– A niech mnie – sapnął szkocki akcent. Connor otworzył drzwi do domu.
Shanna drgnęła i spojrzała w stronę światła.
– Co jest? – zapytał Laszlo. – Oj, może powinniśmy zamknąć drzwi.
– O nie! – Gregori włączył się do rozmowy. – Chcę popatrzeć!
Shanna cofnęła się, czerwona jak burak.
Roman gniewnie łypnął na trzech mężczyzn w progu.
– Nie ma co, Connor, świetne wyczucie czasu.
– Aye, sir. – Ochroniarz stropił się, jego twarz była niewiele jaśniejsza od płomienia rudej szopy włosów. – Jesteśmy gotowi na przyjęcie gościa.
A jednak dobrze zrobili. Gdy Roman pomyślał o tym na spokojnie, doszedł do wniosku, że pewnie smakowałby krwią, a zważywszy, jak Shanna na nią reaguje, mogłoby się źle skończyć. Na przyszłość musi być bardziej ostrożny.
Przyszłość? Jaką przyszłość? Przysiągł sobie, że nigdy więcej nie zwiąże się ze śmiertelniczką. Kiedy zorientuje się, z kim ma do czynienia, będzie chciała go zabić. I trudno się dziwić. Przecież naprawdę jest potworem.
– Chodź. – Wziął ją pod rękę.
Nie drgnęła. Cały czas wpatrywała się w drzwi.
– Shanna?
Gapiła się na Connora.
– Roman, w progu twojego domu stoi facet w kilcie.
– Jest tu jeszcze z tuzin szkockich górali, highlanderów. To moi ochroniarze.
– Naprawdę? Zadziwiające. – Weszła sama na schody. Nawet na niego nie spojrzała.
Cholera. Czyżby już zapomniała, jak się czuła w jego ramionach?
– Witaj, jaśnie pani. – Connor odsunął się, żeby mogła wejść. Laszlo i Gregori cofnęli się, choć Shanna zdawała się ich nie zauważać.
Z uśmiechem na twarzy patrzyła na Szkota.
– Jaśnie pani? Jeszcze nikt nigdy tak się do mnie nie zwracał. To brzmi niemal… średniowiecznie.
Rzeczywiście. Staroświecki czar Connora był naprawdę wiekowy. Roman pokonał kilka stopni.
– Jest trochę staromodny.
– Podoba mi się to. – Rozglądała się po holu, chłonęła wzrokiem posadzki z marmuru i kręte schody. – A dom jest cudowny. Po prostu cudowny.
– Dziękuję. – Roman zamknął drzwi i dokonał prezentacji.
Shanna skupiła się na Connorze.
– Cudowny kilt. Jaki klan symbolizuje?
– To tartan klanu Buchanan. – Skłonił się lekko.
– A te dzyndzelki przy skarpetkach… pasują do kiltu. Urocze.
– Och, pani, dziękuję.
– A to nóż? – Pochyliła się, by uważniej przyjrzeć się skarpetom Connora.
Roman stłumił jęk. Lada chwila powie Connorowi, że owłosione kolana też ma słodkie.
– Connor, zaprowadź naszego gościa do kuchni. Może Shanna jest głodna.
– Aye, sir.
– A twoi ludzie niech robią pełny obchód co pół godziny.
– Aye, sir. – Connor wskazał korytarz. – Tędy, jaśnie pani.
– Idź z nim, Shanno. Zaraz do was dołączę.
– Aye, sir. – Spojrzała na niego gniewnie i poszła z Connorem, mrucząc pod nosem: – Powinnam była go zastrzelić.
Gregori gwizdnął cicho, gdy drzwi do kuchni się zamknęły.
– Urocze. Twoja dentystka to ostry kociak.
– Gregori… – Roman posłał mu surowe spojrzenie, które jednak zostało zlekceważone.
Młody wampir poprawił jedwabny krawat.
– Tak, myślę, że kontrola dentystyczna mi nie zaszkodzi. Mam dziurę do zaplombowania.
– Dosyć tego! – warknął Roman. – Zostaw ją w spokoju, jasne?
