– Kocham cię, do diabła, i chcę się z tobą ożenić!

– Ja też cię kocham – przyznała. Fala szczęścia zalała jej serce. Kyle otoczył ją ramionami i całował, aż straciła oddech i zapomniała o wszelkich obawach co do ich przyszłości.

– Posłuchaj, Sam – powiedział, unosząc głowę. – Jest coś jeszcze.

– Coś jeszcze?

– Chcę uznać Caitlyn za swoją córkę i zmienić jej nazwisko na Fortune. Chcę, żebyście obie ze mną zamieszkały.

– Z tobą? – Myśl o przeprowadzce do miasta była jak zimny prysznic, ale jeśli to niezbędne, by poślubić Kyle'a, zgodzi się na to. On ma rację. Pełna rodzina dla Caitlyn jest najważniejsza. W dodatku Sam teraz wiedziała, że nie chce przeżyć reszty życia bez Kyle'a. – Nie wiem, czy Caitlyn spodoba się w Minneapolis.

– Jestem pewien, że nie zniosłaby tego miasta. – Zacisnął palce na jej palcach. – Nie pojedziemy do Minnesoty. Przeniesiecie się na moje ranczo.

Nie wierzyła własnym uszom.

– Tutaj? W Wyoming?

– Tak trudno to zrozumieć? – Uśmiechał się szeroko.

– Ale przecież masz zamiar sprzedać ranczo i wrócić do…

– Nigdy! – przerwał jej szybko i stanowczo. – Wreszcie zrozumiałem, że tutaj jest mój dom, z tobą i z moją córką, na naszym ranczu. Nigdy nie sprzedam tego miejsca.

– Jeszcze zmienisz zdanie – powątpiewała. – Zimy tu są bardzo srogie. Temperatura spada, wyją wiatry, śnieg…

– No to nauczę się jeździć na nartach albo… jak to się nazywa? Na snowboardzie. Będziemy jeździć razem z Caitlyn. – Spojrzał w głąb korytarza, znowu zatroskany. – To znaczy, jeśli przed zimą wróci do zdrowia.

– Wszystko będzie dobrze. – Sam nagle poczuła, że wierzy w te słowa.

– No więc jak? – Przyciągnął ją do siebie. – Jak będzie, Sam? Wyjdziesz za mnie?

– Tak – odparła i zarzuciła mu ramiona na szyję. Kyle roześmiał się i zawirował z nią wkoło, budząc zdziwienie doktora Renfro, który właśnie pojawił się obok nich z papierami w ręku. Kombinezon chirurga znaczyły plamy z potu, ale twarz miał pogodną.

– Pani Rawlings?

– Jak ona się czuje? – spytała zdyszana Samantha.

– Na pewno w końcu wyzdrowieje.

– W końcu? – Kolana się pod nią ugięły.

– Pani córka dobrze zniosła operację. Nastawiliśmy ramię, bark i zajęliśmy się żebrami. Najtrudniej było uporać się z ramieniem, dwie kości były złamane, musieliśmy je połączyć metalowymi klamrami. Złamanie było skomplikowane, z odpryskami kości.

– A co z kręgosłupem?

Uśmiechnął się cierpliwie.

– Już mówiłem, że to nic poważnego. Będzie dobrze, chociaż przez jakiś czas będzie ją bolało. Zapisałem jej środki przeciwbólowe na kilka najbliższych dni. Potem pewnie trudno ją będzie utrzymać w łóżku i to stanie się największym problemem.

Wysłuchali instrukcji lekarza i Sam znów się rozpłakała, tym razem z radości. Łzy spływały jej po twarzy i gdyby nie Kyle, chyba osunęłaby się na podłogę.

– Proszę pamiętać – ciągnął lekarz – że to zajmie trochę czasu. Przeżyła duży wstrząs. – Wytłumaczył im wszystko ze szczegółami, odpowiedział na ich pytania. Przez cały czas rozmowy Sam nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy dziecko. Doktor zgodził się na krótkie odwiedziny. – Kiedy tylko się rozbudzi, możecie do niej pójść. Będzie w sali 301.

– Jesteś. – Caitlyn zamrugała oczami i spojrzała prosto na Kyle'a. Serce mu drgnęło, kiedy zobaczył w jej oczach lekkie zaskoczenie. – Myślałam, że wyjechałeś.

– Tylko na kilka dni.

