Jednak on jakby nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Leniwie wyciągnął się na łóżku i gestem przywołał do siebie Sabrinę.

– Mówiłem ci już, żebyś się nie martwiła. Wszystko będzie dobrze.

– Kardal, posłuchaj mnie. – Pochyliła się nad nim. Starł łzę z jej policzka.

– Płaczesz z mojego powodu?

– Z twojego. – Miała ochotę nim potrząsnąć. – Nie rozumiesz? Kocham cię i nie chcę, by spotkało cię coś złego! – Łzy popłynęły jeszcze mocniej. – Do diabła, Kardal, wstawaj i wynoś się stąd.

Nie zastanawiała się, co będzie, kiedy wyzna mu swoje uczucia. Nigdy jednak nie przypuszczała, że Kardal zacznie się po prostu śmiać. Sabrina przestała płakać i patrzyła na niego oniemiała.

– To takie słodkie, że się o mnie martwisz. – Pocałował ją w policzek. – Cieszę się też, że mnie kochasz. To ważne, by kobieta kochała mężczyznę. Wtedy jest szczęśliwa i posłuszna. Choć wątpię, by to drugie sprawdziło się w twoim przypadku. Masz jednak wiele innych zalet, będziesz więc dla mnie doskonałą żoną.

Niby wszystko rozumiała, jednak sens słów do niej nie docierał.

– O czym ty mówisz?!

– Jeszcze nie odgadłaś? – Uśmiechał się coraz szerzej. – To ja jestem księciem trolli. Na początku czułem się obrażony, że tak mnie nazywasz, ale teraz wydaje mi się to urocze.

– Ty?

– Teraz już wiem, że jesteś szczęśliwa. I tak właśnie powinno być. – Wyszedł z łóżka i zaczął zbierać swoje ubranie.

Kątem oka zauważył, że zbliża się do niego jakiś duży przedmiot. Ledwo zdążył się uchylić, kiedy tam, gdzie przed momentem była jego głowa, przeleciał wazon. Kardal popatrzył na Sabrinę. Jej oczy ciskały błyskawice, usta były gniewnie zaciśnięte.

– Ty draniu – zasyczała wściekle. – Jak śmiałeś?

Szybko wciągnął spodnie i wysoko uniósł ręce w geście protestu.

– O co ci chodzi? Dlaczego się złościsz? Powinnaś być szczęśliwa, że nie ma żadnego księcia trolli.

– Wiedziałeś, że jesteśmy zaręczeni, a mimo to nic mi nie powiedziałeś. Zadrwiłeś sobie ze mnie, potraktowałeś jak kukłę bez mózgu i woli. To dlatego narzuciłeś tę dziwaczną grę w pana i niewolnicę. Chciałeś się przekonać, jaka jestem. Natomiast ojciec nie przejął się moim porwaniem, bo wcale nie zostałam porwana.

– Nie przesadzaj. Powiedziałaś przecież, że mnie kochasz. Teraz będziemy razem. Mówiłem ci, że wszystko będzie dobrze, no i jest dobrze.

– Jak diabli! – Sabrina podniosła następny wazon. – Zbyt cenny na tego łajdaka – uznała i rzuciła misą na owoce. – Bawiłeś się mną, ty draniu – zasyczała. – Zataiłeś przede mną najważniejszą informację i śmiałeś się ze mnie, gdy o wszystko się martwiłam. Jak mogłeś bez mojej wiedzy decydować o tym, czy mamy być razem, czy nie?

– Dlaczego się złościsz? Przecież się z tobą ożenię.

– Jesteś pewny? No to się pomyliłeś. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!

Kardal nie mógł zrozumieć, dlaczego Sabrina jest taka wściekła.

– Kochanie…

– Żadne „kochanie"! – wrzasnęła. – Przez cały ten czas martwiłam się o ciebie. Bałam się być z tobą, kochać się z tobą. Lękałam się, że przeze mnie możesz stracić życie. A ty nie tylko nie powiedziałeś mi prawdy, ale również wykorzystałeś mnie. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. Myślałam, że zależy ci na mnie, tak jak mnie zależy na tobie.

– Jesteśmy przyjaciółmi… i kochankami, a wkrótce będziemy małżeństwem.

