Tak się złożyło, że wiedział nawet, do kogo się zwrócić. Jego wzrok powędrował poprzez zdemolowane pomieszczenie i zatrzymał się na wysokości kuchennego okna. Aż gwizdnął. Myślał wprawdzie o Priscilli, nie spodziewał się jednak, że ją w tej chwili zobaczy.

Co pani tam robi, pani Neilson, zastanawiał się.

Spotykał się z nią niemal codziennie. Pierwszego dnia zaprosiła go i wygłodniałą Shannon, która parę razy pytała, dlaczego nie mogą pójść do restauracji, na zapiekankę. Była bardzo miła, ale mimo to zachowywała ogromny dystans. Później pożyczał od niej jajka, pytał o nazwisko miejscowego studniarza i prosił o radę dotyczącą uprawy ojcowskich pól. Jednak Priscilla jeszcze się z nim nie oswoiła. Za każdym razem aż podskakiwała, gdy zobaczyła go lub gdy usłyszała jego ciepły baryton.

Coop wiedział, że polubiła Shannon. Zachowywała się przy niej naturalnie i ciepło. Natomiast kiedy spotykali się we dwójkę, miała taką minę, jak pięćdziesięcioletnia matrona, która zobaczyła nagle coś nieprzyzwoitego.

Cooper zbliżył się do okna i oparł o parapet. W tej chwili Priscilla nie miała szans, żeby zachowywać się jak matrona. Otworzyła właśnie zamalowane do połowy okienko na mansardzie. W świetle zachodzącego słońca błysnęły dwie białe piersi. Następnie skryła się w łazience. Widział jednak płomień jej włosów i wyciągniętą rękę z grzebieniem. Pewnie po kąpieli zrobiło jej się duszno. Coop uśmiechnął się do siebie.

Jednak po chwili uśmiech zniknął z jego ust. Priscilla nałożyła szlafrok i wyszła z łazienki. Po chwili zobaczył ją znowu, przed domem. Zastanawiał się, co ma zamiar teraz zrobić, i aż otworzył usta ze zdumienia, kiedy Priss chwyciła szczebel biegnącej na zewnątrz domu drabinki ratowniczej i zaczęła się po niej wspinać.

Po chwili powiał silniejszy wiatr. Poły szlafroka zatańczyły w powietrzu, odsłaniając wspaniałą, kształtną pupę. Coop patrzył zafascynowany na nagie, kobiece ciało. Wiedział, że pragnie go bardziej niż czegokolwiek innego. Tym razem nie chodziło mu jednak wyłącznie o ciało. Ale, w takim razie – o cóż jeszcze mogło mu chodzić?

Priscilla zachwiała się niebezpiecznie. Cooper jęknął, widząc drobną sylwetkę, balansującą na drabince nad rynną. Gdyby teraz spadła, niewiele by z niej zostało. Jednak Priscilla nie poddawała się i wspinała się wyżej i wyżej. Coop stwierdził, że w tej, na pierwszy rzut oka, statecznej kobiecie pozostało wiele z dawnej trzpiotki. Ciekawe, czy nie robi fikołków, kiedy zostaje sama? pomyślał.

Spojrzał znowu w stronę dachu, ale Priscilla nagle gdzieś zniknęła.

– Kici, kici. Chodź, kocinko! – krzyknęła Priscilla, osuwając się nieco w dół. Pomyślała, że otarła, sobie kolana i że przez następnych kilka dni nie będzie mogła chodzić w krótkiej sukience i szortach. – Kici, kici. Nie bój się, zaraz przyjdę – zawołała, widząc, że biała puszysta kulka wtuliła się jeszcze mocniej w załamanie dachu tuż przy kominie.

Priscilla usłyszała miauczenie kotki, gdy jeszcze była pod prysznicem. Początkowo wydawało jej się, że l o coś gra w rurach, i dopiero kiedy otworzyła okno, zrozumiała, co się stało. Szybko rozczesała włosy i wybiegła na zewnątrz. Głos Kleopatry, kręcącej się niespokojnie przy domu, przeszedł w zawodzenie.