– To przeze mnie – powiedziała, nadal półprzytomna po operacji. Oblizała suche wargi i ziewnęła.

– Przez ciebie?

– Nie chciałeś mnie. Tak powiedziała Jenny Peterkin. Że mój tata mnie nie chciał.

– Co takiego? Ależ kochanie, nic…

– Już kiedyś zostawiłeś mamę. Z mojego powodu. – Powieki zaczęły jej opadać.

Poczuł wielki ciężar na piersi.

– Wtedy popełniłem wielki błąd. Ale o tobie nie wiedziałem, kochanie. Wiem dopiero od niedawna…

Ale ona znów zapadła w sen. Jasne włosy rozsypały się na poduszce, opalona buzia była blada, piegi na nosie bardziej widoczne.

– O czym ona mówiła? – zwrócił się do Sam.

– Nie mam pojęcia. Mnie nigdy nic takiego nie powiedziała.

– Musimy to jak najszybciej naprawić. Caitlyn?

– Hm?

– Twoja mama i ja pobieramy się. Dziewczynka otworzyła oczy.

– Co?

– Dobrze słyszałaś, kochanie. – Sam przechyliła się przez poręcz szpitalnego łóżka i dotknęła zdrowej ręki córki. – Poprosimy wielebnego Pease'a, żeby udzielił nam ślubu, kiedy wyjdziesz ze szpitala. Kyle będzie twoim tatusiem.

Dziewczynka poszukała wzrokiem Kyle'a.

– Nie mówicie tak tylko dlatego, że miałam wypadek?

– Nie. Od dawna starałem się do tego namówić twoją mamę – zapewnił ją Kyle.

– Nie chciałaś wyjść za niego? – Caitlyn wciąż miała trudności z kojarzeniem.

– Chciałam się tylko upewnić, że dobrze robię.

– Dlaczego nikt mnie nie zapytał! Kyle wstrzymał oddech, a Sam zapytała:

– No więc jak? Chcesz, żebyśmy byli rodziną?

– Prawdziwą rodziną? Słowa z trudem przechodziły Kyle'owi przez gardło.

– Tak, diabełku. Jeśli tylko zechcesz. Spojrzała w sufit.

– A dostanę własnego konia?

– Co tylko zechcesz.

– W granicach rozsądku. – Sam posłała Kyle'owi ostrzegawcze spojrzenie.

– I będę się nazywała Caitlyn Fortune?

– Caitlyn Rawlings Fortune – powiedziała Sam przez łzy. Kyle czule pogłaskał córkę po głowie.

– Staraj się wyzdrowieć jak najszybciej, dobrze?

– Dobrze. – Dziewczynka powoli, z uśmiechem na ustach zapadła w sen. – Dobrze, tatusiu.

– A oto państwo Fortune – oznajmił wielebny Pease. Kyle i Samantha zwrócili się do zebranych w kościele. Sam wyglądała przepięknie w jedwabnej sukni wyszywanej perłami. Uszczęśliwiona Caitlyn stała obok swojej babci, w pierwszym rzędzie. Kościół wypełniali członkowie rodziny i przyjaciele. Kyle uśmiechnął się na widok swojego ojca, macochy, rodzeństwa i kuzynów. Większość gości znał, ale jego wzrok przyciągnął jakiś drobny starszy pan siedzący w ostatniej ławie. Z początku wydawał mu się znajomy. Po chwili jednak doszedł do wniosku, że wąsaty staruszek w lnianym garniturze, czarnym krawacie i ciemnych okularach musi być kimś obcym.

Rozległa się muzyka i Kyle z Samantha u boku, jako mąż i żona, przeszli przez cały kościół. Na zewnątrz powitało ich jasne słońce. Stanęli w cieniu drzewa, przed wejściem do kościoła i po kolei przyjmowali życzenia wychodzących.

Rodzina Kyle'a była wylewna. Każdy ściskał mu rękę, gratulował tak pięknej żony i zazdrościł szczęścia. Siostry bardzo się cieszyły, że ich uparty braciszek „będzie teraz grał na nerwach komu innemu”. Jane, której bluzkę zdobiła stara brosza, puściła oko do Sam.

– Witaj w rodzinie – rzekła z uśmiechem. – I nie pozwól, żeby Kyle tobą rządził.

– Nie ma mowy – odparła.

– To dobrze! – zawołała Kristina, składając pocałunek na policzku brata. – On potrafi być uparty jak osioł.

