– Przez cały dzień nie mogłem się doczekać, kiedy z tobą porozmawiam, ale… Maddy, cholera, przy tobie nigdy nie wiem, co powiedzieć.

– Może to dobrze, bo mam dość do powiedzenia za nas dwoje.

– Tak? – Serce zacisnęło mu się ze strachu.

– Wyszedłbyś ze mną na spacer?

Sprawiała wrażenie takiej szczerej. Ogarnęła go panika.

– Jasne.

Zmusił się do zachowania spokoju i przestał zgadywać, co też może dziać się w jej głowie. Nadszedł czas, żeby zapytać dokładnie, co miała na myśli. Będzie się dopytywał, dopóki nie zyska pewności, że zrozumiał. Oczywiście na tyle, na ile mężczyzna może zrozumieć kobietę. A wtedy on powie jej dokładnie, o co jemu chodzi i czego chce.

Wyszli z jasnej, hałaśliwej galerii i otoczyła ich cicha noc. Ulice opustoszały, wszystko już pozamykano oprócz galerii. Serce Maddy waliło jak oszalałe, gdy prowadziła go na drugą stronę ulicy, na niewielki plac pośrodku miasteczka. W centrum stała wielka altana w stylu pawiloniku dla orkiestry. Wiatr szumiał wśród drzew, gdy wchodzili po schodkach. Objęła się za ramiona.

– Zimno ci?

– Nie.

„Tylko się boję” – pomyślała, gdy znaleźli się w altanie.

– Joe, mam ci tyle do powiedzenia, że nie wiem, od czego zacząć. I boję się, że wszystko zaplączę, bo ujmę to nie tak, jak trzeba.

– Nie spiesz się. – Oparł się o poręcz. – A potem przyjdzie moja kolej.

Żołądek jej się zacisnął na te słowa, ale pokiwała głową.

– Po pierwsze chcę, żebyś wiedział, że przez ostatnie dni aż mnie skręcało z żalu. Gdy jechałam tutaj, zdałam sobie sprawę, jak bardzo cię zraniłam. Zupełnie nie przyszło mi do głowy, że potraktowałam cię jak faceta, który nie potrafi znieść, że jego żona zarabia więcej od niego. I dlatego sabotowałam własny sukces.

– Tak, to prawda.

– Przepraszam. Teraz widzę, że to obraża i twoją pewność siebie jako mężczyzny, i twój obóz. W końcu nie wiemy, jak wspaniale może się rozkręcić. – Ta myśl dała jej nadzieję, której nawet wcześniej nie brała pod uwagę. – To może być ogromny sukces i zarobisz wielkie pieniądze.

– Maddy. – Przywołał ją do porządku spojrzeniem.

– Przepraszam. – Zgarbiła się. – To dla mnie bardzo trudne.

– Mogę cię o coś zapytać? Bo naprawdę muszę wiedzieć. Będziesz uważała mnie za gorszego jako mężczyznę, jeśli będę zarabiał mniej od ciebie?

– Nie! Dobry Boże, nie!

– To dlaczego myślisz, że ja tak uznam?

– Tu tak nie myślę. – Poklepała się w czoło, a potem położyła rękę na żołądku. – Ale tutaj tak. Kwestia wychowania. Trudno to zwalczyć. Nie wymażesz nauki z całego życia, gdy tylko zdasz sobie sprawę, że była zła. Nie miałam pojęcia, ile tego we mnie wsiąknęło i jak głęboko. Więc nie mogę obiecać, że to nigdy w przyszłości nie wyskoczy. Mogę tylko obiecać, że będę nad tym pracować. Jeśli mi pozwolisz. Proszę, Joe, przepraszam, że cię zraniłam. Nie chcę cię stracić.

– Och, Maddy. – Ujął jej twarz. – Posłuchaj. Ten strach w twoich oczach to powód, dla którego ja muszę cię przeprosić. Złamałem jedną z najważniejszych zasad miłości. Nie powiedziałem ci.

Zagryzła usta zastanawiając się, czy powie jej teraz.

