- Pan mnie niepokoi... Ale załóżmy, że zgodzi się go sprzedać. Czy byłby pan w stanie zapłacić żądaną cenę?
- Proszę spać spokojnie! Dysponuję wystarczającymi środkami. A teraz muszę już pana opuścić. Bardzo dziękuję za posiłek.
- Kiedy pana znowu zobaczę?
- W razie potrzeby lub jeśli dowie się pan czegoś interesującego, proszę mnie odwiedzić w pałacu Rothschilda. Mam zamiar się tam pozostać jeszcze przez kilka dni.
Odprowadziwszy Aronowa do auta, Morosini zastanawiał się przez chwilę, co robić. Nie zamierzał wracać do hotelu. Nie chciało mu się spać.
Uniósłszy głowę, stwierdził, że niebo prawie całkiem się wypogodziło. Hotelowy odźwierny, widząc, że klient waha się, stojąc na schodach wejściowych, zaproponował pojazd.
- Nie, nie, dziękuję! Mam zamiar się przejść i zapalić cygaro. Proszę mi tylko przynieść z szatni pelerynę i kapelusz.
Już po chwili Aldo przemierzał Kaertnerstrasse wolnym krokiem spóźnionego bywalca, który postanowił zaczerpnąć świeżego, nocnego powietrza, aby rozwiać opary alkoholu zalegające w przyciężkiej głowie. Opustoszała o tej porze wielka, luksusowa arteria - dzwon katedry św. Szczepana wybił właśnie drugą - lśniła tysiącem świateł niczym wnętrze magicznej groty. Lecz skręciwszy w ciemną Himmelpfortgasse, książę odniósł wrażenie, że zagłębia się w szczelinę między dwiema skałami. Słabe światło latarni pozwalało co najwyżej nie zwichnąć sobie nogi na bruku, który musiał pamiętać czasy Marii Teresy. Światła w pałacu Adlerstein były pogaszone.
Owinąwszy się szczelniej peleryną, co uczyniło go prawie niewidocznym, Morosini ukrył się we wgłębieniu portalu i pogrążył w obserwacji niemego domu. I ślepego: zza zamkniętych żaluzji nie wydostawała się nawet najbledsza smuga światła.
Zastanawiał się, w jaki sposób rozwikłać sekret surowej fasady, która w nocy, z konwulsyjnymi kształtami atlantów podtrzymującymi balkon, wyglądała ponuro. Jednak po chwili miał już dość. Uznał, że stercząc tu po nocach, naraża się na śmieszność. Tajemnicza czy nie, dama w czarnych koronkach musiała spać o tej porze, podczas gdy on zaczai marznąć.
Należało bez zwłoki złożyć wizytę hrabinie von Adlerstein. Skoro nie było jej w Wiedniu, pojedzie do jej alpejskiego zamku, ot i wszystko!
Już miał opuścić kryjówkę, kiedy skrzypienie ciężkich drzwi zatrzymało go w miejscu: wielka brama pałacu otworzyła się, uwalniając dwa snopy świateł automobilu. Morosini ujrzał wielką limuzynę w ciemnym kolorze, z kierowcą w liberii i trójką pasażerów, których trudno było rozróżnić, lecz mógłby przysiąc, że dwoje z nich to nieznajoma i jej opiekun z teatru.
Z tyłu umocowano kufer i kilka bagaży. Aldo nie zdążył dostrzec nic więcej. Wielkie auto skręciło w lewo, w stronę pobliskiego Ringu i zniknęło, podczas gdy niewidzialne ręce pośpiesznie zamknęły bramę.
Nie było wątpliwości: nieznajoma opuściła Wiedeń i Morosini nie widział sposobu, by się dowiedzieć, przynajmniej na razie, dokąd się udała. Lecz fakt, że postanowiła podróżować nocą, oznaczał, iż nie zamierzała rozwiać otaczającej jej tajemnicy.
Niezadowolony, opuścił stanowisko obserwacyjne i wielkimi krokami udał się do hotelu.
Nie zdążył skręcić na rogu ulicy, kiedy jakiś człowiek w stroju wieczorowym, szczupły i nieco niższy od niego, wyłonił się z jakiegoś zakamarka, zatrzymał na środku uliczki, po czym, wzruszywszy ramionami, ruszył śladem księcia.
