– Simon, kochany, nie masz ochoty zlizać śmietanki z tego miejsca?

Na moment wygięła ciało, wychodząc naprzeciw zachłannym dłoniom, po czym wstała, rozsypując owoce na marmurową posadzkę i skinęła na pokojówkę, która trzymała w pogotowiu jej peniuar. Rozległy się jęki zawodu mężczyzn, ale co bardziej przedsiębiorcze prostytutki i śmielsze damy już przysuwały się do stołu, gotowe podjąć to, co przerwała Juliana; nabierały łyżeczkami owoce i śmietankę z tacy i podsuwały dżentelmenom. Juliana szybko zerknęła przez ramię i zobaczyła, że kolacja zaczyna przeradzać, się w kolejną ze sławnych orgii Emmy. Lokaj, czerwony po same uszy, przytrzymał jej drzwi do jadalni. Szybko zniknęła za nimi, boso, strząsając resztki deseru na polerowane marmurowe kafelki, którymi wyłożono hol. Śmietanka kleiła się do peniuaru, a cukier puder zaczynał drapać skórę. Oby tylko Emma nie zapomniała powiedzieć służącym, że mają naszykować kąpiel.

Drzwi do jadalni zamknęły się i szum rozmów przybrał na sile, bo goście zaczęli rozwodzić się nad jej najnowszym śmiałym wybrykiem. Wygięła wargi w lekkim uśmiechu. Będą mieli o czym rozmawiać w swoich klubach! Choćby jutrzejszy ślub był nie wiedzieć jak wytworny, małżeństwo Brookesa będzie się wszystkim kojarzyć ze skandalicznymi wydarzeniami, które miały miejsce w poprzedzającą je noc. I znów szacowne matrony z towarzystwa będą z oburzeniem komentować szokujące zachowanie lady Juliany Myfleet, córki markiza Tallanta, która niegdyś była jedną z nich i tak spektakularnie utraciła ich szacunek.

– Tędy, proszę pani. – Pokojówka wskazała jej kręcone schody. Była bardzo młoda i niezbyt ładna. Juliana uświadomiła sobie, że Emma zatrudnia brzydkie pokojówki; zapewne nie jest w stanie znieść jakiejkolwiek konkurencji. Dziewczyna poprowadziła ją do otwartych drzwi na piętrze, prowadzących do pokoju, z którego Juliana korzystała już wcześniej, kiedy zdejmowała strój, w którym przyszła. Za kolejnymi drzwiami znajdowało się mniejsze pomieszczenie, gdzie inna pokojówka wlewała parującą wodę do wanny. Na widok wchodzącej uniosła głowę i jej spocona twarz zrobiła się jeszcze czerwiensza. Opróżniła dzban, dygnęła, wyraźnie podenerwowana, po czym umknęła, zupełnie jakby samo przebywanie w jednym pomieszczeniu z najbardziej rozwiązłą wdową w Londynie mogło wystawić ją na niebezpieczeństwo.

Juliana posiała czarujący uśmiech pierwszej z dziewcząt, zsunęła peniuar, pochyliła się, by odpiąć podwiązkę z nogi i weszła do wody.

– Dziękuję ci. Teraz zostaw mnie samą.

Pokojówka w odpowiedzi uśmiechnęła się do niej zaciśniętymi wargami i podniosła ubrudzony peniuar z podłogi. Dygnęła z dezaprobatą i bez onieśmielenia, po czym wyszła. Juliana wybuchnęła śmiechem.

Cukier puder w wodzie robił się lepki, toteż Juliana sięgnęła po szczotkę na długiej drewnianej rączce, chcąc się porządnie wyszorować. Wolała robić to sama. Na myśl o tym, że jej delikatną skórę miałaby atakować pokojówka o dłoniach jak szynki, aż się wzdrygnęła. Pozostałości śmietanki pływały po powierzchni wody jak obrzydliwe szumowiny, a między nimi wirował kawałek jabłka. Skrzywiła się. Następstwa jej skandalicznego postępku okazywały się o wiele mniej przyjemne niż sam figiel. Zdaje się, że będzie potrzebowała drugiej kąpieli, by zmyć pozostałości pierwszej.

