– Możemy wynająć wozy w miasteczku – rzeki Rory. – Nie byłem pewny, czy panienka zamierza zostać, czy też nie.

– Czy William Devers jest kiepskim wyborem? – bezceremonialnie spytała Fortune.

Rory zachichotał.

– Nie, milady. W okolicy uchodzi za świetną partię. Jest wysoki i przystojny, a w Lisnaskea znajduje się posiadłość, która pewnego dnia będzie należała do niego. Nie taka duża jak Maguire's Ford, ale całkiem przyzwoita. Sądzę, że w dniu, w którym wybierze sobie żonę i poślubi ją, wiele dziewcząt będzie rozczarowanych.

Fortune zamilkła. A więc William Devers podobał się paniom. Pewnie miał przewrócone w głowie. Podeszła do konia, który niecierpliwie grzebał nogą. Wzięła zwierzę za uzdę i zajrzała mu prosto w oczy, drugą ręką gładząc go po aksamitnych chrapach.

– No cóż, przyjacielu, jesteś bardzo urodziwy. Wierzę, że będzie nam ze sobą dobrze. Jesteś gotów do długiej drogi? Ja jestem, ale musisz się dobrze zachowywać, dopóki nie wyjedziemy na szeroką drogę za miastem. Tam już oboje możemy ścigać się z wiatrem!

Rory Maguire obserwował dziewczynę, łagodnie przemawiającą do konia. Gdy spojrzał na nią po raz pierwszy, ogarnęło go dziwne uczucie. Miał wrażenie, że ją zna, a przecież było to niemożliwe. Podoba! mu się jej sposób traktowania zwierzęcia. Splótł dłonie i pomógł jej dosiąść Pioruna. Dopiero gdy uniósł ją do góry, zorientował się, że koń nie ma damskiego siodła. Lecz dziewczyna dosiadła rumaka okrakiem, najwyraźniej przyzwyczajona do jeżdżenia w ten sposób. Odwiązał zwierzę od pala. Piorun zatańczył pod ciężarem na swoim grzbiecie. Szarpnął głową, żeby sprawdzić odwagę młodej amazonki, ale dziewczyna trzymała go mocno, z widoczną swobodą dzierżąc lejce i ściskając konia kolanami.

– Spokojnie, przyjacielu – uspokajała wierzchowca, strzygącego uszami i słuchającego miękkiego głosu, który, jeszcze chwilę wcześniej obcy, teraz stał się znajomy.

Rory Maguire uśmiechnął się i z zadowoleniem skinął głową. Dziewczyna była urodzoną amazonką. Odwrócił się i ujrzał pudła i skrzynie wyładowywane ze statku.

– Matko Najświętsza – mruknął pod nosem. – Nigdy jeszcze nie widziałem tyle dobytku.

Książę wybuchnął śmiechem. Zareagował dokładnie tak samo, gdy po raz pierwszy ujrzał cały bagaż Fortune.

– Kazałem kapitanowi posłać kogoś do miasta po wozy do transportu rzeczy mojej córki. Nie musimy czekać. Czy masz konie dla mnie i mojej żony?

– Tak, milordzie. Milady może pojechać na czarnej klaczy. To ta sama klacz, na której jechałaś do Maguire Ford poprzednim razem – przypomniał z uśmiechem Jasmine, która kiwnęła głową. – Dla ciebie zaś mam świetnego ogiera, milordzie. Jest świeżo ułożony. Nie potrafiłem się przemóc, żeby go wytrzebić, więc muszę go trzymać z dala od reszty stada. Pewnie sprzedamy go komuś potrzebującemu ogiera rozpłodowego. Dostaniemy za niego dobrą cenę, tak jak za inne nasze konie. Potomkowie Nocnego Wiatru i Nocnej Pieśni uważani są za bardzo cenne zwierzęta. Kto będzie jechał w powozie?

– Adali i Rohana – powiedziała Jasmine.

– A więc nadal są przy twoim boku, prawda? Co się stało z drugą dziewczyną, którą miałaś, milady?

