Na zegarze kuchennym dochodziła jedenasta. Co on tutaj jeszcze robi? Miał się przecież zmyć rano! Wytrzymam z nim góra do dwunastej, a potem koniec zabawy.

– Chcesz jeszcze kawy? – zdobyła się na uprzejmość. Niech będzie, poświęci się dla Sally jeszcze przez tę godzinę. – Sally uprzedzała, że nie zostaniesz zbyt długo.

– Tak? Hm, wygląda na to, że jeszcze trochę pobędę.

O rany, czy to miało znaczyć, że będzie musiała go znosić cały dzień? Westchnęła zbyt ciężko jak na osobę zadowoloną z zaistniałej sytuacji.

– Aż tak źle? Spójrz, ten dom jest naprawdę duży, powinno starczyć miejsca dla nas obojga.

– Nic a nic cię nie martwi fakt, że w tym samym czasie gdzieś tam inni faceci sprzątają ci sprzed nosa kolejne dzidzie?

– Chyba mnie naprawdę nie lubisz – powiedział nieco znudzony Nathan.

– Lubię, i to bardzo, ale Sally, bo jest moją przyjaciółką i żoną mojego brata. A ty zbyt często sprawiasz jej przykrości, żebym miała cię lubić.

– Tak twierdzi moja siostra? – zapytał, mrużąc nieco oczy.

– Twoja siostra nigdy się nie żali, ale ma to wypisane na twarzy za każdym razem, kiedy na próżno liczy na to, że się zjawisz. Nie pojmuję, jak można nie pokazać się na pogrzebie własnego ojca!

Jej oburzenie nie wywołało w nim żadnej reakcji. Nadal spokojnie popijał swoją kawę, nie próbując nawet unikać jej rozzłoszczonego wzroku.

– No cóż, nie wiem, naprawdę nie wiem, Erin, jak można się tak zachować, a potem jeszcze, ni z gruszki, ni z pietruszki, zjawić się nagle i eksponować skarpetki z kopulującymi zajączkami.

– Wygląda na to, że dla ciebie życie to jeden wielki żart – wycedziła ze złością, teatralnie potrząsając przy tym głową.

– To prawda, ale to jedyny sposób w tym okrutnym świecie na zachowanie zdrowia i rozsądku. Znam już twój pogląd na mój temat, zrozumiałem, a jakże. W porządku, jestem zimnym draniem. Ale czy moglibyśmy na czas naszego wspólnego pobytu w tym domu ogłosić zawieszenie broni?

– Co masz na myśli? Jak długo zamierzasz tu siedzieć? – Żadnych więcej uprzejmości, nic z tych rzeczy.

– Tego jeszcze nie wiem, ale na pewno do Bożego Narodzenia.

– Słucham? – Erin wybałuszyła oczy i omal nie upuściła kubka na podłogę.

– Widzę, że nie jesteś szczególnie zachwycona – podsumował, wycierając rozlaną kawę.

– To niemożliwe – jęknęła i ukryła twarz w dłoniach. A taką miała nadzieję na odrobinę spokoju. Liczyła, że będzie mogła się wyciszyć, przemyśleć wiele trudnych spraw. Specjalnie wzięła tydzień urlopu.

– Widzę, że to jakiś problem…

– Sally mówiła wyraźnie, że zostaniesz tylko jedną noc. Gdybym o tym wiedziała, z pewnością inaczej zaplanowałabym swój wolny czas.

Zadzwonił telefon. Erin odezwała się ponurym głosem, mając jeszcze złudną nadzieję, że może jednak Nathan okaże się dżentelmenem i przeniesie się na przykład do hotelu.

Dzwoniła Sally. Niezwykle podniecona krzyczała do słuchawki, dopytując się, czy jej brat jest na miejscu.

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że poznałaś wreszcie Nathana. I co powiesz? Jest wspaniały, prawda?

– Oczywiście, wspaniały – odparta bez zbytniego entuzjazmu Erin.

Sally najwyraźniej nie zauważyła chłodu w jej głosie. Z miejsca zasypała ją tysiączny już raz litanią zalet swojego brata.

