Mimo panujących ciemności, gotów był przysiąc, że się zarumieniła.

– No cóż, przyznaję, że nie spodziewałem się nocnej wizyty – dodał jakby przepraszająco i owinął się ręcznikiem. – Gdybym został uprzedzony, z pewnością wskoczyłbym w garnitur. – Na jego twarzy pojawił się uśmiech satysfakcji.

Erin spojrzała tęsknym wzrokiem na drzwi i nieco teatralnie zaczęła dygotać i poszczękiwać zębami.

– I co, chcesz sobie tak po prostu pójść? – Przysunął się bliżej. – To nieludzkie…

Wcale jej nie dotykał, a jednak czuła się przyparta do muru. Wpatrywała się w niego niczym sarna sparaliżowana przez światła samochodu.

Nathanowi wydawało się, że dostrzegł w jej oczach ten błysk, który dawniej nie raz zdarzało mu się już widzieć w oczach kobiet. Ale był przecież dżentelmenem, nie mógłby uwieść przyjaciółki i szwagierki swojej siostry w tak nietuzinkowej sytuacji. Nic jednak nie mógł poradzić na to, że tak go intrygowała. Pragnął poczuć, jak jej puszyste włosy muskają go po twarzy, pragnął wsunąć dłonie w tę burzę rudych loków i całować rozedrgane usta. No i, rzecz jasna, zedrzeć z niej wreszcie ten ręcznik. Ignorując surowy głos sumienia, oparł się łokciami o ścianę, zamykając Erin jak w pułapce.

– Nigdy nie wypuszczam żadnej dzidzi ze swojej sypialni bez pożegnalnego pocałunku – wyszeptał uwodzicielsko.

– Dzidzi? – zdenerwowała się Erin.

– A więc jak będzie? Co z moim pożegnalnym pocałunkiem? – zlekceważył jej oburzenie.

Była pewna, że wystarczyłoby tylko mocniej na niego huknąć za tę bezczelność, a zostawiłby ją w spokoju, ale nie znalazła w sobie dość siły. Coś powstrzymywało ją od prawdziwego gniewu i choć jeszcze jej nawet nie dotknął, poczuła jakiś dziwny magnetyzm. Podobnie jak on zignorowała głos sumienia, który usilnie podpowiadał jej, że najwyższa pora wyjść. Nie, nie zamierzała pozwolić mu na pocałunek, choć ta propozycja przyprawiła ją o dreszcze, ale aż ją kusiło, by podjąć to ryzykowne wyzwanie, które los postawił na jej drodze.

– Nie jestem pańską dzidzią – powiedziała jednak po chwili. – I byłabym panu niezwykle wdzięczna, gdyby zechciał mnie pan stąd wreszcie wypuścić. Jest późno, a ja jestem zmęczona i zziębnięta.

– Mów mi Nathan – szepnął, jakby nie usłyszał, co powiedziała. – Przypominam, że to ty wdarłaś się do mojej sypialni i na dodatek twierdzisz, że jesteśmy rodziną – zamruczał jej wprost do ucha.

Tego było już za wiele. Tym razem przesadził. Nie miała zamiaru dłużej powstrzymywać złości.

– Bo jestem twoją rodziną, ty ośle! – krzyknęła. – Gdybyś choć raz pojawił się na jakiejś rodzinnej uroczystości, na ślubie, chrzcinach, czy choćby na Wigilii, to wiedziałbyś, kim jestem – syknęła. – Twoja siostra chciała nawet odwołać wyjazd na urlop, gdy dowiedziała się, że zjawisz się tu łaskawie na kilka godzin. Wiesz, ile trudu zadaliśmy sobie z Tomem, żeby wybić jej to z głowy? – Zaczęła go dźgać wyprostowanym palcem w klatkę piersiową. – A co było z pogrzebem twojego ojca, co? Sławny pan fotograf był zbyt zajęty robieniem zdjęć i zabawianiem się z dzidziami na drugim końcu świata! Nikt cię tu nie miał okazji poznać, nikt! I nagle zjawiasz się po latach z jakimiś perwersyjnymi królikami na skarpetkach, oczywiście akurat wtedy, kiedy twojej siostry nie ma. Wkradasz się do jej domu jak złodziej i co sobie myślisz, hę!? – krzyknęła rozjuszona, wydymając usta.

