– Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?!

Dlatego, że on kocha ją, a nie ciebie, odpowiedziała sama sobie. Dlatego, że tamta jest piękna i olśniewająca, a ty najzupełniej przeciętna. Dlatego, że żadne pieniądze świata nie są w stanie zmusić go do miłości.

Kiedy minął pierwszy szał, wcale nie poczuła się lepiej, za to była zupełnie wykończona. Osunęła się na kolana, oparła się o pień i wyszeptała zachrypniętym od krzyków głosem:

– Czemu to zrobiłam? Czemu tak łatwo go oddałam? Mogłam zostać jego żoną i sprawić, żeby mnie w końcu pokochał.

Ogarnął ją straszliwy żal, zaczęła płakać, cicho i bezradnie, nieszczęśliwa do granic możliwości. Po jakiejś godzinie wstała z trudem i wróciła do domu, modląc się w duchu, by nikogo nie spotkać. Na parterze nie było żywej duszy, na piętrze również i Joanna już prawie znalazła się przed drzwiami swego pokoju, gdy z sąsiedniego korytarza wynurzył się ubrany w szlafrok Gustavo, który zamarł na jej widok. Nic gorszego nie mogło jej się przydarzyć.

– Joanno, co się dzieje? Byłaś na zewnątrz? Podczas burzy?

– Kiedy wychodziłam, nie padało.

– Ale przecież leje od dobrej godziny!

– Poszłam na bardzo długi spacer i nie zdążyłam wrócić przed deszczem.

Z troską spojrzał na jej czoło.

– Zraniłaś się!

– Właśnie dlatego, że tak się spieszyłam z powrotem -zmyślała gorączkowo. – Potknęłam się w lesie i uderzyłam głową o drzewo.

– To trzeba opatrzyć. Pozwól…

– Nie dotykaj mnie – zażądała, gdy chciał delikatnie dotknąć jej czoła. Bała się, że zaraz zacznie krzyczeć.

Cofnął rękę.

– Moja droga, przecież ty szczękasz zębami i jesteś kompletnie przemoczona. Weź gorącą kąpiel, bo inaczej się zaziębisz. – Patrzył na łzy na jej twarzy, przekonany, że to krople deszczu. – Uważaj na siebie, proszę. Nie chcę, żebyś chorowała w dzień mojego ślubu. Będziesz najważniejszym gościem, tyle ci zawdzięczam…

Patrzył na nią tak ciepło, że nie wytrzymała i uciekła do swojego pokoju. Zdarła z siebie mokre ubranie i stanęła pod prysznicem, pozwalając, by gorąca woda lała się na nią przed długie, długie minuty. Gdy wreszcie trochę doszła do siebie i odzyskała zdolność myślenia, zastanowiło ją, co Gustavo robił na korytarzu w środku nocy, a potem przypomniała sobie, czyj pokój znajdował się w tamtym korytarzu. Oczywiście Crystal.

Joanna sądziła, że wypłakała już wszystkie łzy, lecz myliła się.

Następnego dnia siedziała w kościele, patrząc na plecy ukochanego, który czekał przy ołtarzu na inną. Kiedy się odwrócił i spojrzał na zbliżającą się pannę młodą, na jego twarzy odmalował się wyraz absolutnego zachwytu i oddania. Joanna zamknęła oczy, zrobiło jej się słabo, lecz na szczęście nie zemdlała. Siedziała sztywna i nieruchoma, słuchając, jak tamci dwoje wymieniają słowa przysięgi.

Stało się. Gustavo był dla niej stracony na zawsze.

Na weselu tańczyła do upadłego, by zagłuszyć ból. Właśnie wtedy poznała Freddy'ego Mantona, przyjaciela czyjegoś przyjaciela czyjegoś przyjaciela. Nie wiedziała, jak się właściwie wkręcił na to wesele, ale był przystojny, przesympatyczny i znakomicie tańczył. Kiedy muzyka stała się wolniejsza i bardziej romantyczna, Joanna znów zatańczyła z Freddym, pozwalając się czule przytulić, by wszyscy widzieli, jak dalece nie dba o byłego narzeczonego. Miała nadzieję, że Gustavo zauważy, co się dzieje, lecz kiedy przesunął się w tańcu obok nich, Joanna nie mogła się dłużej łudzić. On nawet jej nie zauważał! Trzymał w objęciach żonę i wpatrywał się w jej prześliczną twarzyczkę z nabożnym zachwytem, a Joanna, widząc to, umarła po raz kolejny.

