– Naprawdę jesteś głupia, wiesz?

– Wyjdź, proszę. Nie interesują mnie twoje gierki.

Oczy Frannie pociemniały ze złości.

– Nie zdołasz mnie skrzywdzić – oświadczyła Holly, Podeszła do drzwi i otworzyła je szeroko. – Z materiałem zdobytym przez swojego detektywa możesz zrobić, co ci się żywnie spodoba. Jeśli o mnie chodzi, po prostu nie istniejesz. A teraz żegnam, nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia.

Patrząc na stojącą przy kanapie kobietę, widziała, jak kipi w niej krew. Więc jednak chłodna, opanowana Frannie LeBourdais nie jest tak niewzruszona, za jaką próbuje uchodzić.

Energicznym krokiem Frannie skierowała się ku drzwiom. Zanim wyszła na zewnątrz, pogardliwym wzrokiem zmierzyła Hollyod stóp do głów.

– Byłaś nikim, pyłkiem kurzu, teraz nawet tym nie jesteś. Chciałam ci pomóc, ale niektórzy ludzie po prostu nie potrafią docenić czyjegoś dobrego serca.

Holly zacisnęła palce mocniej na drzwiach.

– Żegnam.

Fukając gniewnie, Frannie opuściła mieszkanie.


Hollynie zatrzasnęła drzwi – zamknęła je cicho, przekręciła zamek, po czym oparła się o nie plecami i powoli osunęła się na podłogę· Podciągnąwszy kolana pod brodę, otoczyła je ramionami, przytknęła do nich czoło i rozpłakała się·

Z żalu nad Parkerem. Z żalu nad sobą.

Z żalu nad dzieckiem, które będzie wychowywało się bez ojca.


Parkera dręczyły sny.


Mimo że oczy miał zamknięte, widział nad sobą Hollyktóra leciutko przesuwała palce po jego nagim torsie. Wyglądała identycznie jak tamtej nocy. Włosy miała rozpuszczone, oczy lśniące, usta rozchylone w uśmiechu, który był zarówno zmysłowy, jak i niewinny.


Rozpaczliwie jej pragnął. I chociaż wiedział, że śni, z całej siły starał się pozostać w tym błogim półśnie, by trzymać Hollyw ramionach.

– Holly… – Wypowiedziane szeptem imię zabrzmiało niczym błagalne westchnienie.


Usta, które przywierały do jego ust, były miękkie, żarliwe. Wciągnął w nozdrza jej zapach… nie, Hollypachnie inaczej. Nie tak ihte~sywnie; ten zapach niemal go odurzał.


Parker zamrugał powiekami. Ku swemu zdumieniu ujrzał nad sobą Frannie. Siedziała na nim okrakiem, naga, z rękami na jego ramionach, z zadowolonym uśmieszkiem na twarzy.


Zamrugał kilka razy," próbując się skupić, oprzytomnieć. Jeszcze przez chwilę walczył ze snem, usiłując wydostać się z bajkowego świata i wrócić do prawdziwego. Kiedy mu się to udało, zepchnął z siebie Frannie i jak oparzony wyskoczył z pościeli.

– Co ty, do diabła, wyprawiasz? – Patrzył na nią tak, jakby po raz pierwszy w życiu widział ją na oczy. – Jak się tu dostałaś? Po co przyszłaś?


– Jesteś człowiekiem o niezmiennych przyzwyczajeniach, mój drogi – odparła jego żona. – W ciąż trzymasz zapasowy klucz w donicy z kwiatami po prawej stronie tarasu. – Lekko naburmuszona, wyciągnęła się w ponętnej pozie na łóżku i zaczęła gładzić dłońmi swoje zgrabne, jędrne ciało. – Poza tym myślałam, że ucieszy cię mój widok.

– Czego chcesz, Frannie? – spytał gniewnym tonem.


Włożył leżący na skraju łóżka szlafrok, a następnie chwycił róg cienkiej kołdry i zakrył nią swą żonę·


Dawniej na widok jej zmysłowej nagości zalałaby go fala pożądania. Dziś czuł jedynie złość, niesmak, obrzydzenie. O niczym bardziej nie marzył, niż żeby wziąć prysznic, zmyć z siebie jej dotyk. Najpierw jednak musi pozbyć się jej ze swojego domu..

