– Nawet jeśli pan zamierza umizgiwać się do mnie -powiedziała Ellie kwaśno – to i tak się to panu nie uda.
– Najlepiej ze wszystkich – poprawił się. – A prawdę mówiąc, jest pani pierwszą napotkaną kobietą, z którą, jak mi się wydaje, zdołałbym wytrzymać.
Wprawdzie nie planował poświęcić się małżonce, bo tak naprawdę nie potrzebował od żony nic z wyjątkiem jej nazwiska na akcie małżeństwa, ale tak czy owak z żoną trzeba spędzać chociaż odrobinę czasu, więc powinno się mieć dla niej bodaj trochę sympatii. Doprawdy, panna Lyndon doskonale się do tego nadawała.
W duchu dodał jeszcze, że prędzej czy później będzie także musiał postarać się o dziedzica. Lepiej więc znaleźć kobietę, która ma dobrze w głowie. Cóż to za radość mieć głupie dzieci? Przyjrzał się Ellie jeszcze raz, obserwowała go podejrzliwie. Tak, z pewnością była bystra.
Miała też w sobie coś piekielnie pociągającego. Charlesa ogarnęło wrażenie, że staranie się o dziedzica wcale nie musi być takie nieprzyjemne. Przytrzymując się jej łokcia, ukłonił się nisko,
– Co pani na to, panno Lyndon? Wchodzimy w to?
– Czy wchodzimy? – Ellie wypluła te słowa. Doprawdy, trudno to nazwać wymarzonymi oświadczynami.
– Hm… Chyba wyraziłem się niezręcznie, ale prawdą jest, panno Lyndon, że jeśli ktoś już musi się ożenić, to dobrze by było, żeby przynajmniej lubił przyszłą żonę. Wie pani, będziemy musieli spędzać ze sobą trochę czasu,
Ellie przyglądała mu się z niedowierzaniem. Jak bardzo był pijany? Kilkakrotnie odchrząknęła, nie mogąc znaleźć właściwych słów. W końcu wyrzuciła z siebie:
– Próbuje mi pan powiedzieć, że mnie pan lubi?
Uśmiechnął się uwodzicielsko.
– O, tak, i to bardzo.
– Będę musiała to rozważyć.
Charles przechylił głowę.
– Nie chciałbym poślubić osoby, która podjęłaby decyzję bez zastanowienia.
– Prawdopodobnie będzie mi na to potrzebnych kilka dni.
– Mam nadzieję, że nie za wiele. Zostało mi ich tylko piętnaście. Potem mój okropny kuzyn Phillip położy łapę na moich pieniądzach.
– Muszę pana ostrzec, że najpewniej dam odmowną odpowiedź.
Charles nic na to nie powiedział.
Ellie miała nieprzyjemne wrażenie, że już się zastanawia, do kogo się zwróci, jeśli ona odrzuci jego propozycję. Po chwili Charles spytał:
– Czy odprowadzić panią do domu?
– Nie, to nie będzie konieczne. To zaledwie kilka minut piechotą. A pan da sobie radę sam?
Kiwnął głową.
– Do widzenia, panno Lyndon.
Dygnęła leciutko.
– Do widzenia, lordzie Billington, – Z tymi słowami odwróciła się i odeszła. Dopiero gdy znalazła się poza zasięgiem jego wzroku, oparła się o ścianę najbliższego budynku i jęknęła: – Ach, mój Boże!
Wielebny Lyndon nie życzył sobie, aby jego córki wzywały imienia Pańskiego nadaremno, lecz Ellie wciąż była rak bardzo zaskoczona oświadczynami lorda Billington, że jeszcze wchodząc w progi rodzinnego domku, nie przestawała powtarzać „Ach, mój Boże!"
– Nie wypada, aby panienka używała takiego języka, nawet jeśli nie jest już pierwszej młodości – rozległ się niespodziewanie kobiecy głos.
Ellie jęknęła. Jedyną osobą ostrzej strzegącą norm moralnych niż jej ojciec była jego narzeczona, niedawno owdowiała Sally Foxglove. Ellie na jej widok uśmiechnęła się wymuszenie usiłując jak najprędzej przemknąć do swojego pokoju.
