– Jestem facetem – mruknął tamten pod nosem. – Każdemu wolno patrzeć.

Tyler usiadł obok Lane i w czasie jazdy do Country Clubu uświadomił sobie, że jest zazdrosny. Obce mu było dotąd to uczucie i fakt, że się pojawiło, szczerze go ucieszył. Ujął dłoń Lane, a ich palce splotły się momentalnie.

– Dzięki, Tyler. Od tak dawna nie miałam żadnej rozrywki.

Skwitował tę jej wypowiedź uśmiechem i zatrzymał wzrok na jej ciemnozielonym płaszczu z kapturem. Zaintrygował go fakt, że ukrywała przed nim swoje stroje. Jest kompletnie odmieniona, pomyślał. Dosłownie na jego oczach przeistoczyła się z zaniedbanej dziewczyny w tak elegancką kobietę.

Od czasu regat niemal się nie rozstawali. Gdy co rano budził się trzymając ją w ramionach, był zarazem szczęśliwy i piekielnie przerażony. Myśl, że w przyszłości może obudzić się bez niej, burzyła wszelkie bariery, jakimi sam się otoczył. Gotów był już zaniechać owej podejrzliwości wobec kobiet, jaka mu towarzyszyła od czasu zerwania z Clarice. Bo oto spotkał dziewczynę naprawdę godną zaufania.

Limuzyna zatrzymała się. Tyler wysiadł i podał rękę Lane. Wzrok jego spoczął na chwilę na jej zgrabnych długich nogach, gdy wysiadała z auta. Objął jej kibić, a ona dłoń w rękawiczce położyła na jego ramieniu.

– Nie zapomnij o mnie dziś wieczór – powiedział.

– Jakbym mogła o tobie zapomnieć – odrzekła, dotykając palcem jego policzka.

– Teraz tak mówisz, ale moi znajomi potrafią być bardzo interesujący.

Wspięła się na palce i pocałowała go.

– Ty też to potrafisz – oświadczyła.

Wprowadził ją na salę. Ludzi było już sporo – kolorowy tłum. Wiele par tańczyło. Z podium dobiegały łagodne dźwięki muzyki, a oko cieszyły pięknie udekorowane stoliki ustawione wzdłuż ścian. O zbliżającym się Bożym Narodzeniu przypominały zawieszone na ścianach świerkowe gałązki. Kelnerzy w liberiach z epoki serwowali szampana i przekąski. Nastrój był niezwykły i Lane uśmiechnęła się.

– Lane, daj płaszcz.

Odrzuciła kaptur, płaszcz zsunął jej się z ramion, a na plecy opadła kaskada brązoworudych włosów.

– Ho, ho! – Wzrok Tylera prześliznął się po ciemnozielonej, bogato zdobionej sukni, która przylegała do ciała Lane niczym pancerz. Serce mu biło przyspieszonym rytmem, rozpierało go uczucie dumy. Lane wyglądała fantastycznie.

Uśmiechnęła się i zarumieniła, co często jej się zdarzało, gdy on był w pobliżu.

– Cieszę się, że ci się ta suknia podoba.

– Bardzo. Ale w jednej chwili bym ją z ciebie zdjął.

– A nie mógłbyś parę godzin poczekać? – zapytała go szeptem. – Wolałabym, żebyś tego nie robił na oczach ludzi, którzy i tak się na mnie gapią.

– Twoja wina, że jesteś taka ładna.

– Nie przesadzaj – rzekła z uśmiechem.

– Popatrz. – Wskazał dłonią otaczających ich ludzi.

Obejrzała się i struchlała. Nie wolno jej było zrobić tyle szumu wokół swojej osoby. Jeśli powrót – to powoli, niechby ludzie pomyśleli, że zaniedbana panna Douglas trochę się zmieniła, potem zaszłaby w niej jeszcze większa zmiana, i dopiero wtedy weszłaby na scenę Elaina Honora Giovanni. Ponadto ona sama powinna przedtem przyzwyczaić się do siebie innej, do siebie prawdziwej, przełamując narzucone sobie restrykcje. Ten wieczór wiele dla niej znaczył, a jeszcze więcej znaczył dla Tylera. Byli tu jego koledzy i przyjaciele, więc ona, Lane, musiała tu się zjawić w pełnym blasku. Ludzie wpatrywali się w nią, a ona czuła się tak, jakby otworzyła puszkę Pandory. Wszystko to, w co włożyła tyle wysiłku, rozpadło się w proch i pył.

