– Czy to jedyny powód?

– Jesteś też dobry w łóżku – zachichotała.

– Jak dobry?

– Bardzo dobry – wciąż chichotała.

– Więc zróbmy to na werandzie, w tej chwili.

– Na huśtawce?

– Tak, bo mam bzika na punkcie huśtawek – powiedział, biorąc ją w ramiona.

– To mi się podoba: nago na huśtawce z listewek…

– Ach, jak ty niewiele w życiu widziałaś, moja droga.

– A więc pokaż, co potrafisz.

A w dniu ich ślubu wróciła Dolly z całym swoim dobytkiem.

– Przyjmiesz mnie, Ariel? Znajdzie się jeszcze u was jedno miejsce dla mnie? Czy Leks nie będzie miał nic przeciwko?

– Leks! – zawołała Ariel.

– Mój Boże, co się stało? – krzyknął Leks, z impetem zbiegając ze schodów.

– Dolly wróciła! Pyta, czy może z nami zostać i czy ty się na to zgadzasz.

– Masz zamiar zostać tu na zawsze? – zapytał Leks z udawaną surowością.

– Do grobowej deski! – przyrzekła solennie Dolly.

Leks złapał ją na ręce i zaczął tańczyć dookoła kuchni. Krzyczał radośnie, że oto od tej pory będzie jadł jak normalny człowiek, jego ubranie będzie do siebie pasować, a ręczniki będą puszyste i miękkie.

– Powiedz tylko, jakiej zapłaty oczekujesz, zresztą to nie ma znaczenia, dostaniesz tyle, ile zażądasz. Kiedy możesz zacząć?

– Może być i zaraz! Co powiecie na naleśniki z borówkami, kiełbaskę, jajecznicę, kawę z prawdziwą śmietanką i melon?

– Ach, dzięki ci, Boże – powiedział Leks, wznosząc oczy do góry. – Szybko, Ariel, biegiem pod prysznic, bo ona jeszcze się rozmyśli!

– Dolly, czy coś się stało? – zawołała Ariel przez ramię.

– Oj, stało się, i to bardzo dużo. Carla sprzątnęła mi Maksa sprzed nosa. Wcale za nim nie przepadałam, ale ona… jak mogła mi coś takiego zrobić?! Przyrządziłam trzydzieści galonów spaghetti i zostawiłam na piecu. To był mój pożegnalny prezent. Wyobraź sobie, on jada tylko spaghetti i melona z solą. Nie miałam żadnego wyzwania! Nic! I jeszcze ta Carla, czy pomyślałabyś, że jest do tego zdolna?! – tu Dolly, aby podkreślić dramatyzm sytuacji, trzasnęła mocno patelnią o blat kuchenki.

– Dlaczego się śmiejesz? – Ariel zapytała Leksa, wchodząc razem z nim pod prysznic. – Dopiero dziś mamy wziąć ślub, nie powinieneś oglądać pod prysznicem gołej panny młodej, nie będziesz miał potem żadnych niespodzianek. Co się stało? Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz?

– Bo właśnie się zastanawiam, co bym wolał: kochać się z tobą czy raczej zjeść śniadanie, które przygotowuje Dolly.

– Też mi konkurencja. Lepiej się pospiesz, jeszcze musimy umyć sobie plecy. Ach, prawdziwe śniadanie i nic, tylko jeść. Powiedz prawdę, dlaczego się śmiałeś? Czuję, że masz coś wspólnego z jej powrotem. Zaraz, zaraz… niebyło cię w ostatni weekend… pojechałeś tam i wszystko zaaranżowałeś. Tylko co właściwie zrobiłeś, Leks?

– Zaoferowałam Carli dziesięć tysięcy dolców, aby odbiła Dolly tego Maksa. Skończyło się na piętnastu tysiącach, bo Carla powiedziała, że Maks to straszny zrzęda i długo się zastanawiała, czy przystać na moją prośbę, tym bardziej że nie znosi spaghetti. Opowiadała też o Dolly. Twoja przyjaciółka, od kiedy się tam wprowadziła, była bardzo smutna, nieszczęśliwa, często popłakiwała i wciąż czekała na telefony od ciebie.

– Leks, jesteś wspaniałym facetem!

– Wiem, ale mnie nie wydaj.

– Nigdy w życiu.

– Ach, Ariel, tam czeka prawdziwe, najprawdziwsze jedzenie, pospiesz się.

– Ja też nie mogę się już doczekać, do diabła z tymi butami – mruknęła i pobiegła za Leksem.