* * *
Następnego dnia rano, po skończonej toalecie, Aldo usiadł za biurkiem i postanowiwszy nie korzystać z hotelowego papieru listowego, na jednej ze swych wizytówek skreślił kilka uprzejmych słów do pani von Adlerstein, prosząc o spotkanie „w bardzo ważnej sprawie". Następnie zakleił kopertę, włożył prochowiec i rękawiczki (pogoda była niepewna, na przemian serwując szare chmury i silny wiatr), przywdział tweedowy kaszkiet i ruszył z powrotem na Himmelpfortgassse z mocnym postanowieniem, że nie opuści posterunku, dopóki nie otworzy się przed nim brama.
Kiedy w końcu to nastąpiło, książę stanął oko w oko z mężczyzną, którego spotkał już poprzedniego dnia. On również go rozpoznał, ale nie wyglądał na zadowolonego z tego powodu.
- Czy Ekscelencja raczył czegoś zapomnieć? - spytał, marszcząc brwi.
- A co takiego miałbym zapomnieć? - odparł Morosini z wyższością, albowiem nie lubił bezczelnych służących. -Nie przypominam sobie, żebym wchodził do tego domu.
- Źle się wyraziłem i proszę Waszą Ekscelencję o wybaczenie. Chciałem spytać: czy zapomniał mi pan o czymś powiedzieć?
- Nic podobnego. Zapowiedziałem tylko, że przygotuję wiadomość: oto ona.
- Pamiętam. Ale czy nie miał jej przynieść posłaniec z hotelu Sacher?
- Być może, lecz zdecydowałem, że przyniosę ją sam. Czy to stanowi jakąś różnicę dla pana? Proszę lepiej dopilnować, aby jak najszybciej dotarła do pani hrabiny von Adlerstein!
- Jak tylko pani hrabina wróci, przekażę jej to bezzwłocznie.
- Kiedy wraca? To bardzo pilna sprawa.
- Przykro mi, ale ta wiadomość będzie musiała na nią jeszcze zaczekać. - A czy nie mógłby pan wysłać jej tego listu?
- Jeśli Wasza Ekscelencja się śpieszy, najlepiej jest zostawić go tutaj: pani nie powinna długo zabawić...
Morosini widząc, że nadęty osobnik kpi z niego w żywe oczy, poczuł, jak wzbiera w nim wściekłość. Nie dość, że nie pozwolono mu wejść do środka, to jeszcze musiał znosić tę niedorzeczną rozmowę. Gwałtownym gestem wyrwał bilecik z rąk cerbera i włożył z powrotem do kieszeni.
- Dość tego! Pana dobra wola jest tak wzruszająca, że nie chciałbym jej nadużywać!
Zaskoczony gwałtownym gestem i ostrym tonem, lokaj cofnął się na tyle, że Morosini mógł rzucić okiem na dziedziniec w głębi. Stał tam mały, czerwony samochód z siedzeniami z czarnej skóry, który był podobny do auta VidalPellicorne'a. Chcąc przyjrzeć mu się z bliska, książę próbował ominąć strażnika, ale ten wcale nie dał za wygraną.
- Hola! Gdzie to panu tak spieszno?
- Czyj to samochód? Chyba nie hrabiny?
Nie mógł sobie wyobrazić starej damy w pojeździe, którego komfort był, powiedzmy szczerze, nie najwyższy.
- A dlaczegóżby nie? Proszę, niech pan odejdzie, bo będę musiał wezwać pomoc! Podczas nieobecności pani nie ma tu niczego do szukania!
Morosini, pomimo ogarniającej go złości, zauważył, że z mowy „odźwiernego" zniknęły wszelkie oznaki szacunku. Nie nalegał więc. Nierozsądne byłoby wywołanie skandalu przez taką błahostkę. Adalbert nie miał przecież wyłączności na małe, czerwone auta z czarnymi siedzeniami.
- Ma pan rację - westchnął. - Niech mi pan wybaczy, ale zdawało mi się, że widzę samochód przyjaciela...
Morosini przestał się upierać, dzięki czemu cerber z ulgą zamknął wreszcie bramę.
