Ben wsypał kawę do ekspresu, włączył go i dopiero wtedy zwrócił się w stronę Emily.

– Słucham.

– Chcę porozmawiać, Ben. Nie chcę sama mówić.

– Nic z tego. Ja już swoje powiedziałem. Wiesz, co czuję i czego pragnę. Teraz ty powiedz coś o sobie.

– Widzę, że mi tego nie ułatwisz? – zauważyła smutnym głosem.

– Rzeczywiście, nie ułatwię ci.

– Chciałam… spodziewałam się… że cały świat wokół mnie będzie rozbrzmiewał dźwiękiem dzwonów i fanfar. Chciałam, żeby serce śpiewało mi z radości. Myślałam, że jeśli będę miała takie odczucia, to będzie znaczyło, że jestem zakochana. Ale może coś takiego zdarza się tylko w książkach i na filmach. Tylko, że ja naprawdę strasznie za tym tęskniłam. Moje małżeństwo, w ogóle całe moje życie było takie nieudane, więc… skąd właściwie miałam wiedzieć, jak powinno być? Tam w lesie miałam mnóstwo czasu na przemyślenia. Najśmieszniejsze jest to, że nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego, że zastanawiam się nad swoim życiem dopóki nie zaczęłam robić różnych wykresów i spisów, i uczyć się na pamięć rozmaitych złotych pomysłów na ubarwienie życia, które, jak mi się wydawało, mogłabym sama wykorzystać. I wtedy… doszłam do wniosku, że… to znaczy… uznałam, że ty… że nasz związek kojarzy mi się z domem. Z bezpieczeństwem, szczęściem, ciepłem. Sam wiesz jak to jest – kiedy coś się nie układa, to człowiek idzie do domu, żeby się schronić w domowe zacisze… Wiem, że niezbyt jasno to wszystko tłumaczę, ale nie przerywaj mi, Ben. Muszę to powiedzieć na swój własny sposób. Dom przy Sleepy Hollow Road był i wciąż jest moim azylem. I o tobie myślę dokładnie w taki sam sposób. To chyba musi być miłość, bo… bo gdybyś się stąd wyprowadził albo zostawił mnie, to… to byłabym zrozpaczona. I tak samo bym się czuła, gdybym straciła mój dom. Jeśli więc poskładać do kupy to, co powiedziałam, jasno widać, że jestem w tobie zakochana. Nigdy wcześniej ci tego nie powiedziałam, bo nie byłam pewna… Ale teraz nie mam najmniejszej wątpliwości. Nie chcę jednak, żebyśmy już od razu się pobrali. Ten kawałek papieru przeraża mnie. Lecz w grzechu także nie chcę żyć. Wiele nauczyłam się od tych zakonnic. Mówiłam ci, że one piją i palą, a w niedzielne popołudnia grywają w karty? Wyobrażasz sobie? W niedzielę! No dobrze, teraz możesz ty coś powiedzieć.

– Zaczekaj tu – odezwał się Ben. Minę miał nieco dziwną. – Emily czekała. Zastanawiała się nad tym, co Benowi powiedziała i czy jeszcze kiedykolwiek jej serce znów będzie bić normalnie. Po piętnastu minutach Ben był z powrotem. – Zamknij oczy – poinstruował ją krzycząc z przedpokoju. Emily posłusznie wykonała polecenie. – Dobrze, teraz możesz je otworzyć.

Uchylając powieki Emily pomyślała, że głos Bena brzmi nieco zabawnie. I wtedy zobaczyła, że w zębach trzyma małą trąbkę, a w obu dłoniach bożonarodzeniowe dzwoneczki. – No, jak teraz słyszysz? – spytał niewyraźnie nie wyjmując trąbki. Potem mocno w nią dmuchnął i zaczął pobrzękiwać dzwonkami.

Emily aż zataczała się ze śmiechu.

