– Jego pocałunek zawstydził cię?

– Nie, ale kiedy mnie całował, oparłam się plecami o drzwi i niechcący nacisnęłam dzwonek. Mój ojciec je otworzył, a ja wpadłam w jego ramiona razem z Mariem, który ciągłe mnie obejmował niczym ostatnią deskę ratunku. Wieki całe trwało, zanim wszyscy troje pozbieraliśmy się z podłogi.

Meredith przestała się śmiać na widok rollsa wyjeżdżającego zza rogu.

– Jest już mój… mój transport do domu – powiedziała, starając się uspokoić.

Lisa spojrzała spod oka i zamurowało ją.

– Boże, czy to rolls?

Meredith przytaknęła ze skrępowaniem i wzięła swoje książki.

– Mieszkam daleko, a mój ojciec nie chciał, żebym jeździła autobusem.

– Twój tata jest szoferem, co? – domyśliła się Lisa, idąc z Meredith w stronę samochodu. – Musi być nieźle jeździć takim samochodem i udawać, że jest się bogatą. – Nie czekając na odpowiedź Meredith, dodała: – Mój tata jest monterem rur. Jego związek strajkuje. Przeprowadziliśmy się, bo tutaj jest niższy czynsz. Wiesz, jak to jest.

Meredith z własnego doświadczenia nie miała pojęcia, „jak to jest”, ale z gniewnych komentarzy ojca wiedziała, jaki efekt wywierają związki i strajki na przedsiębiorców takich jak Bancroftowie. Mimo to skinęła współczująco głową w odpowiedzi na smętne spojrzenie Lisy.

– To musi być trudne – powiedziała, po czym impulsywnie dodała: – Chcesz, żebyśmy podwieźli cię do domu?

– Czy chcę? Pewnie! Nie, poczekaj, możemy to zrobić w przyszłym tygodniu? Mam siedmioro rodzeństwa i jak tylko pojawię się w domu, mama będzie miała dla mnie sto spraw do załatwienia. Lepiej pokręcę się tutaj jeszcze przez jakiś czas i wrócę do domu o normalnej porze.

To działo się tydzień temu. Wątła nić przyjaźni, która zawiązała się tego dnia, umocniła się, zasilana kolejnymi zwierzeniami i porozumiewawczymi uśmiechami. Teraz, patrząc na zdjęcie Parkera i myśląc o sobotnich tańcach, Meredith zdecydowała, że zasięgnie rady Lisy w tej sprawie. Lisa znała się na fryzurach i różnych innych rzeczach. Może doradzi coś, dzięki czemu Meredith wyda się Parkerowi bardziej atrakcyjna.

Wprowadziła w życie swój plan w czasie przerwy śniadaniowej następnego dnia.

– Jak myślisz – zagadnęła Lisę – czy istnieje coś poza operacją plastyczną, co mogłabym zrobić, żeby zmienić swój wygląd do jutrzejszego wieczora? Cokolwiek, co sprawiłoby, że wydałabym się Parkerowi starsza i ładniejsza?

Zanim Lisa odpowiedziała, poddała ją wnikliwej inspekcji.

– Te okulary i aparat ortodontyczny nie są wzbudzającymi żądzę ozdobami – zażartowała. – Zdejmij okulary i wstań.

Meredith posłuchała i z niepewnym uśmiechem czekała na werdykt, podczas gdy Lisa krążyła wokół niej, oglądając ją od stóp do głów.

– Rzeczywiście, zrobiłaś wszystko, co tylko można, żeby wyglądać nijako – orzekła. – Masz wspaniałe oczy i włosy. Jeśli zrobisz sobie lekki makijaż, zdejmiesz okulary i uczeszesz się inaczej, to może stary dobry Parker spojrzy na ciebie łaskawszym okiem.

– Myślisz, że naprawdę mogę mieć szanse? – zapytała, a całe uczucie do Parkera malowało się w jej oczach.

– Powiedziałam „może” – skorygowała Lisa z bezwzględną szczerością. – On jest starszym mężczyzną, więc wiek działa na twoją niekorzyść. Jak odpowiedziałaś na ostatnie pytanie w dzisiejszym teście z matmy?

