– Nie bądź niemądra. Kyle wróci. Musi to zrobić. – Barbara, jego macocha, była następna w kolejce do życzeń. Zawsze rozsądna i zrównoważona, traktowała dzieci Nathaniela z poprzedniego małżeństwa jak swoje własne, a Kyle'a kochała bardziej niż jego rodzona matka.

Sheila, pierwsza żona Nathaniela, nie przyjęła zaproszenia na ślub. Chociaż minęło ponad dwadzieścia lat, nadal z goryczą myślała o rozwodzie. Miała za złe, że – jak utrzymywała – utraciła majątek i pozycję społeczną. Przez telefon powiedziała Kyle'owi sztywno, że życzy mu wszystkiego najlepszego, ale nie może przerwać podróży po Europie z powodu jego ślubu. Nie zdziwiło go to. Niektórzy ludzie się nie zmieniają.

– Będziemy na ciebie czekać. Przynajmniej podczas wakacji – nalegała Barbara. – W głębi serca jestem wiejską dziewczyną, ale święta w mieście mają szczególny urok.

– Spodziewałem się, że na wakacje cała rodzina przyjedzie tutaj – odrzekł Kyle. – Mamy tu śnieg, sosny…

– I temperatury poniżej zera. – Allie udała, że trzęsie się z zimna. – Bardzo dziękuję, ale nie skorzystam. Jakoś nie widzę siebie karmiącej zwierzęta podczas zawieruchy. Przykro mi, Kyle.

Sam dostrzegła w oczach Allie psotne iskierki. Cóż, dobrze by było, gdyby ta duża rodzina pojawiała się często w ich życiu. Sam była jedynaczką, a Caitlyn… na razie nie ma rodzeństwa. Z otwartymi ramionami powitałaby więc wszystkich członków rodziny Fortune, nawet władczą Allie, która często sprawiała wrażenie wyniosłej i obojętnej.

Sam podejrzewała, że pod chłodną powłoką piękna kuzynka Kyle'a kryła coś niespodziewanego i głębokiego. Silna i zdecydowana jak jej babka, świadomie czy nie, Allie Fortune czekała, aż na jej drodze stanie właściwy mężczyzna.

Sam uścisnęła mnóstwo dłoni, przyjęła wiele ciepłych życzeń, dziękowała i uśmiechała się. W drodze na ranczo, na przyjęcie weselne, zdała sobie sprawę, że wszyscy bardzo serdecznie przyjęli ją na nowego członka rodziny.

– Nie jesteśmy tacy okropni – wyznała jej później Rebeka, kiedy rodzina ustawiła się do fotografii, a tort został pokrojony. Szampan tryskał ze srebrnej fontanny przy schodach, dźwięki pianina ustawionego na werandzie niosły się w całym domu. Rebeka z czułością przesunęła dłonią po parapecie. – Wiesz, moja matka bardzo kochała to miejsce. Miała tu swoje sanktuarium. Cieszę się, że zostawiła je Kyle'owi, tylko mi przykro, że nie mogła być na ślubie.

– Mnie też jest przykro. – Sam wypiła łyk szampana z wysokiego kieliszka. Płonące świece odbijały się w oknach, na czyste niebo wypłynął księżyc.

Rebeka westchnęła i uniosła kieliszek.

– Za Kate – powiedziała.

Sam spełniła z nią toast, dołączył do nich Kyle.

– Coś wam powiem. Może to zabrzmi, jakbym zwariował, ale dzisiaj w kościele miałem wrażenie, że ona tam jest – wyznał. – Kiedy odchodziliśmy od ołtarza, mógłbym przysiąc, że stała w tłumie. – Trochę się zawstydził. – Posłuchajcie no tylko, zaczynam mówić jak Rebeka.

– Można chyba powiedzieć, że duch Kate był dziś przy nas.

– Ja też to czułam – przyznała Sam. Rebeka wzniosła oczy do nieba.

– I to niby ja jestem rodzinną wariatką, która nie odróżnia faktów od fikcji?

– Nie jesteś wariatką, tylko ekscentryczką. W każdej rodzinie musi być ktoś taki – oświadczyła Caroline, podchodząc bliżej. Spojrzała na Kyle'a ze znaczącym uśmiechem. – Wszyscy oczekują, że poprosisz pannę młodą do weselnego tańca.

