– A więc jestem, by się wami zaopiekować. Będę waszą kwoką, a wy trzy moimi kurczaczkami. Zgoda? – spytała.

– Zgoda. Zawsze chciałam być kurczaczkiem. Patrick… Patrick mawiał, że jestem jego przebiegłym kurczaczkiem – powiedziała Kate uśmiechając się lekko.

– A na nas wołał sikoreczki – wtrąciła się Betsy, chichocząc. – Dello, wiesz, że są takie gumy do żucia?

– Nie! – odparła Della, udając przerażenie. Betsy i Ellie zaczęły kiwać potakująco główkami. – Skoro tatuś mówił, że jesteście jego sikoreczkami, musiał mieć na myśli, że jesteście słodkie i smaczne.

– Czy wszystko w porządku, Dello? – spytała Kate, nie odrywając oczu od drogi.

– Było bardzo smutno. Chłopcy płakali, ja płakałam. Teraz rozpoczynam nowe życie. Nie mogę sobie pozwolić na rozczulanie się nad sobą, podobnie jak ty, Kate. Ale, ale, zdaje się, że znalazłam mieszkanie. Wczoraj wieczorem zadzwoniłam do właściciela. Powiedział, że możemy przyjechać obejrzeć lokal dziś o czwartej. Jesteś pewna, Kate, że słusznie zrobisz, wyprowadzając się z bazy? Właściciel powiedział, że mieszkanie będzie wymagało nieco pracy. Jest zaraz obok college’u stanowego. Składa się z trzech sypialni – a właściwie dwóch i jednej dużej garderoby, która według właściciela z powodzeniem może pełnić rolę malutkiej sypialni. Mogę w niej spać, jeśli mieszkanie ci się spodoba i uznasz, że cię na nie stać.

– Nie mam wątpliwości, że powinnyśmy się wyprowadzić. Muszę znaleźć pracę, zacząć normalne życie. Nie mam co dłużej robić w bazie. Ile wynosi czynsz? – spytała niespokojnie Kate.

– Mówił, że czynsz jest do ustalenia, co według mnie oznacza, że to prawdziwa nora. Ale jakoś musimy wytrwać do powrotu kapitana Starra. Woda, mydło i trochę farby potrafią zdziałać cuda.

Kate otarła łzy, nabiegające jej do oczu.

– Nie mogę w to uwierzyć – szepnęła. – Mam ci wiele do powiedzenia, ale odłożę to na później. Nie chcę rozmawiać przy dziewczynkach, żeby ich niepotrzebnie nie niepokoić.

Della skinęła głową.

– Kupiłam dziś rano gazetę, bo pomyślałam, że nie wstąpisz do kiosku. Jak sądzisz, mogłabyś zostać recepcjonistką?

– Nie wiem. Nigdy nie pracowałam poza domem. Ale mogę się nauczyć – dodała Kate pewnym siebie tonem.

Dwadzieścia minut później, stosując się do wskazówek Delli, znalazły się przed zaniedbanym domem z tablicą: DO WYNAJĘCIA, umieszczoną na podwórku, które bardziej przypominało śmietnik. Kate skuliła się na ten widok.

– Zdaje się, że jesteśmy na miejscu.

Żadna z nich nie zrobiła najmniejszego ruchu, by wysiąść z samochodu. Nie wiadomo skąd pojawił się mężczyzna równie zaniedbany, jak obejście, i ruszył wolno w ich kierunku, podciągając po drodze spodnie.

– Dzień dobry paniom – powiedział, unosząc rękę do nie istniejącego kapelusza. – Zapraszam, w środku nie wygląda tak źle, jak na zewnątrz. Jeśli zdecydują się panie wynająć to lokum, wywiozę śmieci sprzed domu. – Znów podciągnął spodnie i poprawił cienką, flanelową koszulę, okrywającą kościste ramiona. Choć zachowywał się młodzieńczo, Kate zauważyła, że wcale nie jest taki młody; mógł mieć jakieś sześćdziesiąt lat. – Donald Abbott – przedstawił się, przytrzymując drzwi Delli. – Lubię kobiety przy kości – powiedział i zrobił oko do Kate.

– A ja nie lubię chudzielców. – Della obrzuciła go kwaśnym spojrzeniem.