– Tylko ty mogłeś wpaść na taki pomysł, Ben. Wierz mi, że to załatwia sprawę. Dziękuję ci, bardzo ci dziękuję, Ben. Chodź do mnie – powiedziała kiwając na niego palcem. – Chcę się z tobą kochać, tu i teraz, na kuchennej podłodze.

– Dziewczyno, myślałem, że już nigdy tego nie powiesz. Mogę już dać sobie spokój z dzwonkami i fanfarami?

– No cóż, jak na mój gust to raczej trudno ci będzie całować mnie z trąbką w ustach, a wolałabym też, żebyś z rąk zrobił inny użytek.

Tak więc trąbka wylądowała w zlewie, a dzwonki poszybowały na drugi koniec kuchni.

– Jestem cały twój, Emily. Teraz i na zawsze.

– Ciii, za dużo mówisz. Dzięki tobie nauczyłam się znów kochać, więc lepiej zajmijmy się tym, co nam najlepiej wychodzi.

Dopiero po południu Emily i Ben uznali, że czas już wyjść z łóżka.

– Ale masz kondycję, Ben – orzekła z uznaniem w głosie.

– Bo ty ją podtrzymujesz i hartujesz. Kocham cię, Emily, i to tak bardzo, że aż czasem boli.

– To teraz wiem, dlaczego ciągle mnie coś rwie i strzyka. A ja myślałam, że po prostu się starzeję.

Czuła się cudownie w obecności tego mężczyzny, bo on ją rozumiał i kochał tak, jak chciała być kochana.

– Kocham cię, Ben. Myślę, że zawsze cię kochałam, lecz nie miałam odwagi wyrazić tego słowami. Bałam się, że gdy powiem to na głos, to… znów będzie tak jak poprzednim razem, a tego nie chciałam. Ale tego, co ty mi dajesz, bardzo pragnę. Szkoda tylko, że tak dużo czasu potrzebowałam, żeby to sobie uświadomić… żeby być wobec ciebie w pełni uczciwa.

– Ci, którzy potrafią czekać, dostają to, co najlepsze. Uprzedzałem cię, że będę czekał aż do skutku. Mówiłem całkiem serio. I widzisz, jacy teraz jesteśmy szczęśliwi, ty szalony dzieciaku?

– Ben, chodźmy do domu. Chcę powiedzieć o tym moim przyjaciółkom. I chciałabym… mam pełno nowych pomysłów na przyszłość i chcę wam o nich opowiedzieć, żeby każde z was mogło wyrazić swoją opinię, bo decydować będziemy razem.

– W porządku, ale ja mam jeszcze lepszy pomysł. Proponuję, żebyśmy najpierw wzięli wspólny prysznic.

– Ty szatanie – krzyknęła idąc z nim do łazienki.


* * *

sxxs- A to co? – spytała Emily wstając od stołu. – Smakuje jak supertajna niespodzianka siostry Tiny.

– To kruszone herbatniki z puddingiem i odrobiną brandy dla ożywienia smaku. No, a teraz mów! Nie baw się z nami w chowanego. Przecież wszystkie patrzyłyśmy jak wysiadacie z samochodu i uznałyśmy, że nigdy w życiu nie widziałyśmy dwojga takich szczęśliwców. Uznałyśmy, że w grę wchodzi miłość. Mamy rację?

Emily skinęła głową zarumieniona, a Ben uśmiechnął się głupawo.

– Musimy to uczcić! Ale mamy tylko piwo.

– Dla mnie może być – stwierdził Ben uśmiechając się swobodniej. Emily wstała wysoko unosząc butelkę.

– Wzniosę specjalny toast. Słuchajcie uważnie. Pijemy za dzwony i fanfary. Tylko komu one potrzebne? No dobrze, a teraz do roboty.

