– Norweska przyjaciółka Rustana? – zapytał głos sceptycznie. – Rustan nie ma żadnych przyjaciółek w Norwegii.

– Spotkaliśmy się przypadkiem – tłumaczyła Irsa, czując, że pogrąża się coraz bardziej. – Czy ja mówię z mamą Rustana?

– Nie. Ja jestem tutaj gospodynią. Wszyscy wyjechali.

Sprawa się komplikowała. Irsa nie mogła odpytywać dłużej tej kobiety, powinna rozmawiać z kim innym. Dlatego bez ceregieli zaczęła znowu:

– Właściwie to ja nie z samym Rustanem chciałam rozmawiać. Chodzi mi o nazwisko jego przyjaciela. Mam mu coś posłać, a zgubiłam kartkę z jego nazwiskiem i adresem. Może pani mogłaby mi pomóc?

– Przyjaciel Rustana? – rzekła tamta podejrzliwie. – O ile mi wiadomo, to on nie ma żadnych przyjaciół. To mógłby najwyżej być…

– Tak, tak… – Irsa niecierpliwiła się.

– Doktor Halonen. Viljo Halonen. On jest zawsze taki miły dla Rustana. Ale żeby mieli gdzieś razem wyjeżdżać…? A, co tam, to nie moja sprawa. Czy pani ma na myśli silnie zbudowanego blondyna, studenta medycyny?

– Tak, właśnie – improwizowała Irsa z zapałem. – Tak, on rzeczywiście miał na imię Viljo.

Irsa dostała adres i zapisała go.

– Dziękuję bardzo, to już nie będziemy niepokoić Rustana – powiedziała słodkim głosem. – Ale… Ja ich poznałam tylko przelotnie, więc, żeby się upewnić, że mówimy o tym samym człowieku… Rustan Garp ma bliznę na skroni, prawda? Sięga ona aż do brwi?

– Tak, to się zgadza.

Irsa wprost nie miała odwagi oddychać. Trafiła właściwie!

– Czy on długo zostanie w Szwecji?

– Tylko tyle, ile wymaga operacja.

– Operacja?

– Oczywiście! Rustan jest niewidomy, nie wiedziała pani o tym?

Irsa oniemiała. Te oczy, które patrzyły wprost na nią! A ona sobie wyobrażała… Ech!

– Tak, tak, naturalnie, że wiedziałam. Proszę go pozdrowić ode mnie bardzo serdecznie – zakończyła cicho.

Niewidomy mężczyzna! W jaki sposób ktoś niewidomy mógłby dotrzeć w lasy nad jeziorem Grotte? W całej tej sprawie musi być coś bardziej ponurego, niż początkowo sądziła.

Ale bez wątpienia trafiła na ślad chłopca z fotografii.

Sprawa jest niemal zbyt fantastyczna, żeby mogła być prawdziwa. To tak, jakby szukać igły w największym stogu siana w Europie i znaleźć ją przy pierwszej próbie.

No, ale co powinna zrobić teraz? Nie mogła przecież pójść na policję i powiedzieć, że szukają nie tego, co trzeba, bo człowiek nazywa się Garp, nie zaś Carr. W takim razie bowiem musiałaby się przyznać do otwarcia tajnej koperty. Nie mogła też powiedzieć, że zna tego człowieka z widzenia. Jej szefowa wiedziała już, że nie zna…

Nie, Irsa musi działać sama. Pytanie tylko, jak?

E, tam, dlaczego nie machnąć na wszystko ręką? Facet przecież nie żyje!

Ale Irsa nie mogła machnąć ręką. Teraz już nie musiała patrzeć na zdjęcie, żeby wiedzieć, jak wygląda jego twarz. Na samą myśl o niej, o tych smutnych oczach które, niestety, niczego nie widzą, przepełniło ją ponownie to niezwykłe ciepło, to uczucie wspólnoty, pewność, że oni rozumieliby się nawzajem bardzo dobrze, gdyby tylko dane im było się spotkać, żyć razem. Czy w takim razie nie była mu winna tego, by wyjaśnić, co doprowadziło do tragicznej śmierci w obcym kraju? Całe jego życie musiało być głęboko tragiczne. Żadnych przyjaciół?