– Dzień dobry, pani Foxglove.
– Twój ojciec będzie bardzo niezadowolony, kiedy się o tym dowie,
Ellie jęknęła jeszcze raz. Czuła się złapana w pułapkę. Obróciła się.
– O czym, pani Foxglove?
– O lekceważeniu, z jakim odnosisz się do imienia naszego Pana. – Pani Foxglove wstała i ułożyła pulchne ręce na piersi.
Ellie już miała przypomnieć tej kobiecie, że nie jest jej matką i nie ma nad nią żadnej władzy, ale ugryzła się w język. Powtórne małżeństwo ojca i tak zapowiadało ciężkie życie, nie trzeba więc czynić go nieznośnym poprzez świadome sprzeciwianie się pani Foxglove. Ellie nabrała powietrza i przyłożywszy rękę do serca, powiedziała z udawaną niewinnością:
– Pani się wydawało, że coś takiego powiedziałam?
– Co wobec tego mówiłaś?
– „Być może". Mam nadzieję, że nie zrozumiała mnie pani źle,
Pani Foxglove wpatrywała się w nią z niedowierzaniem.
– Uznałam, że chyba źle oceniłam pewien hm… problem -ciągnęła Ellie. – Wciąż trudno mi uwierzyć, że tak się pomyliłam. Dlatego powtarzałam „być może", ponieważ przyszła mi do głowy pewna myśl, a gdyby mi nie przyszła, to pomyliłabym się jeszcze bardziej.
Narzeczona ojca wyglądała teraz na tak zdezorientowaną, że Ellie miała ochotę skakać z radości.
– Cóż, wszystko jedno – oderwała się wreszcie pani Foxglove. – Tego rodzaju zachowanie tak czy owak nie pomoże ci złapać męża.
– W jaki sposób przeszłyśmy na ten temat? – mruknęła Ellie pod nosem, stwierdzając w duchu, że tego dnia kwestia małżeństwa pojawia się stanowczo zbyt często.
– Masz już dwadzieścia trzy lata – ciągnęła nieubłaganie pani Foxglove. – I jesteś bez wątpienia starą panną. Lecz może mimo wszystko udałoby nam się znaleźć mężczyznę, który zgodziłby się pojąć cię za żonę.
Ellie zignorowała jej słowa.
– Czy ojciec jest w domu?
– Wybrał się, żeby wypełnić duszpasterskie obowiązki, i prosił mnie, bym została tutaj w tym czasie i pełniła honory domu, na wypadek gdyby któryś z parafian zechciał go odwiedzić.
– Zostawił panią samą?
– Już za dwa miesiące będę jego żoną – przypomniała z dumą pani Foxglove i wygładziła śliwkową spódnicę. – Cieszę się uznaniem wśród ludzi.
Ellie burknęła coś pod nosem. Obawiała się, że gdyby to burczenie uformowało się w słowa, byłyby one jeszcze gorsze aniżeli wzywanie Boga nadaremno. Odetchnęła głębiej kilka razy i uśmiechnęła się.
– Mam nadzieję, że mi pani wybaczy, pani Foxglove, lecz czuję się już bardzo zmęczona i chciałabym iść do swego pokoju.
Tłusta ręka opadła jej na ramię.
– Nie tak prędko, Eleanor!
Ellie obróciła się. Czyżby pani Foxglove próbowała jej grozić?
– Słucham?
– Mamy do omówienia kilka spraw. Doszłam do wniosku, że dzisiejszy wieczór to odpowiednia pora na rozmowę pod nieobecność twojego ojca,
– A cóż takiego możemy mieć do omówienia, co nie nadaje się dla uszu papy?
– Dotyczy to twojej pozycji w moim gospodarstwie domowym.
Ellie aż otworzyła usta- Mojej pozycji w pani gospodarstwie?
– Kiedy poślubię wielebnego pastora, tutaj będzie mój dom i będę nim zarządzać tak, jak uznam za stosowne.
Ellie poczuła, że robi jej się niedobrze.
– Nie myśl sobie, że będziesz wykorzystywać moją szczodrość – ciągnęła pani Foxglove.