Oboje zatrzymali się jak wryci na widok gości w kuchni.

– Asa, wcześnie przyjechałeś.

– Tak, chcemy pomóc przy rozbijaniu namiotów. To mój brat, Pete. Dolly zaprosiła nas na śniadanie, mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu.

– Oczywiście, że nie – odpowiedzieli chórem Ariel i Leks.

Patrzyli zdumieni, jak szpakowaty, brodaty Pete poucza Dolly, jak ma zrobić naleśniki. Do tej pory Dolly nikomu by na to nie pozwoliła, ale dziś szczebiotała radośnie i, co więcej, stosowała się do porad Pete’a!

– Leks, coś ty narobił – szepnęła Ariel. – Gdzie on mieszka? – zwróciła się do Asy.

– Na razie ze mną. A później, kto go tam wie. Może gdzieś w okolicy.

– Lepiej żeby było w okolicy, inaczej wycofuję się z umowy – syknęła Ariel.

– Jasne, nie oddamy jej tak łatwo, nawet twojemu bratu, Asa. – powiedział Leks, opychając się naleśnikami. – Boże, jakie to smaczne. Prześcignęłaś samą siebie, Dolly, nigdy przedtem twoje naleśniki nie smakowały mi tak bardzo jak dziś.

– Naprawdę tak sądzisz? – zaszczebiotała Dolly.

– Mówiłem pani, panno Dolly – chełpił się Pete.

Ariel i Leks zaczęli stroić do Asy głupie miny, ale on tylko wzruszył lekko ramionami.

– Ślub o czwartej, a tu jeszcze tyle pracy do zrobienia – stwierdziła Ariel.

– Kiedy tu wchodziłam, wydawało mi się, że sytuacja jest opanowana – zauważyła Dolly, podając Pete’owi czubaty talerz kiełbasek z bekonem.

– On lubi jeść – stwierdził Asa. – Ale i sprzątać potrafi.

– Czy jest też dobrze wychowany? – zapytała Ariel.

– Tak – odpowiedział Asa. – Moja Maggie zawsze mówiła, że Pete dobrze wie, jak należy traktować kobietę.

– Skoro już mówimy o Maggie, to gdzie ona teraz jest? – zapytał Leks.

– Niestety, nie będzie mogła przyjechać na wasz ślub. Dostała pilne zamówienie na tę swoją biżuterię i wczoraj musiała wrócić na Hawaje. Przesyła wam najlepsze życzenia, a prezent leży na stole jadalni.

– I co teraz? – zapytała Ariel.

– Posiedzimy tu sobie i popatrzymy, jak ci wszyscy ludzie za oknem robią przygotowania do naszego wesela. Orkiestra będzie lada chwila, Tiki razem z krewnymi trzyma pieczę nad kuchnią. Schodząc ze schodów, zauważyłem, że kwiaty także już przywieziono. Ksiądz przyjedzie około trzeciej. Alkohol dowieziono wczoraj w nocy. Trzeba już tylko rozstawić namioty, krótko rzecz ujmując: panujemy nad sytuacją.

– Skoro tak, to idę na górę. Następnym razem ujrzysz mnie już w ślubnym stroju.

– Nie mogę się doczekać. – Leks spojrzał na nią. – Mam jeszcze coś do załatwienia, zaraz wracam, dobrze?

– Jasne. – Ariel wspięła się na palce i cmoknęła go głośno w policzek. – Wspaniale, że już wkrótce będę oficjalnie panią Sanders. Leks, dziękuję za… no wiesz… że sprowadziłeś tu Dolly i za wszystko… Kocham cię za to jeszcze bardziej…

– Ariel, dla ciebie wszystko jestem w stanie zrobić, uwierz mi, kochanie.

– Wierzę i jestem taka szczęśliwa, że Pan Bóg nam pobłogosławił i po tylu latach szczęśliwie się odnaleźliśmy. Idź już, tylko bądź tu z powrotem na czas. Ach… przepraszam cię. Dolly, idę na górę, jak już będziesz wolna, przyjdź do mnie, chciałabym, abyś mi… pomogła.

– Oczywiście, tylko tu posprzątam. Pete mówi, że oprócz wielu innych zajęć, którymi się zajmuje, często bierze udział w popisach rodeo. Obiecał, że nauczy mnie używać lassa. Może Snookie mi pozwoli popraktykować na sobie. Idź, Ariel, już kończę, jeszcze tylko zaparzę kawę i przyniosę dla nas na górę. Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć wreszcie twoją ślubną suknię. Sprowadzona aż z Belgii, taki szmat drogi, ho, ho. Ty musisz zawsze mieć wszystko na ostatni guzik. Czy to prawda, że zdobi ją aż dwa tysiące drobnych pereł?

