– Dobrze mieć cię tu znowu – powiedział i w jego głosie brzmiała nuta głębokiego uczucia.

Roześmiała się radośnie.

– Tutaj, w kuchni?

– Nie. – Uśmiechnął się i potrząsnął głową. – W domu. Był bardzo pusty… bez ciebie.

Jak na Rafa było to bardzo czułe wyznanie. W ten sposób chciał jej powiedzieć, ile dla niego znaczy.

A więc odczuwał pustkę, której nie potrafiła wypełnić nawet Nika Sandstrom, pomyślała Tania z satysfakcją.

– Co byś zjadł? – zapytała.

– Nie jestem głodny. Zjem to, co ty. Serce zabiło jej mocniej. Wiedziała, czego on chce, widziała głód w jego oczach, ale zwlekała udając, że się namyśla.

– Chyba też nie jestem głodna. Zapomnijmy na razie o kolacji – powiedziała lekko schrypniętym głosem.

Zamknęła drzwi lodówki i odwróciła się ku niemu. W jej oczach wyczytał obietnicę zadośćuczynienia za ból, który mu zadała.

Wziął ją łagodnie w ramiona i trzymał przy sobie, jakby nie pragnął niczego więcej, jakby wystarczała mu świadomość, że jest blisko. Otarł się policzkiem o jej włosy, powoli, delikatnie. Zbliżył usta do jej warg z czułością, która nie miała przerodzić się w namiętność, a jednak ten pocałunek poruszył ją bardziej niż najbardziej wymyślna pieszczota. Miała wrażenie, że Raf tuli do siebie jej serce.

Uniósł głowę i spojrzał jej w twarz oczami, które ciemniały z pożądania.

– Chcę się z tobą kochać, Taniu – wyszeptał zduszonym głosem. – Chcę wymazać z twej pamięci ten ostatni raz. Chcę, żebyś znowu czuła, że jesteś dla mnie kobietą, nie przedmiotem. Chcę ci to udowodnić. Pozwolisz mi?

– Tak – odszepnęła ze wzruszeniem. Zaniósł ją do sypialni, tuląc mocno do siebie. Traktuje mnie jak dziecko, pomyślała i nagła myśl przeszyła jej umysł… Czy powinna powiedzieć mu już teraz, czy lepiej poczekać? Jeżeli powie mu od razu, zanim będą się kochać, Raf pomyśli, że wróciła tylko z powodu dziecka. Ale jeżeli nie powie, będzie podejrzewał, że próbuje owinąć go sobie wokół palca.

Nie, nie, przecież to on chciał się kochać. Chciał mieć ją dla siebie, wszystko inne było bez znaczenia, dla niej także. O dziecku powie mu później.

Ułożył ją na łóżku i wyciągnął się obok. Pieścił wzrokiem twarz żony, podczas gdy jego palce delikatnie rozczesywały jej włosy.

– Tak bardzo brakowało mi widoku twej twarzy, oglądanej tak jak teraz, wśród rozsypanych włosów. – Głos mu się rwał. – Brakowało mi ciebie… twojego ciała… zapachu… smaku twej skóry. Leżałem bezsennie po nocach… marząc, że jesteś przy mnie, że wystarczy wyciągnąć rękę, by cię dotknąć.

– Ja też tęskniłam – wyszeptała. Uniosła rękę i rozpięła mu koszulę. Przyłożyła dłoń do bijącego głośno serca.

Przeszył go dreszcz rozkoszy. Delikatnie zabrał jej rękę ze swojej piersi, uniósł do ust i ucałował wnętrze dłoni. Zbliżył usta do jej warg i po chwili wszelkie dzielące ich bariery przestały istnieć.

Tym razem Tania nie walczyła z jego potrzebą dominacji. Poddała mu się z radością, bo dzisiaj wszystko było inaczej. Wiedziała, że nie jest dla niego jedynie pięknym ciałem. Kochał się z nią z powolną, nieskończoną czułością, która podniecała bardziej niż gwałtowna namiętność. Uczucie obezwładniło ją, czuła, że kocha tego człowieka aż do bólu.

