– Dziękuję… – głos jej się załamał, więc zamilkła.

– Po prostu siedź i odpoczywaj, a ja wypakuję kilka rzeczy. Porozmawiamy, jak Amy wróci.

Maddy poddała się zmęczeniu i została tak, jak siedziała, starając się odzyskać kontrolę nad rozszalałymi uczuciami. Usłyszała zgrzyt rozpinanego suwaka walizki, szukanie w rzeczach, kroki i strzał korka wyciąganego z butelki wina. I wtedy drzwi na patio otworzyły się, wpuszczając namacalny wręcz powiew radosnej energii i słonecznego światła.

– Misja wykonana – zameldowała Amy. – I tylko raz źle skręciłam, gdy szukałam kuchni.

– Nie mieli czekolad w sklepie z pamiątkami? – zdziwiła się Christine.

– Mieli. I to bardzo dobre. Ale szukałam też tego.

– Aż tak bardzo zależy ci na utrzymaniu diety?

– Nie, to dla Maddy. Christine wybuchnęła śmiechem.

Zaciekawiona Maddy uniosła rożek okładu. Zobaczyła Amy w drzwiach na patio, która z dumą trzymała w jednej ręce garść czekolad, w drugiej ogromnego ogórka. Nie mogła się powstrzymać i też się zaśmiała.

– Więc… – Christine zapanowała nad sobą. – To ma pocieszyć Maddy, zastępując jej Joego?

– Co? – Amy zmarszczyła czoło, a potem zrobiła się purpurowa, gdy w końcu zrozumiała. – Ty! – Skrzywiła się do Christine, zamykając za sobą drzwi i ponownie pogrążając pokój w półmroku. – To na jej oczy. Ogórek pomoże pozbyć się opuchlizny.

– Ach. – Christine wyszczerzyła zęby, nalewając wina do hotelowych szklanek na wodę. – Dobra, dorzuć to do reszty zestawu ratunkowego.

Maddy wyprostowała się, poprawiając zmoczone okładem włosy. Christine postawiła butelkę wina na stoliku do kawy, obok zestawu do manikiuru, laptopa, który właśnie się włączał, i małego stosu DVD.

– Przywiozłaś filmy? – Maddy uniosła brew.

– Miałam nadzieję, że wykopiemy na jeden wieczór Joego i urządzimy sobie babski seans filmowy, śliniąc się do Orlando Blooma i Johnny’ego Deppa.

Maddy zacisnęło się gardło.

– Twoje życzenie się spełniło.

– O cholera.

Christine zgarbiła się, a Amy podeszła szybko do sofy i objęła Maddy.

– Już dobrze.

Przyjaciółka poklepała ją po plecach. Maddy poddała się i wtuliła w opiekuńcze objęcia. Potężny, upokarzający szloch wstrząsnął jej ciałem.

– Przepraszam – zdążyła wykrztusić po kilku dłuższych chwilach.

– Nie musisz. – Amy uspokajała ją, gładząc po plecach. – Cokolwiek się stanie, jesteśmy przy tobie. Możesz przy nas płakać, skoro potrzebujesz.

– Dziękuję. – Maddy pociągnęła nosem i wyprostowała się. Christine usiadła przed nią na stoliku do kawy, trzymając w ręku kieliszek czerwonego wina.

– Trzymaj. Wypij.

– Dzięki. – Maddy upiła łyk i złapała ją lekka czkawka.

– A teraz to. – Christine podsunęła jej do płowy odpakowaną tabliczkę czekolady.

Czekolada była ciemna i mocna. Smakowała tak cudownie, że Maddy jęknęła z nieoczekiwaną rozkoszą. Amy miała rację, mieli tu dobre słodycze.

– A teraz – Christine rzuciła surowo – powiedz nam, co ten łajdak zrobił, żebyśmy wiedziały, czy zasługuje na dalsze życie.

Czekolada zamieniła się w ustach Maddy w trociny. Zdołała ją spłukać łykiem wina.

– To nie on. To ja. O Boże, byłam taka głupia!

Pochyliła się gwałtownie, opierając przedramiona na udach. Kieliszek i czekolada w magiczny sposób zniknęły, dzięki czemu mogła schować twarz w dłoniach.

