– Poprzestaniemy na zbadaniu krwi – Malcolm Sellers był rzeczowy – Gdyby się okazało, że jednak jest pani w ciąży, inwazja ginekologiczna mogłaby tylko zaszkodzić.

– Rozumiem. Ale czy to możliwe, żebym poroniła?

– Siedziała naprzeciw lekarza blada i niepewna. Przyjechała tutaj taksówką. Dzwoniła do Rica, ale nie udało jej się uchwycić go w pracy.

Doktor Sellers skinął głową.

– Owszem, to mogło być poronienie. Skoro mówi pani o nagłym bólu. No i ten ślad krwi. W dodatku przestała się pani czuć w ciąży.

– Hm. Właściwie straciłam pewność, czy i przedtem się w niej czułam – Pod powiekami zapiekły ją łzy i stoczyły się po policzkach. Z wdzięcznością przyjęła chusteczkę z otwartego pudełka, które podsunął Malcolm. – Czy to możliwe, żeby moja ciąża była urojona?

Lekarz pokręcił głową.

– Raczej nie. Testy, które pani u mnie wykonała, były dość jednoznaczne. Niech się pani uspokoi, Catherine, może jeszcze nie wszystko stracone. Wiele pani ostatnio przeszła, śmierć siostry, adopcję jej dziecka, zamążpójście, nagłą przeprowadzkę. Wszystko to miało prawo panią rozstroić. Ale też wszystko wróci do nor my. Na pewno.

Chciałaby mu wierzyć. Pokiwała głową i sięgnęła po jeszcze jedną chusteczkę.

– Zaraz poślę próbki krwi do laboratorium, a wyniki dostarczę do domu, dobrze – Sellers zaczął wkładać ampułki do kopert – Pani tymczasem jak najszybciej położy się do łóżka. Proszę zadbać o siebie, odpocząć. I czekać. Czy dzwoniła już pani do męża?

– Tak, ale nie mogłam go złapać. Jego sekretarka miała próbować dalej. Na razie bez skutku.

– Rozumiem. To może ja go złapię. Wie pani – Sellers poruszył brwiami – lekarze miewają lepsze chody u osobistych sekretarek szefów niż ich żony.

Catherine zaczęła się podnosić.

– Czy nie powinniśmy na wszelki wypadek zrobić prześwietlenia – zapytała.

– Nie sadzę. Nie przepiszę też pani na razie żadnego lekarstwa. W tym stadium najlepiej zdać się na siły natury.

Lekarz zlecił recepcjonistce przywołanie taksówki i pożegnał Catherine.

Kiedy przyjechała do domu, marzyła o tym, żeby nikogo nie spotkać na schodach. Pragnęła jak najszybciej znaleźć się u siebie w sypialni. Niestety w holu była akurat Jessica z roześmianą Lily na rękach.

– Pani Mancini, jak wcześnie – zdziwiła się piastunka – Ale to bardzo dobrze, bo właśnie chciałam z panią o czymś porozmawiać – Jessica zaczęła iść po schodach razem z Catherine.

– Może nie teraz – powiedziała głucho Catherine.

– Jestem zmęczona po pracy i w ogóle źle się czuję.

– 0 – Niańka zatrzymała się, przekładając sobie Lily na drugą rękę – Ale ja tylko…

– Co tylko? Co tylko – Catherine czuła, że jest nieuprzejma, ale nie umiała wykrzesać z siebie grzeczności. Naprawdę źle się czuła.

Jessica zagryzła dolną wargę.

– Nie, nic. To może poczekać. W takim razie przepraszam. Proszę sobie odpocząć, pani Mancini.

Catherine z ulgą zamknęła za sobą drzwi sypialni. Położyła się w wielkim łożu małżeńskim i przymknęła oczy. Może to maleństwo jeszcze we mnie jest, starała się zaczarować samą siebie. Niech będzie. Oby było.

Leżała cicho, bez ruchu. Przywoływała obrazy dobrych chwil spędzonych z Rikiem. Przecież nie brakowało takich chwil, momentów ukojenia, olśnienia i rozkoszy. Nakryła dłonią łono, jakby chroniąc to, co mogło skrywać. Zaczęła się osuwać w sen, w jakieś urywane wizje. Machinalnie naciągnęła na siebie rąbek narzuty.