Teraz po śmierci miał przynajmniej jedną przyjazną duszę: Irsę. I ona nie zdradzi jego pamięci.

Nagle uświadomiła sobie, że wciąż siedzi na ławce w centrali telefonicznej pogrążona w myślach z ciężką książką na kolanach. Zaczęła szukać nazwiska Viljo Halonena, ale go nie znalazła.

Wstała i pojechała do domu.

Ledwo weszła, gdy zadzwonił telefon. To jedna z przyjaciółek.

– Hej, Irsa! Wiesz, we wtorek mamy wieczór pożegnalny naszego kursu. Czy mogłabyś się podjąć zawiadomienia wszystkich? To tylko kilkanaście telefonów. I upiecz tę twoją szarlotkę! Ona zawsze na długo starcza, taka podzielna.

Ani słowa na temat, że dobra, tylko że praktyczna.

Irsa wszystko załatwi!

Nagle poczuła, że ma tego dość. Ta rozmowa sprawiła, że Irsa się zdecydowała. Nagle, impulsywnie, nieodwołalnie!

– Nie mogę – powiedziała serdecznie, lecz stanowczo. – Wyjeżdżam jutro wcześnie rano i nie będzie mnie przez tydzień.

Po długiej chwili dosłownie nabrzmiałej zdziwieniem ciszy przyjaciółka zapytała:

– Wyjeżdżasz? To kto w takim razie zajmie się przyjęciem? A poza tym mamy zebranie w Towarzystwie Sztuki. Ktoś przecież powinien napisać sprawozdanie. I kto w takim razie…?

– Trudno. Muszę jechać. Z osobistych powodów.

Mój „mały braciszek” potrzebuje pomocy, pomyślała. Muszę oczyścić z podejrzeń jego pamięć i dowiedzieć się, dlaczego umarł taki samotny, zapomniany przez wszystkich.

Przyjaciółka najwyraźniej zirytowana bąknęła coś na pożegnanie i odłożyła słuchawkę.

Irsa zadzwoniła do swego kuzyna, Bjørna.

– Ty masz letni domek w pobliżu jeziora Grotte, prawda?

– No mam, jeśli kilkadziesiąt kilometrów to dla ciebie w pobliżu.

– Czy mógłbyś mi pożyczyć domu na kilka dni? Od jutra rana?

– Oczywiście! Bardzo dobrze, żeby tam ktoś trochę pomieszkał.

– Dziękuję ci, Bjørn. Wpadnę do ciebie za chwilę po klucz i wyjaśnienia.

Tego wieczora, zanim się położyła, napisała list do Viljo Halonena. Długo się zastanawiała, jak rozpocząć, a w końcu zdecydowała się na dość oficjalne: Szanowny Doktorze Halonen! I dalej: Piszę do Pana, bo wiem, że jest Pan przyjacielem Rustana Garpa, a są znaki wskazujące, że znalazł się on w kłopotach. Na początek mam prośbę, by zechciał Pan być tak dobry i nie mówił tymczasem nic jego rodzinie.

Czy są jakieś powody, by Rustan mógł pojechać do Norwegii w okolice jeziora Grotte? Pewne wydarzenia wskazują, że mógł się tam zatrzymać przez kilka dni. Bardzo proszę o powiadomienie mnie listowne, gdyby to było możliwe! A poza tym chciałabym prosić, by zechciał mi Pan przekazać kilka informacji na jego temat, o jego dotychczasowym życiu, stosunkach rodzinnych itd. Bardzo bym chciała mu pomóc, a nie mogę tego zrobić, nie mając takich informacji.

Z pozdrowieniami…

Podpisała się i podała adres letniego domku Bjørna.


Następnego ranka, gdy tylko przybyła do swojej agencji, ukradkiem położyła „wypożyczoną” kopertę na miejsce. To trochę uspokoiło jej sumienie. W każdym razie na tyle, by pomyśleć: Skoro nikt się nie dowie, nikt nie będzie miał pretensji. Ale sumienie nie dawało się tak łatwo oszukać…

Potem poszła do swojej przełożonej.

– Czy mogłabym teraz dostać tydzień urlopu? Od zaraz. To bardzo ważne. Mam trudną sprawę rodzinną.