Ellie nawet nie drgnęła w obawie, że jeszcze rzuci się z pięściami na przyszłą macochę.
– Jeśli nie wyjdziesz za mąż i nie opuścisz tego domu, będziesz musiała zarabiać na swoje utrzymanie – oświadczyła pani Foxglove.
– Pani insynuuje, że mam zarabiać na utrzymanie inaczej niż do tej pory? – Ellie pomyślała o wszystkich posługach, które wypełniała dla ojca i dla parafii. Przyrządzała pastorowi trzy posiłki dziennie, nosiła jedzenie ubogim, polerowała nawet ławki kościelne. Nikt nie mógł jej zarzucić, że nie zarabia na utrzymanie. Pani Foxglove najwyraźniej jednak nie podzielała jej opinii w tej kwestii, gdyż przewróciła oczami i oświadczyła:
– Korzystasz z dobroci ojca. Jest dla ciebie zdecydowanie zbyt pobłażliwy.
Ellie wytrzeszczyła oczy. Wielebnego Lyndona z całą pewnością nie można było nazwać pobłażliwym. Przecież raz zdarzyło mu się nawet związać jej starszą siostrę, by powstrzymać ją przed poślubieniem człowieka, którego pokochała. Ellie kilkakrotnie chrząknęła, starając się zapanować nad gniewem.
– Czego dokładnie pani ode mnie oczekuje, pani Foxglove?
– Przeprowadziłam inspekcję w domu i przygotowałam listę zadań. – Z tymi słowami wręczyła Ellie kartkę papieru.
Ellie przeczytała i wprost zatkało ją ze złości.
– Pani chce, żebym czyściła komin?
– To rozrzutność wydawać pieniądze na kominiarza, skoro ty możesz to zrobić.
– Nie uważa pani, że się nie zmieszczę w kominie?
– To następna sprawa. Za dużo jesz.
– Co? – krzyknęła Ellie.
– Jedzenie jest bardzo drogie,
– Połowa parafian opłaca dziesięcinę w naturze – stwierdziła Ellie, drżąc z gniewu. – Może nam brakować różnych rzeczy, ale nigdy jedzenia.
– Jeśli nie podobają ci się moje zasady – oświadczyła pani Foxglove – zawsze możesz wyjść za mąż i wynieść się z domu.
Ellie domyślała się, dlaczego pani Foxglove tak bardzo zależy na tym, by się jej pozbyć. Najprawdopodobniej była jedną z tych kobiet, które w gospodarstwie muszą mieć władzę absolutną, Ellie zaś już od lat zajmowała się sprawami ojca i bardzo by jej w tym przeszkadzała.
Ellie zadała sobie pytanie, co też ta stara wiedźma powiedziałaby, gdyby jej oznajmiła, że właśnie tego popołudnia otrzymała propozycję małżeństwa. W dodatku nie od byle kogo, tylko od samego hrabiego. Już wzięła się pod boki, żeby rzucić narzeczonej ojca w twarz tę wiadomość, z którą, jak jej się wydawało, wstrzymuje się już od bardzo długiego czasu, kiedy pani Foxglove wyciągnęła kolejny kawałek papieru.
– Co to takiego? – warknęła Ellie.
– Pozwoliłam sobie przygotować listę odpowiednich dla ciebie kandydatów na męża z sąsiedztwa.
Ellie prychnęła. Musiała to zobaczyć. Rozłożyła kartkę i nie podnosząc znad niej oczu, powiedziała:
– Richard Parrish jest zaręczony.
– Moje źródła twierdzą, że nie.
Pani Foxglove była największą plotkarką w całym Bellfield, Ellie więc nie mogła jej nie wierzyć. Zresztą to bez różnicy, czy Richard Parrish jest zaręczony czy nie. I tak był opasły i miał cuchnący oddech. Przeczytała kolejne nazwisko i niemal się zakrztusiła.
– George Millerton ma już ponad sześćdziesiąt lat!
"Urodzinowy prezent" отзывы
Отзывы читателей о книге "Urodzinowy prezent". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Urodzinowy prezent" друзьям в соцсетях.