– Byłem tak przekonany, że czyny mówią więcej niż słowa, że zapomniałem, jaką mają wagę. I moc. Znałem ludzi, którzy pod wpływem kaprysu mówili mi, że zależy im na mnie. Mówili, że kochają, a nie kochali.

– Ja kochałam…

– Ćśś… – Położył kciuk na jej ustach. – O nic cię nie oskarżam. Myślę, że może mnie wtedy kochałaś, ale nie byłaś jeszcze gotowa. Ale nie o to mi teraz chodzi. Mówię o samych słowach. Wiesz, jak mnie uderzyło, kiedy po raz pierwszy w życiu naprawdę uwierzyłem Mamie, gdy powiedziała „kocham cię”? Wiesz, że to było jak cios prosto w brzuch za każdym razem, gdy mówił to Pułkownik, a ja wierzyłem? Boże, nic, naprawdę nic na świecie tego nie przebije.

Maddy zobaczyła, że do oczu napłynęły mu łzy, i gardło jej się zacisnęło.

Przytrzymał jej twarz nieco mocniej. Patrzył jej głęboko w oczy.

– Nie dałem ci tego. Przepraszam. Z głębi serca przepraszam.

– Nie szkodzi.

– Nie, nieprawda. Jeśli w ogóle czegoś nauczyłem się z mojego pokręconego dzieciństwa, to wagi bezpieczeństwa i zapewnienia. Wiem, jak to jest myśleć, że jeśli zrobisz fałszywy krok, to cię odeślą.

– A ja wiem, jak to jest na drugim końcu. Kiedy wiesz, że ktoś cię kocha bezgranicznie, i nic, co zrobisz, choćby nie wiem jak było idiotyczne, tego nie zmieni.

– Maddy, kocham cię bezgranicznie. Od pierwszej chwili, kiedy cię ujrzałem, i będę kochał do ostatniego oddechu. Nic tego nie zmieni. Kocham twoją magię. Kocham twój ogień. Kocham cię, bo jesteś częścią mnie, a ja częścią ciebie. Chcę przez resztę życia patrzeć, jak błyszczysz. Ale nie mogę cię zatrzymać. Nawet jeśli też mnie kochasz, to nie znaczy, że jest nam pisane być razem. Jeśli wyjedziesz, nadal będę cię kochał. Zawsze. Chcę tylko tego, co dla ciebie dobre. Ale nie będę kłamać: chcę, żebyś została. Naprawdę, naprawdę chcę. – Przycisnął ją do siebie i schował twarz w jej włosach.

– I chcę, żebyś też mnie kochała.

– Ty głuptasie. – Objęła go tak mocno, że ręce jej zadrżały. Cała zadrżała. – Oczywiście, że cię kocham. A co do zostania… – Odsunęła się, żeby spojrzeć mu w twarz. – Mam jedno pytanie.

– Jeśli chcesz mnie zapytać, czy poradzę sobie z tym, że staniesz się bogata i sławna – uśmiechnął się słabo – to odpowiedź brzmi „tak”, obiecuję.

– Nie. To jest pytanie, które ty mi kiedyś zadałeś. Naprawdę straszne pytanie i myślę, że nikt nie powinien musieć zdobywać się na odwagę, aby zadać je drugi raz. Więc teraz moja kolej. – Wzięła głęboki wdech. – Ożenisz się ze mną?

Zamiast od razu odpowiedzieć, zmarszczył brwi.

– To zależy.

– Od czego? – Serce jej zamarło.

– Dostanę pierścionek?

– Pierścionek? – Myśli Maddy pędziły jak oszalałe. Mówił serio?

– Nawet o tym nie pomyślałam.

Westchnął głośno.

– Dlatego pewne rzeczy najlepiej zostawić mężczyźnie.

Sięgnął do kieszeni, wyciągnął małe, czarne pudełeczko i otworzył. Światło zabłysło w szlifowanym kwadratowo brylancie osadzonym w pierścionku w indiańskim stylu.

