– Świetnie, dziękuję. A jak tam statek, w porządku? Podoba ci się?

– Genialny! Wiesz, że ma cztery windy i wszystkie wjeżdżają aż na dziewiąte piętro? Jest też boisko do squasha i basen. Poza tym wiozą do Nowego Jorku nowiutkiego renaulta. A jakie tu mają kuchnie!… Nie udało mi się dostać do sterowni, sprawdziłem za to drugą klasę. Wygląda całkiem przyzwoicie. A żebyś wiedział, jaką dziewczynę tam zobaczyłem!… – opowiadał chłopiec ku oburzeniu siostry i widocznemu rozbawieniu przyszłego szwagra. Nie przejmował się niczym, a rozchełstany ubiór zupełnie mu nie przeszkadzał.

– Widzę, że wszystko dokładnie obejrzałeś – pochwalił go Charles, na co George napuszył się jak paw. – Byłeś już na mostku?

– Nie – chłopcu nieco zrzedła mina. – Nie miałem nawet czasu, żeby dokładnie mu się przyjrzeć. Byłem wprawdzie na górze, ale jest tam taki tłum, że nie można się połapać, co się dzieje. Będę musiał wrócić tam później. Masz ochotę popływać po lunchu? – zapytał Charlesa.

– Bardzo bym chciał. Oczywiście jeżeli twoja siostra nie ma innych planów.

Jednakże Edwina rozgniewała się na dobre.

– Chyba trzeba cię ułożyć do poobiedniej drzemki razem z Fannie i Teddym. Jeżeli myślisz, że możesz ganiać po statku jak jakiś łobuziak, to dostanie ci się ode mnie albo od rodziców.

– Och, Edwino – jęknął George – ty nic nie rozumiesz. Tu się dzieją takie ważne rzeczy!

– Równie ważne jest przyzwoite zachowanie. Niech no tylko mama cię zobaczy! – nieubłaganie straszyła brata Edwina.

– Co tam znowu? – rozległ się za plecami Edwiny głos ojca, w którym dosłyszeć można było nutkę rozbawienia. – Witaj, Charles, czołem, George. Widzę że byłeś bardzo zajęty.

Na twarzy chłopca widniała smuga sadzy, lecz George promieniał taką radością i zadowoleniem, że ojciec spoglądał na niego wyraźnie ucieszony.

– Tu jest cudownie, tato.

– Cieszę się, że to słyszę – dobiegły ich słowa Kate, która natknąwszy się na bliskich, rzuciła okiem na syna i dodała gniewnie: – Bertram! Jak możesz mu na wszystko pozwalać. Przecież on wygląda jak ulicznik!

– Słyszysz, George? – spokojnie rzekł Bert do syna. – Czas się doprowadzić do porządku. Myślę, że powinieneś pójść do kabiny i zmienić ubranie, zanim mama naprawdę się rozgniewa.

Starał się mówić surowo, lecz wydawał się bardziej rozbawiony niż zagniewany, toteż chłopiec uśmiechnął się doń porozumiewawczo. Kate jednak nie żartowała: kazała George'owi natychmiast wziąć kąpiel i przebrać się.

– Oj, mamo… – George na próżno spoglądał błagalnym wzrokiem na Kate, która podwinęła rękaw sukni, ujęła syna mocno za rękę i energicznie poprowadziła pod pokład, gdzie zostawiła go z Filipem.

Filip przeglądał właśnie listę pasażerów w nadziei, że odnajdzie na niej znajome nazwiska. Na pokładzie znajdowali się Astorowie, pan Isidor Straus z małżonką- właściciele sieci sklepów Macy's – a także wiele innych nie mniej sławnych osób. Filip zauważył na wykazie imiona paru swoich rówieśników, których dotychczas nie miał okazji poznać, ponadto na statku spotkał już kilka młodych dam, które mu się spodobały i miał nadzieję, że będzie je często widywał w czasie rejsu. Dalszą lekturę listy pasażerów przerwało mu przybycie George'a z matką. Kate poprosiła najstarszego syna o dopilnowanie, aby jego młodszy brat się umył i zachowywał jak należy. Filip przyrzekł uczynić zadość jej życzeniu, ledwie jednak matka wyszła, George jął marudzić, by wymóc na nim ustępstwa, i kombinować, jak się uwolnić spod kurateli brata. Chciał jak najszybciej zwiedzić maszynownię i mostek, a później wrócić do kuchni, pełnej niezwykłych urządzeń, których nie pozwolono mu dotknąć. Poza tym nie sprawdził jeszcze jednej windy docierającej, jak podejrzewał, dalej niż pozostałe.

