– Kiedy będę mogła coś zjeść? Jak skończą jeść, nic nie zostanie – marudziła Comfort.

– Jeśli nie będzie indyka, możesz zjeść rozgotowane żyto. Na pewno się tym solidnie najesz – pogodnie zauważyła pani Hawkins. Po skończonym posiłku czterej służący udali się do siebie do stajni. Kevin wziął na ręce na wpół śpiącego Brendana, objął ramieniem Rois i razem ruszyli w stronę swojego domku.

– Położę panienkę spać, milady. Już zasypia – powiedziała Dolly.

– Dziękuję – rzekła Fortune. Kieran wyciągnął rękę i ujął jej dłoń.

– Chodź – powiedział. – Chcę ci wszystko pokazać jeszcze przed zachodem słońca. Gdy wyszli na zewnątrz, Fortune zobaczyła, że dom stoi na niewielkiej skale nad zatoką. Widziała łąki z pasącymi się końmi i przynajmniej dwa pola, na których coś rosło. Jak na początek lata, powietrze było bardzo łagodne. Zauważyła też, że było o wiele cieplej niż w Anglii.

– Mam tyle pytań – powiedziała. – Co uprawiamy na tamtych polach?

– Tytoń – odpowiedział. – To doskonała roślina, która przyniesie nam pieniądze. A poza tym sami będziemy potrzebować tytoniu, bo Mary's Land nie jest jeszcze zbyt cywilizowanym miejscem, jakim kiedyś się stanie. Konie, które hodujemy nie pociągną wozu, raczej dosiądzie ich jakiś dżentelmen czy dama. Może powinniśmy sprzedać parę wierzchowców w Wirginii, ale jeszcze nie teraz.

– Czy produkujemy jakąś żywność? – spytała go.

– Owszem, tak nakazuje prawo Mary's Land. Indianie nauczyli nas uprawiać jeszcze trzy rośliny, które nazywają fasolą, dynią i kabaczkiem. Sprawdziliśmy już, że nasze nasiona kiełkują w tutejszej ziemi. Zielony groszek, marchew, buraki. Uprawiamy też tutejsze słodkie ziemniaki. To urodzajna ziemia.

– Dom, który kiedyś zbudujemy z cegieł, musi stać frontem do zatoki – powiedziała Fortune. – Taki piękny widok. Nigdy jeszcze nie widziałam nic równie pięknego. – Odwróciła się i spojrzała na niego. – Dziękuję ci za nasz dom, Kieranie.

– Tak bardzo mi ciebie brakowało. Ileż to nocy leżałem, nie śpiąc, tęskniąc za tobą, Fortune, zastanawiając się, czy to miejsce spodoba ci się tak samo, jak mnie. Czy możesz być szczęśliwa w Mary's Land, tak daleko od swoich bliskich? – rzekł cicho, palcami delikatnie dotykając jej twarzy.

– Ty jesteś mi najbliższy – oświadczyła. – Ty i Aine, i inne dzieci, które będziemy mieli. To prawda, będzie mi brakowało rodziny, ale zniosę to, jeśli tylko my będziemy razem. Czuję też, że należę do tego miejsca, tak jak ty. Poczułam to, gdy płynęliśmy przez zatokę w stronę St. Mary's Town. Czułam to głęboko w sercu. Ta ziemia wzywała nas, Kieranie. Za ich plecami zachodziło słońce, a kiedy, trzymając się za ręce, wracali do domu, na niebie nad nimi pojawiły się pierwsze gwiazdy.

– Wezmę kąpiel – zakomunikowała Fortune. – Gdzieś pomiędzy moimi rzeczami jest duża dębowa balia. Każ ludziom ją znaleźć i napełnić wodą. Mogą ją postawić w naszej sypialni. Pójdę do pani Hawkins, żeby zagotowała wodę. Nie kąpałam się od sześciu tygodni, Kieranie, i moja skóra jest aż sztywna od soli. Muszę wziąć kąpiel. A potem… – uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko i znacząco -… będziemy musieli się na nowo poznać, mój panie. Uśmiechnął się radośnie.