Przyciskając kołdrę do piersi, Frannie usiadła na łóżku i odgarnęła z twarzy włosy.

. – Był taki czas, kiedy wcale niespieszno ci było opuścić łóżko.

– Moja pamięć nie sięga tak daleko wstecz. Co knujesz, Frannie? Co cię, do licha, tu przywiodło?

– W porządku! – zirytowała się.

Odrzuciła na bok kołdrę i wstała, po czym wolnym krokiem podeszła do stojącego w rogu pokoju krzesła, na którym zostawiła swoje ubranie.

Koniecznie muszę zmienić zamki, przemknęło Parkerowi przez myśl.

– Czyli jedyną kobietą, której obecnie pragniesz, jest ta ruda zdzira, tak?

Ruda zdzira? Wezbrała w nim złość.

– Co ty o niej wiesz, Frannie? – spytał, stając w obronie Holly. – Ona…

Roześmiała się, nie dając mu dokończyć. Był to zimny, złośliwy śmiech.

– Co ja o niej wiem? Założę się, że znacznie więcej niż ty.

– Jeśli masz mi coś do powiedzenia, to mów i do widzenia.

Zapinając guziki jedwabnej bluzki, obróciła się na pięcie.

– Och, mam ci wiele do powiedz·enia·. – Wciągnęła spódnicę. – Chcesz się ze mną rozwieść? Rzucić mnie dla tej nędznej wywłoki? Proszę bardzo! Tylko najpierw, mój drogi, zamień się w słuch.

Mówiła, wypluwając z siebie fakty, daty, miejsca. Usta jej się nie zamykały. Z lubością opowiadała o wszystkim, co wynajęty przez nią detektyw zdołał znaleźć na temat Holly Carlyle. Parker słuchał.

Czy miał pretensje do Holly? Czy gniewał się, że tak wiele przed nim ukryła? Nie, bo przecież prawie wcale nie rozmawiali o przeszłości, ani jej, ani jego. Znał zaledwie garść szczegółów z jej dzieciństwa, ale to mu wystarczyło, by zrozumieć jedno: że jako dziecko Holly nieustannie toczyła walkę o przetrwanie.

Jednakże nogi się pod nim ugięły, kiedy pod koniec wywodu Frannie oddała decydujący strzał.

– A wiesz, co w tym wszystkim jest naj śmieszniejsze, Parker? – Chwyciwszy. torebkę, ruszyła w stronę drzwi. – Pragnęłam cię odzyskać. Chciałam ratować nasze małżeństwo, więc zaproponowałam rudej pieniądze, żeby zostawiła cię w spokoju. Obiecałam, że jeśli się od ciebie odczepi, to kupię jej tę paskudną ruderę, na której tak bardzo jej zależy. – Frabnie posłała mężowi triumfalny uśmiech. – I wyobraź sobie, kochanie, że ta zdzira się zgodziła.

Parker miał wrażenie, jakby cały jego świat zatrząsł się w posadach.

– Tak, tak. – Frannie pokiwała głową, nie kryjąc satysfakcji. – Twoja przyjaciółeczka dała się przekupić. Długo się nie wahała; rzuciła się na czek, zanim jeszcze skończyłam mówić. – Na moment się zamyśliła. – Więc jeśli chciałeś rozwieść się ze mną, żeby z nią ułożyć sobie życie, to masz pecha, misiu. Ona dokonała wyboru. Zamiast cie.bie wybrała tę ohydną starą ruderę, którą planuje zapełnić gromadą jakichś bachorów. No i jak się z tym czujesz, co?

Parker odprowadził Frannie wzrokiem do drzwi, ale właściwie to nic nie widział. Stał jak otępiały. Miał pustkę w głowie. Na niczym nie mógł się skupić.


Czuł jedynie obezwładniający strach – strach przed tym, że to, czego się najbardziej obawiał, może okazać się prawdą. Psiakrew!


