Rozbierając się, przebiegł w pamięci wydarzenia tego wieczoru. Nie chodziło o samo upokorzenie, ani o fakt, że został upokorzony przez kobietę, gnębiło go, że nie pozwoliła mu wypełnić rozkazu. Otrzymał rozkaz i choćby wszystko w nim się przeciw temu buntowało, wypełni go – niezależnie od okoliczności.

A więc wydaje jej się, że jest bezpieczna? Uważa, że skoro jest pilnowana przez dwóch ludzi, to nic jej nie grozi? To prawda, nie zauważył dwóch mężczyzn kryjących się w mroku przy powozie – owo niedopatrzenie było tylko i wyłącznie jego winą – ale kiedy się pojawili, wcale go nie zastraszyli. Lewe oko niższego mężczyzny, Franka, było zasnute mgłą i jeśli nawet nie był na nie ślepy, to z pewnością niedowidział. Jeśli zaś chodzi o Murzyna, choć skórę miał jędrną i trudno było określić jego prawdziwy wiek, Ring dostrzegł, że Sam poruszał się nieco sztywno i stał zwykle na prawej nodze. Kapitan podejrzewał, że mężczyzna jest starszy, niż na to wygląda, że W lewej nodze dokucza mu jakiś ból. Kobiecie z nożami Ring praktycznie nie poświęcił uwagi. Wpatrywała się w niego z takim pożądaniem, że prawdopodobnie wystarczyło, by się uśmiechnął, a natychmiast zapomniałaby o swojej broni,

Najtrudniej było rozgryźć śpiewaczkę, tę całą La Reinę, Kiedy ją zobaczył, sądził, że wie już o niej wszystko. Taka się wydawała miękka, te szeroko otwarte oczy. Z nabożeństwem słuchała każdego jego słowa. Zachowywała się jak prawdziwa dama: najlepiej świadczył o tym fakt, że poczęstowała Toby'ego herbatą. Żadna z żon oficerów nie zaszczyciłaby szeregowca, i to jeszcze takiego jak Toby, niczym poza przelotnym uśmiechem. A jednak ta śpiewaczka podała mu herbatę, i to w swojej wykwintnej filiżance.

Nie skończył się jeszcze rozbierać, a już wiedział, że ta kobieta rzeczywiście potrzebuje eskorty. Może generał Yovington zdawał sobie z tego sprawę i dlatego wyznaczył do tej misji wojskowego? Co prawda jego pierwotny wybór nieco Ringa dziwił: porucznik Surrey był cichym, zamkniętym w sobie człowiekiem. Niewiele więcej można było o nim powiedzieć, z wyjątkiem tego, że kiedyś został oskarżony o oszustwo. Widać generał miał jakieś powody, skoro powierzył tę misję właśnie jemu.

Niezależnie od tego, kogo generał wyznaczył, był na tyle przenikliwy, żeby uświadamiać sobie, że śpiewaczka naprawdę potrzebuje kogoś do obrony, Może generał znał ją i wiedział, że choć miękka jak wosk, uważa się za twardą i niezwyciężoną. Sprawiała wrażenie, jakby sądziła, że, mimo jej urody, w tych dzikich okolicach nic jej nie grozi, a Ring od lat nie widział równej ślicznotki.

Rozebrawszy się do naga, obwiązał wokół lędźwi przepaskę, włożył długie, miękkie mokasyny, przypiął do pasa nóż i otworzył puszkę z cynobrem.

Jej uroda stanowiła prawdziwe zagrożenie, Może udałoby mu się ochronić ją przed poszukiwaczami złota, ale jak ochroniłby poszukiwaczy przed nią? Może generał właśnie, dlatego wyznaczył eskortę, żeby La Reina pozostała czysta i nieskażona i nie kusiła się o schadzki z innymi mężczyznami?

Zanurzył palce w sproszkowanym cynobrze i wzruszył ramionami. Jest żołnierzem, To nie jego rzecz zastanawiać się nad rozkazami. On ma je po prostu wykonywać.

Maddie spała głęboko. Śniło jej się, że śpiewała w La Scali z Adeliną Patti. Publiczność przywitała występ rywalki tupaniem i gwizdami, a potem zaczęła krzyczeć: „La Reina! La Reina!"

