– Pana? A więc jesteś tylko zwykłym sługą?

– No, no, miej się na baczności! – ostrzegł ją. – Nie jestem prostakiem, w moich żyłach płynie królewska krew. Daleko ci do mnie!

– Nie ma się czym chwalić, na świecie roi się od potomków dziewek, z którymi baraszkowali wikińscy władcy. Kim jest pan, który ma tak znamienitego sługę?

– Nie jestem sługą, a moja matka nie była nałożnicą żadnego wikińskiego władcy! – wysyczał. – Jestem najlepszym wojownikiem pana Grjota i właśnie do niego cię prowadzę.

– Do pana Grjota – powtórzyła zdumiona. – Słyszałam to imię, ale nie wywołuje we mnie zbyt miłych skojarzeń. Czegóż on może ode mnie chcieć?

– Nic – zarechotał. – Zupełnie nic. Mam rozkaz, by włos ci nie spadł z głowy.

– W takim razie puść mnie! – rzekła drżącym głosem, ale w jej oczach zalśniły figlarne błyski. – Bo cała będę posiniaczona.

Nie puścił dziewczyny, choć jego uścisk nieco zelżał.

– Muszę cię trzymać, bo inaczej znów zaczniesz uciekać – mruknął.

– Oczywiście – odpowiedziała, usiłując ukryć strach. – A biegam dość szybko.

Na te słowa zareagował serdecznym śmiechem.

– Nie sądzę, że uda ci się ode mnie uciec, ale próbuj, to może być nawet zabawne…

Zamilkł, jakby na moment zapomniał, o czym rozmawiali, i zatrzymał wzrok na obcisłym staniku sukni, piersiach, które świadczyły o tym, że dziewczyna przemienia się w dojrzałą kobietę, powiódł spojrzeniem po szczupłej talii, łagodnie zaokrąglonych biodrach.

– Ile właściwie masz lat? – zapytał z agresją w głosie.

– Siedemnaście. Po świętym Olafie skończę osiemnaście.

– Przeklęty Fredrik! Przeklęty Grjot! – wymamrotał. – Mówili, że to dziecko, które w razie czego będę mógł wziąć na ręce. Czy nie potrafią liczyć lat? Co mam z tobą zrobić? Związać cię?

Tova nie przejęła się bynajmniej kłopotliwą sytuacją, w jakiej się znalazł fałszywy mnich. Miała własne zmartwienia.

– Jeśli pan Grjot nie chce mnie skrzywdzić, to dlaczego ucieka się do tak ohydnego podstępu? Czy nie mógł przyjść z podniesionym czołem do mego ojca i uczciwie przedłożyć sprawę? Dlaczego kazał mnie uprowadzić? Czy mam być zakładnikiem?

Tego właśnie się Ravn obawiał. Ta dziewczyna nie była w ciemię bita!

– Możliwe – odburknął.

– Dlaczego? I kim właściwie jest ten pan Grjot?

Nie pojmował, że ktoś może nie znać pana Grjota.

– Na pewno go kiedyś spotkałaś. Mieszka we dworze Grindom nad fiordem.

– A, to ten głupiec – stwierdziła Tova bez odrobiny szacunku, a jej oczy w zamyśleniu spoglądały na zmarznięte krzewinki moroszek rosnące nieopodal. Nie zauważyła, że mężczyzna podniósł dłoń, by ją uderzyć, ale natychmiast się pohamował. – Ten, który chciałby zagarnąć ziemie należące do mojego ojca – dodała.

– Te ziemie kiedyś były własnością Grjota – przypomniał dziewczynie.

– Tak, przed sześciuset laty! Jakie to ma dzisiaj znaczenie?

Może ma rację? pomyślał, ale przecież ślubował wierność swemu panu.

– Jak się nazywasz? – zapytała, nie patrząc w jego stronę.

– Ravn.

– Ile masz lat?

– Nie wiem dokładnie.

Odwróciła głowę i popatrzyła na niego badawczym wzrokiem.

– Nie wiesz? Taki jesteś ograniczony?

Rozgniewał się.

