– Maggie – wyszeptała. – Maggie?

Już miała zacząć krzyczeć, gdy dobiegły ją jakieś przytłumione odgłosy, dochodzące z dołu. Nastawiła uszu – usłyszała tubalny, męski głos, a zaraz potem śmiech dziecka.

Maggie!

Odetchnęła z ulgą. Wypadła na korytarz i skierowała się na schody. Nogi jej drżały i wciąż szumiało w głowie, ale zignorowała to. Zbiegła po schodach i wpadła do kuchni. Omiotła wzrokiem pomieszczenie. Jej córka siedziała przy stole i jadła trójkątną grzankę z dżemem.

– Maggie!

Mała podniosła oczy i uśmiechnęła się zachwycona.

– Mamusiu, obudziłaś się! Chciałam cię zobaczyć wczoraj wieczorem, ale wujek Jeff powiedział, że potrzebny ci jest sen, dlatego byłam bardzo cicho, jak przyszłam ci powiedzieć dobranoc.

Mówiąc te słowa, Maggie ześlizgnęła się z krzesła i podbiegła do matki. Ashley zauważyła, że mała ubrana jest niedbale w podkoszulek i dżinsy, ma umorusany dżemem policzek i krzywo podpięte włosy. Jej serce wypełniło się miłością – objęła małą i przytuliła ją mocno.

– Kocham cię, córeczko – szepnęła, wdychając znajomy zapach dziecka.

– Ja ciebie też, mamusiu – odszepnęła Maggie w odpowiedzi.

Nie wypuszczając jej z objęć, Ashley spojrzała na mężczyznę siedzącego przy stole. Miał na sobie eleganckie spodnie od garnituru oraz śnieżnobiałą koszulę. Przeszywał ją wzrokiem, jakby wyczuł panikę, która ogarnęła ją przed chwilą. To było oczywiście niedorzeczne. Skąd mógł wiedzieć, że tak się przeraziła, kiedy się obudziła i nie zastała Maggie w pokoju?

– Brendę zatrzymały jakieś ważne sprawy rodzinne – oznajmił Jeff. – Musimy sobie radzić bez niej. – Skinął głową na małą. – Maggie wybrała sobie sama ubranie i sama się ubrała. A ja ją uczesałem. – Uśmiechnął się z politowaniem. – Z pewnością od razu to zaważyłaś.

Jego uśmiech wywołał u niej dziwny skurcz w żołądku. A może odezwał się po prostu głód? Ashley puściła małą i przyjrzała się jej ubraniu i włosom.

– Uważam, że wyglądasz znakomicie – stwierdziła.

Maggie rozpromieniła się.

– Byłam wyjątkowo grzeczna dla wujka Jeffa. Zjadłam wszystkie chrupki i zaraz dokończę grzankę i mleko.

Ashley spojrzała na gospodarza.

– Wujek Jeff?

Wzruszył ramionami.

– Pan Ritter brzmi zbyt formalnie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.

– Nie, w porządku.

Mimo wszystko to trochę dziwaczne. Trudno jej było wyobrazić sobie Jeffa Rittera jako wujka, ale rzeczywiście doskonale sobie radził z Maggie.

Jeff wstał zza stołu i odsunął krzesło.

– Na pewno umierasz z głodu. Pozwól, że ci coś przygotuję.

Ashley uprzytomniła sobie raptem, że wyskoczyła z łóżka i od razu zbiegła na dół, że od dwóch dni nie brała prysznica i nie myła zębów, a jej włosy wyglądały prawdopodobnie jak ptasie gniazdo.

– Mhm… Chyba najpierw wezmę prysznic – powiedziała i skierowała się do drzwi. Zerknęła na zegar wiszący na ścianie. – Daj mi dziesięć minut.

Ponieważ czuła się osłabiona chorobą, nie była w stanie uwinąć się tak szybko, jak zwykle, dlatego minęło prawie dwadzieścia minut, zanim zjawiła się znowu na dole. Gdy zajrzała do lustra, stwierdziła, że nie wygląda aż tak koszmarnie, ale na pewno nie miałaby szansy wygrać w konkursie piękności. Najważniejsze, że się wykąpała i umyła włosy, które były wciąż lekko wilgotne. Miała nadal bladą i zbyt wychudzoną twarz. Od kilku dni, odkąd dopadła ją grypa, prawie nic nie jadła. Straciła przez to kilka kilogramów, na co nie bardzo mogła sobie pozwolić. Dżinsy wisiały na niej jak na patyku.