Ulżyło jej. Wreszcie wyrzuciła z siebie to, co od kilku lat leżało jej na sercu. Jednak zaraz potem zamknęła oczy w nadziei, że za chwilę wszystko zniknie, a ona obudzi się w swoim łóżku zlana potem. Lepsze już to, skoro trzeba wybierać.

– Perwersyjne króliki? – usłyszała w odpowiedzi.

Westchnęła ciężko. A więc, niestety, to nie był koszmarny sen, a co więcej, jej wzburzone słowa spłynęły po Nathanie jak woda po kaczce. Żadnych emocji, oprócz rozbawienia. Nic z tego, co powiedziała, nie miało dla niego najmniejszego znaczenia. Po co w ogóle dała się w to wmanewrować? Powinna przecież wiedzieć, że to bez sensu. Gdyby Nathan miał jakieś uczucia, nie postępowałby w ten sposób wobec swojej siostry. A na dodatek Sally nigdy nie powiedziała na niego złego słowa. Przecież Erin nie miała prawa zdradzać w ten sposób jej uczuć. Co ona najlepszego narobiła…

– Będziemy teraz rozważać moralne przesłanie moich skarpetek? – zapytał Nathan, narzucając jej na ramiona swoją koszulę.

Musiała przyznać, że trochę ją rozbawił, ale nie miała zamiaru się roześmiać. Nie uda mu się jej zbałamucić, na pewno nie.

– Króliczki jak króliczki… Zważywszy, że są króliczkami, zachowują się całkiem normalnie – wyjaśnił spokojnie i zaczął zapinać na niej koszulę. – No, teraz wyglądasz trochę przyzwoiciej – dodał.

Nie mogła wprost uwierzyć, że pozwoliła mu się ubrać, jakby była małym dzieckiem. To z pewnością najbardziej zwariowana noc w moim życiu, pomyślała zdziwiona. Nacisnęła klamkę.

– Byłaś tu, gdy kładłem się spać, prawda? Inaczej skąd mogłabyś wiedzieć, jakie mam skarpety. – Nathan zabawił się w detektywa.

Kiwnęła głową.

– Ukryłam się pod łóżkiem, ale nic innego nie widziałam – dodała pospiesznie.

– Wielka szkoda – szepnął z uśmiechem. Ujął ją za podbródek i zwrócił jej twarz ku sobie. – Następnym razem, jak będę się dla ciebie rozbierał, bardziej się przyłożę, obiecuję. – Potem otworzył drzwi. – Dobranoc pani – mruknął. – Miło mi było panią poznać. A tym pocałunkiem proszę nie zawracać sobie dziś głowy, jeszcze to nadrobimy.

Erin wściekła wyszła na korytarz i cicho zamknęła za sobą drzwi, ale już po chwili drzwi do swojego pokoju zatrzasnęła z furią i ciężko opadła na łóżko.

– Co za cham – warknęła pod nosem, chwytając za szczotkę do włosów. Energicznie zaczęła je rozczesywać.

– Co za dupek! Świnia! Nic sobie z nikogo nie robi! O nic się nie troszczy! Całe życie traktuje jak jeden wielki żart!

Cisnęła szczotkę w kąt, wsunęła się pod kołdrę i naciągnęła ją aż pod brodę.

Kiedy emocje nieco opadły, doszła do wniosku, że gdyby nie ta „dzidzia”, z pewnością udałoby mu się ją pocałować. Ale nie zamierzała o tym teraz rozmyślać. Jutro, gdy wstanie, już go tu nie będzie i prawdopodobnie nigdy więcej się nie spotkają. Przy odrobinie szczęścia być może pozostanie jej wrażenie, że wydarzenia tej nocy to tylko zły sen.

ROZDZIAŁ DRUGI

Erin, na przemian ziewając i przeciągając się, wstała z łóżka i wyszła ze swojego pokoju jak lunatyczka. Wszędzie roznosił się cudowny zapach kawy; kawy, o której teraz marzyła. Leniwie przetarła oczy. Czy to jeszcze jeden dręczący sen, czy może zaskakująco piękna rzeczywistość? Sen czy nie, postanowiła podążyć za boskim aromatem. Ale zaraz, przecież kawa nie mogła zrobić się sama. Zatem ktoś tutaj jest. A któż mógłby to być, jeśli nie Jonathan Chase? Cholera, ciekawe, która godzina, że on jeszcze tu się plącze? Nie miała na ręce zegarka – pewnie zostawiła go wczoraj koło prysznica. Nie lubiła wstawać w sobotę przed dziewiątą, a do tego po tym, co wczoraj między nimi zaszło, wcale nie miała ochoty zobaczyć go ponownie. A już na pewno nie w sytuacji, kiedy siedzi sobie rozparty w kuchni i popija kolumbijski nektar bogów. Może lepiej byłoby się ubrać, przemknęło jej przez myśl. Wahanie trwało jednak tylko kilka sekund. Nie, najpierw kawa, a potem się zobaczy.

