Kate zobaczyła wszystko jak na zwolnionym filmie. Patrick wykrzywił twarz, uniósł rękę, Jake o wiernych ślepiach próbował polizać zamierzającą się na niego dłoń. Della gwałtownie doskoczyła i dosłownie ściągnęła Patricka z krzesła na podłogę, a teraz stała nad nim, oddychając z trudem. Jake myślał, że to zabawa, i próbował polizać Patricka po twarzy. Patrick przewrócił się na kamiennej podłodze i walnął w nią zaciśniętą pięścią.

– Myślałam, że kochasz Jake’a? Nakarmiłeś go, wykąpałeś, wybrałeś dla niego imię -powiedziała Kate zachrypniętym głosem. – Ufa ci, a ty chciałeś go uderzyć. Gdybyś to zrobił, pies mógłby się zwrócić przeciwko tobie i cię zaatakować, i byłaby to wyłącznie twoja wina. Co się stało, Patricku?

– Chyba zabiorę Jake’a na długi spacer – włączyła się Dełla. – Nie zawracajcie sobie głowy brudnymi naczyniami, posprzątam później, kiedy upiekę ciasteczka, które obiecałam… Harry’emu.

– Chyba cię rozumiem, Patricku – powiedziała Kate, odgarniając mu włosy z czoła. Przemawiała niskim, kojącym, niemal śpiewnym głosem. – Czujesz zamęt w głowie. Traktowano cię, jak psa. Nakarmiłeś Jake’a, a on wciąż dopominał się o więcej, wyobrażam sobie, że mniej więcej tak, jak ty musiałeś żebrać o jedzenie. Odbyłeś długą drogę, Patricku. Te napady… czymkolwiek są, będą coraz rzadsze. Już po wszystkim, Jake’owi nic się nie stało. Myślał, że to zabawa.

Patrick usiadł i objął się rękami za kolana.

– Mogłem mu zrobić krzywdę, zrazić go do siebie. Kiedy… kiedy wspomniałem… wspomniałem coś o wykąpaniu Jake’a, Della powiedziała, że może powinniśmy go polać wodą z węża, ale potem stwierdziła, że jest za zimno i jeszcze by się przeziębił. Tamto… tamto jedno słowo, wąż, wszystko zapoczątkowało. Kiedyś Wietnamczycy oblali mnie wodą z węża. Któż by, u diabła, pomyślał, że wiedzą, co to takiego wąż? To był jeden z owych węży strażackich, z których woda wypływa z prędkością czterdziestu metrów na sekundę. Strumień wody odrzucił mnie na ścianę, a potem na bronę z zaostrzonego bambusa. Stąd mam te wszystkie szramy na plecach. Myślałem, że się uduszę. A oni zaśmiewali się, szturchając mnie kijami, by mnie zmusić do wejścia z powrotem pod strumień wody, kiedy próbowałem się odczołgać na bok. To była moja jedyna kąpiel tam. Zresztą bez mydła. – Skrzywił się.

– Wstań, Patricku, w tym domu nie siedzi się na podłodze. Już po wszystkim, już jest dobrze.

– Mylisz się, Kate, już nigdy nie będzie dobrze. Nigdy nie odzyskam tamtych lat. Nigdy nie będę w stanie ich zapomnieć. Nie wolno mi o tym rozmawiać z nikim poza tobą i dziewczętami. Jak mam się z tym uporać, skoro nie mogę niczego wyjawić? Powiedziałaś, żebym na początek spisał wszystko w tym głupim dzienniku. Zgodziłem się, bo twierdziłaś, że mi to pomoże. Wiesz, co ci powiem? Myliłaś się, teraz jest jeszcze gorzej, niż zaraz po moim powrocie do domu. Minął prawie rok – cały cholerny rok – a byłem gotów zabić to biedne psisko – powiedział Patrick zrozpaczonym głosem.

