę. – Ułatwię ci to, ale odejdź szybko. Nie wiem, jak długo wytrzymam.

– Renato…

– Na miłość Boską! – Twarz mu się zmieniła. – Idź i niech cię więcej nie oglądam!

ROZDZIAŁ DWUNASTY