– Podobno tak. Może udałoby się je zliczyć… razem. Pete, chyba Asa cię woła.

– Słyszę, tylko żal mi opuścić przemiłe towarzystwo panny Dolly. Nie zapomnijcie zawołać mnie na lunch.

– Lunch? – zapytała zaskoczona Ariel. – Przecież jest dopiero jedenasta.

– Pete musi jadać często, ale mało, bo tak jest… zdrowiej.

– Aha. – Ariel pokiwała głową ze zrozumieniem.

Po godzinie Dolly weszła na górę. Ariel wyciągnęła ręce.

– Obie jesteśmy takie niemądre. Ach, Dolly, jak ciężko mi było bez ciebie. Trochę mi przykro, że ci się nie udało, ale bardzo się cieszę, że wróciłaś do mnie. Leks także się ucieszył, sama widziałaś. Zawsze mówiłaś, że w życiu nic nie dzieje się bez powodu, a ja głęboko w to wierzę. Jesteś tutaj, poznałaś Pete’a i wygląda na to, że wpadłaś mu w oko. Jak cudownie, że wszystko powoli się układa dla nas obu…

– Wiesz, Ariel, nie chciałabym, abyś chowała w sercu jakiś żal do Carli za to, co mi zrobiła. Masz rację, na tym świecie wszystko ma swoje uzasadnienie. Ona potrzebuje mieć kogoś. Mam od niej prezent dla ciebie, bardzo chciała przyjechać, ale z całą ekipą wyjechała do Vermontu robić zdjęcia. Pewnie dziś do ciebie zadzwoni.

– I żadnych łez po tym Jak mu tam”!

– Oczywiście, ten facet miał dwie twarze. Wiesz, Ariel, jak to było, chciałam kogoś mieć. Rozumiesz mnie?

– Oczywiście. Ale to musi samo przyjść, a dzisiejszy dzień był tego doskonałym przykładem. Poznałaś Pete’a, ale kto to wie, czy on jest dla ciebie przeznaczony? Nikt, dopiero czas pokaże, a ty pierwsza o tym się dowiesz. Tak bardzo bym chciała, żebyś była szczęśliwa. Dolly, chcę ci coś pokazać, ale Leks nie może się o tym dowiedzieć. Wymkniemy się bocznymi drzwiami, mamy jeszcze dużo czasu. Natknęłam się na to przez przypadek, dzięki Snookie. Ale, ale, gdzie ona się podziała?

– Jest pod twoim łóżkiem. Jak dla niej, kręci się tu za dużo ludzi, którzy robią zbyt wiele hałasu. Co chcesz mi pokazać?

– Sama zobaczysz. Leks chciał, aby to była niespodzianka dla nas obu. Jestem pewna, że ci się spodoba. – Pobiegły obie pod ścianą domu, potem obok stajni i garażu w stronę nowo zagospodarowanego terenu.

– Jest tam.

– Co to takiego? Ojej, to chyba jakaś chatka. Czy to jest domek gościnny? Jest wspaniały. Ile tu kwiatów! I weranda, a na niej dwa bujane fotele. Czy to robota Leksa?

– Wszystko robił zupełnie sam. Dla ciebie… albo lepiej, dla nas obu. Chciał w ten sposób powiedzieć, że akceptuje naszą przyjaźń. To jest twoje, ale oczywiście będziesz mogła mieszkać w naszym domu. On kiedyś usłyszał, jak mówiłaś ze smutkiem, że nigdy nie miałaś własnego domku. Ale wejdźmy do środka. Aha, jest jeszcze maleńka szopa na narzędzia ogrodnicze, między innymi masz tam własną czerwoną taczkę! Reszta narzędzi jest w kolorach różowym i żółtym. A do tego para wysokich skórzanych butów, o wszystkim pomyślał. Kuchnia jak ze snów, starannie wyposażona. Wymyślne garnki i patelnie, na pewno bardzo drogie. A oprócz tego dwa piecyki, dwa blaty kuchenne, duża lodówka. Nie zapomniał też o pralce, suszarce i zmywarce do naczyń. To prawdziwy majstersztyk. Jacuzzi i prysznic, pod którym możesz usiąść, no i bidet! Raz – dwa umyje ci co trzeba cieplutką wodą. Jesteś gotowa, możemy wchodzić do środka?