– Ale tego nie zrobiłeś, i to jest najważniejsze. Już nigdy nie zrobisz Jake’owi krzywdy. Po tym, co zaszło dzisiaj, będziesz nad sobą panował – oświadczyła spokojnie Kate.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że minął prawie rok, a nikt się z nami nie skontaktował? Nikt nie zadzwonił, by spytać, jak się czuję. Nikt się mną nie interesuje. Z chwilą, gdy podpisałem ten dokument, stałem się nikim. Patrick Starr przestał istnieć. Mam już serdecznie dosyć tej uczciwości. Uczciwość powinna obowiązywać obie strony. Przez cały ubiegły rok podtrzymywałaś mnie na duchu, kiedy działo się ze mną źle. Byłaś zawsze przy mnie. Nigdy się nie wściekałaś, nigdy ze mną nie walczyłaś, nawet wtedy, gdy zachowywałem się okropnie. A przecież nawet mnie nie kochasz – powiedział nie kryjąc zdumienia. – Ale zawsze wiedziałem, kiedy jesteś wkurzona. Wołałaś wtedy na mnie Harry.

Kate roześmiała się.

– Chyba masz rację. Wiesz co? Widzę, że dużo rozmyślasz. Może podzieliłbyś się swymi refleksjami ze mną.

– Cóż – odparł Patrick, zastanowiwszy się. – Chyba poczekam do tego przyjęcia, które planujesz zorganizować razem z dziewczętami dla uczczenia pierwszej rocznicy mojego powrotu. Słyszałem, jak rozmawiałyście – przyznał się zawstydzony. – Dzięki temu aparatowi słuchowemu słyszę nawet spadającą szpilkę. – Roześmiał się na widok miny Kate. Był to przyjemny, pogodny śmiech męża, wywołany zakłopotaną miną żony.

– A co zrobisz potem? – spytała z niepokojem Kate.

– Potem chyba wrócę do domu i rozpocznę nowe życie. Może uda mi się kupić w Westfield dom, należący kiedyś do mojego ojca. Wydaje mi się, że jak się ma dość pieniędzy, można kupić prawie wszystko.

– Nie zawsze. A jeszcze później?

– Może zapiszę się na kurs latania. Może nawet dostanę pracę na lotnisku w Linden. Mogę też spróbować w Newark. Jedyna rzecz, na której się znam, to samoloty. Będę miał Jake’a. Kupię sobie rower i przejadę się obok twojego dawnego domu. Jeśli zostanie mi jeszcze trochę pieniędzy, mogę kupić i ten dom. Będę wtedy mógł przyjeżdżać tam razem z Jake’em, siadać pod drzwiami i wyobrażać sobie, że za chwilę wyjdziesz i nas przegonisz.

Kate tak mocno zagryzła dolną wargę, że poczuła krew. Chciało jej się płakać.

– To było jedno z twoich marzeń. Nie rozumiem ciebie. Powiedziałeś, że nie byłeś we mnie zakochany. Dlaczego więc chciałbyś siedzieć przed moim domem?

– To jedno z najprzyjemniejszych wspomnień. Wtedy wszystko wydawało się takie proste. Byliśmy niewinnymi dzieciakami. Nie sądzę, by kiedykolwiek działo nam się lepiej. Jeśli podarujesz mi tę starą książkę kucharską Betty Crocker, tę z kieszenią za okładką, wtedy już niczego mi nie będzie brak.

Rozpłakała się, całym jej ciałem wstrząsało głośne, urywane łkanie. Patrick otoczył ją ramieniem, jednocześnie włączając magnetowid.

– Myślę, że będzie ci mnie brak, Kate. Kogo będzie ci brak, mnie czy Harry’ego?

– Zamknij się, Patricku. Zamknij się, słyszysz mnie?

– Dzięki temu aparatowi słuchowemu…

– Wynoś się do diabła! – krzyknęła Kate, wyswobadzając się z jego objęć. Ruszyła korytarzem do swojej sypialni. Trzasnęła drzwiami i zamknęła je na klucz. Rycząc jak bóbr, rzuciła się na łóżko. Kiedy zabrakło jej łez, przekręciła się na bok i sięgnęła po aparat telefoniczny. Nie przejmując się, czy ktoś słyszy, nie przejmując się niczym, wykręciła numer telefonu Gusa w redakcji „New York Timesa”.

– Cześć – powiedziała. – Dzwonię z domu. – Wyraz „dom” nada odpowiedni ton ich rozmowie. – Jak tam twoja nagroda Pulitzera? – Był to stały przedmiot ich żartów. Zmusiła się do chichotu.

– Jak Harry? – spytał Gus.