Pięć tygodni temu, kiedy kotka zdecydowała się na wydanie na świat piątki małych, wybrała do tego celu maleńką garderobę, przylegającą do jej sypialni. Priscilla od razu powiedziała Mattowi, że trzeba ją będzie wraz z kociętami przenieść do stodoły, ale jakoś tak się złożyło, że nikt tego nie zrobił. Kocięta były przecież tak słodkie i takie grzeczne! W ogóle nie było z nimi kłopotów.

Znajdujący się przy kominie kotek miauknął żałośnie. Odpowiedziała mu seria żałosnych dźwięków wydobywających się z gardła Kleopatry.

– Cicho, kiciu. Cichutko. Odwołuję wszystko, co powiedziałam. Wcale nie chcę cię utopić. I dostaniesz codziennie dodatkową porcję tuńczyka.

Priscilla postawiła stopę na kolejnej dachówce. Miała nadzieję, że w razie czego rynna zdoła ją utrzymać. Co ją podkusiło, żeby wchodzić tutaj w łazienkowych klapkach. Musi się ich pozbyć. Pac! Pac! Klapki spadły na dół jeden za drugim.

Dobrze, że to nie ja, pomyślała.

Kleopatra niemal oszalała z niepokoju. Nawet kocięta w sypialni wyczuły, co się święci. Siedziały wystraszone, pomiaukując od czasu do czasu.

Dzięki Ci, Boże, że nie ma tutaj Matta, pomyślała Priss. To zrozumiałe, że chciałby sam zdjąć kotka.

Jeśli pozwolisz mi wyjść z tego cało, obiecuję, że nigdy nie będę już prowadzić boso, nie zgubię żadnych kluczy i nie będę się kąpać nago w stawie za domem. W ogóle nie będę robić nic złego. Tylko pomóż mi.

Jeszcze kilka centymetrów. Poczuła, że boli ją bosa stopa. Prawdopodobnie nastąpiła na którąś z ostrych krawędzi. Dopiero teraz zrozumiała, że gdyby przez chwilę pomyślała, zamiast od razu wpadać w panikę, cała sprawa byłaby o wiele łatwiejsza. Jednak teraz… Starała się powstrzymać napływ myśli i sięgnęła po wystraszonego kotka.

Maleństwo wpiło się w jej dłoń, a kiedy osunęła się nieco, skoczyło na dach i jednym susem dopadło okienka na stryszku, gdzie kotki się zwykle bawiły. Po chwili było już bezpieczne. Priscilla obserwowała tę scenę z rosnącym zdumieniem.

– Możesz mi podać rękę? – usłyszała rzeczowy, męski głos.

Od razu odgadła, do kogo należy, i pomyślała, że dzisiaj wyraźnie brakuje jej szczęścia. Jedynym mężczyzną, z którym nie chciała się spotkać w tym, jakże skąpym, stroju był właśnie Cooper Maitland. Rozejrzała się wokół. Była tak zaaferowana, że nie słyszała, że coś podejrzanego dzieje się na dole. Coop nie był na tyle głupi, żeby korzystać z przeciwpożarowej drabinki, i przyniósł sobie olbrzymią drewnianą drabinę, stojącą zwykle przy stodole. Stał teraz pewnie na jej szczeblach i patrzył na Priscillę wzrokiem pełnym ironii. Pomyślała, że potwornie się przed nim wygłupiła.

– Wiesz… chciałam uratować kotka – zaczęła. – Na pewno by się zabił.

– Widziałem – mruknął ponuro. Otworzyła usta, a następnie zamknęła je szybko.

Coop przyglądał się jej bosym stopom, łydkom… Jego wzrok wędrował wyżej i wyżej.

– To mały kociak. Pięciotygodniowy. Właśnie byłam w łazience, kiedy usłyszałam miauczenie Kleopatry. Stąd… mm… ten strój.

– Domyśliłem się – stwierdził Cooper i spuścił wzrok.

Zeszła jeszcze niżej. Mogła stąd widzieć okno sypialni, w której zapewne odbywało się kocie święto. Uszczęśliwiona Kleopatra zniknęła bowiem sprzed domu.