Wreszcie nadszedł moment, w którym państwo młodzi ruszali w podróż poślubną. Podczas gdy Joanna planowała jechać od razu do Montegiano, Crystal wybrała Las Vegas, na co Gustavo przystał bez wahania, gdyż nie potrafił jej odmówić. Ponieważ trzeba było odegrać swoją rolę do końca, Joanna wraz z innymi wyszła przed rezydencję, by pomachać na pożegnanie odjeżdżającym małżonkom. Rzucony przez Crystal bukiet poleciał prosto na nią, Joanna złapała go najzupełniej odruchowo, więc nagle trzymała w rękach ślubną wiązankę, która od początku powinna była należeć do niej.

Dopiero później zrozumiała, co się z nią stało owego dnia i co to dla niej oznaczało. Przeszła przez ogień, dzięki temu stała się silniejsza. Po tym wszystkim nic nie mogło jej dotknąć i zranić.

Zdała na archeologię i rzuciła się w wir pracy, wszyscy wróżyli jej znakomitą przyszłość w zawodzie.

– Moim zdaniem przeszłaś załamanie nerwowe – powiedziała jej potem ciocia Lilian. – Ilekroć cię widziałam, miałam wrażenie, że to twoje ostatnie chwile. Powinnaś była zrobić coś sensownego, na przykład popłynąć w rejs luksusowym statkiem, tymczasem ty zagrzebałaś się w tych okropnych książkach, co jeszcze bardziej ci zaszkodziło.

Joanna wiedziała doskonale, że właśnie te „okropne książki" ją ocaliły i to dzięki nim rozdzierająca rozpacz zmieniła się w tępy ból, z którym nauczyła się sobie radzić, ponieważ zafascynowanie archeologią szczęśliwie usuwało go na dalszy plan.

Przysięgła sobie już nigdy nie pokochać nikogo w podobny sposób. Więcej nikt jej nie skrzywdzi.

Zaczęła znów przyjmować zaproszenia na imprezy i nawet całkiem dobrze się na nich bawiła. Któregoś razu, gdy sączyła szampana…

– A kogóż to moje oczy widzą? – Freddy Manton uśmiechał się do niej szeroko. – Znikłaś po tamtym weselu i od tej pory mam złamane serce.

– Nie wyglądasz na cierpiącego – skwitowała z rozbawieniem.

Zaczęli się spotykać. Był naprawdę przemiłym towarzyszem, człowiekiem może cokolwiek nieodpowiedzialnym, lecz pełnym życzliwości. Joanna, której doskwierała samotność, wytłumaczyła sobie, że ogromna sympatia wystarczy, toteż wkrótce go poślubiła. Szybko zaszła w ciążę, dyplom uzyskała tuż przed urodzeniem Billy'ego.

Musiała oddać Freddy'emu sprawiedliwość – on rzeczywiście się starał i dochowywał jej wierności przez całe cztery lata, co w jego przypadku stanowiło absolutny rekord. Przez kolejne cztery byli ze sobą ze względu na dziecko, wreszcie Joanna miała dość tych ciągłych zdrad. Rozstali się w przyjaźni, ponieważ żadne nie czuło się zranione, co jedynie dowodziło, że nie łączyło ich naprawdę głębokie uczucie.

Podczas tych wszystkich lat nie miała żadnych wieści o Gustavie, tylko raz przeczytała przypadkiem w gazecie, że książę i księżna Montegiano doczekali się męskiego potomka dziewięć lat po urodzeniu córki. Czyli Joanna podjęła słuszną decyzję, usuwając się w cień, ponieważ małżeństwo Gustava i Crystal okazało się udane.