Raf nie spieszył się. Widok ich nagich ciał, zapach, smak skóry zafascynowały go. Chciał rozciągnąć tę chwilę w nieskończoność. Odzyskanie tego, co wydawało się utracone na zawsze, wyostrzyło mu zmysły. Odkrywał na nowo jej ciało, przepełniony wdzięcznością za miłość, którą go obdarzała.

Nawet on, z całą swą umiejętnością panowania nad sobą, nie mógł powstrzymać dzikiego rytmu pożądania, który wciągnął ich w otchłań pulsującej ekstazy. Potem leżeli spleceni w uścisku, ukojeni, wsłuchując się w bicie swych serc.

Tym razem nie odsunął się od niej, nie spojrzał na zegarek. Trzymał ją w ramionach, jakby nie mógł znieść myśli o rozstaniu. Uwolnił ją spod ciężaru swego ciała i odwrócił się na plecy, nie wypuszczając jej z objęć. Jego dłonie były władcze, tak, ale jakże czułe! Tania leżała z głową na jego piersi, rozkoszując się myślą o powrocie do domu, miejsca swego przeznaczenia.

Teraz mogę już powiedzieć mu o dziecku, zdecydowała. Wszystko będzie dobrze. Wszystko się zmieniło.

Przesunęła palcem po jego biodrze i uśmiechnęła się, kiedy zadrżał z rozkoszy.

– Raf?

– Mmmm… – Zrewanżował się, sunąc palcem wzdłuż jej pleców.

– Jest coś, o czym chciałam ci powiedzieć.

– Mmmm… – Jego palce zataczały teraz kółka na jej ramieniu.

Zaczerpnęła tchu.

– Jestem w ciąży. Dłoń Rafa znieruchomiała. Tania miała wrażenie, że serce także. Leżał nienaturalnie spokojnie, jakby to, co powiedziała, nie dotarło do jego świadomości. Czekała na jakąś reakcję, ale jedynym znakiem, że Raf żyje, był ledwo wyczuwalny ruch klatki piersiowej. Oddychał.

Zmobilizowała całą siłę woli, by stłumić wzbierający gniew. Przecież wiedziała, że tak będzie. Raf nie chciał dziecka. Odsunęła się od niego i wstała, zanim zdołał ją powstrzymać, jeżeli w ogóle miał taki zamiar. Nie spojrzała na niego. Nie chciała zobaczyć uczuć malujących się na twarzy męża.

Poszła do ubieralni, przezwyciężając dziwną słabość, która ogarnęła jej ciało. Wyszarpnęła szlafrok z szafy, włożyła go na siebie ze zbyteczną energią i z całej siły zacisnęła pasek. To pomogło jej opanować drżenie.

– Zostawiam cię tu, żebyś przemyślał sytuację. Ja tymczasem zrobię coś do jedzenia – rzuciła. Szła już. w stronę schodów, kiedy usłyszała jego głos, ale nie odwróciła się. Nie mogła na niego patrzeć. Bała się, że straci panowanie nad sobą i tylko pogorszy sprawę.

– Kiedy to się stało? Tania zatrzymała się w drzwiach, wzięła głęboki oddech i policzyła do dziesięciu. Stała bez ruchu, jak wrośnięta w podłogę. Znała już teraz znaczenie takiego bezruchu. Był to martwy spokój, pod którego powierzchnią kłębiły się najczarniejsze wody życia. Spokój, pomyślała. Musi zachować spokój, musi być tak opanowana jak Raf, inaczej padną słowa, których żadne z nich nie będzie mogło zapomnieć. Usłyszała jakiś ruch za plecami. Odwróciła się. Raf siedział na łóżku. Miał martwą, nieprzeniknioną twarz.

– Czy to ma jakieś znaczenie? – zapytała równie bezbarwnym głosem.

– Tak.

Czuła, że wzbiera w niej złość, straszna, niepohamowana złość.

– Tej nocy, kiedy mnie zgwałciłeś – powiedziała – zapomniałam wziąć pigułkę.

Zobaczyła, jak jego źrenice rozszerzają się pod wpływem szoku, i sprawiło jej to satysfakcję. Po chwili twarz mu się zmieniła i spochmurniała.

– Nika widziała cię z Jorganssonem dwie noce później.