– Och. Boże! To… To…

– Zamierzałem ponownie zapytać, ale teraz jest moja kolej, żeby odpowiedzieć, a to jest o niebo łatwiejsze.

– To brylant! – wykrztusiła w końcu.

– Hm? A tak, to brylant. – Spojrzał na pierścionek.

– Naprawdę wielki brylant!

– Nie jest idealny.

– Co?

– Brylant. Ma kilka skaz. – Był zakłopotany. – Uznałem, że powinnaś wiedzieć. Nie jestem pewien, czy będzie pasował.

Serce jej zmiękło.

– Może powinnam przymierzyć. Wyjął pierścionek i wsunął jej na palec.

– No i?

– Pasuje idealnie. – Zarzuciła mu ręce na szyję. – To znaczy, że się zgadzasz?

– No pewnie!

– Cudownie. Objął ją mocno.

– Kocham cię.

Maddy uznała, że to najpiękniejsze słowa na świecie.

Epilog

Maddy skończyła nowe pastele, a potem złapała wielki sweter i wyszła na balkon, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Zima zaczęła się na dobre. Śnieg pokrył góry. Otuliła się ramionami, żeby zatrzymać ciepło i promieniujące zadowolenie.

Na wzgórzu w pobliżu frontowej bramy widziała, że robotnicy budowlani zrobili spore postępy, stawiając szkielet konstrukcji domu. Zdecydowali się z Joem, że dostawią do domu właściciela piętrową dobudówkę. Będzie dwa razy większa od oryginalnego domku i całkiem samowystarczalna, ale pozostaną blisko Mamy.

Dźwięk męskich głosów wrzeszczących jak kapral podczas musztry ściągnął jej uwagę na obóz, gdzie Joe i Derrick prowadzili popołudniowe ćwiczenia. Nadal z trudem wierzyła, że tylu ludzi jest gotowych zapłacić za coś, co dla niej wyglądało jak tortury, a jednak lista chętnych nie miała końca. A Joe zachowywał się jak wyrośnięty dzieciak; bawił się jak nigdy w życiu.

Uśmiech wypłynął na jej usta, gdy przypomniała sobie ich rozmowę dziś przy śniadaniu. Przez ostatnich kilka tygodni dopraszał się, by wyznaczyła datę ślubu. Ale ponieważ Sylvia poganiała ją, żeby przygotowywała się do wiosennego katalogu, Maddy odparła, iż nie da sobie rady z podejmowaniem choćby jeszcze jednej decyzji więcej, nie wspominając o milionie wyborów związanych z planowaniem wesela.

Joe spojrzał na nią i oznajmił, że zwalnia ją jako organizatora ślubu i sam przejmuje tę funkcję. Rozdziawiła usta, ale wytłumaczył jej, że skoro kobieta się oświadczyła, to mężczyzna może zaplanować ślub i wesele. Nie miała pojęcia, jak znajdzie czas, skoro obóz treningowy rozkręcił się na całego, ale zapewnił ją, że wszystkim się zajmie.

– Dobrze – zgodziła się z nieskrywanym rozbawieniem. – Tylko uzgodnij datę z Christine i Amy, żeby na pewno mogły być druhnami.

– Nie ma sprawy.

Z przyjemnością oddała mu ster. Nie mogła się doczekać, kiedy powie przyjaciółkom i usłyszy, co o tym myślą. Męska wizja ślubu musi okazać się co najmniej interesująca.

Myśląc o Christine i Amy, wróciła do środka, żeby sprawdzić e-maile. W ostatnich dniach przychodziło mnóstwo wieści od Christine. Maddy otworzyła laptopa i znalazła nowy list od przyjaciółki, która właśnie bawiła w Kolorado. Wytrzeszczyła oczy, czytając najświeższe nowiny o szalonym romansie, a potem błyskawicznie wystukała odpowiedź.

Temat: Co?

Wiadomość: Kobieto, szczegóły. Chcemy poznać szczegóły!

Julie Ortolon

  • 1
  • 42
  • 43
  • 44
  • 45
  • 46
  • 47