Potem razem z Grjotem przedstawił Ravnowi plan uprowadzenia dziewczyny. Młody wojownik przysłuchiwał się uważnie, wykrzywiając usta w okrutnym uśmieszku. Oczy w oprawie ciemnych gęstych rzęs zalśniły stalowym blaskiem. Jego twarz byłaby niezwykle urodziwa, gdyby nie ten przerażający chłód, jaki się zawsze na niej malował.


Dwa dni później Tova pomagała swej matce wietrzyć zimową odzież. Stanęła w drzwiach i marszcząc brwi, popatrzyła na stojącą obok chatę.

Matka podeszła bliżej i chwyciła ją za ramię.

– Wejdź do środka i pomóż mi wreszcie – powiedziała ostro. – Znów ci się coś roi w głowie.

– Mamo, czy jesteś pewna, że nikt tu nie mieszka?

– Od śmierci twego dziadka ze strony ojca nikt. A to już wiele lat.

– Ale ja…

– Przywidziało ci się! Doprawdy dość już mam wysłuchiwania bzdur o postaciach krążących nocą w pobliżu chaty, o szeptach i cichych rozmowach!

– Czy mogłabym spać gdzie indziej, mamo? Okno alkierza wychodzi prosto na tę okropną ruinę.

– Porozmawiam o tym z ojcem. Uważam, że stanowczo zbyt długo prześladują cię te koszmary. Przecież to zaczęło się już podczas przesilenia wiosennego!

– Najlepiej byłoby spalić tę chatę – stwierdziła Tova i poczuła przebiegający jej po plecach dreszcz.

– Zwariowałaś? Budynki stoją tak blisko siebie, ogień rozprzestrzeniłby się w okamgnieniu. Lepiej przestań ciągle o tym myśleć! Doprawdy, martwię się o ciebie, Tova.

Dziewczyna popatrzyła na matkę z wyrzutem.

– Przecież każdy wie, że istnieje świat ukryty przed ludzkim wzrokiem!

– To prawda, ale istoty nadprzyrodzone nie wyglądają tak, jak je opisujesz. Nikt jeszcze nie widział takich okropności, o których ciągle bredzisz: mężczyzna z kamienną głową, kobiety ciągnące trumnę ze zwłokami… Drzwi do chaty są zamknięte, klucz dawno gdzieś zaginął, niemożliwe więc, by ktoś mógł wejść do środka. Chodź już i pomóż mi, dziecko!

Tova posłusznie zajęła się pracą, ale nie przestawała rozmyślać. Trzy razy w mroku wiosennych nocy widziała zjawy, słyszała szepty. Czy to mogły być senne koszmary? O, nie!

Do izby weszła służąca i ukłoniła się z pokorą.

– Ksiądz dobrodziej życzy sobie widzieć panienkę Tovę. Przysłał mnicha. Wprowadziłam go do sali rycerskiej. Czy zechce pani pójść do niego?

– A po co księdzu Tova? – matka dziewczyny zdumiała się tak bardzo, że ze zdenerwowania wszystko wypadło jej z rąk.

Służąca potrząsnęła głową.

– Nie wiem. Chyba chodzi o jakieś nabożeństwo.

– Akurat teraz, kiedy mój mąż wyjechał i wszystko na mojej głowie! Nie, Tova, ty tu poczekasz. Sama pójdę do sali rycerskiej i porozmawiam z mnichem. Dowiem się, o co chodzi.

Ale Tova nie należała do tych dziewcząt, które, siedzą tam, gdzie im kazano. Wychowana wśród kochających ją ludzi wyrosła na osobę pewną siebie. Odczekała chwilę, a potem podkradła się do masywnych drzwi prowadzących do sali rycerskiej i zajrzała przez szparę.

Obok matki stał odwrócony plecami do Tovy wysoki mnich z pokornie pochyloną głową.

Matka dostrzegła córkę i trochę rozgniewana jej nieposłuszeństwem, zawołała ją do środka. Ale nie łajała jej przy gościu.