Odchyliła głowę i zamknęła oczy, odtwarzając w myślach chwilę, w której lokaje unieśli pokrywę srebrnej tacy i odsłonili ją w całej okazałości. Wywołane tym poruszenie było naprawdę zabawne. Kobiety gotowały się z wściekłości, a mężczyźni sprawiali wrażenie małych chłopców w sklepie ze słodyczami. Juliana uśmiechnęła się z satysfakcją. Bardzo przyjemnie jest wzbudzać takie emocje. Podziw, pożądanie… i pogardę.

Usiadła raptownie, bo przed oczami stanęła jej twarz jasnowłosego nieznajomego.

„Dziękuję, nie przepadam za deserami”. Co za bezczelność! Jak on śmiał potraktować ją z taką pogardą? To był przecież tylko żart. A w ogóle co taki purytanin robił na szalonej kolacji u Emmy? Zapewne szedł na jakieś spotkanie w kościele i zgubił drogę.

Wstała, rozchlapując wodę poza krawędź wanny na podłogę, i sięgnęła po ręcznik. Gdy narzucała go na ramiona, brylantowy diadem zaczepił o materiał, toteż Juliana szybkim, niecierpliwym ruchem ściągnęła diadem z włosów i rzuciła na toaletkę. Nagle zapragnęła stąd wyjść. Przeszła przez sypialnię, zostawiając na dywanie ślady mokrych stóp. Jej ubranie leżało na łóżku. Wystarczyło tylko zadzwonić na niechętną małą pokojówkę, by pomogła jej się ubrać, ale Juliana nie chciała czekać. Zostawiła Hattie, własną pokojówkę, w swoim domu na Portman Square. Ona również nie pochwalała jej zachowania do tego stopnia, że przyjaciele Juliany pytali, czemu nie znajdzie sobie nowej służącej. Juliana nie reagowała. Prawdę mówiąc, surowość pokojówki całkiem jej odpowiadała. Częściowo rekompensowała jej brak matki, której nie mogła pamiętać.

Usiadła przy toaletce i uważnie przyjrzała się swemu odbiciu w lustrze. Nie miała najmniejszego pojęcia, co zrobić z włosami, które po zdjęciu diademu opadły jej na plecy w nieładzie. Rozpuszczone włosy złagodziły linie wspaniałych kości policzkowych i sprawiły, że wyglądała młodziej. Kilka piegów u nasady nosa jeszcze potęgowało wrażenie młodzieńczości. Piegi wytrzymały lata energicznego szorowania i oparły się wszystkim próbom ich usunięcia za pomocą maści cytrynowej doktora Jinksa. Juliana przybliżyła twarz do lustra. W oczach dostrzegła cień wrażliwości, do której nie miała ochoty się przyznać.

Drzwi się otworzyły i do pokoju wpadła Emma Wren. Juliana z miejsca zorientowała się że Emma trochę za dużo wypiła. Miała wypieki, róż na policzkach rozmazał się, a treska była lekko przekrzywiona.

– Juliana, moja droga! – Pani domu najwyraźniej nie mogła zapanować nad podnieceniem. – Byłaś absolutnie wspaniała! Wiesz, panowie nie mówią o niczym innym! Wszyscy na ciebie czekają, moja droga. Jesteś gotowa do zejścia na dół?

Juliana znów odwróciła się do lustra. Zdawała sobie sprawę, że się wykręca.

– Niezupełnie. Potrzebuję pomocy w ubieraniu i czesanku. Emma cmoknęła z niezadowoleniem.

– Powinnaś była zadzwonić na pokojówkę. Dessie zajmie się tym w mgnieniu oka. Chociaż – cofnęła się o krok i przyj rżała uważnie przyjaciółce – wyglądasz niezwykle czarująco i figlarnie tak jak teraz, moja droga. Panowie z pewnością to docenią. Te rozpuszczone włosy są całkiem, całkiem, wiesz, wyglądasz z nimi tak młodo i niewinnie. – Wybuchnęła śmiechem. – Zawrócisz w głowach im wszystkim!