Gdy zajęli swój stolik, otoczyła go zaraz grupka osób. Zanim jednak któryś z panów zdołał porwać Lane do tańca, Tyler wypchnął ją niemal na parkiet.

– Przepraszam, Tyler.

– Za co? To dla mnie wielka przyjemność, że jestem na balu z najbardziej atrakcyjną kobietą.

– Masz tu chyba przecież mnóstwo obowiązków.

– Co to ma do rzeczy?

– Sądzisz pewno, że tak jak w bajce przemieniłam się z żaby w księżniczkę.

– Lane, kochanie, zawsze byłaś dla mnie księżniczką, z tym że teraz ubrałaś się odpowiednio.

Tak, pomyślała, z tą suknią trochę przesadziła. Włożyła ją po raz pierwszy, bo od kiedy Dan Jacobs zaczął wypisywać o niej te kłamstwa, paparazzi nie dawali jej spokoju. Zepsuli jej opinię i złamali karierę. Ale suknia była piękna, podkreślała jej figurę, karnację skóry. Wyglądała w niej trochę tajemniczo, jak femme fatale.

– Nie zwracaj uwagi na spojrzenia mężczyzn – szepnął, widząc jej zakłopotanie. – Prawdę mówiąc, nie spotkałem jeszcze kobiety, której zainteresowanie panów sprawiałoby przykrość.

– Mnie zależy na zainteresowaniu tylko jednego pana. I wiem, że ten pan jest mną zainteresowany. Mam szczęście.

I „ten pan" ma szczęście, pomyślał prowadząc ją w tańcu. Poruszała się z wdziękiem, elegancją i Tyler zapomniał o gapiących się na nią mężczyznach, o szeptach, o zdziwieniu ludzi przemianą, jaka się dokonała w Lane Douglas. Doznał dziwnego uczucia, a było to coś w rodzaju dumy posiadacza, i przytulił Lane mocniej do siebie. Niczym dziecko w wieczór wigilijny pragnął, aby ta noc nigdy się nie skończyła.

Podobnych uczuć doznawała Lane, i, świetnie się bawiąc, zapomniała wkrótce o całym bożym świecie. Widziała tylko Tylera, obiekt swojej miłości, i zdawała sobie sprawę, jak łatwo mogłaby go stracić. Ryzyko było ogromne, lecz dłużej nie może już mieć przed nim tajemnic, ukrywać prawdy. Dziś w nocy mu ją wyjawi. Podejmie ryzyko. Największe w jej życiu.

W miarę upływu czasu była coraz bardziej niespokojna. Dziwne jej się wydawało, że Tyler prawie jej nie odstępuje, tak jakby rościł sobie wobec niej jakieś prawa. To dobrze. Bo ona też tak czuła. Nawet gdy tańczyła z kimś innym, to szukała wzrokiem Tylera.

Przedstawicieli prasy wpuszczono na salę o dziewiątej. Lane unikała kamer, w czym, chwała Bogu, pomagała jej Nalla, pchając się na pierwszy plan. Miała na sobie suknię z serii projektowanej przez Lane i w świetle reflektorów wyglądała naprawdę jak królowa.

Lane i Tyler tańczyli już ostatni taniec tego balu i oboje marzyli o tym, by uciec od tłumu., Wsiedli wreszcie do limuzyny i Lane wsparła głowę o ramię Tylera. Przytulił ją i pocałował w czoło.

– Dziękuję ci – szepnął. – Po raz pierwszy na tego typu balu tak świetnie się bawiłem.

Dotknęła jego koszuli. W smokingu wyglądał kapitalnie, jakby się w nim urodził. Powędrowała dłonią niżej. Wyczuła jego gotowość.

Pochylił się, by ją pocałować, przesunął rękę po jej plecach, pośladkach.

– Ty nic nie masz pod suknią – stwierdził ze zdziwieniem.