Weszła do kuchni, gdzie zastała Maggie tańczącą radośnie w kółko.

– Dzwoniła Brenda – powiedziała śpiewnym głosem córeczka. – Zaraz przyjedzie i zawiezie mnie do przedszkola. I…

– zawiesiła teatralnie głos, po czym oznajmiła uroczyście: – weźmie ze sobą jednego ze swoich psów. Małego pieska, tego, który nazywa się Bułeczka. Będę go mogła trzymać na kolanach! Wyobrażasz to sobie, mamusiu?

Maggie podbiegła do matki i rzuciła się jej w ramiona. Ashley porwała ją z ziemi, ale dwa dni spędzone w łóżku oraz ogólne osłabienie grypą spowodowało, że opadła z sił. Zachwiała się i o mały włos nie przewróciła.

Kątem oka dostrzegła jakiś cień. Silne ramię błyskawicznie objęło ją w talii, przytrzymując mocno, żeby nie upadła. Bezwiednie wsparła się o Jeffa. Poczuła ciepło jego ciała, fantastyczne muskuły. Jeff zaprowadził ją do stołu i posadził na krześle, po czym wrócił na swoje miejsce. To wszystko stało się tak szybko, że Ashley nie była pewna, czy jej się przypadkiem nie przywidziało.

Lewy bok, którym przytulona była do Jeffa, płonął. Miała wrażenie, że wciąż czuje ramię oplatające jej talię. Zadrżała lekko. Nie dlatego, że zrobiło jej się zimno, ale… Ashley zmarszczyła brwi. Tak naprawdę sama nie bardzo wiedziała, dlaczego. Czyżby obudził się w niej niepokój? Nagle bowiem uświadomiła sobie, że mężczyzna siedzący naprzeciwko niej wcale nie jest zimnym, tajemniczym nieznajomym, jak jej się zdawało jeszcze wczorajszego ranka.

Maggie wdrapała jej się na kolana.

– Myślisz, że Bułeczka mnie polubi?

– Nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej – odparła Ashley. – Jesteś czarującą, małą dziewczynką.

Mała aż się rozpromieniła ze szczęścia. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo raptem trzasnęły drzwi wejściowe.

– To ja – zawołała Brenda. – Uwaga, Jeff. Mam ze sobą psa.

Jej zapowiedź była zupełnie niepotrzebna. Kudłata kuleczka wychynęła zza rogu i wpadła do kuchni. Stworzenie ważyło jakieś trzy, góra cztery kilogramy, miało łaciatą sierść i duże, brązowe oczy. Na widok pieska Maggie zeskoczyła Ashley z kolan i uklękła na podłodze. Psiak podbiegł jak strzała do małej i zaczął obwąchiwać wyciągniętą do niego rączkę. Polizał paluszki i skoczył na Maggie, skamlając, liżąc i merdając ogonkiem z zachwytu.

– Bułeczka uwielbia dzieci – powiedziała Brenda, wchodząc do kuchni. – Ale pewnie sami już to zauważyliście. – Spojrzała na Ashley. – Wyglądasz dużo lepiej.

– Bo i lepiej się czuję. Dziękuję – Ashley uśmiechnęła się, nieco speszona.

Wczoraj rano widziała Brendę po raz pierwszy. Kobieta była długoletnią pracownicą firmy ochroniarskiej Ritter/Rankin. Co mogła sobie pomyśleć o Jeffie, który zaprosił zatrudnioną u niego sprzątaczkę do domu, pielęgnuje ją w chorobie i zajmuje się jej córką? Ashley miała wrażenie, że powinna wytłumaczyć jak do tego wszystkiego doszło, ale nie bardzo wiedziała, jak to ująć w słowa. Milczała więc, pochyliwszy głowę.

Brenda podała Jeffowi teczkę.

– Muszę zawieźć małą do przedszkola – oznajmiła. – Zobaczymy się w biurze.

– Dzięki, Brenda. Wiesz, jak bardzo sobie to cenię.

Brenda zachichotała.