– Nie myśl, że po tym, co mi zrobiłeś, wyjdę za ciebie. – Spojrzała na niego jak na nędznego robaka. – Nigdy ci tego nie wybaczę. Potraktowałeś mnie okropnie. Nadal to robisz.

– Niby co takiego? – Naprawdę nie rozumiał, o co jej chodzi.

– Nie kochasz mnie.

– Jesteś kobietą. – Miałby kochać kobietę? Lubić, pożądać, to tak. Ale kochać? – Jestem Księciem Złodziei.

– Nie bądź śmieszny. Mam ci wymienić mój tytuł? Przede wszystkim jesteśmy ludźmi. Tak, jesteś człowiekiem, i właśnie jako człowiek zachowałeś się haniebnie. Żałuję, że nie ma żadnego księcia trolli. Sto razy wolałabym wyjść za niego, niż mieć cokolwiek wspólnego z tobą. Nie mogę uwierzyć, że byłam tak głupia, by się o ciebie martwić. Możesz być pewien, że nigdy więcej nie popełnię tego błędu. Przestanę cię kochać, unicestwię to uczucie i będę wolna.

Wielkimi krokami podeszła do drzwi i wyszła, zanim Kardal zdołał ją zatrzymać.


Sabrina biegła korytarzami zamku. Tylko ruch pozwalał jakoś znieść ból, który nią szarpał. Miała wrażenie, że wyrwano jej serce. Dla Kardala to wszystko było tylko świetnym żartem. Zabawił się jej kosztem. Powinna była to dostrzec dużo wcześniej… ale zaślepiona miłością, nie zauważyła.

Mimowiednie dotarła do apartamentów matki Kardala.

– Cala? Jesteś tam? – Mocno zapukała do jej komnaty.

– Chwileczkę.

Usłyszała jakieś szelesty, a po chwili drzwi odrobinę się uchyliły. Zawsze tak starannie ubrana i uczesana księżna miała na sobie cienki szlafroczek, a długie włosy były w nieładzie.

– Sabrina? – półprzytomnie spytała Cala. – Co się stało, kochanie? Czyżbyś płakała? – Popatrzyła uważnie. Już nie była rozmarzona i nieobecna.

Sabrina dostrzegła za plecami Cali króla Givona, który właśnie wkładał koszulę.

– Przepraszam – powiedziała szybko. – Nie miałam zamiaru wam przeszkadzać. – Z trudem powstrzymywała łzy. Nie potrafiła cieszyć się szczęściem Cali i Givona. – Jeszcze raz przepraszam. – Zaczęła odchodzić.

– Poczekaj. – Cala zerknęła na Givona, a on lekko skinął głową. – Wejdź i powiedz nam, co się stało.

Weszła do komnaty, choć była skrępowana obecnością króla Givona. Co oczywiste, nie czuła się przy nim równie swobodnie jak przy księżnej.

– Może później…

Cala w serdecznym geście ujęła jej dłonie.

– Powiedz mi, co się stało.

– Może zdołamy jakoś ci pomóc – dodał bardzo przejęty Givon.

Sabrina uznała, że są jedynymi życzliwymi jej ludźmi, i dlatego postanowiła wszystko opowiedzieć. Zaczęła od dnia, kiedy ojciec powiadomił ją o zaręczynach, a skończyła na oświadczeniu Kardala, że to właśnie on jest jej narzeczonym.

– Zadrwił sobie ze mnie – zakończyła, z trudem powstrzymując łzy. – Przez cały czas go kochałam, zamartwiałam się o niego, a on się ze mnie śmiał. Poza tym nie kocha mnie. Uznał, że będę dobrą żoną, ale to nie to samo. Uważa, że ponieważ go kocham, to będę z nim szczęśliwa. Tak jakby moje szczęście miało sprowadzać się do tego, że poślubię mężczyznę, którego kocham. Obowiązek stanie się więc przyjemnością. Co zrobiłam źle? Gdzie się pomyliłam? Jak mogło do tego dojść?

– Nadal nie umiem postępować z ludźmi. – Cala ciężko westchnęła. – Wciąż popełniam okropne błędy, jak trzydzieści lat temu. Tak mi przykro, Sabrino. Wiedziałam o waszych zaręczynach, a mimo to nic ci nie powiedziałam. Nie chciałam się wtrącać w sprawy syna. Teraz widzę, że to był błąd.

