– Ach, mój Boże, tak. Czy to na pewno dla mnie? Aż trudno uwierzyć.

– Na blacie kuchennym znajdziesz akt notarialny. Wiesz, że przed tobą nie mam sekretów. Nie wygadaj się Leksowi, dobrze?

– Obiecuję.

– Ach, Dolly, wyobrażam sobie, jak mieszkasz w tym domku razem z jednym ze szczeniąt Snookie, a może i nawet z Pete’em. Starczy miejsca dla was dwojga. Leks miał jeszcze w planach ustawić tu płotek z białych sztachet, ale się rozmyślił, bo to mogłoby stwarzać niepotrzebne napięcia. Powiedział, że zrobi go, ale na wyraźne twoje życzenie. Naprawdę ci się podoba, Dolly?

– Nie wiem, co powiedzieć – szepnęła z przejęciem Dolly, spacerując dookoła swojego nowego domu. – Wieszak, stojak na parasol, kominek, powinnam wchodzić tu na kolanach. I dębowe kręte schody! Naprawdę sam zrobił coś takiego?!

– On lubi sobie pomajsterkować. Są piękne, prawda?

– O tak. Jakie piękne muślinowe zasłonki w kuchni, zawsze o takich marzyłam. Ariel, uszczypnij mnie! Auu! Nie tak mocno! Trudno mi będzie udawać, że nie widziałam tego wszystkiego, gdy Leks mnie tu przyprowadzi.

– Jakoś sobie poradzisz. Obu nam się poszczęściło, prawda, Dolly?

– O tak. Nie wiem, jak się za to odwdzięczyć.

– O to się nie martw. Wracajmy już. Zauważyłaś swoje imię na dzwonku u drzwi?

– Oczywiście, że tak. Kiedy on zdążył go pobudować?

– Podobno budowę rozpoczął w dniu, w którym nas spotkał, i sam nie wiedział dokładnie, po co to zrobił. Był zdruzgotany po twoim wyjeździe, ale ponieważ należy do ludzi, którzy zawsze kończą to, co rozpoczęli, nie przerwał budowy domu. Ten człowiek nigdy sienie poddaje, sądzę, że gdzieś w głębi duszy wierzył, że do nas wrócisz, i pewnie tęsknił za tą chwilą tak samo jak ja. Często razem rozmawialiśmy o tobie.

Dolly objęła Ariel.

– Jak cudownie, że jesteś moją przyjaciółką. Chodźmy, chciałabym zobaczyć te dwa tysiące pereł. One muszą dużo ważyć, nie będzie ci za ciężko?

– Nie. Miałam zamiar włożyć jakiś biały letni kostium, ale Leks chciał, by wszystko odbyło się z wielką pompą. Trochę się bałam, że w moim wieku… no wiesz, głupio będę w niej wyglądać.

– Czy to w ogóle ma jakieś znaczenie?

– No właśnie – zgodziła się Ariel.

I, trzymając się za ręce, poszły obie w stronę domu.


* * *

– Jest naprawdę wspaniała – stwierdziła Dolly, biorąc do ręki suknię ślubną Ariel. – Już pora, powinnaś zacząć się przygotowywać. Jaki chcesz płyn do kąpieli?

– Gardenię.

– Zrobię ci filiżankę herbaty z rumem, wypijesz, jak będziesz się moczyć. Dasz sobie radę z włosami?

– Mam zamiar upiąć kok na czubku głowy. Manicure i pedicure zrobiłam już wczoraj, więc dziś nie muszę się o nic martwić. Kosmetyczka leży na toaletce, a buty w szafce. Tak, jestem gotowa, aby po raz drugi zostać panią Sanders… wiesz, o czym mówię. A powiedz mi, podoba ci się ten Pete?

– Może.

– I na razie tyle wystarczy, Dolly, fajnie jest, prawda?

– Aha, oto i nasze herbaty z rumem.