W czasie ich tygodniowej znajomości Meredith zdążyła się przyzwyczaić do karkołomnych zmian tematów. Lisa była zbyt bystra, żeby koncentrować się tylko na czymś jednym. Meredith podała jej swoją odpowiedź, a Lisa odparła:

– Odpowiedziałam tak samo. Przy dwóch takich orłach jak my – zażartowała – można być pewnym, że to dobra odpowiedź. Czy wiesz, że wszyscy w tej beznadziejnej szkole uważają, że rolls jest własnością twojego taty?

– Nigdy nie mówiłam, że to nie jego samochód – wyjaśniła Meredith zgodnie z prawdą.

Lisa nadgryzła jabłko i przytaknęła:

– Dlaczego miałabyś to mówić. Też pozwoliłabym im tak myśleć, jeśli są na tyle głupi, by wierzyć, że dziecko z bogatej rodziny chodziłoby tutaj do szkoły.

Tego popołudnia po szkole Lisa znowu zgodziła się, żeby „tata” Meredith odwiózł ją do domu, co Fenwick niechętnie robił przez cały tydzień. Kiedy rolls zatrzymał się przed niskim, brązowym domem z cegły, gdzie mieszkała rodzina Pontinich, Meredith objęła wzrokiem podwórko z plątaniną dzieci i zabawek. Matka Lisy stała w drzwiach wejściowych jak zawsze przepasana fartuszkiem.

– Lisa! – zawołała z silnym włoskim akcentem. – Dzwoni Mario, chce mówić z tobą. Witaj, Meredith – dodała, machając ręką. – Musisz zostać kiedyś na kolacji i przenocować u nas, żeby tata nie musiał przyjeżdżać po ciebie po nocy.

– Dziękuję, pani Pontini – odkrzyknęła Meredith, machając na pożegnanie. – Z przyjemnością.

Wszystko było tak, jak sobie wymarzyła: miała przyjaciółkę, której mogła się zwierzyć i zostawać u niej na noc. Meredith była niemal w euforii.

Lisa zamknęła drzwi samochodu i oparła się o okienko.

– Twoja mama powiedziała, że Mario dzwoni – przypomniała jej Meredith.

– Czekanie dobrze robi chłopakom – odpowiedziała Lisa – to pobudza ich ciekawość. Tylko nie zapomnij zadzwonić do mnie w niedzielę i opowiedzieć, jak ci pójdzie z Parkerem jutro wieczorem. Wolałabym sama zrobić ci włosy przed tymi tańcami.

– Też bym tego chciała – powiedziała Meredith, chociaż wiedziała, że gdyby Lisa przyszła do niej, wydałoby się, że Fenwick nie jest jej ojcem. Codziennie miała zamiar wyznać jej prawdę i codziennie odkładała to, myśląc, że im lepiej Lisa ją pozna, tym mniejsze znaczenie będzie miało dla niej to, czy ojciec Meredith jest bogaty czy biedny. Z tęsknotą w głosie ciągnęła: – Jeślibyś wpadła jutro, mogłabyś zostać na noc. Odrobiłabyś lekcje, kiedy byłabym na tańcach, a po powrocie opowiedziałabym ci wszystko.

– Nie mogę. Na jutro wieczorem umówiłam się z Mariem.

Meredith była zaskoczona, że rodzice pozwalają Lisie, czternastolatce, chodzić na randki. Lisa roześmiała się i wyjaśniła, że Mario nie odważyłby się zachować niewłaściwie, bo wie, że jej ojciec i wujowie policzyliby się z nim, gdyby to zrobił. Odsuwając się od samochodu, Lisa powiedziała:

– Pamiętaj, co ci mówiłam. Flirtuj z Parkerem i patrz mu w oczy. Upnij włosy tak, żebyś wyglądała dorośle.

Przez całą drogę do domu Meredith próbowała wyobrazić sobie siebie flirtującą z Parkerem. Pojutrze wypadały jego urodziny. Zapamiętała to rok temu, kiedy zorientowała się, że zaczyna się w nim podkochiwać. W ubiegłym tygodniu spędziła godzinę w sklepie, szukając dla niego kartki odpowiedniej na tę okazję. Wszystkie karty, które miały teksty naprawdę odzwierciedlające to, co czuła, były zbyt ostentacyjne. Była dość naiwna, ale zdawała sobie sprawę, że Parker nie przyjąłby mile karty, która obwieszczałaby: „Dla mojej jedynej, prawdziwej miłości”. Tak więc z żalem zdecydowała się na kartkę mówiącą: „Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin dla wyjątkowego przyjaciela”.

