– Przecież jeśli mnie kochasz, to na pewno chcesz zostać moją żoną. Wyrażam zgodę na ten związek i życzę sobie, byśmy zostali małżeństwem.

Zaaferowany Givon podszedł do syna i położył mu rękę na ramieniu.

– Powiedz, że ją kochasz.

– Spóźniłeś się z ojcowskimi radami – warknął Kardal i chwycił Sabrinę za ramię. – Dosyć tej zabawy. Natychmiast wracaj do swojej komnaty.

– Nigdy! – Wyszarpnęła się, pomknęła do helikoptera, wskoczyła do środka i usiadła obok Cali. Kardal nie pobiegł za nią, tylko został w miejscu, bo tak nakazywała mu książęca duma. – Ruszajmy, proszę! – ponaglała Sabrina. – O nie… – szepnęła, ujrzawszy w drzwiach maszyny Rafe'a.

Jednak szef bezpieczeństwa Miasta Złodziei nie zamierzał jej wyciągać ze środka. Spojrzał na Sabrinę i mruknął:

– Kardal to cholernie uparty facet.

– To jeszcze nie grzech. Też jestem uparta. Chodzi o coś innego. – Wyprostowała się. – Ja, księżniczka Sabra z Bahanii, odmawiam dalszego udziału w tej grze.

– Naprawdę masz charakterek. – Rafe uśmiechnął się. – Od razu wiedziałem, że jesteście dla siebie stworzeni.

– Wszyscy to widzą, tylko on jeden nie. Nie będę czekać do siwego włosa, aż wreszcie ta prawda dotrze do niego.

– Oczywiście… – Ujrzawszy zbliżającego się Kardala, Rafe zatrzasnął drzwi i dał pilotowi znak do startu.

Po chwili Sabrina patrzyła z góry na stojący pośrodku pustyni stary zamek. Była w nim taka szczęśliwa. Tu zakochała się w Księciu Złodziei. Teraz jednak odlatywała, by więcej tu nie wrócić. Nigdy dotąd nie czuła się tak bardzo zgnębiona.

– Wszystko się jeszcze ułoży. Zobaczysz – pocieszała ją Cala.

Słowa otuchy płynące od kobiety, która ponad trzydzieści lat cierpiała ze złamanym sercem, nie napawały zbyt wielką nadzieją.


– Nie mogę tego tak zostawić – wściekał się Kardal.

Niczym rozjuszony tygrys miotał się po swoim gabinecie. Nie mógł uwierzyć w to, co się stało. W jednej chwili Sabrina jest szczęśliwa, a za moment wybucha łzami i grozi, że od niego odejdzie. Więcej niż grozi. Naprawdę go zostawia.

– Jak mogłeś jej pomóc?! – ryknął, przechodząc obok Rafe'a. – Dlaczego jej nie zatrzymałeś? Przecież dla mnie pracujesz.

– Ale na innym etacie. Zresztą możesz mnie zwolnić. – Rafe wzruszył ramionami.

Kardal wiedział, że szef bezpieczeństwa ma rację, więc cała swoją złość skierował na Givona.

– Natychmiast mi powiedz, dokąd poleciały – zażądał. W ciemnych oczach króla błysnęły wesołe iskierki.

– Nie tylko ty masz ukryty przed światem zamek. Księżniczka i twoja matka są całkowicie bezpieczne. Kiedy zrozumiesz, na czym polega problem z Sabriną i będziesz umiał go rozwiązać, wtedy cię do nich zabiorę. Ale nie wcześniej.

– Problem?! – Kardal był bliski ataku furii. Zrozumiał, dlaczego Sabrina czasami musiała czymś rzucić. W tej chwili sam miał na to ogromną ochotę. – Jedynym problemem jest to, że moja narzeczona wyjechała. O żadnym innym nic nie wiem. Księżniczka Sabra ma mi zostać zwrócona. I to natychmiast! – Zmierzył ojca wściekłym wzrokiem. – Jesteśmy zaręczeni, nie masz więc prawa jej przede mną ukrywać.

– Księżniczka nie chce cię poślubić – odparł spokojnie Givon.

– Trudno się jej dziwić, bo ty, Kardal, zachowujesz się jak idiota – dołożył swoje Rafe.