Sabrina zesztywniała.

– Rozumiem – powiedziała chłodno. – Wybacz, że ci zajęłam czas.

– Sabrino, proszę, nie mów tak do mnie – błagała Cala. – Nie uciekaj, proszę. Przez to wszystko czuję się okropnie. Żałuję, że mój syn okazał się idiotą. Zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Cóż, byłam pewna, że się dogadacie. Tak świetnie pasujecie do siebie…

– A może ja mogę jakoś ci pomóc? – odezwał sięGivon.

– Nie potrzebuję niczyjej pomocy. Nie obchodzi mnie, że Kardal chce się ze mną ożenić. Nie zostanę jego żoną. Ma za nic moje uczucia. Uważa, że ponieważ jestem w nim zakochana, to będę o niego lepiej dbała. Tyle dla niego znaczy miłość. Kocham go, ale skoro on mnie nie kocha, to nie chcę mieć z nim nic wspólnego.

– Świetnie cię rozumiem – powiedział Givon. – Moi wszyscy trzej synowie niedawno zakochali we wspaniałych kobietach, jednak nie umieli odpowiednio się zachować. Każdy z nich wiedział, że spotkał kobietę swego życia, a mimo to postępował jak idiota. Niewiele brakowało, by wszyscy trzej je stracili. Ponad trzydzieści lat temu ja spostąpiłem podobnie wobec swojej największej miłości, możesz mi więc uwierzyć, że wiem, o czym mówię. Moim zdaniem Kardal musi zrozumieć, co w życiu jest naprawdę ważne.

– Wiesz, jak go tego nauczyć? – przez łzy spytała Sabrina. – Bo ja nie wiem.

– Lekceważymy, co mamy, dopóki tego nie stracimy… – Givon uśmiechnął się. – Sabrino, proponuję ci schronienie, do którego nie będą mieli wstępu ani twój ojciec, ani Kardal.

– Naprawdę mógłbyś to dla mnie zrobić?

Givon roześmiał się.

– Księżniczko, rozmawiasz z królem El Baharu. Mogę zrobić wszystko, co zechcę.


Po pół godzinie Sabrina, Cala i kilka osób ze służby zbliżali się do czekającego w gotowości helikoptera króla El Baharu. Służący nieśli walizki z ubraniami i kilka małych kuferków kryjących skradzione przez Sabrinę przedmioty, które zamierzała zwrócić prawowitym właścicielom.

– Księżniczko, naprawdę chcesz to zrobić? – zapytała Adiva, przekrzykując hałas silnika. – Książę Kardal będzie bardzo za tobą tęsknił.

– Mam nadzieję, że masz rację. – Sabrina spojrzała na Calę, która czule pożegnała się z Givonem, i zaczęła wsiadać do helikoptera.

– Co się tu dzieje?

W ich stronę wielkimi krokami zmierzał Kardal. Zamienił garnitur na tradycyjny pustynny strój, a długie poły rozciętej z przodu szaty powiewały przy każdym kroku. Książę był ponury, zły i wydawał się Sabrinie naprawdę groźny. Jednak nie umknęła do helikoptera, tylko wyprostowała ramiona i dumnym gestem uniosła głowę. Kardal skrzywdził ją tak bardzo, że z jego strony nic gorszego nie mogło jej już spotkać.

Zatrzymał się na wprost niej.

– Co ty robisz? – zapytał ostro.

– Wyjeżdżam.

– Dlaczego wyjeżdżasz? – Groźnie zmarszczył brwi.

Naprawdę nie wiedział. Sabrina wprost nie mogła pojąć, jakim cudem tak mądry człowiek jest zarazem wprost nieskończonym głupkiem.

– Zakochałam się w tobie, a ty zrobiłeś ze mnie idiotkę. Zamartwiałam się, że może ci grozić śmierć, a ty śmiałeś się ze mnie w kułak. Wszystko, co działo się między nami, traktowałam z ogromną powagą, natomiast dla ciebie była to igraszka. Poniżyłeś mnie i obraziłeś śmiertelnie. Wyjeżdżam, Kardalu, i nigdy nie wrócę.