Książę był przekonany, że widział auto Adalberta. Tym bardziej, że fotograficzna pamięć podpowiedziała mu nagle pewien szczegół: dwie pierwsze cyfry numeru rejestracyjnego - pozostałe były schowane za wiadrem z wodą, którą służący mył pojazd - czwórka i jedynka. Numer Adala to 4173 F...
Wahając się między ochotą założenia obozowiska przed tajemniczym domem a potrzebą zjedzenia obiadu - rano Morosini wypił tylko filiżankę kawy - zastanawiał się, co wybrać. Zwyciężył głód i rozsądek. Książę miał zamiar wrócić tu później, ale w przebraniu.
Zresztą przyszła mu do głowy pewna myśl.
Udał się w kierunku Kaertnerstrasse, potem Planken-gasse i doszedł do Kohlmarkt, nie zauważywszy młodego, dobrze ubranego blondyna, który go obserwował. Nieznajomy złożył pośpiesznie „Wiener Tagblatt", którą pilnie studiował w pobliżu pałacu Adlerstein, i ruszył za księciem, trzymając się w przyzwoitej odległości.
W ten sposób obaj wkrótce dotarli do Demela, który był w Wiedniu uznaną instytucją jako ostatnia kawiarnia z czasów ancien regime* - zakład został założony w roku 1786 - i zarazem znana cukiernia. Demel, aż do upadku cesarstwa, był utytułowanym dostawcą dworu.
* Ancien régime (fr.) „stare rządy", „dawny ustrój" - synonim rządów przedrewolucyjnych, czyli monarchii absolutnej i czasów, gdy rządziła arystokracja, wykorzystująca swą uprzywilejowaną pozycję (przyp. red.).
Wejście, znajdujące się dwa kroki od Hofburgu, nie rzucało się w oczy. Dwuskrzydłowe drzwi i następne - szklane obrotowe - prowadziły do Dame Tartine, obszernej sali w kształcie litery L, w której stał gigantyczny, mahoniowy bufet, a na nim piętrzyły się słynne ciastka i zimne przekąski: gęsie wątróbki, volau-vent, wołowina w cieście, auszpiki i wszelkiej maści kanapki - pozwalające na zaspokojenie najtęższych apetytów. Drugie ramię „L" dzieliło się na dwie sale ze stolikami o marmurowych blatach. W jednej z nich można było palić. Stara marmurowa posadzka, zabytkowe lustra i kandelabry dopełniały miłego wystroju.
Morosini, dokonawszy wyboru przy bufecie (wziął porcję łososia w zielonym sosie, wołowinę w cieście i kilka ciastek), przekazał zamówienie jednej z kelnerek w biało-czarnym kostiumie, wybrał stolik w kącie sali dla palących i sięgnął po gazetę rozpiętą na wiklinowej ramie. Lecz nie oddał się lekturze, wolał chłonąć atmosferę tego przybytku, która zawsze wydawała mu się dość zabawna. Sala zaczęła zapełniać się stałymi bywalcami; pozdrawiając się, z upodobaniem używali oni niekończących się tytułów tak ulubionych przez Austriaków, dla których podstawą był zawsze Herr Doktor, nawet jeśli dany osobnik nie byl lekarzem, podobnie jak Herr Direktor czy Herr Profesor. Niektóre grzecznościowe określenia potrafiły być długie jak litania.
Siedzący Morosiniego blondyn zajął stolik naprzeciwko i w końcu książę nie mógł go nie zauważyć. Tym bardziej że młodzieniec przyglądał mu się tak natarczywie, że aż bezczelnie.
Zdenerwowany, ale nieszukający zwady z nieznajomym, którego fryzura przypominała zwariowaną strzechę, Morosini schował się za gazetą, czekając na zamówienie, które wkrótce pojawiło się na jego stole. Przystąpił więc do konsumpcji. Nieznajomy uczynił to samo, skupiając się na makaronikach z konfiturą, strudlu i bitej śmietanie, których zjadł niesłychaną ilość w iście olimpijskim tempie. Dzięki temu, kiedy Aldo zabierał się do wołowiny, tamten już wycierał usta po skończonym posiłku.
"Opal księżniczki Sissi" отзывы
Отзывы читателей о книге "Opal księżniczki Sissi". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Opal księżniczki Sissi" друзьям в соцсетях.