– Bardzo, bardzo głupia. Amy poklepała ją po plecach.

– Możesz nam powiedzieć, co się stało?

– Pod warunkiem, że Christine nie powie „a nie mówiłam”.

– Obiecuję na moją przysięgę Hipokratesa.

– Cóż, miałaś rację. – Usiadła prosto i znowu przyjęła wino. – Powinnam była już dawno temu porozmawiać z Joem. Nie o tym, że go kocham, bo do tego naprawdę dochodziliśmy, ale o propozycji Sylvii.

– Ach. – Christine uniosła brew. – Dowiedział się.

– O tak.

– I nie przyjął tego dobrze.

– Można to tak ująć. – Napiła się. – Właściwie to się nieźle wściekł. W pierwszej chwili oniemiałam. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak się denerwuje. Przez całą drogę tutaj próbowałam to rozgryźć. Właściwie zaczęłam się kłócić z nim w myślach, bo zareagował absurdalnie. To nie było tak jak ostatnim razem, gdy zamiast niego wybrałam własne marzenia i niezależność, tylko całkiem odwrotnie. Postawiłam go na pierwszym miejscu. Nas. Ale coś, co powiedział, nieustająco chodziło mi po głowie w czasie mojej wewnętrznej tyrady i w końcu dotarło. Wreszcie zrozumiałam, co mówił.

– Co takiego? – zapytała Amy.

– Powiedział, że nie może być z kobietą, która ma o nim tak niskie mniemanie i uważa, że musi umniejszać siebie, aby on czuł się lepszy. I wreszcie zdałam sobie sprawę z czegoś potwornie upokarzającego.

– Czyli czego? – Amy patrzyła na nią okrągłymi oczami.

– Zamieniłam się we własną matkę!

– To naprawdę przerażająca myśl – stwierdziła Christine.

– Może nie dla każdego, ale dla mnie tak.

Maddy przypomniała sobie, jak Joe doznał takiego samego olśnienia, ale Mama Fraser była przynajmniej kimś, kogo ona chętnie by naśladowała.

– Co gorsza, potraktowałam Joego, jakby to był wielki, niepewny siebie frajer, czyli mój neandertalski ojciec. Nic dziwnego, że poczuł się urażony. Zraniłam go. – Zakryła oczy. – Zakłopotałam, zawstydziłam i naprawdę rozwścieczyłam.

– Maddy… – Christine uścisnęła jej kolano. – To nic dziwnego. Wszyscy nabieramy przekonań na temat związków, patrząc na własnych rodziców. Dorastamy, obserwując ich.

– Tak, ale ja dorastałam, przysięgając, że nigdy nie będę taka jak moja matka.

– Kochasz swoją matkę – odparła Christine.

– Oczywiście. Ale to nie znaczy, że zawsze ją lubię. I zdecydowanie jej nie szanuję. Jest inteligentną, utalentowaną i sympatyczną kobietą z niewiarygodnymi zdolnościami organizacyjnymi. Prowadziła dom tak wspaniale, że to wręcz zdumiewające. Ale to wszystko działo się za plecami ojca. Umniejszała to, co zrobiła, za to chwaliła ojca, choćby nie wiem jak głupio się zachował. „Och niesamowite, ten człowiek zdołał podnieść tyłek z fotela i przejść do jadalni o własnych siłach, żeby zjeść ten skromny posiłek, który przygotowałam. Czyż nie jest cudowny? Och nie, kochanie, nie wstawaj, ja przyniosę następne piwo. Przez cały dzień jeździłeś samochodem, podczas gdy ja zrobiłam zakupy, posprzątałam, ponaprawiałam, ugotowałam i zajęłam się dziesięcioma tysiącami obowiązków przy piątce twoich niewdzięcznych dzieciaków. Pozwól, że ci podam piwo”. Bla, bla, bla.

– Nie powinnaś tak ostro jej oceniać – powiedziała delikatnie Amy. – Wiele małżeństw działało tak od pokoleń.

– Właściwie nadal wiele małżeństw tak działa – potwierdziła Christine. – Myślę, że niektórym ludziom to odpowiada.

