Harry pokiwał głową z uznaniem. Zbliżył się do łóżka i położył na kołdrze bukiet kwiatów.

– Chabry są dla chłopca, różowe goździki dla dziewczynki. Obstawiam wszystkie warianty.

Tania roześmiała się radośnie.

– Dziękuję ci', Harry, za wszystko! Jesteś miłym i bardzo mądrym człowiekiem.

Harry zmarszczył brwi, jakby namyślał się, czy taka ocena własnej osoby w pełni go zadowala.

– Okay. Chyba muszę ci przyznać rację. – Spojrzał na Rafa z kwaśną miną. – Chociaż myślę, że powodziłoby mi się dużo lepiej, gdybym był mniej miły, a bardziej seksowny.

Raf zdobył się na uśmiech.

– Niekoniecznie – odparował cierpko – to ma także swoje złe strony.

– Być może – zgodził się Harry, skrywając swój ból pod maską dobroduszności. Myśl o zdradzie żony ciągle bolała.

– Kiedy Tania dojdzie do siebie, musisz wpaść do nas na kolację któregoś dnia – zaprosił Raf.

– Tak, koniecznie – zawołała Tania z zapałem.

– Z przyjemnością – powiedział Harry. Ten cholerny świat pełen był frustratów, przebywanie w towarzystwie pary szczęściarzy było przyjemną odmianą. A poza tym Harry nie mógł pozwolić sobie na odrzucenie żadnej oferty przyjaźni. Nawet jeżeli kolacja w towarzystwie Carltonów nie będzie miała dalszego ciągu, spędzi wieczór mniej samotnie niż zwykle.

David James Carlton został ochrzczony pewnego pięknego niedzielnego ranka dziesięć miesięcy później. Raf i Tania uczcili to wydarzenie, wydając ogromne przyjęcie. Raf pokazywał swego syna każdemu, kto chciał go oglądać, i patrząc na nich, Tania pomyślała, że nie wyobraża sobie większego szczęścia.

– Skórę z ciebie zdarł, Raf – cmokała z zachwytem Sophia, nie odrywając wzroku od najmłodszego wnuka.

– Och, nie, mamo! – zaprotestował Raf. Uniósł dziecko wyżej i wskazał palcem na dołeczek w policzku, taki sam, jak ten, którym chlubiła się jego matka.

– O, widzisz? To dołeczek Tani. Delikatnie przesunął palcem po wgłębieniu na twarzy syna. Zachwyt Sophii był niczym w porównaniu z błyskiem uwielbienia w oczach świeżo upieczonego tatusia.

Tania uśmiechnęła się do siebie. Raf, dumny ojciec! Upajał się faktem, że cała rodzina zjechała się, by uczcić narodziny jego syna!

Jeszcze niedawno bała się, że dziecko ich rozdzieli, teraz śmiała się z tych obaw. Nigdy nie byli sobie tak bliscy, jak w tej chwili. Zbliżyły ich narodziny dziecka, dzielenie się z nim każdym nowym dniem.

Spojrzała na Harry'ego, który trzymał na ręku siostrzeńca Rafa. Chłopak chichotał radośnie, ciągnąc ojczyma za ucho. Tania pokręciła głową z niedowierzaniem. Kto by pomyślał, że Harry i owdowiała siostra Rafa stworzą parę? Wpadli sobie w oko już przy pierwszym spotkaniu. Ani Tania, ani Raf nie mieli zamiaru bawić się w swatów. Zaprosili Teresę i Grahama na kolację, żeby ci dwoje choć przez jeden wieczór nie czuli się tak samotni, nie przypuszczając nawet, że sprawa będzie miała dalszy ciąg.

Głos Bei Wakefield wyrwał ją z zamyślenia.

– Jak myślisz, czy Raf pozwoli mi potrzymać mojego prawnuka, jeżeli go ładnie poproszę?

Tania zwróciła się do niezłomnej damy stojącej przy jej boku.

– Myślę, że tak, prababciu – powiedziała ze śmiechem.

Piwne oczy zaiskrzyły się figlarnie.

– Jest coś, o czym chciałam ci powiedzieć, zanim wyrwę swego prawnuka z ramion Rafa.

– Tak?

– Chodzi o twojego dziadka.

– O dziadka? Tania prawie go nie pamiętała. Umarł, kiedy miała pięć lat. Był niewyraźnym, ulotnym wspomnieniem. Pamiętała tylko, że uwielbiał huśtać ją na kolanie. Oczy babci zamgliły się tęsknotą.

– Och, nic ważnego. Pamiętasz, jak porzuciłaś Rafa?

– Tak, babciu.

– Postąpiłaś bardzo nieładnie, Taniu – skarciła ją Bea.

– Tak, babciu.

– I przemilczałaś pewne sprawy. Uważałaś, że nie możesz mówić o nich ze mną.

– Tak, babciu – przyznała Tania zmieszana.

– Nie powinnaś się była wstydzić. Bea uśmiechnęła się cierpko, a w jej brązowych oczach pojawił się złośliwy błysk.

– Znam te sprawy na wylot, Taniu. W łóżku twój dziadek zmieniał się w szatana.

Tania stała z otwartymi ze zdumienia ustami, patrząc, jak babcia zabiera dziecko z ramion zięcia. Uwolniony od ciężaru potomka, Raf zbliżył się do żony. Otoczył ją ramieniem i zajrzał badawczo w oczy.

– Coś nie tak, kochanie?

– Nie. – Tania dochodziła z wolna do siebie. – Wiesz co, wydaje mi się, że babcia rozumie więcej, niż można się było spodziewać.

Raf przytulił ją mocniej. W jego oczach pojawił się znaczący błysk, który natychmiast przyspieszył bicie jej serca.

– Jak myślisz, czy ktoś zauważy, jeżeli znikniemy, no powiedzmy, na… dwadzieścia minut?

Tania wybuchnęła śmiechem, zarumieniona z podniecenia.

– Babcia na pewno, ale jestem pewna, że nie wspomni o tym nikomu.

– Tak? Raf uniósł znacząco brwi.

– Nie sądzę, żeby miała nam za złe.

– A więc?

– Mam na to wielką ochotę.

– To jedna z rzeczy, za które cię kocham – wyszeptał Raf, pociągając ją za sobą.

Emma Darcy

  • 1
  • 22
  • 23
  • 24
  • 25
  • 26