Dwie kolejne godziny upłynęły na dokładnym omówieniu rozmaitych, istotnych spraw. Dyskusję podsumowała Emily:

– A więc wspólnie uzgodniliśmy, co następuje. Sprzedajemy nasze udziały w „Klinikach Wychowania Fizycznego Emily” i przeprowadzamy się. Wszystkim zajmą się prawnicy. Nasze ubezpieczenia emerytalne pozostaną nietknięte, a i polisy zdrowotne też uwzględniają wszelką ewentualność. W banku każda z nas odłożyła wystarczająco dużo pieniędzy, żeby nie martwić się o nie do końca życia, a sumka przeznaczona na studia Teda będzie stopniowo rosnąć, tak, że gdy przyjdzie czas, by poszedł do college’u, starczy mu nawet na magisterium albo doktorat, jeśli tylko będzie miał ochotę za to się zabrać. Sam zdecyduje czego chce. Teraz czas pomyśleć o dobrych uczynkach. Przeznaczymy na nie pieniądze Iana. Należał do niego ten dom… ogromny dom z wielkim placem o powierzchni ładnych paru akrów. Proponuję, każda z was może naturalnie wypowiedzieć się w tej kwestii, ale proponuję, żeby ten dom wraz z przyległymi mu terenami przekształcić w swego rodzaju schronisko dla kobiet; myślałam o tych kobietach, które znalazły się w takiej sytuacji jak my kiedyś, a które dzięki temu schronisku nie musiałaby żyć w takim strachu jak my. Oznacza to, że w zasadzie wrócimy do punktu wyjścia, lecz wydaje mi się, że możemy się na to zdobyć. Owszem, mamy mnóstwo pieniędzy, ale nie jest to studnia bez dna, więc nasze przedsięwzięcie musi być opłacalne. Lokatorki schroniska będą mogły przebywać w nim bezterminowo. Może nawet powinnyśmy dokupić kawałek ziemi, gdzie hodowałybyśmy kurczęta i warzywa; mogłybyśmy też sprzedawać jajka i jarzyny. Właściwie można by także przygotowywać karmę dla psów i zajmować się ich pielęgnacją. W każdym razie jesteśmy w stanie zrobić wszystko, co okaże się konieczne. Już to raz udowodniłyśmy. To by było na tyle.

– Głosujemy! – krzyknęły bliźniaczki.

– Wniosek przechodzi większością głosów! – dodał Ben. – Ale słuchajcie, dziewczyny – to nie ma nic wspólnego z faktem, że Ted mieszka z matką w Kalifornii?

– Ależ ma, to właśnie powód – odparła Emily. – Proponuję wznieść toast. Przyniosę piwo.

Powiedziała to już właściwie z głową w lodówce, gdzie poczuła lecące na nią zimne powietrze. – Brawo, Emily – usłyszała głos. – Sam nie potrafiłbym lepiej wszystkiego załatwić. A ten facet jest w sam raz dla ciebie. Zegnaj, kochana Emily.

– Hej, kto tam wstrzymuje nam głosowanie? – krzyknął Ben. Emily spojrzała na niego z uśmiechem na twarzy. Ustawiła butelki na stoliku, po czym stanęła za plecami Bena i otoczyła go ramionami.

– Chcę, żebyście wszystkie wiedziały, że kocham tego faceta. I… i wiem to z pewnego źródła, że on jest dla mnie odpowiedni.

Usta Bena znów wykrzywiły się w głupawym uśmiechu, lecz Emily tego nie widziała. A jej przyjaciółki wiwatowały i pogwizdywały. Usiadła Benowi na kolanach i mocno się do niego przytuliła. Jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak szczęśliwa, a to dzięki niemu, bo on nauczył ją, że można znów pokochać. Poczuła, że Ben przyciska ją do siebie i usłyszała jego szept:

– Kocham cię, Emily Thorn.

– Ale nie tak, jak ja ciebie, Benie Jackson.

– A chcesz się założyć?

Fern Michaels

  • 1
  • 73
  • 74
  • 75
  • 76
  • 77
  • 79