– Czy orkiestra umie grać „Indyka w trawie”? – zapytał Michael, wyprowadzając młodą parę do ogrodu, gdzie stał podest do tańca. Zgromadzeni wokół goście zaczęli klaskać rytmicznie, kiedy Kyle porwał do tańca nie tylko żonę, ale i córkę. Zapach trawy i sosny mieszał się z perfumami Sam. Wiatr szumiał w drzewach, rozwieszone wokół kolorowe lampiony łagodnie się kołysały. Kyle zdał sobie sprawę, że znalazł swoje miejsce na ziemi. Prowadziła do niego długa droga, pełna zasadzek i niebezpiecznych zakrętów, ale wreszcie dotarł do celu.

Dzięki, Kate, pomyślał. Babka zza grobu podarowała mu to, czego potrzebował najbardziej: własną rodzinę, ranczo i wielkie połacie pięknej ziemi. Dołączyły do nich inne pary, a Grant zdjął Caitlyn z jego rąk.

– Jeden taniec z młodą damą – oznajmił.

Śmiech Sam odbił się echem w sercu Kyle'a.

– Obawiam się, że wreszcie ci się udało, Sam. – Dotknął obrączki na jej palcu. – Już się mnie nie pozbędziesz.

– Chcesz powiedzieć, że to na zawsze? O, do licha. Przytulił ją, a ona roześmiała się jeszcze głośniej.

– Igrasz z ogniem, kobieto – ostrzegł z udawaną powagą.

– Czyżby?

– Możesz się sparzyć.

– Och, myślałam o tym – odparła słodko. – Zamierzam wykrzesać tyle ognia, że będziesz musiał uważać, mój mężu, żebyś ty się nie poparzył. – Pocałowała go w szyję, zostawiając mokry ślad.

Kyle jęknął cicho.

– Jeśli zaraz nie przestaniesz, zaniosę cię na górę, bez względu na obecność rodziny, twojej matki i naszej córki.

– Obiecanki cacanki – odparła wesoło. Jednym ruchem chwycił ją na ręce i ruszył do domu. Samantha roześmiała się głośno, ale wyswobodziła z jego objęć. – Wszystko w swoim czasie, kowboju – powiedziała. Wzięła ze stołu ślubną wiązankę i stanęła na podeście schodów. Z rozmachem rzuciła ją przez ramię w tył. Kwiaty poleciały wysoko pod sufit, a potem spadły prosto w otwarte ręce Allie:

– Coś podobnego! – Oszołomiona Allie patrzyła na przybrane wstążkami róże i goździki.

Kyle roześmiał się, widząc zdziwioną minę kuzynki.

– Bardzo dobrze – stwierdził. Potem, nie mogąc się dłużej opanować, pobiegł za Samantha na górę, do sypialni. Kiedy znalazł się w środku, zamknął drzwi na zasuwkę. Rozluźniając krawat, wolno podchodził do żony. – Na co mamy ochotę? – zapytał.

Zielone oczy Sam zamigotały figlarnie.

– Użyj wyobraźni – zaproponowała. W tej samej chwili jakaś mała piąstka zaczęła bębnić w drzwi.

– Mamo! Tato! Jesteście tam? Samantha roześmiała się.

– Tak, kochanie. Zaczekaj chwilę. – Uniosła brwi, spojrzała na męża i otworzyła drzwi. – Zapoznaj się z urokami bycia ojcem, najdroższy. Zdaje się, że nasza córka czegoś od nas chce.

EPILOG

– Niczego się nie nauczyłaś? Czy jeden prawie śmiertelny wypadek nie przekonał cię, że powinnaś być ostrożniejsza? – Sterling najwyraźniej był zdenerwowany. Usta zacisnął w wąską linię, dłonią nerwowo rozcierał kark.

Miała wyrzuty sumienia, że przez nią musiał tyle czasu spędzić w Wyoming, obserwując Kyle'a, Samanthę i Caitlyn, ale to było konieczne.

Sterling siedział za biurkiem w swojej kancelarii, za oknami widać było panoramę Minneapolis. Patrzył na swą rozmówczynię srogo, jak na krnąbrne dziecko albo raczej jak na niegodną zaufania wspólniczkę.