– Pamiętaj o tym, gdy wystąpię następnym razem o zmianę obowiązków.

– Uhm. No dobrze.

Brenda wzniosła oczy do nieba, po czym zawołała na psa. Maggie podniosła się z podłogi.

– Pa, pa, mamusiu. Zobaczymy się, jak wrócę z przedszkola.

Uścisnęły się na pożegnanie, po czym Ashley pomachała córce, która już biegła w podskokach za Brendą i Bułeczką.

– Baw się dobrze – zawołała.

Drzwi frontowe zamknęły się. Niemal w tym samym momencie z tostera wyskoczyła grzanka. Ashley chciała wstać z krzesła, ale Jeff ją powstrzymał.

– Jeszcze nie jesteś całkiem zdrowa – powiedział. – Do wczoraj wieczorem nie miałem pojęcia, że mam toster. To nie znaczy jednak, że nie wiem, jak działa.

Wstał i położył na talerzyku dwie grzanki. Masło i dżem stały na stole. Postawił talerzyk przed Ashley i nalał jej kubek kawy.

– Chcesz mleko i cukier?

– Nie, dziękuję – odparła, zmieszana nieco jego troskliwością.

Postawił kubek obok jej lewej ręki i usiadł na swoim miejscu.

– Smacznego – powiedział, wskazując jedzenie.

Ashley sięgnęła ostrożnie po masło i wzięła z talerzyka grzankę. Przez chwilę wpatrywała się w nią w milczeniu. To wszystko jest takie dziwne. Co ona robi w domu tego mężczyzny? Spędziła tu już co prawda dwie noce, więc trochę za późno na zadawanie sobie tego typu pytań.

– Rozmawiałem wczoraj po południu z przedszkolanką Maggie – oznajmił Jeff, gdy Ashley zaczęła jeść. – Nie zauważyła, aby pobyt w obcym miejscu miał na małą jakiś negatywny wpływ.

– Cathy rozmawiała z tobą na temat małej? – W przedszkolu przestrzegano ściśle zasady kontaktowania się wyłącznie z rodzicami bądź prawnymi opiekunami.

Jeff uniósł w górę brwi.

– Cóż w tym dziwnego?

Widać było to dla niego oczywiste. Jeff należał do ludzi, którzy potrafią zawsze dopiąć swego. Ashley nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Zwłaszcza po tym, jak je zabrał do siebie, pomimo jej obiekcji i protestów.

– Cieszę się, że z Maggie jest wszystko w porządku – powiedziała, chcąc uniknąć dalszych pytań.

– Jest w świetnym nastroju. Wczoraj wieczorem jedliśmy spaghetti i sałatę. A na deser Maggie zjadła owocowe ciasteczka.

Ashley miała wrażenie, że Jeff się wzdrygnął. Uśmiechnęła się blado.

– Ja nie wziąłem tego świństwa do ust – dodał.

– Wcale mnie to nie dziwi – mruknęła.

– Potem obejrzeliśmy na DVD „Małą Syrenkę". Odwieźliśmy opiekunkę do domu, a w drodze powrotnej wstąpiliśmy jeszcze na moment do księgarni. Położyła się spać po ósmej.

Ashley nie zdążyła skomentować, bo Jeff podał jej teczkę przyniesioną przez Brendę.

– To są notatki z wczorajszych zajęć. Jeżeli nie czujesz się na siłach pójść jutro na uczelnię, poproszę Brendę, żeby zorganizowała kogoś, kto wysłucha za ciebie wykładów. Poza tym… – Napił się łyk kawy. – Wysłałem kogoś do twojego mieszkania, żeby zabrał stamtąd trochę waszych rzeczy. Leżą na kupce w salonie.

Ashley przerzuciła notatki – były napisane na maszynie i wyjątkowo skrupulatne. Spojrzała na Jeffa. Nie bardzo wiedziała, jak zareagować. Ten mężczyzna całkowicie zorganizował jej życie i zadbał o to, by stało się raptem takie proste. Przypomniała sobie, jak rano wyszykował jej córeczkę – ubrał, nakarmił i zadbał, by znalazła się na czas w przedszkolu. Wczoraj przygotował jej obiad i zapewnił rozrywkę. A przecież wszystkich innych znanych jej mężczyzn cechowała wprost niewiarygodna indolencja.