Powoli do strachu dołączyła wściekłość i rozpacz. Był bliski załamania. Ratowało go tylko jedno: świadomość, że Frannie uwielbia kłamać. Musiał jednak zadać sobie bolesne pytanie i uzyskać na nie odpowiedź: czy Hollykocha jego samego, czy jego pieniądze.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Minęło kilka dni; rozmowa z Frannie wciąż nie dawała Parkerowi spokoju. Zadręczał się, przypominając sobie jej fragmenty.

Jakim prawem powątpiewał w szczerość uczuć Holly?


To on chciał się wycofać. Kiedy powiedziała mu, że go kocha, to on schował pod siebie ogon. To on się wystraszył; uciekł od ryzyka, od niebezpieczeństwa.


Dlaczego tak bardzo cierpi? Jeśli Hollygo nie kocha, jeśli jest zainteresowana wyłącznie forsą, a chyba tak, skoro przyjęła ofertę Frannie, to powinien się cieszyć.


Siedząc w samochodzie przed starym, zniszczonym domem, który zwiedzał razem z Hollymniej więcej przed tygodniem, wpatrywał się tępo w tabliczkę "Sprzedane" wiszącą na bramie.


Wczoraj się jeszcze łudził. Miał nadzieję, że Frannie go okłamała. Ale dziś dowód kłuł go w oczy. Dom już nie był na sprzedaż, został sprzedany. Hollydokonała wyboru. Miłość, jakim go darzyła, okazała się równie fałszywa jak obietnice, które kiedyś Frannie mu składała.

Uderzając ręką o kierownicę, powtarzał w myślach, że dobrze się stało. Powinien się cieszyć, skakać z radości, że wyszedł z tego wszystkiego bez _ szwanku. Ale to nie była prawda. Cierpiał. Nawet bardziej niż wtedy, kiedy rozpadło się jego małżeństwo.


Zacisnął zęby. Ciemne okt!lary skrywały rozpacz i gniew w jego oczach. Wiedział, że musi porozmawiać z Holly, inaczej nigdy nie odzyska równowagi psychicznej.


– Cholera jasna! Chcę, żeby patrząc mi w oczy, przyznała, że wszystko było kłamstwem.


Wrzuciwszy pierwszy bieg, nacisnął nogą pedał gazu i włączył się w ruch. Był piątek; w piątki Holly śpiewała w Hotelu Marchand. W porządku, poczeka kilka godzin. Ale podczas półgodzinnej przerwy w występie zaciągnie ją do garderoby. Nikt i nic go nie powstrzyma.


Zbyt długo czekał. Dziś muszą odbyć poważną rozmowę·


– Kwiatuszku, dobrze się czujesz? – spytał z niepokojem w głosie Tommy, odprowadzając Holly do garderoby. – Na pewno dasz radę wystąpić po przerwie?


– Nic mi nie jest. Słowo. – Uśmiechnęła się, by rozproszyć obawy przyjaciela. – Po prostu kiepsko ostatnio sypiam. Chcę chwilę odpocząć, a potem mogę szaleć do rana.

– Nie bardzo mi się to podoba.

– Wiem.


Tommy z Shaną wpadli w popłoch, kiedy kilka dni temu powiedziała im o swojej ciąży. Ale kiedy minął pierwszy szok, postanowili się o nią zatroszczyć. Jeszcze ani razu się na nich nie zawiodła. Wiedziała, że w każdej sytuacji może być pewna ich lojalności i poparcia.


– Nie przepadam za Parkerem Jamesem oznajmił Tommy, nie spuszczając z Holly wzroku. – Uważam, że popełniłaś duży błąd, zadając się z tego rodzaju człowiekiem.


– Tego rodzaju? – spytała Holly, siadając w fotelu.

– Wiesz, o co mi chodzi. Facet jest bogaty. Pochodzi z zamożnego domu. Tacy ludzie inaczej postrzegają rzeczywistość. Mają zupełnie inny punkt widzenia.


– Parker taki nie jest – zaoponowała Holly, chociaż nie do końca była o tym przekonana.


Może się myliła? Może Parker jest taki,jak mówi T ommy? Odsunął się od niej, kiedy wyznała mu miłość. Potem przysłał swoją żonę, kobietę, z którą się rozwodzi, aby ją zaszantażowała, a jeśli to nic nie da, przekupiła. Jaki mężczyzna by tak postąpił?