– Toramalli jest już mężatką – odpowiedziała Jasmine. – Została wraz z mężem w Glenkirk w Szkocji, aby pilnować naszych trzech synów. Patrick ma teraz czternaście lat, a jego młodsi bracia trzynaście i dziesięć. Rozważaliśmy zabranie ze sobą Adama i Duncana, ale chłopcy woleli spędzić lato bez nas.

– Zamierzacie więc w niedługim czasie wracać do domu? – zapytał Rory.

– Owszem. Williama Deversa polecił nam zarówno mój kuzyn, który jest księdzem, jak i wielebny pan Steen. Jeśli spodobają się sobie z Fortune, wesele odbędzie się przed końcem lata, Rory. A wtedy moja córka, która urodziła się w Maguire's Ford, uczyni z Irlandii swój dom. Mam nadzieję, że taka będzie przyszłość Fortune, chciałabym bowiem, żeby była szczęśliwa i znalazła miejsce dla siebie.

– Typowe życzenie każdej matki – odpowiedział Rory.

Och, jakże była piękna, pomimo swoich lat. Omal nie westchnął głośno.

– Dzień dobry, panie Maguire – rozległ się głos, wyrywając Rory'ego z marzeń.

Zaskoczony podniósł wzrok i spojrzał prosto w twarz wiernego sługi Jasmine, Adalego. Z pewną irytacją pomyślał, że ten człowiek zupełnie się nie zmienił. Jasnobrązowa twarz nadal była gładka i delikatna, a ciemne oczy patrzyły przenikliwie.

– Nie sądziłem, że cię jeszcze kiedyś zobaczę, Adali – odpowiedział.

– A tymczasem pojawiłem się, niby zły szeląg – Adali się uśmiechnął, ukazując rząd równych, białych zębów. – Wszystko gotowe do podróży?

– Tak.

– Ruszajmy więc – rzekł służący. Odwrócił się. – Wsiadaj do powozu, Rohano. Za chwilę do ciebie dołączę. – I zwrócił do księcia: – Wozy po rzeczy milady przyjadą już niedługo, milordzie. Rohana zebrała wszystko, co może być potrzebne w podróży, do powozu. Wozy będą jechać wolniej niż my. Mogą się pojawić w Erne Rock najwcześniej dzień po naszym przybyciu. Panie na pewno będą chciały przez kilka dni odpocząć, zanim zaczną się udzielać towarzysko.

– Doskonale – odpowiedział książę, dosiadając młodego ogiera.

Pogodny dotąd dzień poszarzał; zaczął siąpić deszcz.

– Mokry dzień, tak jak mój pierwszy dzień w Irlandii – zauważyła Jasmine, uśmiechając się do Rory'ego Maguire'a. – Opowiedz mi, jak się miewa mój kuzyn.

– Czuje się dobrze i jest zadowolony, niczym myszka w zimowej norce – usłyszała w odpowiedzi. – Cullen Butler to dobry człowiek, chociaż jest księdzem. Nie osądza ludzi i nie jest ograniczony, tak jak wielu innych. Często powtarza, że Rzym nie byłby nim zachwycony, ale Rzym jest daleko.

– A protestanci, którym pozwoliliśmy się tu osiedlić wraz ze swoim pastorem?

– To porządni ludzie i ciężko pracują – odpowiedział Maguire. – Samuel Steen jest ulepiony z tej samej gliny, co twój kuzyn, milady. Jest rozsądny i nie kieruje się uprzedzeniami. Chociaż inni mają kłopoty, my nie mamy żadnych problemów, ale wiemy dobrze, czemu to zawdzięczamy.

– Prośmy Boga, Rory, żeby Maguire's Ford pozostało miejscem spokojnym i przyjaznym dla uczciwych ludzi – powiedziała Jasmine.

Po kilku godzinach podróży zatrzymali się w malej gospodzie.

– To miejsce wydaje mi się znajome – stwierdziła Jasmine – ale poprzednim razem nie było tu zajazdu, tylko dom, w którym mieszkała samotna kobieta i jej biedne dzieci, Rory. Co się z nią stało?

– Nie wiesz? Twój zmarły mąż, angielski markiz, przysłał mnie tutaj jakiś miesiąc po waszym przybyciu do Maguire's Ford. Kupił od pani Tully dom, po czym zatrudnił ją, żeby prowadziła w nim szynk.