– Chodzi o poświęcenie pól należących do kościoła – wyjaśniła. – Ksiądz był bardzo zadowolony z twojego udziału w procesji. Przysłał mnicha, żeby przyprowadził cię do doliny. Uroczystości nie potrwają długo, nim zapadnie wieczór, wrócisz do domu. Ale oczywiście nie możesz iść sama, zdecydowałam, że pójdę z tobą.

Mnich podniósł głowę, ale jego twarz pozostała przysłonięta kapturem.

– To niemożliwe – powiedział. – Zgodnie z nakazem duchownego wstęp na kościelne pola mają dziś wyłącznie osoby czyste i niewinne.

– W takim razie poślę którąś ze służących.

– Cóż można wiedzieć o służących? – rzucił mnich nieoczekiwanie ostrym tonem, ale zaraz dodał łagodniej: – Proszę się nie obawiać, łaskawa pani, pod moją opieką pani córka będzie całkowicie bezpieczna. Zatroszczę się, by wróciła do domu cała i zdrowa przed zachodem słońca.

Tova popatrzyła na jego szerokie barki, rysujące się pod zarzuconą na habit peleryną, i poczuła mrowienie w całym ciele. Głos mnicha wywoływał w niej dziwne wibracje.

Nagle znowu wróciła nieznośna myśl, prześladująca ją od dawna: „Co też zakonnicy noszą pod habitem?” i z trudem powstrzymała się od śmiechu.

Matka, dumna z zaszczytu, jaki przypadł jej córce, ale zdenerwowana tym, że musi sama podjąć decyzję, w końcu niechętnie wyraziła zgodę, by córka poszła z mnichem sama.

– Idź szybko do swojego pokoju i załóż odświętną suknię, ale nie wkładaj żadnych ozdób! I rozpuść włosy. Najlepiej ubierz się tak samo, jak ostatnio. Nie zapomnij o pelerynie! Dziś jest chłodno.

Tova pomknęła jak strzała do swego pokoju. W gorączkowym pośpiechu przebrała się w odświętną suknię.

Chociaż uczestnictwo w nabożeństwach nie wydawało jej się znów takie fascynujące, jednak stanowiło urozmaicenie w dość jednostajnym życiu, jakie wiodła we dworze. Tova lubiła chodzić do wsi, mijać po drodze pola i zagrody sąsiadów, patrzeć na rzekę płynącą przez dolinę.

A to dopiero! pomyślała nie bez złośliwej satysfakcji. Ta zarozumiała dewotka Sigrid nie znalazła łaski w oczach duchownego!

Kiedy Tova wyszła na dziedziniec, przebrany za zakonnika Ravn wielce się zadziwił, gdyż dopiero teraz dokładnie przyjrzał się córce rycerza Gudmunda. Przecież to nie jest dziecko, pomyślał zaskoczony, to dorosła już prawie panna o promiennej urodzie, pąk najpiękniejszego kwiecia, który wnet zacznie rozkwitać. Jasne włosy dziewczyny lśniły w promieniach słońca, cera wydawała się tak delikatna jak płatki róży, a spojrzenie pięknych, dużych oczu wyrażało coś więcej aniżeli tylko naiwność. Ale co? Ciekawość? Apetyt na życie? A może mądrość, choć to przecież niemożliwe u kobiety. I poczucie humoru, choć akurat na ten temat Ravn niewiele wiedział, gdyż w swym życiu nie spotykał wesołych ludzi.

Zorientował się, że wpatruje się nieprzyzwoicie długo w dziewczynę, i pośpiesznie spuścił wzrok. Odwrócił się na pięcie i dał znak Tovie, by podążyła za nim.

Nie mógł jednak opanować wzburzenia. Dlaczego nikt go nie uprzedził, że dziewczyna jest już prawie dorosła? Może Grjot ani Fredrik nie zdawali sobie z tego sprawy?

W milczeniu szli drogą w dół i skręcili w dukt prowadzący do doliny. Zniknął im z oczu dwór rycerza i zagrody położone w górach.

Tova posuwała się kilka kroków za mnichem, który stawiał zdecydowane, a przy tym pośpieszne i niecierpliwe kroki. Bez trudu jednak za nim nadążała. Dziwiła się tylko, patrząc na jego stopy. Zawsze sądziła, że zakonnicy chodzą w sandałach, nie w ciężkich butach ze skóry.