– Czy wyście oszaleli? Czy cały świat zwariował? Nie wiecie, kim jestem? Jestem Kardal, Książę Złodziei. Nie popełniłem żadnego błędu.

– Dlaczego więc Sabrina od ciebie uciekła? – zapytał Givon.

– Bo jako kobieta czasami popada w histerię.

– Można by więc uznać, że będzie ci lepiej bez tej histeryczki.

Nie, nie można by, pomyślał ponuro Kardal. Zamek bez Sabriny stał się przerażająco pusty. Życie bez niej straciło blask… a może nawet sens.

– Znajdę ją – oświadczył z uporem.

– Powodzenia. – Rafe był szczerze rozbawiony. – Słyszałem jakieś plotki o sekretnym domu Givona. Podobno jest to mała wysepka na Oceanie Indyjskim. Próbowałeś kiedyś znaleźć wysepkę na oceanie?

Nim Kardal zdołał odpowiedzieć, w drzwiach pojawił się jego sekretarz.

– Przepraszam, że przeszkadzam. – Bilal był wyraźnie zakłopotany. – Ale przed chwilą przyleciał król Hassan, by sprawdzić, czy jego córka, księżniczka Sabra, ma u nas odpowiednie warunki i czy jest dobrze traktowana.

ROZDZIAŁ 15

Po chwili do gabinetu Kardala wpadł król Hassan. Mimo że nie był wysoki, biła od niego siła i pewność siebie, jaką dały mu lata sprawowania władzy.

– Słyszałem, że jej tu nie ma. – Skinął głową Givonowi, potem podszedł do Kardala i utkwił w nim nieruchome spojrzenie. – Powierzyłem twojej opiece moją córkę. Zaufałem ci. Gdzie ona teraz jest?

– Sabrina jest bezpieczna – powiedział spokojnie Givon. – Przed chwilą, wraz z matką Kardala, odleciała stąd moim helikopterem.

– Dlaczego? Dokąd poleciały? – Hassan zmarszczył brwi.

– Też chciałbym to wiedzieć – warknął Kardal. Jego wściekłość jeszcze wzrosła, bo wizyta ojca Sabriny była mu wybitnie nie na rękę.

– Są w drodze na moją prywatną wyspę – spokojnie wyjaśnił Givon.

– Co się tu dzieje? – Hassan wcale nie był spokojny. – A ty, Givon, co robisz w Mieście Złodziei?

– Przyleciałem odwiedzić syna.

– Nie wiedziałem, że go uznałeś.

– Robię to właśnie teraz.

– W samą porę – ironicznie skomentował Hassan. Kardal spojrzał na niego wrogo.

– Nie masz prawa pouczać innych o ojcowskich obowiązkach. Może lepiej nam opowiesz, jak przez całe życie zaniedbywałeś swoją córkę.

– Zapominasz się – warknął Hassan.

– Czyżby? – Kardal zmrużył oczy. – Twoja córka jest piękną, inteligentną kobietą, uznałeś jednak, że jest taka jak jej matka i wcale nie starałeś się jej poznać. Nie wiesz, że Sabrina jest najpiękniejszym kwiatem w twoim królewskim rodzie. Jednak nie obchodziła cię zupełnie, zajmowałeś się tylko synami, bo tak ci było łatwiej.

– Nie mogę odmówić racji twoim słowom. – Givon skinął głową. – Lecz Sabrina, jak sam stwierdziłeś, wyrosła na wspaniałą kobietę. Podobnie ty, pozbawiony ojcowskiej troski i opieki, stałeś się dobrym i silnym przywódcą.

– Co z tego? Jako ojciec postąpiłeś źle – powiedział Kardal.

– To prawda, lecz wybór, którego dokonałem, da się w pewnym stopniu usprawiedliwić. Miałeś mądrą matkę, która cię kochała i z pomocą dziadka potrafiła cię wychować. Mogłem opuścić El Bahar i zamieszkać w Mieście Złodziei, ale moje dzieci musiałyby tam pozostać, a to by oznaczało rozłąkę. Zostałyby same. Nie miały już matki, byłyby więc wychowywane przez obcych ludzi.

Kardal nie chciał dostrzec wagi argumentów Givona.