– Jasne. Widzieliśmy, jak się do niej ślinisz. – Podszedł do Romana. – Więc kręci cię śmiertelniczka, co? – zagadnął z błyskiem w oku. A co się stało z zasadą: nigdy więcej?
Roman uniósł brew.
Gregori się uśmiechnął.
– Wiesz, od razu widać, że podobają jej się te męskie spódnice. Może Connor ci pożyczy.
– Kilty – podsunął usłużnie Laszlo, który wciąż bawił się guzikiem.
– Nieważne. – Gregori zmierzył Romana wzrokiem. – Więc jak, masz seksowne nogi?
Przyjaciel spojrzał na niego ostrzegawczo.
– Co ty tu właściwie robisz, chłopie? Wydawało mi się, że wybierasz się gdzieś z Simone.
– Bo tak było. Poszliśmy do tego nowego klubu przy Times Square, ale wkurzyła się, bo nikt jej nie poznał.
– A dlaczego ktoś miałby ją poznać?
– Stary, przecież to znana modelka! Jest na okładce ostatniego „Cosmo”! Nie wiesz? W każdym razie tak się wściekła, że cisnęła stolikiem na parkiet.
Roman jęknął. Transformacja w wampira potęgowała siłę fizyczną i wyostrzała wszystkie zmysły, niestety, jednak nie podnosiła ilorazu inteligencji.
– Pomyślałem, iż wyda się podejrzane, że osoba tak chuda ma tyle siły – ciągnął Gregori – więc się tym zająłem. Usunąłem wszystkim wspomnienia i przyprowadziłem ją z powrotem. Jest teraz z twoim haremem, który poprawia jej humor słowami i pedikiurem.
– Wolałbym, żebyś ich tak nie nazywał. – Roman zerknął na zamknięte drzwi do salonu. – Są tam?
– Tak. – Gregori był rozbawiony. – Kazałem im siedzieć cicho, ale kto wie, co robią?
Roman westchnął.
– Nie mam dla nich czasu. Zadzwoń do matki, może ona je okiełzna.
– Będzie zachwycona. – Gregori pokiwał głową. – Wyjął komórkę z kieszeni i wystukał numer.
– Laszlo? Naukowiec aż podskoczył.
– Tak, sir?
– Idź do kuchni i zapytaj Shannę, co jej będzie potrzebne do zabiegu.
W pierwszej chwili Laszlo wydawał się zagubiony, zaraz jednak się rozpromienił.
– Ach tak, zabieg!
– I zawołaj tu Connora.
– Dobrze, sir. – Podreptał do kuchni.
– Mama już jedzie. – Gregori schował telefon do kieszeni. – Więc jeszcze ci nie wstawiła zęba?
– Nie. Mieliśmy kłopoty. Właściwie kłopot – Ivan Petrovsky. Wygląda na to, że pani doktor jest jego celem numer jeden.
– Chyba żartujesz! Co takiego zrobiła?
– Nie wiem dokładnie. – Spojrzał na drzwi do kuchni. – Ale się dowiem.
Drzwi się otworzyły i Connor wyszedł do holu. Zatrzymał się u stóp schodów.
– Możecie mi powiedzieć, czemu właściwie przed chwilą zrobiłem pani doktor kanapkę z indykiem?
Roman westchnął. Szef jego ochrony musi znać prawdę.
– Kilka godzin temu, podczas pewnego eksperymentu, straciłem kieł. – Wyjął z kieszeni zakrwawioną chusteczkę i pokazał jej zawartość.
– Kieł? Rany boskie! Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
– Ja też nie, a żyję już ponad pięćset lat.
– Może się starzejesz – podsunął Gregori i skrzywił się, gdy i Roman, i Connor łypnęli na niego gniewnie.
– Znajduję tylko takie wytłumaczenie: nasz nowy sposób odżywiania. – Roman owinął ząb w chusteczkę i wsunął do tylnej kieszeni dżinsów. – To jedyne, co się zmieniło, odkąd przeszliśmy transformację.
Connor zmarszczył brwi.
– Ale przecież nadal pijemy krew. Nie widzę różnicy.
– Chodzi o sposób picia – powiedział Roman. – Nie kąsamy. Kiedy ostatni raz użyłeś kłów?