Płacił jej za pracę w gospodzie, a poza tym mogła zatrzymać ziemię i ją uprawiać. Spójrz, pani, na nazwę zajazdu. Złoty Lew. Pani Tully powiedziała, że angielski dżentelmen przypominał jej właśnie lwa. To jedyne przyzwoite miejsce na postój w drodze do Maguire's Ford. Wielu Anglikom się to nie podoba, ale nic nie mogą zrobić, bo miejsce jest własnością najprawdziwszego angielskiego markiza i jego rodziny.

– Mój syn nigdy o tym nie wspomniał.

– Pewnie nic o tym nie wie. Administrowanie gospodą przypadło mnie. Markiz uważał, że będę lepiej zarządzał tym przedsięwzięciem z Maguire's Ford, niż zrobi to ktoś na odległość.

– Mój Boże, a ja przez tyle lat nic nie wiedziałam! Rowan miał takie dobre serce. Pamiętam tę nieszczęsną kobietę z dużym brzuchem i ten tłoczący się wokół niej drobiazg. Pamiętam tamtą biedę, brudne podłogi i dwie drewniane lawy. Powiedziałeś mi wtedy, że mąż zostawił tę kobietę i wyjechał z lordami, ona zaś nie chciała opuścić rodzinnej ziemi. Spójrz, jak tu wygląda dzisiaj – podsumowała Jasmine, gdy wjechali na dziedziniec przed gospodą.

Z trudem rozpoznawała dawny dom pośród budynków należących do zabudowań zajazdu.

Domy lśniły czystością, tonąc w różach i innych kwiatach. Znajdowała się tu stajnia co najmniej na dwadzieścia parę koni, w oknach głównego budynku wstawiono szyby, a z kilku kominów na dachu ulatywał dym. Czuła woń pieczonego mięsiwa i drobiu. Z izby biesiadnej dochodził zapach dobrego piwa. Ze stajni wybiegło paru młodzieńców, żeby wziąć konie.

– Pozwól, pani – rzekł Rory Maguire i pomógł Jasmine zsiąść z konia. – Musisz odnowić znajomość z panią Tully, która teraz umie już mówić po angielsku. Szybko zorientowała się, że to niezbędne, aby przetrwać.

Książę Glenkirk czul się lekko rozdrażniony swobodą, z jaką Irlandczyk odnosił się do jego żony. Potem zaczął sobie tłumaczyć, że, w przeciwieństwie do Adalego i Rohany, Maguire był znajomym Jasmine. Znalazł się w trudnym położeniu. Jako człowiek szlachetnie urodzony nie był właściwie służącym. Ale nie posiadał już swojej ziemi, tylko zarządza! nią w imieniu angielskiej właścicielki, którą była księżna Glenkirk. James Leslie postanowił sobie, że musi lepiej poznać tego mężczyznę. Sprawiał wrażenie porządnego człowieka i uczciwie zarządzał ziemią oraz ludźmi Jasmine.

Jasmine z trudem rozpoznała panią Tully, która teraz była pulchna i różowa na twarzy. Szynkarka powitała ją serdecznie, dygając i ponownie dziękując jej za dobroć Rowana Lindleya, jaką jej okazał wiele lat temu.

– Jak widzisz, pani, jego dobre serce ocaliło nas. Nie mam pojęcia, jak bym sobie inaczej poradziła – rzekła śpiewnym głosem.

W niewielkiej, ustronnej izbie zasiedli do posiłku, składającego się z pieczonej baraniny, cebuli, marchewki i ziemniaków. Była też tłusta kaczka, nadziewana chlebem i jabłkami, pieczony łosoś z koperkiem, świeży chleb, masło i ser, a także wino i piwo.

– Szkoda, że nie możemy tu zostać na noc – zauważył James Leslie, rozpinając kamizelkę i odsuwając cynowy talerz.

– Gdybyśmy tu zostali, dotarlibyśmy do Maguire's Ford dopiero jutro późnym popołudniem – odpowiedział Rory.

– Gdzie się zatrzymamy na noc, Maguire? – zapytał książę.

– W jedynym możliwym miejscu, w majątku sir Johna Appletona – padło w odpowiedzi.