– Straciłem rodziców, nim nauczyłem się mówić. A potem nikt mi nie powiedział…

– Niech się zastanowię – przerwała mu. – Na pewno jesteś już dorosły. Wydajesz mi się dosyć stary – zakończyła krytycznie.

Zarozumiała pannica! Zerwał z głowy mnisi kaptur, spod którego wysypały się bujne kręcone włosy sięgające prawie ramion, czarne jak noc.

Tova poczuła, jak jej ciałem wstrząsa gwałtowny dreszcz.

– Nie, wcale nie jesteś aż taki stary – przyznała. – Zgaduję, że masz około dwudziestu pięciu do trzydziestu lat.

– Na pewno nie trzydzieści – warknął pośpiesznie.

A niech to wszyscy diabli! rozzłościł się w myślach sam na siebie. Stoi tu i przekomarza o takie głupstwa z tą przemądrzałą dziewuchą! Chociaż zarozumiała to ona nie jest. W jej oczach dostrzegł wszak tyle nieśmiałości.

– Chodź już! – warknął gniewnie i pociągnął dziewczynę za ramię. – Nie możemy tu stać przez cały dzień.

– Nie chcę – opierała się. – Idę do domu.

– Nie bądź głupia!

– Dlaczego chcesz mnie wziąć jako zakładnika? Żeby zdobyć ziemie ojca?

– Oczywiście. Chodź już i przestań gadać!

– Nie – prosiła. – Bądź tak miły!

Groźny błysk zapalił się w oczach Ravna.

Włożył rękę za pelerynę i sięgnął nóż z szerokim ostrzem.

– Odłóż ten nóż! – zawołała Tova, siląc się na spokój. – Sam powiedziałeś, że nie wolno ci mnie skrzywdzić.

Ravn przeklął w duchu swe gadulstwo. Nie mógł jej teraz nastraszyć, by wymusić posłuszeństwo. Widział jednak, że dziewczyna mimo to się bała i że nie przywykła stawiać oporu. To była dobrze wychowana, miła dziewczyna. Delikatna i z natury przyjazna. Jeszcze ją upokorzę! pomyślał ze złością.

– W takim razie zwiążę cię – powiedział i zaczął luzować rzemień, którym był przewiązany w pasie.

Tova westchnęła głęboko.

– Nie, proszę nie wiąż mnie! Nie zniosę takiego upokorzenia, zresztą to boli. Pójdę z tobą.

Ale jeśli tylko nadarzy się okazja, ucieknę, dodała w myślach. Nawet na minutę nie będziesz mógł mnie spuścić z oczu. Możesz być pewien, że nie ułatwię ci zadania.

ROZDZIAŁ II

Rozległy płaskowyż trwał pogrążony w ciszy. W oddali bieliły się północne stoki ciągle jeszcze pokryte śniegiem, nad torfowiskami unosiły się siwe opary mgły.

Wysoko nad głowami dwojga młodych ludzi przeminęła dzika gęś.

– No i co? Dlaczego teraz nie uciekasz? – Ravn popatrzył na dziewczynę z wrogością.

– Bo nie chcę, żebyś mnie dotykał swoimi brudnymi łapami!

Kłamała, kłamała przed samą sobą! Już sama myśl, że mógłby położyć dłoń na jej ciele, wywołała w niej dreszcz podniecenia, do twarzy napłynęła fala gorąca.

– Tak jakbym chciał mieć cokolwiek z tobą do czynienia! – parsknął pogardliwie i popchnął ją naprzód. – Ruszaj przede mną, żebyś mi nie uciekła!

– Skąd mam wiedzieć, którędy iść?

– Wskażę ci drogę! Na razie idź prosto przed siebie!

W milczeniu stąpali po grząskim, porośniętym trawą podłożu, od czasu do czasu drogę zagradzały im pnie powalonych brzóz.

– Do fiordu jest tak daleko, na dodatek wybrałeś okrężną drogę. Nieprędko dotrzemy na miejsce! – stwierdziła Tova.