Uśmiechała się przez sen, kiedy obudził ją blask zapałki przykładanej do lampy. Zacisnęła powieki, nie chcąc otwierać oczu.

– Edith, zgaś tę lampę – mruknęła i chciała się przekręcić na drugi bok, ale coś przytrzymywało jej ramię nad głową. Przez sen szarpnęła ręką, a potem budząc się, jeszcze raz- mocniej. Ramię pozostawało uwięzione. Przerażona próbowała gwałtownie usiąść, ale wyglądało na to, że obie jej tece i nogi są przywiązane do łóżka. Otworzyła usta, żeby wołać o pomoc.

– Proszę bardzo, niech pani krzyczy do woli. Zapewniam, że nikt nie przyjdzie pani z pomocą.

Zamknęła usta. Na środku podłogi siedział kapitan Montgomery i spokojnie palił cygaro. Był jednak tak odmieniony, że w pierwszej chwili go nie rozpoznała. Na biodrach miał skórzaną przepaskę, która odsłaniała długie, mocne nogi i znaczną część umięśnionych pośladków. Nagi tors porastały włosy, na ramieniu dostrzegła trzy smugi cynobru. Na policzku miał namalowane trzy jaskrawoczerwone paski.

Zapewne powinna być przerażona, ale nigdy w życiu nikogo nie bała się mniej, niż jego. Doskonale wiedziała, o co mu chodzi: zraniła jego dumę i teraz się na niej odgrywa – zupełnie jak mały chłopczyk.

– Jak to miło z pańskiej strony, kapitanie, że zechciał pan do mnie wpaść. I cóż za oryginalny strój. Radziłabym jednak panu mnie uwolnić, zanim Sam tu przyjdzie. Obawiam się, że jemu ta sytuacja może się wydać mniej zabawna niż mnie.

Zaciągnął się cygarem.

– Nim tu przyszedłem, zająłem się oboma pani stróżami i pokojówką.

Szarpnęła się w więzach,

– Jeśli zrobił pan krzywdę któremuś z moich ludzi, dopilnuję, żeby pana zawiesili.

– Powiesili.

– Słucham?

– Chciała pani powiedzieć: powiesili, nie zawiesili. Od zawieszenia się nie umiera, zaś o powieszeniu mówimy, kiedy człowiek zakłada bliźniemu stryczek na szyję.

– Nie umiera się? Nie mam pojęcia, o co panu chodzi.

Czyżby? Sadziłem, że zna się pani na tym doskonałe. Przecież tyle czasu przebywała pani w towarzystwie generała… Dopiero w tej chwili do Maddie dotarło, o co mu chodzi. Te przebieranki i przywiązanie do łóżka, żeby postawić na swoim, nie zdenerwowały jej, ale insynuacje, jakoby coś było między nią a generałem…

– Jak pan śmie! – wydusiła. – Powiadomię o wszystkim pańskiego zwierzchnika. I jeśli natychmiast mnie pan nie uwolni, dopilnuję, żeby pana zawieszono… powieszono, nieważne; poćwiartowano.

– Ostrożnie! W porównaniu z panią chór z… Z czego to było? Tra… coś tam?

– Traviaty, ty nudny, zacofany, prymitywny ośle! Uwolnij mnie natychmiast!

Wstał powoli i przeciągnął się szeroko.

– Gdybym był Indianinem, już dawno zdążyłbym panią oskalpować. Inny biały zaś zdążyłby zrobić wszystko, na co przyszłaby mu ochota.

– Jeśli chce mnie pan przestraszyć, to się nie udało. Dlaczego jakiś Indianin dla mojego skalpu miałby ryzykować wszczęcie wojny?

Przysiadł na krawędzi łóżka i przyjrzał się kobiecie.

– Nie słyszała pani, że Indianie atakują białe kobiety ani jak bardzo ich pożądają?

– Czyżby czytał pan wyłącznie nędzne powieścidła?

Odwrócił wzrok i zaciągnął się cygarem.

– Wygląda na to, że pani zna się świetnie na Indianach.

A skąd księżniczka z Lanconii mogłaby posiąść tak gruntowną wiedzę?