Kuchnia tonęła w promieniach porannego słońca, które odbijało się w wypolerowanych naczyniach. Wypolerowanych? Wczoraj wieczorem z całą pewnością nie były wypolerowane. Kto zatem sprawił ten cud? Zmrużyła oczy. W rogu, na jej miejscu, siedział Nathan i czytał poranną gazetę. Jej gazetę.

– Dzień dobry – mruknęła pod nosem na jego wesołe powitanie i sięgnęła po kubek. Nalała sobie kawy i wypiła ją niemal duszkiem. Dopiero potem wzięła się do przygotowania śniadania. Kątem oka widziała, że Nathan odłożył gazetę i patrzył na nią badawczym wzrokiem. Nie miała jednak ochoty spojrzeć mu teraz w twarz. Zresztą po co, w poświacie księżyca prezentował się dużo lepiej.

– Zastanawiałem się dziś rano, czy przypadkiem nie byłaś tylko snem. Ale to byłaś ty, prawda? W tym skąpym ręczniczku, na tle uśmiechniętego księżyca? Wiesz co? – Przymrużył nieco oczy i obrzucił ją spojrzeniem z góry na dół. – Muszę ci powiedzieć, że w mojej koszuli jest ci dużo bardziej do twarzy.

Dopiero teraz zauważyła, że wciąż ma na sobie jego koszulę. No, to znowu świetnie się spisałaś, zbeształa się w myślach.

– Przepraszam – burknęła. – Nie zwróciłam na to uwagi. Zaraz ci ją oddam. – Już chciała ściągnąć koszulę przez głowę, gdy uprzytomniła sobie, że nic pod spodem nie ma. – To znaczy za chwilę – poprawiła się.

– Nie ma pośpiechu, nie przejmuj się. Wiesz, to w nocy, to nie był najlepszy początek. Można by spróbować jeszcze raz… Jeśli cię wystraszyłem, to przepraszam.

Wydał się jej podejrzanie uprzejmy. Podniosła głowę i spojrzała na niego badawczym wzrokiem. Nieźle się prezentuje, to fakt, pomyślała. Czarne falujące włosy, choć jak na jej gust nieco przydługie, i ciemnozielone głębokie oczy robiły naprawdę wrażenie. Oczywiście, nie na niej, choć musiała przyznać, że w rzeczywistości wyglądał jeszcze lepiej niż na zdjęciach.

– Nie przestraszyłam się ciebie, ale tego, że ktoś włamał się do domu – odparła prawie obojętnie. – Wpadłam w panikę, a cała reszta była już tylko jej następstwem i najchętniej bym o tym zapomniała.

– Och, bez przesady, w sumie było całkiem zabawnie. Sama przecież się śmiałaś. Ale jak chcesz, zacznijmy od nowa. – Nathan wyciągnął rękę. – Nazywam się Jonathan i miło mi cię poznać, Erin.

Niezły z niego cwaniak, pomyślała z sarkazmem, patrząc w zielone oczy przepełnione samouwielbieniem i pewnością siebie. O nie, kochany, mnie tak łatwo nie zbajerujesz. Nie mam zamiaru zostać jedną z twoich dzidź, nie licz na to. Uśmiechnęła się z wyższością i z wyraźną rezerwą podała mu dłoń. Wstrząsnął nią miły dreszcz, a jej ciało przeszyła nagła fala ciepła. I co z tego, pomyślała natychmiast, to nic nie znaczy, po prostu w kuchni jest dziś bardzo gorąco. Postanowiła zająć się śniadaniem. Swoim, rzecz jasna. Na zaczepki Nathana i próby nawiązania konwersacji odpowiadała albo nieznacznym ruchem głowy, albo urywanymi słowami. Nie będzie się wysilać, nie ma po co.