W pewnej chwili wydało jej się, że słyszy kroki Rica na schodach. Uchyliła powieki. Nie, to nie był sen. Rico rzeczywiście nadchodził i to nie sam. Poruszyła się klamka u drzwi i na progu stanął jej mąż, a przed nim doktor Sellers.

Doktor zbliżył się do jej łóżka i przysiadł na brzegu.

– Tak mi przykro, Catherine – Wziął ją za rękę.

– Od poprzedniego badania u mnie spadł pani mocno poziom hormonów we krwi. Ale to się jeszcze ustabilizuje, wszystko będzie dobrze.

Poruszyła się, szukając spojrzenia męża. Niestety, Rico nie chciał na nią popatrzyć. Stał nieruchomy, daleki, spoglądając gdzieś za okno.

Sellers ścisnął jej bladą rękę.

– Według mojej oceny ta ciąża była rzeczywista, tyle, że nieprawidłowa. To się często zdarza. W takich przypadkach dochodzi do samorzutnego poronienia. Wam obojgu – spojrzał na Rika – nie powinno się to było przytrafić, bo jesteście młodzi, silni i zdrowi. No, ale się przytrafiło.

Nie powinno się było przytrafić.

Przymknęła oczy. Może nie powinno się było przy trafić nic, co dotyczy jej i Rica? Niepotrzebna, nieudana była zwłaszcza jej miłość do niego, uczucie bez wzajemności, tyle pogrzebanych nadziei, tyle na próżno wylanych łez.

– Nikt tu nie jest winien – kontynuował doktor Sellers, delikatnie potrząsając ręką Catherine, a potem kierując wzrok ku jej mężowi. – I na pewno nie ma powodu, aby się wzajemnie oskarżać. Zadziałał przypadek, jakiś rachunek prawdopodobieństwa.

Nie ma powodu, akurat, pomyślała. Oczywiście Rico będzie ją oskarżał, znajdzie wystarczające powody. Bo jakże śmiała zmarnować jego dziecko! Ona, jego nieudana niby-żona. Kontraktowa rodzicielka potomka.

Doktor Sellers podniósł się i zaczął żegnać. Po chwili wyszedł.

Jednak, o dziwo, Rico nie przystąpił do ataku. Nadal spoglądał w okno, stał daleki i raczej smutny niż wściekły.

– Rico – odezwała się niepewna i wyciągnęła rękę.

Nie odpowiedział na jej gest.

Wtem dał się słyszeć płacz Lily i zabrzmiał tak, jakby to płakało to coś między nimi, co na zawsze utracili.

Teraz Rico poruszył się i spojrzał na Catherine. Potem sięgnął do szafy po koc. Nakrył swoją żonę i ruszył do drzwi.

– Proszę cię, nie wychodź – Podniosła głowę znad poduszki.

– Lity płacze.

– Ale przecież Jessica może się nią zająć.

– Jessica poszła po zakupy.

– Aha. Trudno. Chciałam cię tylko prosić, żebyś my się nawzajem nie oskarżali. Słyszałeś, co powiedział doktor Sellers.

Nacisnął klamkę.

– Na razie odpoczywaj, Cathy – rzucił przez ramię.

– Rico!

Nim zdążył wyjść, usłyszeli oboje gong do drzwi na dole.

– W dodatku ktoś się dobija – zamruczał Rico.

– Muszę zejść.

– Dlaczego musisz? Ktoś z obsługi może otworzyć.

– Nikogo nie ma. Dałem wszystkim wychodne na cały weekend. Oprócz Jessiki.

Zniknął, a ona opadła z powrotem na poduszkę. Nasłuchiwała. Lily ucichła, za to na parterze wszczął się jakiś hałas. Wkrótce głosy zaczęły się przybliżać. Zadudniły kroki na schodach.

Usłyszała, jak Rico i Antonia spierają się ze sobą. Poruszyła się klamka w drzwiach. Rico wpuścił macochę.