Maddie już chciała wyjaśnić, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Za nic się nie przyzna. Jeśli uda jej się wydostać z tej kabały, nie powie temu człowiekowi nawet która godzina.

– Cóż za przenikliwość, kapitanie – powiedziała, a raczej prychnęła jak kotka. – Prawda jest taką, że w Lanconii mieszkał u nas pewien starzec, który połowę życia spędził polując na zwierzęta na zachodzie. Jako dziecko godzinami przesiadywałam na jego kolanach i słuchałam cudownych opowieści – prawdziwych, opowieści – o Dzikim Zachodzie.

– I teraz przyjechała pani obejrzeć ziemie, o których opowiadał.

– Tak. I żeby śpiewać. Trzeba przyznać, że śpiewam całkiem dobrze.

Odsunął się, stał odwrócony plecami. Maddie korzystając z okazji zaczęła się szarpać, więzy jednak okazały się silne i dobrze zaciśnięte. Nagle spojrzał przez ramię, ale była szybsza: leżała spokojnie, uśmiechając się do niego.

– Ostrzegałem, że nie powinna pani zapuszczać się głębiej na te tereny. Ludzie tutaj są niebezpieczni, więc żywię o panią obawy.

Obawiasz się, że będziesz musiał za mną chodzić- pomyślała, ale nadal była uśmiechnięta.

– Nic mi się nie stanie, a pan może wrócić do swego oddziału. Obiecuję, że napiszę o panu do generała najpochlebniej jak potrafię. To przemiły człowiek.

– Byłem przekonany, że kto jak kto, ale pani dobrze o tym wie.

Zacisnęła zęby.

– Zapewniam pana, kapitanie, że zainteresowanie generała moją osobą ma charakter wyłącznie artystyczny.

– Artystyczny?

Tak, ty półnagi ptaku dodo – pomyślała. – Artystyczny. – Mimo to ponownie się uśmiechnęła.

– Chodzi o mój śpiew. Generałowi podoba się mój śpiew. Gdyby zechciał pan być tak uprzejmy i rozwiązać te sznury, to zaśpiewam i dla pana.

– Arię? Nie, dziękuję.

Posłał jej pełen wyższości uśmieszek, który sprawił, że gniew rozgorzał w niej na nowo. Prawie kipiała. Westchnęła ze znużeniem.

– Dobrze, kapitanie, do rzeczy; skończmy z tą zabawą. Udało się panu przechytrzyć moich ludzi, moją pokojówkę i mnie. Wygrał pan. Czego pan teraz chce?

Otrzymałem rozkaz towarzyszenia pani i to właśnie zamierzam zrobić. O ile nie okaże się przedtem, że ma pani dość rozumu, żeby wysłuchać rozsądnych argumentów.

– Czyli robić, co się panu podoba, tak? Przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć. – Zaczerpnęła tchu. – Kapitanie, może pan należeć do owej nielicznej garstki ludzi, którzy nie mają ochoty słuchać wykonawczyni mojej klasy, jednak zapewniam pana, ze miliony ludzi na całym świecie, nie tak… – Chciała powiedzieć: ograniczonych, upartych, głupich, ale się powstrzymała. -…nieuświadomionych, wiele by dało, żebym dla nich zaśpiewała.

– Świetny pomysł. Oczywiście, nie mam nic przeciw muzyce, uważam…

– Jakże miło z pańskiej strony.

Zignorował jej uwagę.

– Uważam jednak, że powinna pani wrócić do bardziej cywilizowanych stanów, odczekać kilka lat, dopóki te ziemie nie zostaną zasiedlone, i wtedy przyjechać tu z występami.

Po raz kolejny zaczerpnęła tchu, żeby się uspokoić. Kiedy się odezwała, przemawiała jak do nierozgarniętego dziecka.

– Kapitanie Montgomery, może obito się panu o uszy, że głos śpiewaczek operowych nie jest wieczny. To bardzo przykra prawda, ale nie zawsze będę mogła śpiewać. Teraz mam dwadzieścia pięć lat i jeszcze nie osiągnęłam pełni swych możliwości, ale muszę śpiewać, dopóki mogę, i chcę śpiewać dla tych biednych samotnych mężczyzn. Co więcej, ja będę dla nich śpiewać.