– Daj mi go na chwilę, bardzo cię proszę!

– Oczywiście, Sally, zaczekaj moment. Chodź – rzuciła Nathanowi niechętnie.

Podczas krótkiej rozmowy z siostrą nie powiedział praktycznie ani słowa, mimo że wielokrotnie próbował przejąć pałeczkę. Erin, pochylona nad swoją kawą, uśmiechała się pod nosem.

– No, to daj mi jeszcze raz Erin – usłyszał wreszcie w słuchawce.

– Już daję. Trzymaj się, siostro.

– Kochanie – zapiszczała podekscytowana do granic możliwości Sally. – Powiedziałam Nathanowi, że się nim zaopiekujesz. Prawda, że zrobisz to dla mnie?

Erin pobladła. Mocno ściskając słuchawkę, rzuciła Nathanowi pełne wyrzutu spojrzenie.

On tylko wzruszył ramionami i potrząsnął głową, jakby chciał powiedzieć, że nie ma z tym nic wspólnego.

– Ależ Sally, ja nie mogę… – zaczęła się jąkać.

– Erin, proszę, on nie zna nawet miasta, nigdy nie był u nas dłużej niż kilka godzin. Może pójdziecie razem do teatru albo na obiad?

– Sally… – wiła się jak piskorz Erin. – Zrozum…

– Tak bardzo mi na tym zależy, naprawdę ogromnie żałuję, że nie ma mnie tam z wami. Wiem, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy. Pa, kochanie, i bardzo ci dziękuję.

Zrezygnowana Erin odłożyła słuchawkę.

– No to pięknie – burknęła pod nosem.

Nathan zerknął na nią znad gazety. Powoli przyzwyczajał się do jej nachmurzonej miny. Odkąd ją poznał, uśmiechnęła się może dwa razy.

– Nie popadaj od razu w taką rozpacz, Erin, przecież świat się nie zawalił, a ja wcale od ciebie nie oczekuję, że rzucisz wszystko i zostaniesz moją przewodniczką. Sally o niczym się nie dowie…

– No to jej nie znasz! Jasne, że się dowie, ona zawsze o wszystkim wie.

– Dobra, więc powiem jej, że wolałem być sam, nie ma sprawy, i poproszę, żeby nie próbowała więcej układać nam życia.

– Jak to życia? Więc ona wiedziała, że zostaniesz tu dłużej i specjalnie mi nic nie powiedziała?

Nathan wzruszył ramionami.

– Chyba próbowała zabawić się w swatkę…

– Chcesz przez to powiedzieć, że myślała, że ty i ja… – Oczy Erin stawały się coraz większe. – Co to za dziwaczny pomysł?

– No właśnie, sam nie wiem… – mruknął Nathan, uświadamiając sobie natychmiast, że to niezbyt pochlebna uwaga.

Na twarzy Erin dostrzegł ulgę, ale i urażoną dumę.

– I taki plan ci w niczym nie przeszkadza? – zapytała zdziwiona.

– A niby dlaczego? Spałem dotąd z psami i pchłami, to mogę i z bibliotekarką. Poza tym, prawdę mówiąc, pomyślałem sobie, że byłoby to miłym urozmaiceniem w moim nędznym życiu.

– Ach tak! Miłe urozmaicenie po psach i pchłach? No to pięknie! – Aż drżała z oburzenia.

– Uspokój się, Erin. – Nathan na znak pokoju uniósł ręce. – Nie to miałem na myśli…

– A co, jeśli można wiedzieć? – wpadła mu w słowo.

– Że miło by mi było spędzić trochę czasu w towarzystwie kobiety. Że sobie pogadamy, może poflirtujemy, no wiesz… przy śniadanku czy może w jakiejś knajpce. Że może w coś pogramy, na przykład w scrabble… No, takie bibliotekarskie zabawy.

– Bibliotekarskie? Nic nie wiesz na temat mojego zawodu, zupełnie nic!

– Właśnie też dochodzę do takiego wniosku. Ani okularów, ani koka, za to jaki temperament…

– Bardzo mi przykro, że cię rozczarowałam – dodała nieco udobruchana.

