– Ludzie! – zawołał Scott Rich, biorąc mikrofon. – LUDZIE! – ryknął.

Zrobiło się cicho jak makiem zasiał.

– Jestem Scott Rich z CIA. Sytuacja jest naprawdę poważna. Panujemy nad wszystkim. Ale czy tak będzie nadal, zależy od was i od tego, czy będziecie się zachowywali jak dorośli. Cały świat na was patrzy. Proszę opuścić teatr wyłącznie głównymi wyjściami – to znaczy tędy, z pierwszego balkonu tędy, z następnych dwóch balkonów tędy. Proszę zachować spokój, słuchać poleceń i wychodzić jak najszybciej. W porządku, ludzie. To tyle.

Podczas gdy goście opuszczali teatr, siły bezpieczeństwa gorączkowo przeszukiwały budynek. Siedemnaście Oscarów leżało w męskiej toalecie, ukrytych bezpiecznie pod warstwami kocy i tarcz absorbujących wybuch. Teren wokół został całkowicie oczyszczony. Za dwie minuty miał nastąpić wybuch, a jednego Oscara wciąż brakowało. Jego zdobywczyni, chudziutkiej, zdenerwowanej dziewczyny, która wyróżniona została za najlepszą rolę drugoplanową w filmie o Przewodniczącym Mao, nie można było nigdzie znaleźć. Wśród opuszczającego budynek tłumu wciąż panował względny spokój; jedynie siły bezpieczeństwa wiedziały, że gdzieś nadal może czaić się tykająca bobma.

Olivia stała oparta o ścianę, myśląc intensywnie. Nagle ją oświeciło. Wybrała numer na swojej komórce.

– Scott – powiedziała. – Chyba wiem, gdzie ona jest. Nikt jej nie widział, odkąd zeszła za kulisy. Założę się, że rzyga jak kot.

– OK, zajmę się tym – odpowiedział Scott. Przez chwilę słyszała jego pospieszne kroki. Przerażona spojrzała na zegarek.

– Dobra, posłuchaj mnie, Olivio. Jestem na miejscu. Widzę ją, wyciągnę ją. Wszystkim się zajmę. Ty już nic nie możesz zrobić. Uciekaj z budynku. Natychmiast. Kocham cię. Na razie.

– Scott! – wrzasnęła. – Scott!

Ale telefon milczał.

Rozejrzała się zrozpaczona, po czym ruszyła w stronę estrady, starając się nie dać porwać tłumowi, jak gdyby to był nurt rzeki – trzymając się jego obrzeży, gdzie nie był tak rwący, łatwiej mogła się poruszać. Nagle jednak z foyer dał się słyszeć ogłuszający huk, ziemia zadygotała, zadrżały ściany. Ludzie zaczęli krzyczeć i miotać się w panice, a w powietrzu rozszedł się drażniący dym – podobny, tylko mniej intensywny wydzielały odpalane ognie sztuczne – gdy nagle od strony sceny dał się słyszeć kolejny głośny wybuch.

Olivia gorączkowo wystukała numer.

– Scott! – darła się rozpaczliwie. – Scott!

Lecz telefon tylko dzwonił i dzwonił, gdy tymczasem tłum ogarnięty paniką rozpierzchł się we wszystkie strony. Olivia przywarła do ściany i stała zupełnie nieruchomo w samym środku prawdziwego piekła, patrząc na rozgrywający się przed nią dramat. Z wolna zaczęło do niej docierać, że wszystko jest w porządku. Brygada antyterrorystyczna znakomicie poradziła sobie z bombami zgromadzonymi w toalecie. Budynek wciąż stał, wybuch nie dotarł na widownię, nie było żadnych odłamków, krwi, rozszarpanych ciał. Wyglądało na to, że nikt nie odniósł obrażeń. Z wyjątkiem jednego człowieka, którego kochała.

Znowu wybrała numer Scotta. Telefon dzwonił i dzwonił, i dzwonił. Zrozpaczona osunęła się na podłogę, czując, jak po policzku spływa jej łza, gdy nagle ktoś odebrał.

– Scott?! – krzyknęła, z podekscytowania o mało nie połykając telefonu.

– Nie, proszę pani, to nie Scott, ale on jest tu ze mną.

– Jest? Nic mu się nie stało?

Przez chwilę panowała cisza.

– Nic, proszę pani – usłyszała w końcu. – Można co prawda powiedzieć, że trochę się pobrudził, ale poza tym chyba jest w jednym kawałku. Udało mu się wrzucić Oscara do klozetu i przykryć jakimiś szmatami, a sam z młodą damą zdążyli się ukryć. O, chce z panią rozmawiać.

Czekała, wciąż jeszcze nie mogąc opanować targającego nią szlochu.

– To ty? – burknął ponuro Scott. – Mówiłem ci, żebyś nie dzwoniła do mnie do pracy.

– Nawet na chwilę nie można cię spuścić z oka – powiedziała, ocierając ostatnie łzy, ale już rozpromieniona ze szczęścia. – Zawsze ci się łapy kleją do każdej aktorki i modelki, no nie?

59

MAUI, HAWAJE

Gdy powietrzny ambulans schodził do lądowania ponad tropikalnymi wodami Maui, telefon Olivii zaczął dzwonić. Na sekundę puściła rękę Scotta, by go odebrać.

– Olivia?

– Słucham?

– Tu Barry Wilkinson. Słuchaj, możesz napisać dla nas artykuł? Byłaś tam, no nie? Na Oscarach i w Sudanie. Chcemy mieć pełną relację z pierwszej ręki, na wyłączność – ogólny zarys na pierwszą stronę, wszystko do przeglądu wydarzeń – i coś do wydania zwykłego, najlepiej do ósmej rano. Kilkaset słów i parę wypowiedzi. Olivio?

– Nie wiem, o czym pan mówi – odparła. Wiedziała natomiast jedno, a mianowicie, że nie ma najmniejszej ochoty, aby jej twarz ukazała się na pierwszych stronach gazet. Gdyby tak się stało, prawdopodobnie do końca życia musiałaby się ukrywać.

– Słuchaj, kotku, ja wiem. Wiem o MI6. Wiem, że pojechałaś do Sudanu, bo mi powiedzieli w „Elan”. I wiem, że byłaś na Oscarach, bo cię widziałem w rudej peruce. I…

Odsunęła telefon od ucha i wyjrzała przez okno, gdzie samolot coraz bardziej zniżał lot ponad połyskującym morzem, palmami i białym piaskiem. Uszczęśliwiona uśmiechnęła się do Scotta Richa, po czym przyłożyła do ucha telefon, w którym wciąż rozlegał się skrzeczący jazgot Barry'ego, i powiedziała: – Och, nie wygłupiaj się, złotko. Wszystko to jest tylko wytworem twojej rozbuchanej wyobraźni.

Helen Fielding

  • 1
  • 54
  • 55
  • 56
  • 57
  • 58