* * *

– Wyglądasz jak gwiazda filmowa, po prostu wspaniale. Dokonałaś trafnego wyboru. Bukiet z gardenii pasuje znakomicie, niestety, nie mogę powiedzieć tego samego o stroiku na głowie.

– Wiem. Szukałam czegoś… wiesz, niebanalnego; tylko ten nadawał się do włożenia na moją głowę, choć wiem, że jest zbyt… zbyt obszerny. Co to za hałas?

– Jaki hałas?

– Jakby ktoś płakał.

Obie znieruchomiały. Dźwięk wyraźnie dochodził spod łóżka Ariel. Dolly natychmiast uklękła na kolana i zajrzała pod łóżko.

– To Snookie, ona chyba będzie rodzić albo jeszcze coś gorszego. Nie wiem, nie znam się na psich porodach.

– Ja też nie – zdenerwowała się Ariel. – Biegiem, poszukaj Frankie! Która godzina?

– Za pięć czwarta! – Dolly zawołała przez ramię.

– Poczekaj jeszcze, jeśli zobaczysz po drodze Leksa, powiedz, żeby tu przyszedł.

– Ale jest taki przesąd, że pan młody nie powinien oglądać panny młodej przed ślubem. No dobrze, już idę.

– Jeśli chcesz wiedzieć, to dziś rano brałam prysznic razem z panem młodym, idźże!

Ariel uklękła na kolanach, aby przytrzymać głowę Snookie. Poklepywała ją leciutko po wielkim brzuchu i mówiła do niej cicho dla dodania otuchy.

– Wszystko będzie dobrze, maleńka. Jeszcze trochę i zostaniesz matką, a wtedy zapomnisz o bólu. Tak przed porodem uspokaja się wszystkie matki, które mają wydać na świat swoje potomstwo. Niestety, nigdy tego nie doświadczyłam, bo nigdy nie byłam matką. Wszystko będzie dobrze, obiecuję, a zawsze dotrzymuję danego słowa. A kiedy już będzie po wszystkim, wyleczymy cię z tego, że nawet znaku nie będzie. Hm, może trochę muzyki, muzyka świetnie koi duszę.

I Ariel, podpierając się rękami, podeszła na kolanach do odtwarzacza i wcisnęła guzik, potem jeszcze jeden i w pokoju rozległ się aksamitny głos Franka Sinatry.

– Frank jest dobry – mruknęła, gramoląc się z powrotem do ciężko dyszącego psa. W tej chwili setki maleńkich pereł rozsypały się po podłodze. Ariel patrząc, jak się toczą, zauważyła dziurę na dole sukni, którą rozdarł jej obcas. Ale to nie wszystko, z boku znalazła jeszcze jedną, a prześlizgując się wzrokiem po lustrze, stwierdziła, że stroik jest przekrzywiony, jedno ramiączko sukni zaś obsunięte.

– No i co z tego? – mruknęła.

Frankie, w długiej sukni i z torbą lekarską w ręku, wpadła jak burza do pokoju. Tuż za nią, w szarym smokingu, przybiegł Leks.

– Co się stało?

– Jak zwykle, aż trzy rzeczy naraz: najpierw wróciła Dolly, potem poznali się z Pete’em, to wszystko pięknie. A teraz, tuż przed naszym ślubem, Snookie zaczęła rodzić. Bardzo się o nią martwię. Frankie, czy z nią wszystko w porządku? Ona ma ciepły nos i tak ciężko dyszy. Dlaczego ma ciepły nos?

– Jakbyś miała rodzić, też byś miała ciepły nos. Lepiej przygotuj kilka czystych ręczników i ciepłą wodę.

– Już idę! – Ariel natychmiast wstała.

W tej chwili w pokoju rozległ się głośny, przejmujący skowyt.

– O cholera! – Ariel szarpnęła stroik z głowy i cisnęła go na łóżko. – W łazience nie ma w co nabrać wody, Leks, zszedłbyś na dół po miskę?