Priscilla poczuła, że jest zdenerwowana. Zsunęła się jeszcze kilka centymetrów niżej. Nawet nie próbowała zachować pełnej godności postawy. W tej sytuacji było to niemożliwe. Starała się jedynie nadrabiać miną. Wydęła policzki i spojrzała na Coopa groźnie. W tym momencie zaczęła się błyskawicznie zsuwać w dół. Coop chwycił ją w samą porę. Dzięki niemu usiadła na dachu, a jej nogi znalazły się w rynnie.

Po chwili przerażenia przyszło jej nagle do głowy, że równie dobrze mogłaby oglądać taką scenę w starej komedii z Busterem Keatonem, i wybuchnęła śmiechem. Coop zawtórował jej barytonem. Powoli opadało z nich całe napięcie. Z trudem łapali oddech. Priscilla czuła pod pupą rozgrzany dach i było jej z tym dobrze. Wcale nie czuła się zażenowana.

Dopiero po jakimś czasie odzyskali panowanie nad sobą i przestali się śmiać. Zapadła cisza. Ich oczy spotkały się. Jego – płonące i jej – przekorne i pełne słodyczy. Nie potrafiła już trzymać Coopa na dystans. Nie po tym, co się stało.

– Pewnie nie będziesz chciał o tym wszystkim za pomnieć, co? – spytała zrezygnowana.

Udawał, że się zastanawia.

– To byłoby bardzo trudne – odparł. – Wręcz nie możliwe.

Westchnęła głośno.

– Dobrze, Coop. Mów, czego chcesz. Ciasta? A może umyć ci samochód? Albo zaprosić na niedzielny obiad?

Uśmiechnął się do niej. Powinni zakazać tego rodzaju uśmiechów w Iowa.

– Chcesz mnie przekupić? Zastanów się, co powie działby twój syn, gdyby dowiedział się, że wspinałaś się bez majteczek na dach. A gdybym wspomniał o tym Joelli, całe miasteczko by się dowiedziało…

Pospieszyła z nową ofertą:

– Może lubisz babkę cytrynową. – Po chwili podwoiła stawkę: – Upiekę ci dwie babki cytrynowe.

– Na razie uspokój się. Na pewno się jakoś dogadamy, ale teraz zejdź już na dół. Masz pewnie poranione stopy i zawroty głowy.

Nie wiedziała, jak się tego domyślił. Rzeczywiście, od momentu kiedy kotek zniknął w oknie, potwornie kręciło jej się w głowie. Po raz pierwszy zrozumiała, na co się tak naprawdę zdecydowała. Później jednak, kiedy wybuchnę]i śmiechem, czuła się zupełnie dobrze.

– Jak tu wlazłam, to i zlezę – powiedziała gniewnie.

– Mam wprawę.

– To dlatego tak kurczowo trzymasz się dachówek?

– spytał, wskazując głową zbielałe kostki jej dłoni.

– Poradzę sobie. Musisz tylko… zejść trochę niżej. Coop nie krył zniecierpliwienia.

– Nic z tego. I nie każ mi zamykać oczu. Już zauważyłem, że nie masz na sobie bielizny. Nie przejmuj się, widywałem już nagie kobiety. Gdybyś spadała, niewiele bym mógł ci pomóc z zamkniętymi oczami.

– Chwycił ją za rękę. – No, ruszaj się. Potem będziesz mogła się ubrać. Usiądziemy sobie na werandzie przy mrożonej herbacie, a ja będę cię zadręczał swoimi pomysłami. Odwróć się teraz. Patrzenie w dół wcale ci nie pomoże. Chodź do mnie i daj sobie spokój z tą cholerną drabinką dla akrobatów.

Priss wcale nie miała ochoty na to, żeby ruszyć się gdziekolwiek. Chciała wcisnąć się w kątek i miauczeć jak kotek. Jednak rozkazy Coopera wywołały pożądany efekt i zaczęła wolno schodzić po szczeblach. On tymczasem podtrzymywał ją z tyłu i mówił coś o tapecie, która nie chce trzymać się ściany i o zdemolowanej kuchni, którą gdzieś widział. Priscilla nie miała pojęcia, o czym mówi, ale zupełnie jej to nie obchodziło. Z trudem dowlokła się do połowy drabiny, gdzie poprosiła o chwilę odpoczynku. Od ziemi wciąż dzieliła ją spora odległość, jednak czuła się już bezpieczniej. Mdłości i zawroty głowy zaczęły powoli ustępować.