W lesie było pięknie, podszycie bieliło się od przebiśniegów, ale on parł przed siebie, jakby tego nie zauważając. Dziewczynę ekscytowała świadomość, że idzie oto leśną drogą razem z mężczyzną. Oczywiście szkoda, że ten mężczyzna jest mnichem, choć mnich mnichowi nierówny, pomyślała rozbawiona, przypomniawszy sobie twarz, która mignęła pod kapturem. Nie zdążyła się wprawdzie przyjrzeć dokładnie, ale wydała jej się wyjątkowo urodziwa. Znacznie bardziej pociągająca niż twarze mężczyzn z najbliższego otoczenia. Lodowate oczy zalśniły jakimś takim osobliwym blaskiem. Zęby błysnęły bielą, gdy wykrzywił usta w gniewnym grymasie. Poza tym ten jego niezwykły głos, daleki od pokory, wprawiał w wibracje każdy nerw jej ciała…

Nagle mnich zboczył z drogi i zachrypniętym głosem nakazał jej, by podążyła za nim.

– Ale ta droga prowadzi do letnich zagród w górach – powiedziała dziewczyna zdezorientowana.

– Musimy zabrać coś po drodze – odburknął nieuprzejmie. – To niedaleko.

– Czy moja mama wie o tym? – zapytała Tova, marszcząc brwi.

– To ona mnie o to prosiła.

Tova nie odezwała się więcej i posłusznie ruszyła za zakonnikiem, choć jego słowa nie uciszyły wątpliwości, jakie zakradły się do jej duszy.

Po dłuższej chwili skręcił na zachód.

– Nie tędy – zaprotestowała dziewczyna.

– Wiem, co robię! – warknął.

Teraz już zupełnie nie przypominał pokornego mnicha. Tova zorientowała się, że zamiast na wschód do wsi kierują się na zachód w stronę morza. Wyszli na drogę u stóp szczytu Skarvannfjell i ich oczom ukazał się rozległy widok na okolicę. W dole zalśniły dachy chat należących do rycerskiego dworu.

– Z tej strony nie ma żadnych letnich zagród – odezwała się Tova lekko drżącym głosem.

– Chodźże wreszcie, nie dowierzasz pobożnemu mnichowi? – rzucił szyderczo.

Gdy przedostali się na drugą stronę pasma gór i domostwa zniknęły im z oczu, dziewczyna straciła resztki odwagi. Dławiący strach chwycił ją za gardło. Okolica wydała jej się obca i jakby wymarła.

Pośpiesznie przeszli przez stary las brzozowy, a gdy zostawili z tyłu rozległe torfowiska, Tova całkiem straciła orientację w terenie.

Dziewczyna należała do osób pogodnych i ufnych. Nie lubiła ranić innych, ponieważ sama była bardzo wrażliwa i byle co potrafiło ją dotknąć. Kiedy ktoś się na nią gniewał, cierpiała. Teraz jednak uznała, że już zbyt długo podporządkowuje się woli mnicha, i zatrzymała się gwałtownie.

– Wracam do domu! – oświadczyła stanowczo, sama zaskoczona, że zdobyła się na taką odwagę.

Zakonnik odwrócił się i utkwiwszy w niej zimne jak metal spojrzenie, podszedł bliżej.

– Nie sądzę – rzekł z lodowatym uśmiechem. – Grzecznie pójdziesz za mną.

– Nie jesteś wcale mnichem! – krzyknęła z nagłą pewnością.

Roześmiał się złowrogo, ale dziewczynę mimo to urzekła jego piękna, choć dzika twarz.

– To prawda, nie jestem.

Tova rzuciła się do ucieczki, ale przebiegła zaledwie kilka kroków, gdy dłoń mężczyzny zacisnęła się w żelaznym uścisku na jej ramieniu.

– Czego ode mnie chcesz? – krzyknęła.

– Jeśli przypuszczasz, że chcę cię zgwałcić, to pewnie cię rozczaruję. Nie będzie aż tak miło. Otrzymałem rozkaz, by przyprowadzić cię do mojego pana.