– Wszyscy w rodzinie myślą, że zginęłaś, Kate – przypomniał jej. – To smutne, że musimy nadal ukrywać prawdę, ale to jedyny sposób, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo.

– Ty tak twierdzisz.

– Zgodziłaś się ze mną, nie pamiętasz? To pewnie był twój pomysł? – Zdjął okulary i rozmasował nasadę nosa. Czuł zmęczenie. Ostatnie trudne miesiące dawały o sobie znać.

– Teraz też nikt nic nie wie. Niestety, wszyscy, którym na mnie zależało, z wyjątkiem ciebie, myślą że jestem w niebie.

Sterling nie ustępował.

– Pójście na ślub było bardzo nierozsądne. Zbyt ryzykowne. Co ty sobie wyobrażałaś?

– Siedziałam w ostatniej ławie przebrana za mężczyznę. Nikt mnie nie rozpoznał.

– Ty mnie kiedyś wykończysz, Kate – wymamrotał, a ona roześmiała się z tej paradoksalnej sytuacji. – Przez ostatnie półtora miesiąca latałem do Clear Springs i z powrotem, składałem ci dokładne raporty, żeby tylko nikt się nie domyślił, że żyjesz. A ty po prostu zjawiasz się tam osobiście, i to wtedy, gdy zbiera się tam cała rodzina. Zaczynam się zastanawiać, czy podczas tej katastrofy nie uszkodziłaś sobie mózgu.

– Nie zamartwiaj się, Sterling. Wszystko jest w porządku. Dobrze wiedziałeś, że za żadne skarby nie daruję sobie ślubu mojego wnuka.

– Ale…

– Nie mówiłam ci, że jeśli Kyle dostanie ranczo, to wkrótce połączy się z Samanthą? – Zacisnęła palce na lasce, której musiała używać od czasu wypadku. Na szczęście porywacz, który ukrył się w samolocie i podczas podchodzenia do lądowania zagroził jej pistoletem, stracił kontrolę nad sytuacją. Zaczęli się szarpać i samolot, nie pilotowany przez nikogo, stracił wysokość. Kiedy zderzył się z koronami drzew, siła wybuchu wyrzuciła Kate na zewnątrz. Porywacz zginął, gdy samolot uderzył o ziemię, a jego ciało spłonęło niemal doszczętnie.

Nieprzytomną Kate znaleźli miejscowi Indianie, zabrali ją do wioski i pielęgnowali, aż wyzdrowiała. Przez następne miesiące wszyscy, łącznie ze Sterlingiem, myśleli, że we wraku spłonęła właśnie ona. Kiedy się pojawiła cała i zdrowa, niemal przyprawiła go o atak serca. Postanowiła nadal udawać martwą, by zdemaskować tego, kto opłacił zabójcę.

Bardzo się martwiła o rodzinę i to było dla niej najgorsze. Nie przewidywała, że tak ciężko zniesie niemożność widywania dzieci i wnuków. Za nic nie mogła opuścić ślubu Kyle'a. Wiedziała, że jeśli w rodzinie zdarzy się jakiś ślub, chrzest lub Boże uchowaj pogrzeb, będzie musiała być na nim obecna. Sterling pokręcił głową, żeby rozluźnić mięśnie.

– Skąd wiedziałaś, że Caitlyn jest dzieckiem Kyle'a?

– To było łatwe. – Kate westchnęła. – Ta dziewczynka to skóra zdjęta z ojca. Zauważyłam to jeszcze jak była niemowlęciem. Terminy również się zgadzały. Urodziła się dziewięć miesięcy po wizycie Kyle'a. Podczas wakacji w Clear Springs Samantha całkiem zawróciła mu w głowie, a on jej. – W roztargnieniu bawiła się pojedynczym sznurem pereł na szyi. – Kyle nie mógł znieść myśli, że jakaś kobieta zawładnęła jego uczuciami, a nie na odwrót. Wrócił do Minneapolis i poślubił inną, pozornie bardzo odpowiednią dla siebie pannę, w nadziei, że znajdzie szczęście. Dobrze wiesz, jacy byli razem nieszczęśliwi. Nie śmiałam wyjawić swoich przypuszczeń co do ojcostwa Kyle'a. Tym bardziej że nawet po anulowaniu małżeństwa nie wrócił do Wyoming.