– Ariel, uspokój się, Frankie już tu jest i panuje nad sytuacją. Bardzo mi przykro, że muszę to mówić, ale ksiądz nie może dłużej zwlekać. Oprócz nas czekają go jeszcze trzy inne śluby. Co mam mu powiedzieć?

– Poproś, żeby przyszedł na górę dać nam ślub. Nie mogę w takiej chwili opuścić Snookie.

– Co za kobieta! Kocham cię i za chwilę będę z powrotem – i pobiegł.

– Do czego potrzebna jest ciepła woda?

– Do niczego. Chciałam tylko, abyś mnie dopuściła do Snookie. Dobra, pierwszy już idzie. Całe szczęście, że udało mi odpowiednio go ustawić, bo chciał wychodzić łapkami. A oto i drugi.

– Och, mój Boże, są takie malutkie, takie śliczne, wspaniałe. Czuję się całkiem jak matka.

– Ariel, możemy już zaczynać? Przyprowadziłem księdza. Ariel uniosła głowę do góry i kiwnęła mu ręką, aby ukucnął.

– Możemy zaczynać, ojcze – powiedziała.

Gdy szczenię numer siedem ujrzało światło dzienne, ksiądz ogłosił ich mężem i żoną. Leks gwizdnął, a Ariel i Dolly klasnęły. Pocałunkowi państwa młodych towarzyszyło przyjście na świat ósmego malucha. Po kolejnych dziesięciu minutach Snookie szczeknięciem obwieściła przyjście na świat dziewiątego potomka.

– Ona chce nam powiedzieć, że to już koniec. No, no! Mamy tu matkę aż dziewięciorga dzieci. – Frankie uśmiechnęła się. – Teraz potrzebujemy łóżka dla niej i małych. Trzeba włączyć grzanie, tu jest za zimno dla szczeniąt.

– Och, Leks, popatrz, ona je liże. Musi je strasznie kochać. Czyż to nie piękna chwila?

Wkrótce Snookie usnęła w legowisku, przygotowanym dla niej i szczeniąt. Ariel zadowolona, że wszystko skończyło się pomyślnie, popatrzyła na Leksa.

– Przepraszam cię, tak chciałam, aby ten dzień był wyjątkowy…

– A nie był? Do licha, przecież tego, co się dziś stało, nigdy nie da się zapomnieć. Mam tu coś dla ciebie.

I Leks, szurając nogami, wręczył Ariel wianuszek ze świeżych kwiatów.

– Chciałem, abyś w nim brała ślub, ale jak Snookie zaczęła rodzić, straciłem głowę, no i przepadło. Starałem się, by wyglądał tak samo jak tamten sprzed lat.

Ariel rozpłakała się głośno, przytulając do siebie najwspanialszego na świecie mężczyznę, którego pokochała i poślubiła drugi raz w życiu.

– No dobra, zabierajmy się stąd – zarządziła Frankie. – Chce mi się tańczyć.

W rozprutej i rozerwanej sukni, ale w pięknym wianku na głowie, promieniejąca miłością Ariel podeszła do swojego męża. I razem, trzymając się pod ręce, po schodach zeszli na dół.

– Oooo, popatrz na Dolly. Ślicznie dziś wygląda, Pete na pewno jest tego samego zdania. Leks, nie mogłam wytrzymać, pokazałam jej dom, nie złość się, proszę.

– Wiem, że jej pokazałaś, i nie mam zamiaru się złościć. Cieszę się, że wszystkim nam wreszcie ułożyło się w życiu. I bardzo panią kocham, pani Sanders.

– Ja także pana kocham, panie Sanders.

– I czekam z niecierpliwością na noc poślubną.

– To zupełnie tak jak ja.

Fern Michaels

  • 1
  • 51
  • 52
  • 53
  • 54
  • 55
  • 57