– Dopilnuję, żeby balia się znalazła, madam. Mogę nawet dołączyć do ciebie albo pełnić rolę służącej. Fortune roześmiała się wesoło. Zaczynała mieć wrażenie, że nigdy się nie rozstawali i w jego oczach widziała, że czuł to samo.

Odnaleziono balię i ustawiono ją w sypialni. Potem wlano do niej wiele wiader wody. W końcu zostali sami. Na kominku w rogu pokoju tlił się ogień, bowiem wieczorem powietrze się ochłodziło. Okna były zasłonięte. Płomienie świec migotały. Kieran ukląkł przed żoną, która przysiadła na brzegu łóżka. Ściągnął jej buty, potem zrolował jej pończochy, nie zapominając wcześniej zsunąć podwiązek. Fortune wstała i odwróciła się do niego plecami. Rozsznurował stanik jej sukni, a w tym czasie ona rozpięła spódnicę. Stanik i spódnica zostały starannie ułożone na krześle.

Fortune, w samej bieliźnie, stanęła twarzą w twarz z mężem. Zręcznie pozbyła się halek. Podniosła do góry ręce, zebrała płomiennorude włosy i upięła je na czubku głowy. W trakcie tej czynności widział zarys jej piersi i poczuł przypływ pożądania. Wyciągnął rękę i z premedytacją zaczął rozwiązywać cienkie różowe wstążki, przytrzymujące razem poły giezła. W końcu rozchylił delikatny batyst koszulki i zsunął ją z ramion żony. Koszulka upadła na podłogę. Zrobił krok do tyłu i westchnął z czystej przyjemności.

– Na Boga, dziewczyno, jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam. – Otoczył dłońmi jej kibić i powoli podniósł ją nieco, aby móc pocałować różowe sutki.

– Muszę się wykąpać – zaprotestowała łagodnie. Zaczął lizać językiem jej ciało.

– Jesteś słona – powiedział z cichym śmiechem. Nagle przestał się z nią drażnić i wstawił ją do balii. Ukląkł koło niej, wziął myjkę, namydlił ją i zaczął przecierać jej plecy i ramiona, używając drugiej dłoni, żeby ją opłukiwać. Potem zajął się jej ręką. Ściereczka przesunęła się po jedwabistej skórze. Opłukał jej rękę i ucałował każdy palec. W ten sam sposób została potraktowana druga ręka, ale tym razem powoli, znacząco ssał jej palce.

– Kiepska z ciebie służąca – powiedziała cicho. – Nie umyłeś mi ani szyi, ani uszu, Kieranie Devers. W odpowiedzi nachylił się i złożył pocałunek na jej karku, a następnie przemył go namydloną szmatką. – Zawsze miałaś bardzo wdzięczną i kuszącą szyję, madam – wymruczał. Trzymająca myjkę dłoń znikła pod wodą, wynurzyła się, wyżęła szmatkę, po czym delikatnie obmyła małe uszy. Po umyciu Kieran pocałował obie muszle uszne.

Znów namoczył i wycisnął myjkę. Namydlił ją obficie i przystąpił do mycia jej pełnych piersi, flanelową ściereczką drażniąc sutki, dopóki nie nabrzmiały i nie zaczęły sterczeć z gorącej wody.

– Wstań – powiedział napiętym głosem.

– Mogę skończyć się myć sama – zapewniła go. Serce waliło jej jak szalone. Jego wzrok był taki namiętny.

– Wstań! – powtórzył przez zaciśnięte zęby. Fortune wstała. W klęczącej pozycji wyglądał jak błagalnik u stóp bogini i tak właśnie się czuł. Obiecał jej wierność i był wierny. Nie przespał się z żadną kobietą, odkąd spał ze swoją żoną. Ze swoją piękną, uwodzicielską, słodką żoną. Kieran prawie się trząsł w oczekiwaniu.

Jego męskość była twarda z pożądania niczym skała. Ciekaw był, czy Fortune czuła to samo, więc uniósł wzrok.

Gdy ich spojrzenia się spotkały, Fortune poczuła, jak w jej lędźwiach rozpala się ogień, grożąc, że zginie uduszona w płomieniach. Czuła, jak jej sutki prężą się i drżą w oczekiwaniu. Nogi miała jak z waty, ale stała prosto, gdy ściereczką łagodnie obmywała jej brzuch i obie zgrabne nogi. Nie odrywała swoich błękitnozielonych oczu od ciemnozielonych oczu męża. Nawet gdyby zależało od tego jej życie, nie mogłaby odwrócić spojrzenia. Oczy Kierana obezwładniały ją głodnym pożądaniem, intensywnym pragnieniem, palącą żądzą.

