Caitlin postanowiła sama tak się zachować, jakby była ślepa, jakby zupełnie nie widziała oszpeconej twarzy matki Davida. Wpadła też na pomysł, żeby kupić jego matce prezent. Będzie to coś, co powinno osłodzić jej samotność. Rozumiała ją doskonale, ponieważ ciągle pamiętała chwile własnej samotności, o której wiedziała tylko ona i jej ukochany kuc…

Noc poprzedzającą wizytę Caitlin w domu Davida spędzili osobno. Zdawała sobie sprawę, że powinien być jak najdłużej z matką, aby przygotować ją na to spotkanie. Caitlin uświadomiła sobie, że przebieg tej wizyty będzie punktem zwrotnym w jej znajomości z Davidem. Od tego zależała cała jej przyszłość.

Ubrała się w czarną spódnicę i kremową bluzkę. Zrobiła sobie bardzo dyskretny makijaż. Uznała, że zbytnie podkreślanie własnej urody byłoby niewątpliwie nietaktem w tej sytuacji.

Przewiesiła torbę przez ramię. Do drugiej ręki wzięła koszyk, w którym spał słodko zwinięty w kłębuszek malutki szczeniak. Prezent dla jego matki.

Wyszła z domu kilka minut wcześniej niż powinna. Prowadziła samochód ze wzmożoną uwagą. Gdyby cokolwiek wydarzyło się po drodze, co opóźniłoby jej przybycie, mogłoby okazać się to niewybaczalne.

Przybyła na miejsce pięć minut wcześniej. Posiedziała jeszcze chwilę w samochodzie, nerwowo spoglądając na zegarek. Potem wysiadła z samochodu i powoli podeszła do drzwi.

David pojawił się niemal natychmiast, jak tylko nacisnęła na dzwonek. Próbowała wyglądać swobodnie, ale czuła, że żołądek podchodzi jej do gardła ze strachu. Twarz Davida świadczyła o tym, iż nie wszystko jest w porządku. Nie odwzajemnił jej uśmiechu. Popatrzył pytająco na koszyk.

– Przyniosłam prezent dla twojej matki – wyjaśniła Caitlin.

Smutno kiwnął głową, jakby chciał powiedzieć, że to i tak nic nie pomoże.

– Wejdź, Caitlin – szepnął.

Wprowadził ją do salonu. Jego matka stała przy oknie, ostentacyjnie odwrócona do nich plecami. Włosy miała tak ułożone, że zakrywały kark. Ręce trzymała założone na piersi, zaciśnięte, jakby miały uchronić ją przed złem.

– Mamo, Caitlin jest tutaj – cichym głosem zaanonsował David.

Żadnej odpowiedzi, tylko jeszcze mocniej skuliła ramiona.

– Pani Hartley, tak bardzo cieszyłam się na to spotkanie – powiedziała łagodnie Caitlin.

– Mówiłam mojemu synowi, że życzę mu szczęścia z panią – odezwała się kobieta. – Nie zamierzam stać wam na drodze. Pragnę dla was wszystkiego najlepszego.

– Nie wątpię – mruknęła Caitlin.

– Moja osoba mogłaby jedynie sprawić wam kłopot – stwierdziła stanowczo jego matka. – Najlepsze, co możecie zrobić, to żyć razem w taki sposób, jakbym ja nie istniała.

– To nieprawda, pani Hartley. Ani dla mnie, ani tym bardziej dla Davida nie mogłoby to oznaczać niczego dobrego.

– Jestem pewna, że pani ma dobre intencje, panno Ross. I nie chciałabym być wam zawalidrogą. Ani wam, ani też dzieciom, które będziecie mieli.

A więc jego matka nie odrzuca jej, pomyślała Caitlin. Godzi się na to, by David związał się z nią, miał z nią dzieci. Jego matka odrzuciła siebie.

– Pani Hartley – szepnęła Caitlin błagalnie. – Bardzo panią proszę, to zupełnie niepotrzebne poświęcenie. Proszę, chociaż spróbujmy przedtem się poznać, zanim pani podejmie jakąkolwiek decyzję. David tak bardzo panią kocha.