– Szkoda, że nie cierpisz na chorobę morską – powiedział Filip ponuro, gdy Kate wróciła do reszty towarzystwa na pokładzie spacerowym.

Rodzice zjedli lunch w towarzystwie Edwiny i Charlesa, po czym dołączyli do Filipa, George'a, Oony i maluchów, gdy te obudziły się po południowej drzemce. Alexis wydawała się mniej przerażona statkiem i zafascynowanym wzrokiem patrzyła na tłum spacerowiczów. Poznała także dziewczynkę, o której wspomniał ojciec. Nazywała się Lorraine, mieszkała w Montrealu, wiekiem bliższa była Fannie, liczyła sobie bowiem trzy i pół roku, i miała młodszego braciszka Trevora. Bawiła się lalką bardzo podobną do wytwornej Pani Thomas, którą Alexis dostała przed rokiem na gwiazdkę od cioci Liz i nie rozstawała się z nią ani na chwilę. Lalka Lorraine niewiele się wprawdzie różniła od zabawki Alexis, lecz jej płaszcz i kapelusz były mniej eleganckie od tych, które przysłała ciocia Liz. Pod czarnym welwetowym płaszczem Pani Thomas miała różową jedwabną sukienkę, uszytą przez Edwinę, na nogach zaś wysokie buty zapinane na guziczki. Tego popołudnia Alexis zabrała ją ze sobą na spacer z rodzicami po pokładzie.

"Titanic" przycumował w Cherbourgu późnym wieczorem, gdy Alexis i jej młodsze rodzeństwo byli już w łóżkach. George znów gdzieś się zapodział, Kate i Edwina przebierały się, a Charles, Filip i Bertram czekali na nie w palarni. Do kolacji zasiedli w głównej sali jadalnej na pokładzie D. Panowie włożyli białe krawaty, panie wystroiły się w eleganckie suknie szyte w Londynie, Paryżu czy Nowym Jorku. Kate miała na sobie olśniewającą kolię z pereł i brylantów, która niegdyś należała do matki Bertrama.

W rzęsiście oświetlonej, nadzwyczaj wytwornej sali restauracyjnej, zdobionej rzeźbioną boazerią, lśniącymi okuciami z mosiądzu i kryształowymi żyrandolami, trzystu pasażerów pierwszej klasy przypominało postacie z bajki. Edwina rozglądała się wokół, z uśmiechem zerkając na przyszłego męża, i myślała, że jeszcze nigdy nie przeżyła równie pięknych chwil.

Po kolacji długo siedzieli w przyległym saloniku, słuchając utworów granych przez orkiestrę, aż wreszcie Kate ziewnęła i zmęczona po długim, pełnym wrażeń dniu zadeklarowała chęć powrotu do kabiny. Edwina i Charles postanowili zostać jeszcze trochę.

W południe następnego dnia po raz ostatni przed podróżą przez Atlantyk statek zacumował w Queenstown, by zabrać pasażerów trzeciej klasy. Winfieldowie z pokładu spacerowego przyglądali się wsiadającym, gdy naraz Oona krzyknęła, mocno przytrzymując się poręczy:

– O Boże, proszę pani! Moja kuzynka!

– Jesteś pewna? Z tej odległości… – z powątpiewaniem rzekła Kate, świadoma, że Oona, dziewczyna uczuciowa i nie pozbawiona wyobraźni, łatwo mogła ulec złudzeniu. – Niemożliwe, żebyś ją rozpoznała.

– Poznałabym ją wszędzie – zarzekała się Oona. – Jest starsza ode mnie o dwa lata, a zawsze byłyśmy jak siostry. To ta z rudymi włosami! Jest z nią córeczka, widzę je obie… Proszę pani, mogę przysiąc!… Odkąd pamiętam, zawsze mówiła o wyjeździe do Ameryki! Proszę pani!… – w oczach dziewczyny pojawiły się łzy. – Jak ją odnajdę w takim mrowiu?