– Majtki psują jej linię – odparła uśmiechając się.

Jęk wyrwał mu się z piersi.

– Gdybym wiedział, urwalibyśmy się z balu parę godzin temu – rzekł.

– Byłoby to wysoce niewłaściwe – oświadczyła.

– Ale równie niewłaściwe było paradowanie… – tu wskazał na dolną partię jej bioder.

Roześmiała się, a gdy kierowca stanął przed jego domem, wyszli z auta i jak rozbawione dzieciaki pobiegli ku drzwiom.

Tyler całował ją, manewrując kluczami, jak gdyby nie chciał jej wpuścić. Wreszcie Lane odebrała mu te klucze i weszli do środka.

Nie minęło parę sekund, a płaszcz jej leżał na podłodze, podobnie jak jego żakiet. Niebawem sami się tam znaleźli.

– Pragnę cię – szepnął.

– To mnie bierz – rzekła cała drżąca z miłosnego uniesienia.

– Myślę, że…

– To nie myśl. Ja nie myślę, tylko czuję i pragnę cię.

Wkrótce suknia zsunęła się z jej ciała, opadła do stóp.

Stała w holu naga, tylko w pończochach i pantoflach na wysokich obcasach.

Tyler w życiu nie widział czegoś równie podniecającego.

Tymczasem Lane sięgnęła po ubranie i z dumnie uniesioną głową zaczęła wchodzić po schodach na piętro, a części garderoby wlokły się za nią.

– Idziesz? – zapytała.

– Jesteś szalona, dziewczyno!

Ruszył po schodach, przeskakując po dwa stopnie naraz, wpadł do sypialni. Lane siedziała na fotelu. Tyler podszedł do niej, ściągając po drodze koszulę.

Oboje byli szaleni, pierwotni w tym swoim szaleństwie, i wciąż było im mało, chcieli więcej, choć dali sobie już tyle.

– Najdroższy – mówiła Lane leżąc na podłodze, a Tyler czuł, że jego serce nie pomieści chyba tego ogromnego szczęścia i pęknie. – Kocham cię – mówiła przez łzy, które napłynęły jej do oczu. – Nie chciałam tego, ale stało się, nic na to nie poradzę.

Podniósł głowę, patrzył na nią z góry badawczym wzrokiem.

– Lane, kochanie… – Nie wiedział, co powiedzieć, słowa więzły mu w gardle, tłumiły je dawne lęki.

Uśmiechnęła się smętnie, wolałaby już, żeby nic nie mówił, niż mówił nieprawdę. Ciekawe, myślała, czy kiedykolwiek spotka człowieka, który odwzajemni jej uczucia. Ale teraz jest Tyler, powtarzała sobie w duchu, i powinna być szczęśliwa.

Zaniósł ją na łóżko. Cofnął się, nie odrywając od niej wzroku, po czym rozebrał się i położył obok niej. Bez wahania rozwarła ramiona, w które on się wtulił. Znaleźli się w świecie miłości, namiętności, innym, jakby nierzeczywistym.


Lane wyciągnęła rękę. Nie było go.

– Tyler?

Obróciła się, chwyciła jego poduszkę i zanurzyła w niej twarz, wdychając ukochanego. Serce ją bolało, gdy pomyślała o tym, że ona powiedziała mu, że go kocha, a on nie. Dopadły ją wątpliwości. Wiedziała oczywiście, że mu na niej zależy, ale też nic jej nie obiecywał, niczego nie wyznawał, i widać z tego, że ona musi zadowolić się chwilą bieżącą. Lecz serce jej pragnęło czegoś więcej, planów na wspólną przyszłość. Zdawała sobie ponadto sprawę, że musi powiedzieć mu prawdę o sobie. Teraz, już. Serce jej łomotało, gdy wstała z łóżka i szukając czegoś, co mogłaby na siebie narzucić, spojrzała na leżącą na krześle sukienkę. Przed taką rozmową musi się ubrać jak należy, pomyślała. I żadnych czułości. Bo w przeciwnym razie myśli jej się rozpierzchną.

Zadzwonił telefon, już, już chciała odebrać, ale zawahała się.