Juliana nie po raz pierwszy pomyślała, że Emma marnuje się jako żona podsekretarza stanu. Prawdziwy sukces odniosłaby jako właścicielka domu uciech. Prawdę mówiąc, wytwornie urządzony londyński dom pani Wren nie różnił się zbytnio od domu schadzek w Covent Garden. A pod pewnymi względami również od burdelu w mniej eleganckiej części miasta. Juliana odwróciła się. Mogła tolerować niektóre co bardziej szokujące pomysły Emmy dla swojej własnej przyjemności, ale nie miała zamiaru tańczyć tak, jak jej zagrają. Figiel z okazji przyjęcia dla Brookesa rozproszył jej znudzenie przynajmniej na godzinę, teraz jednak nie zamierzała schodzić na dół i odgrywać prostytutki.

– Sir Jasper Colling pytał o ciebie – powiedziała Emma znacząco, przysuwając umalowaną twarz do twarzy przyjaciółki na tyle blisko, że Juliana wyczuła nieświeży oddech. – Simon Armitage też. To słodki chłopiec i taki młody i przejęty. Po myśl, jak zabawnie byłoby wprowadzić go…

Julianę ogarnęło obrzydzenie. Naiwne uwielbienie Simona Armitage'a miało w sobie coś niewypowiedzianie słodkiego i wyjątkowym oszustwem byłoby przyjęcie tego uwielbienia i spożytkowanie go dla własnej przyjemności. Nie była aż tak rozwiązła bez względu na to, co o niej mówiono. Nie zamierzała dać się złapać na pochlebstwa Emmy, chciała się jednak czegoś dowiedzieć. Dołożyła starań, żeby jej głos brzmiał zdawkowo.

– Ten dżentelmen, Emmo, ten, który wygląda jak rozpustnik, lecz zachowuje się jak pastor… Co to za jeden?

– Och, rozumiem! Wolisz kogoś nowego! Nic tak nie intryguje jak nieznajomy, nieprawdaż, moja droga? – Zmarszczyła brwi. – Przed paroma godzinami powiedziałabym, że nie mogłabyś wybrać lepiej, lecz teraz nie jestem już tego taka pewna. – Rzuciła się na łóżko. – To Martin Davencourt. Jeden z tych Davencourtów z Somersetshire, wiesz. Nie ma wprawdzie tytułu, ale jest bogaty jak krezus i spokrewniony z połową ziemian w tym kraju. Wrócił do Londynu w ubiegłym roku, zaraz po śmierci ojca.

– Davencourt – powtórzyła Juliana. Nazwisko wydało jej się znajome, ale pamięć ją zawiodła.

Emma ciągnęła nadąsanym tonem.

– Tak, Martin Davencourt. Mówiono mi, że jest zabawny. Rzeczywiście powinno tak być, skoro przez kilka lat krążył po stolicach całej Europy. – Juliana w lustrze spostrzegła, że przyjaciółka się skrzywiła. – Zaprosiłam go, bo myślałam, że okaże się dobrym kompanem, tymczasem on robi wrażenie wyjątkowego nudziarza, bez odrobiny polotu. Może to dlatego, że chce dostać się do parlamentu i obnosi się ze swoją powagą. Niewykluczone, że zmęczyła go opieka nad siedmiorgiem męczących przyrodnich braci i sióstr. Cokolwiek to jest, on nie zdradza najmniejszej ochoty do zabawy.

– Martin Davencourt. – Juliana zmarszczyła czoło. – Nazwisko wydaje mi się znajome, ale nie sądzę, byśmy się kiedykolwiek spotkali. Na pewno bym go zapamiętała.

– Jako dyplomata przez dłuższy czas przebywał poza krajem. Jednakże, nawet jeśli go nie znasz, zawsze możesz udać, że jest inaczej. Zejdź na dół i namów go do odnowienia starej znajomości.

Juliana przez chwilę się wahała, ale koniec końców pokręciła głową. Wstała i wzięła pelerynę, która leżała na łóżku.

– Nie sądzę, Emmo. Pan Davencourt jest nieczuły na moje wdzięki. A ja, niestety, muszę odmówić twemu zaproszeniu na dalszy ciąg przyjęcia. Boli mnie głowa i chyba pójdę dziś wcześniej spać.

Emma zerwała się, najwyraźniej dotknięta.