– No cóż, poprosimy intendenta, żeby sprawdził listę pasażerów trzeciej klasy, i jeżeli to rzeczywiście twoja kuzynka, na pewno ją znajdziemy. Jak się nazywa?

– Alice O'Dare, a jej córeczka to Mary. Będzie teraz miała pięć lat.

Ta ostatnia informacja zastanowiła Kate. Skoro ta dziewczyna jest dwa lata starsza od Oony, to ma dwadzieścia lat i… pięcioletnią córkę. Kate ciekawiło, czy Alice jest mężatką, lecz nie chciała pytaniem urazić Oony zakładając, zresztą słusznie, że Mary wychowuje się bez ojca.

– Czy będę mogła bawić się z tą dziewczynką? – zapytała cichutko Alexis. Czuła się już o wiele lepiej. Po nocy spędzonej w przytulnym łóżeczku "Titanic" nie wydawał jej się tak przerażający, stewardzi byli dla niej nadzwyczaj mili, tak że z wolna zaczynało jej się na statku podobać.

– Zobaczymy, córeczko -odparła Kate. – Najpierw musimy się upewnić, że to na pewno ona.

Oona przez cały dzień chodziła podekscytowana, a gdy istotnie znalazła nazwisko kuzynki na liście pasażerów, zaśmiała się uszczęśliwiona. Alice O'Dare – widniało czarno na białym. Poszła podzielić się swą radością z Edwiną, która przebierała się akurat do kolacji.

– Panno Edwino, miałam rację!… To naprawdę moja kuzynka. Ja to czułam. Nie widziałam jej cztery lata, ale ona nic a nic się nie zmieniła.

– Skąd wiesz? – uśmiechnęła się Edwina.

– Jak położyłam dzieci spać, została z nimi stewardesa, a ja poszłam do trzeciej klasy, żeby poszukać Alice. Intendent znalazł ją na liście pasażerów, więc musiałam się z nią zobaczyć… Pani Winfield wiedziała o tym – dodała usprawiedliwiająco. – Powiedziałam jej i pozwoliła mi pójść.

– Ależ, Oono, nie tłumacz się przede mną. – Czasami Edwina, nie będąca już dzieckiem i jeszcze nie pani domu, nie bardzo wiedziała, jak się zachować wobec służby. Bywało, że zarówno Oona, jak i młodsze rodzeństwo uważali, że o wszystkim donosi matce. – Kuzynka pewnie bardzo się ucieszyła na twój widok. – Popatrzyła z sympatią na dziewczynę, czując się o wiele od niej starsza i dojrzalsza.

Oona odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się zadowolona.

– Wciąż jest śliczna, a Mary to słodka dziewuszka. Miała ledwie rok, jak ją widziałam ostatni raz. Wygląda zupełnie jak Alice w dzieciństwie. A włosy to ma czerwone jak ogień! – roześmiała się wesoło.

Edwina odpowiedziała jej uśmiechem. Chowała właśnie brylantowe kolczyki matki do szkatułki.

– Wybiera się do Nowego Jorku? – zapytała.

Irlandka skinęła głową, wciąż radośnie uśmiechnięta.

– Tak. Ma tam ciotkę i kuzynów. Ale namawiam ją, żeby przyjechała do Kalifornii. Obiecała, że się postara. Zrobię co tylko się da, żeby jej pomóc.

Edwina spojrzała życzliwie na Oonę, uszczęśliwioną ze spotkania kuzynki na statku. Nie byłaby jednak sobą, gdyby natychmiast nie pomyślała o czymś, co z pewnością przyszłoby do głowy jej matce.

– Czy po powrocie umyłaś dokładnie ręce? – zapytała.

– Oczywiście – odparła Irlandka, odrobinę urażona pytaniem, choć rozumiała troskę chlebodawców. Dla nich trzecia klasa była jak zaraza, była miejscem, którego nikt z nich nigdy nie oglądał, o którym nawet nie chcieli słyszeć. Na "Titanicu" wszakże również tam warunki były lepsze, niż się Oona spodziewała. Oczywiście nie dało się trzeciej klasy porównać z luksusem kabiny, w której ona podróżowała, lecz wszędzie było czysto i przyzwoicie. A najważniejsze, że razem z Alice dopłyną do Ameryki. -Ależ mamy szczęście, prawda, panno Edwino? Żeby płynąć tym samym statkiem… Nie do wiary, nigdy nie myślałam, że tak nam się złoży…