– Byłam mu kulą u nogi przez tak wiele lat. Wystarczy. Powinnam była umrzeć razem z jego ojcem. Żałuję, że tak się nie stało.

– Mamo, proszę – powiedział David. To brzmiało jak krzyk rozpaczy, wołanie o pomoc. – Mamo, nie jesteś miła dla Caitlin. Proszę… daj nam szansę. – Podszedł do matki. Delikatnie obrócił jej twarz ku sobie. – Proszę, mamo.

Potrząsnęła głową z takim poczuciem beznadziejności, że Caitlin poczuła napływające jej do oczu łzy. David wziął matkę w ramiona.

– Dobrze wiesz, że nie zostawię cię. I nie proś mnie, bo to nie ma żadnego sensu.

Rzucił Caitlin zrozpaczone spojrzenie. Wiedziała, iż nigdy by się na to nie zgodził, żeby zapomnieć o istnieniu matki. Że takie rozwiązanie oznaczałoby klęskę dla nich obojga, a również dla tej kobiety. Stanowczo trzeba było temu jakoś zaradzić.

Podeszła do stojącego na podłodze koszyka, który przyniosła. Delikatnie podniosła pokrywkę. Malutki szczeniak nadal spał zwinięty w kłębuszek. Wzięła go na ręce, ignorując ostrzegawcze spojrzenie Davida. To moja ostatnia szansa, pomyślała.

– Pani Hartley, przykro mi, iż tak przebiega nasze spotkanie… Wiem, jak trudno ulać ludziom, kiedy już nieraz się na nich zawiodło… Myślę, że musi pani doskwierać samotność, ja też kiedyś czułam się samotna i potrafię to zrozumieć. Dlatego przyniosłam… prezent dla pani, żeby…

Głos jej się załamał. Tu przyszedł z pomocą David, odsuwając się od matki, żeby Caitlin mogła podejść ze swoim szczeniakiem.

– Bardzo proszę… zobaczyć go… Proszę wziąć go na ręce i pogłaskać.

– Co to jest? – zapytała kobieta z wahaniem.

– Szczeniak, jedwabisty terier australijski. Ma zaledwie sześć tygodni. Jeszcze nie ma imienia i myślę, że zechce pani jakoś go nazwać. – Caitlin spojrzała na szczeniaka i uśmiechnęła się do niego. – On uwielbia pieszczoty i zrobi wszystko, żeby go głaskać i kochać.

Kobieta nieśmiało wyciągnęła rękę w stronę pieska. Bystre oczka szczeniaka penetrowały nowe otoczenie, następnie piesek trącił nosem palec kobiety i zaczął lizać.

– Och! – zawołała zdumiona.

– Bardzo proszę go wziąć. Przyniosłam go dla pani. Ja zawsze, kiedy czułam się samotna, rozmawiałam z moim kucem. Ale pomyślałam, że dla pani lepiej będzie mieć psa, bo z kucem jest dużo kłopotu i nie można trzymać go w domu.

Chwila wahania… i nagle matka Davida szybko wyciągnęła obie ręce po psa, ciągle oczywiście nie odwracając twarzy w stronę Caitlin. Szczeniak zapiszczał, a ona mocno, przytuliła go do piersi.

Piesek poczuł jednak, że znacznie bezpieczniejszy będzie wyżej, gdzieś pomiędzy szyją a ramieniem matki Davida, i pośpiesznie wspiął się na upatrzone miejsce. Lizał skórę, drapał pazurkami, tulił się.

Caitlin patrzyła na wiercącego się szczeniaka z uśmiechem i w pewnej chwili kobieta przechyliła głowę na lewe ramię i nagle odwróciła do niej twarz.

Caitlin wytrzymała tę konfrontację i nawet na moment nie spuściła wzroku.

Matka Davida przez chwilę milczała, zaskoczona brakiem jakiejkolwiek reakcji ze strony Caitlin.

– To… bardzo miło z twojej strony, że… zrobiłaś mi taki prezent… – powiedziała w końcu.

– Ja kocham zwierzęta – odparła Caitlin. – Czy David opowiadał pani o tym, jak kupowaliśmy konia?