Jonathan przymrużył oczy i na chwilę przestał się głupio szczerzyć.

– Kimkolwiek tak naprawdę jesteś, to z całą pewnością nie rozczarowaniem.

Zaskoczył ją. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Z kłopotliwej sytuacji wyratował ją dzwonek do drzwi, a potem natarczywe pukanie. Gdy tylko otworzyła, dwie małe, rude istotki zaczęły się bić o miejsce w jej ramionach.

– Mama powiedziała, że zabierzesz nas na basen! Erin szybko wychyliła się zza drzwi, by zdążyć jeszcze pomachać kobiecie siedzącej w samochodzie. Cholera, wygląda na to, że mam dziś wyjątkowego pecha, pomyślała, ale uśmiechnęła się do słodkich bliźniąt, nie chcąc dać po sobie poznać, że dziś ich wizyta nie jest jej zbytnio na rękę. Kochała swoich przyrodnich braci i lubiła spędzać z nimi czas, ale często odnosiła wrażenie, że pada ofiarą swojej dobroduszności.

– Cześć, maluchy. Ile macie czasu?

– Zostajemy do jutra! – krzyknął Samuel, próbując dosięgnąć do wieszaka.

– To fajnie – powiedziała, siląc się na entuzjazm. W sumie nie miała nic przeciwko wizycie chłopców podczas tego weekendu, zwłaszcza teraz, kiedy miała na karku Nathana, wolałaby jednak, żeby ją wcześniej zapytano, czy przypadkiem nie ma innych planów.

W drzwiach od kuchni pojawił się Nathan.

– Cześć! Co za podobieństwo – dodał po chwili. – To twoje? – zwrócił się do Erin.

– Nie! – wykrzyknął Daniel, rozbawiony, że jak wszyscy, także i ten nieznajomy dał się nabrać. – To nasza siostra! A ty jesteś chłopakiem Erin?

Nathan zaśmiał się i potrząsnął głową.

– Obawiam się, że nie.

– Szkoda. – Daniel wyglądał na zasmuconego. – Bo mama powiedziała, że nie urodzi nam już braciszka, że teraz Erin będzie miała dzieci. Więc myślałem, że…

– Ile masz lat? – zapytał Nathan.

– Pięć, tyle co Samuel.

– Nieźle kombinujesz jak na pięciolatka – roześmiał się Nath.

– O co chodzi, macie przecież siostrzenicę – przypomniała im Erin.

– Ale to dziewczyna – machnął ręką Samuel. – A może ty masz synka?

– Niestety, nie. – Nathan pokręcił głową.

– A dlaczego nie? – spytał chłopiec poważnie.

– Bo nie mam żony.

– No to sobie znajdź, wtedy będziesz mógł się do niej przytulić…

– Nie boję się sam spać.

– A co, masz swojego misia?

– Nie, nie mam.

– No to powinieneś poszukać żony. – Malec pokiwał głową z powagą. – Dziewczyny są fajne – dodał jakby dla zachęty. – Czasem nawet robią pyszne ciasteczka czekoladowe.

– Ach, ty mały szowinisto! – krzyknęła Erin, rozbawiona do łez.

Obaj chłopcy, jakby stracili nagle chęć swatania Nathana, odwrócili się na pięcie i pobiegli do gabinetu Thomasa, gdzie stał komputer.

– Nic nie wiedziałem, że Tom ma młodszych braci! – powiedział Nathan zdziwiony.

– Podejrzewam, że jest jeszcze wiele rzeczy, których nie wiesz o naszej rodzinie – wypaliła Erin i ugryzła się w język. Powinna dać już sobie z tym spokój, w końcu miała z nim spędzić cały miesiąc pod jednym dachem i ciągłe atakowanie go było pozbawione sensu. – Mamy też młodszą siostrzyczkę, ze strony ojca – dodała już łagodniej. – Ma dopiero trzy latka…

– Czy dobrze słyszałem, że masz siostrę bliźniaczkę?

– Tak, Erika jest prawnikiem.

– Wynika z tego, że kiedy przyszłaś na świat, twoi rodzice byli jeszcze bardzo młodzi.