Palcem rozchylił jej wewnętrzne wargi. Przez długą chwilę gorącym wzrokiem wpatrywał się w słodkie ciało. Potem zaczął myć ją ściereczką, prowokując i sprawiając, że zapragnęła go równie mocno, jak on jej. Kiedy pochylił się do przodu i zaczął ją lizać, jęknęła. W głębi swego jestestwa poczuła ogień.

– Kieranie! – na wpół wystękała jego imię, gdy pochwycił w dłonie jej pośladki i przyciągnął ją do siebie, aż znalazła się w najbardziej intymnym kontakcie z jego ustami.

Jej smak! Jej zapach! Szalał z pożądania. Ile to już miesięcy? Ile lat upłynęło od czasu, gdy po raz ostatni trzymał ją w ramionach i kochał się z nią namiętnie? Otarł się policzkiem o jej brzuch, wbijając palce w jej pośladki i z całych sił usiłując pohamować pożerającą go żądzę. Chciał, żeby i tej nocy, i podczas następnych, wszystko było doskonałe. Czekali tak długo, więc teraz, w ich własnym domu, posiądzie ją powoli, z miłością. Wstał.

Palce Fortune poczęły niezdarnie rozwiązywać koszulę męża. Ręce jej się trzęsły. Ściągnęła z niego koszulę i dotknęła wargami gorącej skóry. Poczuła chłód na mokrym ciele i uświadomiła sobie, że stoi w wannie. Schyliła się i zaczęła zasypywać pocałunkami jego tors i brzuch. Boleśnie pragnęła się z nim kochać. Ta wstępna gra miłosna była istną torturą. Zaczęła manipulować przy jego spodniach i Kieran roześmiał się, usiłując jej pomóc. Nagle zaklęła niecierpliwie.

– Nadal masz na nogach te przeklęte buty – powiedziała, prostując się i wbijając w niego wzrok. W odpowiedzi znów przyciągnął ją do siebie.

– Gorąca z ciebie dziewczyna – rzekł cicho, zagłębiając dwa palce w jej ciało. Fortune zadrżała z czystej rozkoszy.

– O, tak! – westchnęła. Palce poruszały się rozmyślnie i prowokująco w jej rozgorączkowanym ciele.

Fortune wiła się szaleńczo, żeby zbliżyć się do niego jeszcze bliżej. Wplątała palce w ciemne włosy męża i pociągnęła, aby zmusić go do opuszczenia głowy. Ich usta spotkały się w zgłodniałym pocałunku, języki splotły w szaleńczym pląsie. Zadygotała, gdy drażniące ją palce wywołały dreszcz rozkoszy.

– Tak, ty pazerna mała wiedźmo, to powinno cię zatrzymać na jedną czy parę chwil, ja zaś zdążę w tym czasie pozbyć się reszty ubrania. – Jego palce opuściły ciało Fortune. Patrząc jej prosto w oczy demonstracyjnie wziął je do ust, mrucząc z uznaniem:

– Wybornie smakujesz, moja kochana.

Przez długą chwilę nie mogła się poruszyć. Stała w balii pełnej ciepłej wody ciesząc się cudownym uczuciem czystej rozkoszy, którą w niej wzbudził. To było za długo. Ale jakiś głos wewnętrzny zapewniał ją, że już nigdy nie będzie tak długiej rozłąki.

Stojąc tyłem do niej, ściągnął resztę ubrania.

– A teraz, żono, twoja kolej, żeby mnie umyć – powiedział.

– Kieran, umieram z pragnienia – błagała go.

– Ja też – odpowiedział i odwrócił się. Westchnęła pożądliwie na widok jego męskości, nabrzmiałej z pożądania, sterczącej z kępy czarnych kędziorów.

– Musisz posiąść wielką sztukę kompromisu, Fortune – oświadczył, wchodząc do balii. Usiadł w wodzie i pociągnął ją w dół.