– Nie.

– W takim razie koniecznie musimy opowiedzieć.

Pani Hartley spojrzała pytająco na syna, nadal zaskoczona naturalnością Caitlin i brakiem jakiejkolwiek reakcji na widok jej twarzy.

– Chętnie ci opowiem, mamo… Caitlin miała swojego kochanego kuca, który został zraniony tak bardzo, że trzeba było go dobić. – Mówiąc to, wziął Caitlin za rękę i lekko uścisnął. – Kupiliśmy dla niej innego konia, rasy Clydesdale.

– On się nazywa Danny Boy. To dwuletni ogier… – wtrąciła Caitlin.

Ten temat był tak bliski jej sercu, że zupełnie w tej chwili nie zastanawiała się, jak wygląda matka Davida. Z entuzjazmem w głosie zaczęła opowiadać o tym, jak długo nie mogła natrafić na konia, który potrafiłby jej zastąpić ukochanego kuca, i o tym, jaki wspaniały jest Danny Boy. Podkreśliła, jak bardzo David pomógł jej, jak targował się z właścicielem konia… David oczywiście natychmiast zaprzeczył, mówiąc, iż jego pomoc nie była aż tak wielka, że po prostu robił to, co do niego należało. Potem opowiedział, jak wybierali dom dla Danny'ego Boya.

Matka Davida stała pomiędzy nimi, głaskała baraszkującego na jej szyi szczeniaka. I chyba nie mogła uwierzyć, iż tak nagle nadeszło szczęście, że dane jej było tak gwałtownie powrócić do życia. I już nie uciekała od nich, nie odwracała twarzy.

Caitlin, patrząc na panią Hartley, zastanawiała się, dlaczego nikt dotąd nie pomyślał o zrobieniu jej operacji plastycznej. Czyżby w jej przypadku taka operacja nie wchodziła w grę? Dlaczego? Przecież stać było Davida na opłacenie nawet najdroższej operacji. Postanowiła, że jak najszybciej dowie się, jakie są możliwości chirurgii kosmetycznej w przypadku pani Hartley. Pomyślała jednak, że gdyby nawet w ten sposób nic się nie dało zrobić, to przecież nie wygląda aż tak strasznie, jak sugerował David. No, tak, ale on znał swoją matkę z czasów, kiedy była prawdziwą pięknością i kontrast między dawną jej twarzą a obecną robił na nim duże wrażenie.

– Chodź do nas, mamo, usiądź, proszę – powiedział David. – Caitlin powie ci teraz, jak należy karmić tego szczeniaka. – Przysunął matce fotel.

Caitlin otworzyła szeroko swój koszyk, żeby pokazać jego zawartość.

– Kupiłam dla niego psie sucharki, tu są witaminy, a tu miseczka, w której dawałam mu rozcieńczone mleko… On bardzo lubi jeść to samo, co jego właściciel. Gdy jadłam kurczaka na obiad, on chciał to samo, na talerzu, jak człowiek – zaśmiała się. – Siedział przy mnie i piszczał błagalnie, żebym potraktowała go po ludzku.

Pani Hartley spojrzała na syna.

– David, proszę, czy mógłbyś podać nam kawę?

– Oczywiście, mamo.

Zostały same. Pani Hartley delikatnie postawiła szczeniaka na podłodze. Caitlin miała nadzieję, że chyba nie oznaczało to, iż prezent został odrzucony.

– Musisz bardzo kochać mojego syna – powiedziała kobieta.

– Tak.

– Bardzo mi przykro… Tak bałam się tego spotkania…

– Wiem… – zaczęła Caitlin, ale szybko zmieniła temat. – Najwspanialsze jest to, że te cudownie jedwabiste teriery dopominają się o pieszczoty… Potrafią być naprawdę wspaniałymi przyjaciółmi.

– Chciała pani, żebym miała towarzystwo?

– Tylko na ten czas, kiedy mnie ani Davida nie będzie przy pani.

Pani Hartley uśmiechnęła się.

– Jest pani wyjątkową dziewczyną. David miał całkowitą rację co do tego. Przykro mi, iż nie wierzyłam własnemu synowi.