– Harry miał dzisiaj zły dzień, ale zarazem dobry. Pojechał i kupił sobie psa. Woła na niego Jake. W lutym Ellie bierze ślub. Ponieważ jest romantyczką, zapragnęła się pobrać w dzień św. Walentego. Betsy tak świetnie daje sobie radę z prowadzeniem firmy, że przestałam zawracać jej głowę telefonami. Myślę o zajęciu się ceramiką.

– Boże! – wykrzyknął Gus.

– Może będę tkała kilimy.

– Boże – powtórzył Gus. – Mówisz trochę przez nos, czyżbyś była przeziębiona?

– Chyba tak – skłamała Kate. – Zastanawiam się nad kupnem samolotu.

– Zamierzasz nim latać czy tylko mu się przyglądać? – spytał Gus.

– Będę mu się przyglądać. Cierpię na lęk wysokości.

– Ja też. Chciałem powiedzieć, że też cierpię na lęk wysokości. Mamy wiele wspólnych cech, nie sądzisz?

– Zawsze tak uważałam. Minął prawie rok, odkąd… odkąd wrócił Harry. Dziewczęta planują zorganizowanie przyjęcia okolicznościowego. Z serpentynami, balonikami i tak dalej.

– Zapowiada się niezła zabawa.

– Zależy od punktu widzenia.

– Kate…

– No cóż, myślę, że zabrałam ci dość czasu. Myślałam o tobie przez cały dzień, a wtedy zawsze muszę się upewnić, że moi przyjaciele dobrze się mają. Wracaj do pisania artykułu, godnego nagrody Pulitzera.

– Kate…

– Do widzenia, Gus. Wkrótce znów zadzwonię.

Kate zaczekała, aż się rozłączył, ale nie odłożyła słuchawki. Odchrząknęła.

– Kimkolwiek jesteś, ty skurwielu, mam nadzieję, że pójdziesz prosto do piekła. – Wsunęła palce do ust i zagwizdała tak, jak ją nauczył Patrick, kiedy byli dziećmi. – Mam nadzieję, że popękały ci bębenki! – wrzasnęła, nim rzuciła słuchawkę z powrotem na widełki. Bywały chwile, jak teraz, kiedy zastanawiała się, czy nie zwariowała. Patrick zapewniał ją, że nie, że naprawdę gdzieś tam siedział jakiś mężczyzna bez twarzy i podsłuchiwał każdą ich rozmowę telefoniczną. Wierzył w to, więc ona też.

Kate rzuciła w kąt spódnicę od kostiumu i purpurową bluzkę i wciągnęła spodnie oraz pulower. Może uda jej się wykraść parę ciasteczek, jeśli Della nie zrezygnowała z pieczenia. Ubóstwiała jej wypieki.

Patrick puścił sobie na wideo „Szeregowca Beniamina”. Oglądał film, bawiąc się uszami Jake’a, i co chwila wybuchał śmiechem. Od razu zauważyła, że Della właśnie przekłada ciasteczka z blachy na talerz. Złapała jedno, ale natychmiast puściła czując, jak parzy w rękę.

– Dobrze ci tak – zauważyła Della. – Włóż naczynia do zmywarki.

– Co przyrządzimy na przyjęcie Patricka? – spytała Kate.

– Raczej bankiet. Twoje córki przygotowały spis na dwie strony. Jeśli się bliżej przyjrzeć, widać, że najważniejsze będą desery. Tort czekoladowy, lody ananasowe własnej roboty, ambrozja, cobbler wiśniowy. Cocktail z krewetek, homar, pieczony kapłon, żeberka, kandyzowane bataty, fasolka szparagowa, migdały, sałata zielona, bułeczki własnej roboty, obok kukurydzy jest znak zapytania. Nie mam pojęcia, co oznacza. Betsy chce marynowane buraczki i jajka z wielką ilością cebuli. Napisała, by użyć octu aromatyzowanego. A co ty byś sobie życzyła?

– Włoskiego hot-doga. Sałatkę z kapusty i kawałek tego tortu czekoladowego. A ty?

– Przyjemnie będzie zjeść taco.

– Jak myślisz, ile czasu zajmie nam przyszykowanie tego wszystkiego? – spytała zaciekawiona Kate.