Zrazu nic nie odpowiedział. Nie prowadził dziewczyny do Grindom, gdyż plan zakładał co innego. Zawahał się jednak, czy w tej sytuacji mimo wszystko nie powinien udać się z nią do Grjota. Może jego potężny opiekun zdecyduje się poślubić córkę rycerza, by urodziła mu dziedziców? Nie dopuściłby do wygaśnięcia rodu. Zapewne byłby wdzięczny swemu wojownikowi za tak uroczy podarek. Ravn obrzucił taksującym spojrzeniem zgrabną sylwetkę idącej przed nim dziewczyny.

– Nie idziemy nad fiord! – rzucił jednak oschle, jakby ze złością.

– Nie? W takim razie dokąd mnie prowadzisz?

– Gdzie indziej.

Odwróciła głowę i popatrzyła na niego badawczo. Było w jej oczach coś, czego nie potrafił bliżej określić.

Otuliwszy się peleryną, jakby marzła, dziewczyna zapytała:

– W jaki sposób mój ojciec się dowie, że wzięliście mnie w charakterze zakładnika?

– Kiedy jutro rano wróci do dworu, przeczyta pozostawiony przeze mnie list od Grjota.

Tova zatrzymała się gwałtownie i odwróciła, omal nie zderzając się z Ravnem.

– Ale ojciec zmienił plany! Ma wrócić jeszcze dziś wieczorem. Być może już jest w domu!

Ravn wykrzyknął:

– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?

– Przecież nie miałam pojęcia, co knujecie!

Popchnął ją w stronę najbliższego wzgórza, ale nagle rozmyślił się.

– Stąd i tak nie uda nam się niczego zobaczyć. Lepiej się pośpieszmy. Szybko, ruszajmy!

– Na ile znam mego ojca, to zbierze swoich ludzi i bez zwłoki ruszy na Grindom – oznajmiła Tova.

Ravn zaśmiał się sucho.

– W liście jest napisane, że jeśli to uczyni, nie ujrzy cię więcej wśród żywych. We dworze nad fiordem musi się zjawić sam i dokonać wyboru: twoje życie w zamian za wszystkie posiadłości. Nie pojmuję, jak możesz być tyle warta, ale to pewnie rzecz gustu. Nie, nie tędy! Wspinaj się tą ścieżką!

– Jeszcze wyżej?

– Musimy przejść na drugą stronę szczytu Skarvannfjell. Tam, patrząc w kierunku fiordu, zobaczymy starą, zapomnianą przez wszystkich zagrodę, gdzie czekają już na nas umówieni ludzie, wyznaczeni do pilnowania. Ja czym prędzej wrócę do dworu, żeby wesprzeć Grjota.

– Jak można zapomnieć o letniej zagrodzie?

– Właściciele tych zabudowań pomarli w czasie wielkiej zarazy.

– Nie chcę mieszkać w chacie, gdzie ludzie umarli na dżumę – sprzeciwiła się Tova.

– W tamtej zagrodzie nikt nie umarł, ty głupia gęsi! – warknął Ravn i popchnął dziewczynę. – Ci, do których należała, wydali ostatnie tchnienie w swych posiadłościach nad fiordem. W waszym dworze „czarna śmierć” zebrała o wiele większe żniwo, ale pewnie nawet o tym nie wiesz!

Tova nie odezwała się, ale od razu przyszła jej na myśl stara chata… Może jej mieszkańcy zmarli na dżumę? zastanawiała się w popłochu. I właśnie ich duchy ukazały jej się kilkakrotnie?

W tej samej chwili przed oczami wędrowców otworzyła się znów rozległa panorama. U swych stóp ujrzeli drogę wiodącą od dworu w Grindom do znajdującej się poza zasięgiem ich wzroku posiadłości rycerza Gudmunda. Uwagę Tovy i Ravna przykuli galopujący na zachód jeźdźcy, którzy z tej odległości wydawali się mali jak mrówki.

Ravn zaklął siarczyście, aż Tova zasłoniła uszy, ale i tak dochodziły do niej najgorsze wyzwiska.

– Po co on drażni Grjota! – krzyczał. – Posyła swoich wojowników! Przecież miał ich trzymać z dala od dworu w czasie, gdy będzie się układał z Grjotem! No nie! Skoro tak, wiem już, co z tobą zrobię.