– Ja mówię o ekstremalnym przypadku – upierała się Maddy. – Takim, na którego widok człowiekowi robi się niedobrze. Mama śpiewała w chórze kościelnym, ale wyśmiewała wszelkie sugestie, żeby zaśpiewała solo. Pracowała przez jakiś czas w domu towarowym, ale odmówiła, gdy zaproponowano jej awans na kierownika. Należała do klubu ogrodniczego i trzy razy odmówiła, gdy proszono ją, aby została prezesem. Dorastałam, obwiniając o to wszystko ojca i przysięgając, że nigdy, ale to przenigdy nie pozwolę, aby mężczyzna zrobił mi coś takiego.

– Chcesz teraz powiedzieć, że to nie była wina ojca?

– Tak i nie. Dochodzę do tego. Pierwszą część łatwiej zrozumieć. Stchórzyłam, gdy Joe poprosił mnie wtedy o rękę, bo nie chciałam wychodzić za mąż zaraz po szkole i przez resztę życia podporządkowywać się jakiemuś mężczyźnie. Zamierzałam harować, pójść do college’u i być niezależną kobietą. Malarką, która osiągnęła sukces. Chciałam być sama sobie panią. W mojej głowie te dwie rzeczy się połączyły. Ślub z Joem równał się zostaniu moją matką.

– Więc – Christine podniosła rękę – ponieważ zmieniłaś zdanie co do ślubu z Joem, zmieniłaś także co do reszty.

– Tak!

Amy zmarszczyła brwi.

– Jakim cudem nie byłaś taka przy Nigelu?

– Nie wiem. – Maddy pomasowała skronie. – Może dlatego, że on był skrajnie różny od mojego ojca, podczas gdy Joe jest bardziej męski i nie aż tak inny. Ale w sumie nie przypomina mojego ojca.

– Przyszło mi coś do głowy! – Christine zacisnęła usta. – Ale chyba ci się nie spodoba.

– Co takiego? – Maddy ściągnęła czoło, widząc wahanie przyjaciółki. – Możesz mi powiedzieć. Nie mogę już dziś gorzej o sobie pomyśleć.

– Byłaś taka też przy Nigelu. – Christine wzruszyła przepraszająco ramionami. – Tyle że to było mniej widoczne. On sam miał wielkie sukcesy zawodowe i pochodził ze względnie zamożnej rodziny. Dzięki temu miałaś dość wysoką poprzeczkę do przeskoczenia, nim twój sukces przerósłby jego. Choroba zagroziła jego pozycji zawodowej. Niektóre kobiety rzuciłyby się wtedy do pracy nad własną karierą, aby wyrównać niższe zarobki męża. Ale ty, prowadząc jego firmę, całą energię przelałaś na chronienie jego sukcesu. To może być prawdziwa przyczyna, dla której porzuciłaś własną karierę. Poprzeczka za bardzo się obniżyła.

– O cholera, masz rację. – Maddy schowała twarz za dłonią. – I w tym miejscu wszystko zaczyna się bardziej komplikować. To nie dotyczy tylko mężczyzn. Kobiet też. Joe próbował mi to pokazać, ale dopiero teraz zobaczyłam, jaki to poważny problem.

Opuściła rękę.

– A teraz czuję się, jakby ktoś zerwał mi opaskę z oczu. Nagle patrzę na matkę i jakbym zobaczyła ją po raz pierwszy. Może mama nie pozwalała sobie na robienie tych wszystkich rzeczy, na które było ją stać, z tego samego powodu, dla którego mnie zawsze mdli, gdy zaczyna mi dobrze iść. Mój sukces mógłby zranić czyjeś uczucia albo sprawić, że ludzie przestaną mnie lubić. Może to dlatego nie śpiewała solo z chórem kościelnym. Może dlatego to małżeństwo, które z boku wyglądało na całkiem niesprawiedliwe, pasowało im obojgu. Tata dostał niewolnicę i kogoś, kogo mógł chłostać słowami, dzięki czemu czuł się bardziej męski, a mama miała dobrą wymówkę, żeby trzymać się z boku. Bardzo to pokręcone?