Oparła głowę o tył siedzenia, zamknęła oczy i uśmiechnęła się marzycielsko. Wyobraziła sobie siebie wyglądającą jak wspaniała modelka, mówiącą dowcipnie, z polotem, podczas gdy Parker chciwie oczekiwał każdego jej następnego słowa.

ROZDZIAŁ 2

Meredith z ciężkim sercem spoglądała na swoje odbicie w lustrze. Pani Ellis odsunęła się, kiwając z aprobatą głową. Kiedy w ubiegłym tygodniu była w sklepie z panią Ellis, aksamitna sukienka wydawała się błyszczeć niczym topaz. Tego wieczoru wyglądała jak uszyta ze zwyczajnego brązowego aksamitu. Pantofle dobrane kolorem do sukni wyglądały zbyt poważnie z niskimi, szerokimi obcasami. Meredith wiedziała, że to pani Ellis skłaniała się ku takiemu stylowi. Co więcej obydwie były ograniczone ścisłym poleceniem jej ojca, żeby wybrać sukienkę odpowiednią dla „wieku i pochodzenia młodej panienki, takiej jak Meredith”. Przyniosły do domu trzy sukienki, żeby mógł je ocenić. To była jedyna, która nie wydała mu się zbyt „wydekoltowana” lub „niepraktyczna”.

Jedynym punktem jej wyglądu, który nie pogrążał jej zupełnie, były włosy. Proste, spadające do ramion. Zwykle czesała je z przedziałkiem z boku i jedną spinką nad uchem. Uwagi Lisy przekonały ją, że powinna się uczesać inaczej, bardziej dorośle. Uprosiła panią Ellis, żeby upięła je do góry, w koronę grubych loków na czubku głowy, z delikatnymi loczkami przy uszach. Wydawało jej się, że wyglądało to bardzo ładnie.

– Meredith – powiedział jej ojciec, wchodząc do pokoju z biletami operowymi w dłoni – Park Reynolds potrzebuje dwóch dodatkowych biletów na „Rigoletto”, powiedziałem, że może wykorzystać nasze. Przekaż je dzisiaj młodemu Parkerowi, kiedy… – tu podniósł głowę, skupiając na niej surowe spojrzenie. – Co zrobiłaś z włosami? – rzucił oschle.

– Chciałam je dzisiaj upiąć inaczej.

– Wolałbym, żebyś się uczesała tak jak zwykle. – Spoglądając z rozczarowaniem na panią Ellis dodał: – Sądziłem, że uzgodniliśmy, kiedy panią zatrudniałem, że oprócz czuwania nad wszelkimi domowymi sprawami będzie pani także służyć kobiecą radą mojej córce, jeśli zajdzie taka potrzeba. Czy to uczesanie to próbka…

– Ta fryzura to był mój pomysł; Poprosiłam panią Ellis, żeby tak właśnie mnie uczesała – interweniowała Meredith, podczas gdy pani Ellis zbladła i zaczęła drżeć ze zdenerwowania.

– W takim razie powinnaś była prosić ją o radę – powiedział Philip – a nie mówić, co chcesz, żeby zrobiła.

– Tak, masz rację – powiedziała Meredith. Nie cierpiała rozczarowywać ojca czy irytować go. Czuła się wtedy tak, jakby to ona i tylko ona była odpowiedzialna za to, czy przez cały dzień będzie miał dobry czy zły nastrój.

– Nic się nie stało – przyznał, widząc, że Meredith została przykładnie skarcona. – Pani Ellis poprawi ci włosy, zanim wyjdziesz. Przyniosłem ci coś, moja droga. To naszyjnik – dodał, wyjmując z kieszeni płaskie ciemnozielone, aksamitne pudełeczko. – Możesz go założyć dzisiaj, będzie pasował do twojej sukienki. – Kiedy manipulował przy zamku pudełeczka, wyobrażała sobie złoty medalion lub… – - To są perły twojej babci Bancroft – oznajmił. Z trudem ukryła konsternację, kiedy wyjął długi sznur grubych pereł. – Odwróć się, to ci je zapnę.