Poczuła, że coś w niej pęka. Martwy bezruch zmienił się w rozdygotaną furię, nie panowała już nad sobą. W jej oczach błyszczały grudki lodu.

– Nika! – syknęła. Zatrzymał ją mimo wszystko! Zatrzymał ją i darzył większym zaufaniem niż własną żonę!

Tania trzęsła się z gniewu. Chciała zabić Rafa. Miłość, nienawiść… nierozłączne uczucia, niszczące wszystko, co napotykają na swej drodze. Odwróciła się i jak lunatyczka ruszyła w stronę drzwi. Musiała uwolnić się od niego chociaż na chwilę.

– Taniu… Nie zatrzymała się, nic ją nie obchodziła błagalna nuta w jego głosie.

– Taniu!

Tym razem był to ostry, nakazujący krzyk. Usłyszała, że wstaje i przestraszyła się, że pójdzie za nią. Nie mogła znieść jego obecności. Musiała zostać sama chociaż na chwilę, żeby odzyskać panowanie nad sobą i dopiero wtedy przeanalizować swoje uczucia. Spojrzała na niego przez ramię. Jej wzrok przykuł go do łóżka.

– To jest twoje dziecko… twoje dziecko… Głos uwiązł jej w gardle. Nie mogła mówić. Łzy przyćmiły jej wzrok i poszła na oślep w stronę schodów. Nie wiedziała, czy stało się to z powodu tych łez, czy osłabienia, które obezwładniło jej ciało. Ześliznęła się z pierwszego stopnia i zaczęła spadać.

Stopnie zdawały się pędzić ku niej, uderzać ze wszystkich stron, spychać ciągle w dół i w dół. Usłyszała krzyk Rafa, jej własne imię brzmiało jej w uszach głuchym echem, ale nie mogła się zatrzymać. Potem poczuła tępe uderzenie w głowę i ból, który stopniowo zmieniał się w nicość.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Raf rzucił się w dół schodów, przeskakując po parę stopni. Strach ściskał go za gardło, rozpacz zmieniała umysł w lodowatą bryłę.

– Taniu… Taniu! Słyszał swój chrapliwy krzyk, ale ona spadała, coraz niżej i niżej, a on nie mógł jej dosięgnąć, nie mógł powstrzymać uderzeń jej bezwładnego ciała o nieczułe drewno.

Patrzył z przerażeniem, jak uderza głową o marmurową posadzkę holu.

Leżała taka nieruchoma, cicha i bezbronna. Padł przy niej na kolana, trzęsąc się ze strachu i rozpaczy. Bardzo ostrożnie położył dłoń na jej szyi. Wyczuł słaby puls i zadrżał z radości. Żyła! Jeszcze żyła.

Przesunął dłońmi po jej bezwładnym ciele, nie wyczuł złamań. Pragnął unieść ją z podłogi, utulić w ramionach, ale nie śmiał jej ruszyć. Gdyby miała uszkodzony kręgosłup, mógłby ją w ten sposób zabić.

Była strasznie blada. Delikatnie odgarnął pasma włosów z jej twarzy. Modlił się, by otworzyła oczy. Tania jęknęła, podkulając nogi, i Raf ostrożnie wziął ją w ramiona. Uniosła wolno powieki, z trudem skupiając na nim wzrok.

– Nie chcę stracić mojego dziecka – powiedziała dziwnym, rozmytym głosem.

– Naszego dziecka, Taniu, naszego… – szepnął żarliwie, ale nie był pewien, czy go słyszała.

Oczy zaszły jej mgłą i uciekły gdzieś w bok. Zaciążyła mu w ramionach.

– Taniu, przysięgam, że nie stracisz dziecka – zawołał ochrypłym głosem, przytulając ją mocniej.

Pragnął, by go usłyszała i uwierzyła, że zrobi wszystko, jeżeli tylko da mu szansę.

Czekał w napięciu, aż znów odzyska przytomność, ale Tania leżała w jego ramionach jak martwa. Musiał coś zrobić! Nie mógł siedzieć pod schodami w nieskończoność. Jeżeli ona umrze…

Życie bez Tani… Ta myśl była nie do zniesienia.