– Wygląda pani na dobrą kucharkę. Kuchenka jest prawie nowa, piekarnik sprawny. Wszystko działa. Nawet prysznic.

– Co za ulga – odparła cierpko Kate. – Czy to bezpieczne okolice?

– Oczywiście – powiedział nieco urażonym tonem Abbott. – Mieszka tu wiele rodzin. Biednych rodzin. Pomagają sobie nawzajem. Jeśli gdzieś mieszkają biedni ludzie, to jeszcze wcale nie oznacza, że okolice są niebezpieczne. Panna Della mówiła mi przez telefon, że ma pani dwie małe córeczki. Gdyby nie było tu bezpiecznie, nie podałbym jej adresu. – Znów podciągnął spodnie, idąc za Kate do drzwi domu.

Piętnaście minut później Kate powiedziała z bijącym sercem:

– Jeśli pan tu posprząta i jeśli zgodzimy się co do czynszu, jestem gotowa wynająć to mieszkanie. Sto dziesięć dolarów – dodała twardo.

– Sto pięćdziesiąt dolarów, a pozwolę paniom korzystać z pralni w piwnicy. Pralka i wyżymaczka są sprawne. W pobliżu nie ma punktów pralniczych. Będę pokrywał rachunki za wodę.

Kate rozważyła słowa Abbotta. Dwa prysznice dziennie dla niej i Delli, codzienna kąpiel w wannie dla dziewczynek i woda do prania…

– Sto dwadzieścia pięć z pralnią i bez opłaty za wodę. To wszystko, co mogę zapłacić, więc to moje ostatnie słowo. Aha, pokoje wymagają odnowienia. Jeśli da nam pan farbę, same je pomalujemy. Decyzja należy do pana, panie Abbott.

Kate uważała, że mieszkanie jest okropne. Nie była wcale przekonana, czy malowanie i firanki coś pomogą. Może znajdzie gdzieś tę biało – zieloną tapetę i odnowi starą kuchnię.

– Nowe linoleum do kuchni – wymknęło jej się. Boże, naprawdę rozważała możliwość wprowadzenia się tutaj!

– Twarda z pani przeciwniczka – powiedział Abbott, wyciągając rękę. – Proszę się uważać za moją nową lokatorkę. Czynsz należy się pierwszego dnia miesiąca. Zazwyczaj proszę o zabezpieczenie w wysokości miesięcznego komornego, ale odnoszę wrażenie, że znalazła się pani w trudnym położeniu. Może mi pani spłacać zabezpieczenie po dziesięć dolarów miesięcznie.

Dzięki ci, Boże.

– Zgoda, panie Abbott. Wprowadzimy się pierwszego lutego. Czy chce pan depozyt, czy też wystarczy moje słowo?

– Zadowolę się pięcioma dolarami. Dobrze by było, gdybym wiedział, jak się pani nazywa. I pani śliczna towarzyszka – powiedział Abbott, uśmiechając się do Delli.

– Jestem Kate Starr, a to Della Rafaella. Dziewczynki mają na imię Betsy i Ellie.

– A czy jest również pan Starr?

– To nie pana interes – odparła oschle Della.

– Owszem, jest również pan Starr, ale…

– Wyskoczył z samolotu i się zgubił – wtrąciła się Ellie.

– Rozumiem – rzekł Abbott. – Proszę posłuchać, nie musi mi pani teraz dawać depozytu. Wystarczy, jeśli zapłaci mi pani pierwszego lutego, kiedy się pani wprowadzi. Mój chłopak zginął w Korei. – Zgarbił się i oddalił, szurając nogami.

– Wszystko będzie dobrze – uspokajała je Kate w samochodzie w drodze powrotnej do bazy. – Zrobimy z tego mieszkania cacuszko, poczekajcie, to się przekonacie.

Della przeżegnała się.

– Mówią, że Bóg czuwa nad głupcami. Nie mam żadnych złych przeczuć, Kate. Może uda mi się znaleźć pracę przy pilnowaniu dzieci. Pomogę ci finansowo, a Ellie będzie się miała z kim bawić.