Ach, mój mały braciszku, nadużywam twojej osoby!

Po różnych zastrzeżeniach szefowa się w końcu zgodziła, Irsa opuściła agencję i w dwie godziny później jechała już swoim małym samochodzikiem na północ.

Jadąc, starała się przypomnieć sobie, co wiedziała na temat ludzi, którzy w ostatnim czasie zmarli w nie wyjaśnionych okolicznościach. Przeklinała swoją bezmyślność, że jeszcze w Oslo nie zebrała więcej materiału. Teraz mogła polegać tylko na własnej pamięci, a nie była to jej najmocniejsza strona.

Ta kobieta z Isdalen. Nie zidentyfikowana, spaliła wszystkie swoje rzeczy w ognisku i czekała na śmierć w bezludnej dolinie niedaleko Bergen. Potem był jakiś Japończyk, o którym Irsa nic nie pamiętała. Następnie jeszcze jedna cudzoziemka, którą znaleziono daleko na północy; siedziała nad samym morzem, wsparta o kamień. Poza tym było jeszcze kilka dziwnych historii, które wydarzyły się w tak zwanych Fińskich Lasach na granicy szwedzko-norweskiej, i jeszcze jakiś volksvagen bez właściciela znaleziony w Sogn…

Nie, naprawdę, wiedziała o tym wszystkim śmiesznie mało.

Do jeziora Grotte było dalej, niż liczyła. Okolica stawała się coraz bardziej bezludna, a drogi coraz węższe. Co chwila musiała spoglądać na mapę. Wskazówki Bjørna, które w Oslo wydawały się takie oczywiste, tutaj nabierały nieco innego znaczenia.

Pod koniec dnia znalazła się jednak we właściwych, wschodnich rejonach, chociaż raz pojechała z dziesięć kilometrów za daleko, nie widziała nigdzie żadnych zabudowań, tylko ciemny bór, ostatecznie musiała zawrócić i wjechać na drogę, która zdawała się prowadzić wprost do jakiegoś zapomnianego przez Boga i ludzi matecznika.

Ale nareszcie dotarła jakoś do prywatnej drogi Bjørna i kiedy wiosenna noc okryła już cieniem wszystkie barwy natury, zaparkowała samochód przed domkiem i śmiertelnie zmęczona weszła po schodach.

Wielki nur krzyczał gdzieś na jeziorze, które raczej przeczuwała, niż widziała, bo okryte było gęstą mgłą. W lesie wokół domku coś trzaskało i szeptało, Irsę ogarnął lęk przed ciemnością. Pospiesznie weszła do domu i jeszcze spieszniej położyła się do łóżka, bez jedzenia i bez żadnych wieczornych ceremonii. Naciągnęła kołdrę na głowę i – dobranoc!

W zagadkowym śnie prześladowała ją twarz Rustana Garpa.

ROZDZIAŁ II

Cudowny poranek obudził w niej znowu wielką energię. Dobrze jest porozmawiać z sosną, pomyślała, śmiejąc się sama z siebie.

Zjadła przywiezione z domu śniadanie, po czym wyprowadziła samochód na drogę i pojechała do najbliższej osady, Grottemyra. Osada była niewielka i znajdowała się dość daleko. Na szczęście w centrum Irsa zobaczyła sklepiki, tam będzie mogła bez zwracania uwagi wypytać o interesujące ją sprawy.

I rzeczywiście, nietrudno było znaleźć kogoś, kto chciałby opowiedzieć wszystko, co wiadomo o znalezieniu trupa. Wszyscy chętnie o tym rozprawiali, sprawa była na tyle świeża, że wciąż jeszcze nie ustały dyskusje i dociekania.

Dwóch chłopców mniej więcej dwunastoletnich ofiarowało się pojechać z Irsą samochodem, żeby jej pokazać, gdzie parkował wóz ze sztokholmskimi numerami.

Jechali na wschód długo, w głąb lasów. Droga wiła się wśród pokrytych wiosenną zielenią brzóz i ciemnych sosen rosnących na piaszczystym gruncie. Przeważał jednak mroczny, gęsty las świerkowy.