– A co z Calą? Czy kiedykolwiek pomyślałeś o niej?

– Nie było dnia, żebym o niej nie myślał. Pragnąłem być z wami. Teraz nie ma to dla ciebie żadnego znaczenia, ale taka jest prawda.

Ze słów Givona bił tak głęboki smutek, że Kardal niemal zapomniał o złości, którą do niego czuł.

– Pięknie. – Hassan machnął ręką. – Teraz już możecie zapomnieć o przeszłości i zostać przyjaciółmi. Czy jednak wreszcie ktoś odpowie mi na pytanie, gdzie jest Sabrina?

– Twoja córka uciekła, a Givon nie chce powiedzieć dokąd – powiedział wypranym ze wszelkich emocji głosem Kardal.

– Pomijasz najciekawsze fragmenty całej historii. – Givon uśmiechnął się leciutko.

– To znaczy? – Kardal poczuł się dziwnie niezręcznie.

– Powiedz królowi Hassanowi, że Sabrina się w tobie zakochała – włączył się Rafe. – Opowiedz też o tym popołudniu, kiedy…

– Później się tobą zajmę. – Kardal spojrzał ze złością na Rafe'a, ten jednak tylko wzruszył ramionami.

Natomiast Hassan wprost trząsł się z furii. Dojrzewało w nim marzenie okrutnej zemsty godnej jego wojowniczych przodków.

– O jakim popołudniu? – zapytał lodowatym głosem.

– Pamiętaj, że jestem narzeczonym twojej córki -stwierdził Kardal. – Sam powiedziałeś, że nie ręczysz za jej dziewictwo.

– A ty powiedziałeś, że nie dotknął jej żaden mężczyzna. Przed tobą. Wtedy myślałem, że blefujesz, igrasz ze mną i chcesz zwrócić moją uwagę.

Kardal wziął głęboki wdech.

– Liczy się tylko to, że Sabrina i ja natychmiast się pobieramy. Dzisiaj po południu będzie moja. – Wyprostował się dumnie.

Hassan rzucił się na niedoszłego zięcia, lecz Givon i Rafe zdołali go powstrzymać. Kardal nakazał ruchem ręki, by zostawili króla Bahanii, i zadał mu pytanie:

– Co chcesz ze mną zrobić?

– Każę cię ściąć! – krzyknął Hassan. – Albo lepiej każę cię wykastrować. Staniesz się żałosnym eunuchem, nigdy już nie będziesz z kobietą.

– Nie rozumiem, czemu chcesz to zrobić. Przecież nie zależy ci na córce.

– Dotykając księżniczki Sabry, popełniłeś błąd – po chwili milczenia stwierdził Hassan.

– Masz rację, ale chcę to naprawić i ożenić się z nią.

– Tyle że właśnie od kwestii ślubu zaczęła się cała ta awantura. – Rafe spojrzał na króla Hassana. – Szkopuł w tym, że Sabrina wcale nie chce za niego wyjść.

– Jak to nie chce? – zdziwił się Hassan. – Dlaczego miałaby go odrzucić?

– Kobiece fanaberie – mruknął Kardal lekceważąco, choć czuł się bardzo niepewnie. Mógł natychmiast ożenić się z Sabriną, bo w wypadku małżeństwa kontraktowego jej obecność na ślubie nie była konieczna. Krótka ceremonia i po sprawie. Z każdą inną kobietą Kardal by tak postąpił, ale nie z Sabriną. Dotąd, na mocy matrymonialnej umowy z Hassanem, czuł się jej właścicielem. Teraz jednak, choć bardzo chciał, by została jego żoną, mógł to zrobić tylko wtedy, gdy i ona tego zechce.

– Problem w tym, że ona go kocha, a on jej nie. Dlatego wyjechała – powiedział Rafe, dopisując do swej listy kolejne przewinienie.

– Miłość! – Hassan zamachał rękami. – Ach, te kobiety. Dla nich miłość jest całym światem, wszystkim, co się liczy w życiu.

– I mają rację – powiedział Givon. – Trzydzieści jeden lat temu wybrałem obowiązek, poświęcając miłość. Nie żałowałem tej decyzji, bo lepszej nie było, a jednak znienawidziłem wszystko, co z niej wynikało.