– Nawet nie pamiętam. – Gregori rozwiązał jedwabny krawat. – Po co ci kły, kiedy pijesz ze szklanki?
– Prawda – zgodził się Connor. – W szklance będą tylko przeszkadzać.
– No właśnie. – Wyjaśnienie nie przypadło Romanowi do gustu, ale nic innego nie przychodziło mu do głowy. – To ilustracja powiedzenia, że organ nieużywany zanika.
– A niech mnie – sapnął Connor. – Musimy mieć kły. Gregori zrobił wielkie oczy.
– O nie, nie zacznę kąsać śmiertelników, nie ma mowy! Tyle pracy poszłoby na marne.
– Rzeczywiście. – Roman skinął głową. Gregori Holstein bywał czasem denerwujący, ale bardzo zaangażował się w misję uczynienia świata bezpiecznym zarówno dla śmiertelników, jak i dla wampirów. – Może popracujemy nad programem ćwiczeń.
– Super! – W oczach Gregoria pojawił się błysk. – Zaraz się do tego zabiorę!
Roman się uśmiechnął. Gregori podchodził do wszystkiego z niesłabnącym entuzjazmem. W takich chwilach upewniał się, że dobrze zrobił, awansując chłopaka.
Drzwi do kuchni się otworzyły i Laszlo wybiegł do holu.
– Sir, mamy problem. Lekarka powtarza, że zabieg powinien się odbyć w gabinecie dentystycznym, a do swojego nie chce wracać.
– I ma rację – mruknął Roman. – Na pewno jest tam już pełno policji.
Connor zacisnął dłoń na rękojeści sztyletu.
– Laszlo twierdzi, że ktoś chce zabić tę dzierlatkę. Piekielne dranie.
– Tak. – Roman westchnął. Liczył, że Shanna wstawi mu ząb w domowym zaciszu. – Gregori, znajdź inny gabinet, niedaleko, z którego będziemy mogli skorzystać.
– Nie ma sprawy, brachu.
– Wracam do dziewczyny – burknął Connor. – Nie chcemy przecież, żeby zajrzała nam do lodówki. – Szkot poszedł do kuchni.
Laszlo bawił się guzikiem przy kitlu.
– Sir, wymieniła pewien produkt, który znacznie zwiększa szanse skuteczności zabiegu. Jest przekonana, że można go znaleźć w każdym gabinecie dentystycznym.
– Świetnie. – Roman wyjął z kieszeni ząb w chusteczce i podał chemikowi. – Idź z Gregorim i dopóki nie przybędę, pilnuj mojego kła.
Laszlo z trudem przełknął ślinę i wsunął kieł do kieszeni fartucha.
– To… To będzie włamanie, prawda, sir?
– Nie przejmuj się tym. – Gregori poklepał chemika po plecach i pchnął w stronę drzwi. – Śmiertelnicy nigdy nie odkryją, co się tam działo.
– No, dobrze. – Laszlo zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił. – Muszę pana uprzedzić, sir. Chociaż młoda dama nie szczędziła nam informacji, obstaje przy swoim i twierdzi, że w żadnym wypadku nie wstawi panu wilczego kła.
Gregori się roześmiał.
– Myśli, że to wilczy kieł? Roman wzruszył ramionami.
– Z jej punktu widzenia to logiczne.
– No, tak. – Gregori spojrzał na niego z rozbawieniem. – Ale dlaczego nie zasugerowałeś jej czegoś innego?
Roman milczał. Laszlo i Gregori patrzyli wyczekująco. Na miłość boską, czy jednej nocy nie dość już upokorzeń?
– Ja… Nie udało mi się przejąć kontroli nad jej umysłem. Laszlo otworzył usta ze zdumienia.
Gregori cofnął się o krok.
– Niemożliwe! Nie mogłeś zahipnotyzować zwyczajnej śmiertelniczki?
Roman zacisnął pięści.
– Nie.
"Jak poślubić wampira milionera" отзывы
Отзывы читателей о книге "Jak poślubić wampira milionera". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Jak poślubić wampira milionera" друзьям в соцсетях.