– Naprawdę? – Sam uśmiechnęła się szeroko. – Nigdy bym nie pomyślała.

– Dajcie mi spokój – wymamrotał Kyle.

– A więc wreszcie zmądrzałeś – oznajmił Mike.

– Zmądrzałem – przyznał Kyle.

– Czy tradycja nie nakazuje pocałować panny młodej? – Grant nie czekał na odpowiedź, tylko przechylił Samanthę i złożył pocałunek na jej ustach.

Sam zachichotała, ale Kyle trochę się zdenerwował. Grant zaś z uśmiechem poprawił kapelusz i leniwie puścił oko.

– Mogłaś wybrać mnie – zażartował. Sam znów się roześmiała i wzięła męża pod ramię. – Dokonałaś złego wyboru. Jeśli ten facet będzie ci sprawiał jakieś kłopoty, dzwoń do mnie.

– Niedoczekanie twoje – ostrzegł go Kyle. Grant spostrzegł Caitlyn i wziął ją na ręce.

– Wciąż musisz nosić ten piekielny wynalazek? – Stuknął w gips ukryty pod nową różową sukienką.

– No. – Caitlyn energicznie skinęła głową, aż wianuszek z róż spadł na ziemię. Kyle podniósł go i włożył na jasne loki córki.

– Daj, pomogę ci. – Sam poprawiła wianek. – Caitlyn będzie nosiła gips jeszcze tylko parę tygodni.

– To tak jak do końca świata – mruknęła dziewczynka z niezadowoleniem.

– Nawet się nie obejrzysz, jak to minie. – Grant postawił małą na ziemi. – A tak przy okazji, to mam dla ciebie niespodziankę. W zasadzie dla ciebie i twojej mamy.

– Co to jest? – Caitlyn z zachwytu złożyła dłonie.

– Nie mogę się doczekać – powiedziała Sam, badawczo patrząc na męża. – Pewnie też maczałeś w tym palce?

– To był mój pomysł – oświadczył z przesadną dumą.

– Trochę się boję.

– Pamiętasz, że Joker uciekł z zagrody w dniu twojego wypadku? – zapytał Kyle córkę.

Caitlyn przytaknęła i spuściła głowę.

Kyle przykląkł, żeby spojrzeć dziewczynce w oczy.

– Przecież wiesz, że Jokerowi nic nie jest. Grant znalazł go kilka dni później. Nasz diabeł dołączył do stada dzikich klaczy. Pamiętasz? Grant je złapał i odkupił od rządu.

– Tak? – Caitlyn uniosła głowę. Oczy jej rozbłysły. Grant poklepał przyrodniego brata po plecach.

– Najprawdopodobniej kilka z tych klaczy na wiosnę będzie miało źrebięta, potomstwo Jokera. Razem z twoim tatą doszliśmy do wniosku, że jedno z nich będzie twoje.

– Naprawdę? – Caitlyn nie wierzyła własnym uszom. Zaczęła podskakiwać z radości, aż wianek znów spadł na ziemię.

Kyle uściskał córkę.

– To już postanowione.

– Mamo? – Dziewczynka spojrzała na Sam pytająco. Sam westchnęła.

– Pewnie nie uda mi się zniechęcić do tego pomysłu ani ciebie, ani twojego taty. – Caitlyn wydała radosny okrzyk, a Sam zerknęła na męża. – Ty i wujek Grant zepsujecie ją w kilka miesięcy.

– Właśnie taki mam zamiar. – Kyle wziął Caitlyn na ręce i pocałował ją w policzek, a dziewczynka pisnęła uradowana.

– Wygląda na to, że cię straciliśmy. – Allie, ubrana w połyskliwą suknię z czarnego jedwabiu, podeszła do kuzyna. Uniosła jedną pięknie zarysowaną brew i westchnęła. Kyle postawił córkę na ziemi, a ta pobiegła do koleżanek, odprowadzana spojrzeniem Allie i ojca. – Kto by pomyślał! – Piękna kuzynka musnęła jego policzek ustami. Spod szerokiego ronda kapelusza uśmiechnęła się do Sam. – Wiem, powinnam powiedzieć coś w rodzaju, że nie tracę kuzyna, tylko zyskuję przyjaciółkę. Mam jednak przeczucie, że Kyle nie będzie często przyjeżdżał do Minneapolis. Myślę, że naprawdę go straciliśmy.