Właściwie ja też nie mam na co narzekać, pomyślała, siedząc przy oknie hotelu w Tivoli. Była w pełni dojrzała, spokojna, silna, miała wspaniałą pracę, dobre kontakty z eksmężem, a nade wszystko cudownego syna, który uważał, że ma fajną mamę, co w ustach dziesięciolatka stanowiło duży komplement. Czuła się całkiem szczęśliwa.

Czemu więc wracała do Montegiano?

Znów popatrzyła w stronę Rzymu. To proste. Wracała, by po latach dokonać egzorcyzmów, wypędzić ducha i stać się osobą naprawdę wolną.

Brama majątku otworzyła się przed nią jak niegdyś. Jadąc do pałacu, Joanna rozmawiała wesoło z synem, starając się nie myśleć o tym, co stanie się za kilka minut, gdy zobaczy Gustava. Oczywiście nie tylko jego, bo będzie tam również Crystal…

Gdy samochód zatrzymał się przy szerokich schodach z białego marmuru, zwieńczonych wspaniałym frontonem ze smukłymi kolumnami, z pałacu wyłonił się miły starszy pan.

– Jestem Carlo Francese – przedstawił się, ściskając im dłonie. – Pełnię honory pana domu pod nieobecność księcia Gustava.

Jej serce ścisnęło się boleśnie, lecz Joanna wytłumaczyła sobie, że w sumie nawet dobrze się składa, gdyż nic nie będzie jej rozpraszało podczas oględzin odnalezionych fundamentów.

– To pokój zwany komnatą Juliusza Cezara – wyjaśnił Carlo, otwierając przed Joanną drzwi. – Lokuje się tutaj wyłącznie specjalnych gości.

Miała na końcu języka: „Wiem", ponieważ mieszkała w nim podczas poprzedniego pobytu w pałacu. Billy dostał sąsiednią sypialnię, urządzoną z równym zbytkiem, co doprowadziło go do ataku śmiechu. Gdy Joanna odświeżyła się trochę, zeszli razem na dół. Na schodach Billy odwrócił się nagle.

– Tam ktoś jest!

Joanna spojrzała we wskazanym kierunku i ujrzała ponad balustradą bladą twarz małej dziewczynki, przyglądającej im się z wyraźną wrogością. Chwilę później dziewczynka znikła. Joanna nie myślała o tym dłużej, ponieważ zbierała siły na spotkanie z Crystal, jednak na parterze czekał na nich tylko Carlo, który zaprowadził ich do pysznie urządzonego salonu z wielkimi oknami wychodzącymi na rozległy trawnik i natychmiast zaczął rozwodzić się na temat znaleziska.

Billy słuchał przez jakiś czas, ale potem wymknął się cichaczem.

– Zobaczył jakąś dziewczynkę na schodach, pewnie pobiegł się z nią pobawić – wyjaśniła Joanna.

– To Renata, córka Gustava. – Carlo westchnął z głębi serca. – Biedne dziecko.

– Czemu biedne? Czyżby była zazdrosna o młodszego braciszka?

Profesor rozejrzał się i zniżył głos.

– Książę niedawno się rozwiódł, bo chłopiec nie był jego. Żona odeszła z dzieckiem do kochanka.

Joanna z trudem zdławiła okrzyk.

– Crystal go zdradziła?

– Tak. Pani ją zna?

– Spotkałyśmy się kiedyś, wiele lat temu. Nie utrzymywałyśmy kontaktu, więc nie wiedziałam, co się u niej dzieje.

– Oczywiście nie wspominamy o niczym w obecności księcia, on to bardzo przeżył, dlatego na wszelki wypadek ostrzegam panią, jaka jest sytuacja. A teraz może chodźmy zobaczyć wykopaliska. To jakieś półtora kilometra stąd.

– Bardzo chętnie pójdę, tak naprawdę nie mogę się już doczekać.

Jeden rzut oka na odkryty fragment dawnych fundamentów wystarczył, by Joanna zrozumiała, z czym ma do czynienia. To było epokowe odkrycie! A ona nie wypuści go z rąk, bo w obliczu czegoś takiego jej sprawy osobiste schodziły na dalszy plan. Nie ma znaczenia, że to majątek Gustava, nie ma znaczenia, co ją kiedyś z nim łączyło. To ona będzie tu dalej kopać, nie odda tego znaleziska nikomu.