– Dello, w tym tygodniu podjęłam kilka decyzji. Muszę mieć… nie wiem, jak to nazwać, może terminarz. Nie jestem pewna, czy to odpowiednie słowo. Jestem szczerze przekonana, że Patrick wróci. Nie wiem kiedy. Do jego powrotu będę się starała dać sobie jakoś radę sama. Zamierzam zrobić dla Patricka wszystko, co w mojej mocy, nawet jeśli miałoby to polegać na codziennym pisaniu listów i gromadzeniu ich w jakimś nie znanym mi teraz miejscu. Muszę zachować Patricka żywego dla dziewczynek. Bo on żyje, Dello, wiem o tym. Na razie muszę mieć cierpliwość, bo nie mam innego wyjścia, a kiedy moja cierpliwość się wyczerpie, zrobię… to, co będę uważała za właściwe. Jak myślisz? – spytała wstrzymując oddech.

– Czy naprawdę przeprowadzimy się do tej nory? – spytała Betsy z tylnego siedzenia.

Kate serce podeszło do gardła.

– Tylko ci się wydaje, że to nora. Zobaczysz, ile będziemy miały radości urządzając to mieszkanie. Możecie wybrać kolor farby do waszego pokoju i pomóc go malować. Kiedy wszystko skończymy, zrobimy zdjęcia i wyślemy je tatusiowi. Będzie z was bardzo dumny.

– Różowy i czerwony – odezwała się Ellie.

– Jeśli pomalujesz ściany na różowo i czerwono, pokój będzie wyglądał jak piec i spocisz się w nim – odparła Betsy. – Uważam, że należy go pomalować na żółto, wtedy nawet podczas chłodnych, deszczowych dni będzie w nim słonecznie. Pani w szkole powiedziała, że żółty to słoneczny kolor. Prawda, mamusiu?

– Tak, żółty to słoneczny kolor, ale różowy i czerwony dają poczucie przytulności. Może pomalujemy ściany na różne kolory albo uszyjemy nowe narzuty na łóżka. Musimy to wszystko przemyśleć i rozplanować.

– Dobrze – zgodziła się Ellie.

– Co będzie na obiad?

Kate czuła, jak dziewczynka świdruje ją oczami na wylot. Już miała powiedzieć, że makaron z serem, ale w ostatniej chwili zadecydowała inaczej.

– Hamburgery z frytkami – zakomunikowała.

– Hura! – zapiszczała Betsy.

– Hura! – zawtórowała jej siostra. Och, Patricku, gdzie jesteś?


* * *

Betsy zacisnęła powieki. Już dawno powinna spać. Otworzyła oczy słysząc, jak jej siostra przewraca się na drugi bok.

– Ellie – szepnęła. – Śpisz?

– Obudziłaś mnie – odezwała się Ellie płaczliwym tonem. Palec natychmiast powędrował jej do buzi. – Teraz się boję. Mogę zapalić nocną lampkę, Betsy? I pozwolisz mi przyjść do ciebie?

Betsy nie znosiła lampki nocnej, abażur rzucał na ściany wzbudzające grozę cienie.

– Dobrze, ale musisz zachowywać się bardzo cicho. Mamusia się gniewa, kiedy sypiasz ze mną. I nie zrób siku do łóżka – syknęła.

– Obiecuję – powiedziała Ellie i położyła się na wąskim łóżeczku obok swej siostry. – Znam sekret – szepnęła.

Betsy zaczęła się wiercić na swojej połowie łóżka, by zdobyć dla siebie więcej miejsca.

– Phi! Ja znam wiele sekretów.

– Ale mój dotyczy mamusi. Czy twoje też dotyczą mamy? – spytała Ellie sennym głosem.

Serce Betsy zabiło mocniej. Przekręciła się na bok.

– Jeśli zdradzisz mi swoją tajemnicę, pozwolę tatusiowi uściskać cię pierwszą, kiedy wróci do domu. Obiecuję. Narysuję nawet wielki, czerwony krzyżyk w twoim notesiku, żebyś nie zapomniała. Podziel się ze mną swoją tajemnicą – poprosiła głosem drżącym z niepokoju.

– Słyszałam, jak mamusia powiedziała dzisiaj brzydki wyraz. Ty byłaś w szkole. Powiem o tym tatusiowi, jak już się znajdzie.