– Ona twierdzi, że musi cię zobaczyć – powiedział.

– Tłumaczyłem jej, że źle się czujesz, ale – Rozłożył ręce.

– Przepraszam – Antonia zawahała się w progu.

– Myślałam, że tu chodzi O jakieś wymówki, ale widzę – Więc z tą ciążą to prawda? A ja sądziłam, że pobraliście się tylko fikcyjnie, na pokaz. Byłam w błędzie, moja wina – Spojrzała na Rica. Potem przeniosła wzrok na Catherine. Zbliżyła się i poklepała ją przyjaźnie po ramieniu – No, nie martw się skarbie. Na pewno urodzisz jeszcze niejedno dziecko. Jesteś młoda, silna. Ale nie zawracam ci już głowy, skoro źle się czujesz.

Odwróciła się, by wyjść, lecz Catherine przywołała ją z powrotem.

– Antonio, chciałaś mi coś powiedzieć. To lepiej powiedz to od razu.

– Nie chcę być natrętna…

Catherine uniosła się na poduszkach.

– Nie jest ze mną aż tak źle. W każdym razie nie fizycznie. To był przecież dopiero szósty tydzień, nie szósty miesiąc. Jeszcze nie umieram.

– Cóż – Antonia spojrzała na Rica. Podeszła do łóżka i przysiadła na jego brzegu – Nie wiem, czy cię to pocieszy, ale mnie też się zdarzyło w życiu stracić dziecko. Nawet niejedno.

Rico przeczesał palcami włosy.

– To może wy tu sobie pogadajcie, a ja zajrzę do Lily – Ruszył w stronę drzwi.

– Nie, zostań – poprosiła go macocha. – Bo właściwie i tobie miałabym coś do powiedzenia.

Rico przystanął niezdecydowany.

– Co do tych nienarodzonych dzieci – wzruszyła ramionami Antonia – może kiedy indziej o nich opowiem. Właściwie dobrze, że nie przyszły na świat, bo Marco i Rico by ich nie zaakceptowali. A ja was, chłopcy, starałam się kochać. Tak – Skinęła głową w stronę pasierba – Tak jak kochałam i nadal kocham waszego ojca.

Rico słuchał nieporuszony.

– Wiem, że zraniłam twoją matkę -podjęła Antonia – Żałuję tego, ale miłość nie wybiera. Zakochałam się w Carlosie, z wzajemnością, i stąd to wszystko.

– W nim czy w jego pieniądzach – spytał kąśliwie Rico.

– Owszem, pieniądze też lubię – przyznała się starsza pani. – Ale nigdy nie na pierwszym miejscu.

– Nie na pierwszym?

– Słowo daję, że nie. A przy okazji powiem, że myliłam się, pomawiając cię, Rico, O chęć zrujnowania ojca przez wykup akcji. Teraz wiem, że ratowałeś tylko przedsiębiorstwo.

Twarz Rica wykrzywił grymas.

– No dobrze. Ale czy właśnie z tymi rewelacjami wybrałaś się do nas dzisiaj?

– Czemu jesteś taki szorstki – wtrąciła się Catherine – Przepraszam cię w jego imieniu, Antonio.

– Nie przepraszaj jej za mnie – Rico oparł się plecami o ścianę i zaplótł ramiona. – Czuję, że ona jak zwykle coś knuje, i nie wierzę wiej dobre intencje. Jeśli chodzi o mnie, jestem na nią odporny, ale – spojrzał na macochę – gdybyś zamierzała zranić teraz moją żonę, to ci nie daruję. Wyrzucę z domu – Podniósł głos – I więcej zabronię dalszych kontaktów z Lily.

– Nie przyjechałam po to, żeby zrobić przykrość Catherine – Antonia wstała, lecz zaraz znowu usiadła. W jej oczach pokazały się łzy – A co do Lily to właśnie zleciłam adwokatowi, by wycofał z sądu rodzinnego żądanie rewizji adopcji. Po to przyjechałam, żeby wam to powiedzieć.

Catherine wymieniła z Rikiem szybkie spojrzenie.

Antonia mówiła zaś dalej, ocierając oczy chusteczką wydobytą z torebki: