– Oczywiście ułożyłeś już sobie plan, jak odzyskać to zaufanie? – spytała z ironią, podczas gdy głos wewnętrzny ostrzegał ją, że powinna natychmiast odejść. Gdy tylko w grę wkraczał Max, stawała się zupełnie bezbronna. Ocknij się, Elyn, ocknij! I uciekaj, póki nie jest za późno! Uciekaj, zanim cię zahipnotyzuje, zanim zrobisz wszystko, o co poprosi.

– Nie mam żadnego planu. – Max nie zwracał uwagi na jej ironię. Zdała sobie sprawę, że zna ją na tyle, by spodziewać się tego, co usłyszał. Więcej, postanowił zapomnieć o swojej ambicji i przyjąć wszystkie ataki z jej strony. Czyżby aż tak bardzo chciał zaciągnąć ją do łóżka? Nie mogła tego zrozumieć Przecież wtedy mógł ją mieć bez trudu, ale teraz… – Nie mam innego planu – powtórzył zdecydowanym tonem – niż wyznać ci całą prawdę.

– To bardzo krzepiąca zmiana! – zauważyła z sarkazmem.

On jednak i tym razem nie zareagował na jej ton, a nawet uśmiechnął się łagodnie:

– Wierz mi, moja droga, zazwyczaj nie uciekam się do kłamstw. – Słysząc owo „moja droga”, Elyn poczuła, że jej opór topnieje. Chciała wstać i odejść, póki jeszcze mogła, ale wtedy Max dodał: – A więc widzisz, co, niemal od pierwszego spotkania, zdołałaś ze mnie zrobić.

Zdołała z niego zrobić? Wszystko przepadło. Już nie mogła się poruszyć. Objęła go badawczym spojrzeniem, ale jego twarz tchnęła szczerością. Rozum podpowiadał, że postępuje głupio, lecz serce wołało: zostań!

– Ja… obawiam się… ja… nie… – głos jej zamarł.

Ośmieliło to Maxa.

– Zupełnie mnie nie dziwi, iż nie rozumiesz – mruczał miękko. – I muszę wyznać, że od chwili, gdy cię poznałem, wielokrotnie nie rozumiałem samego siebie. Być może, jeśli opowiem, jak od pierwszego spotkania, wtedy, w drzwiach, żyłaś nieustannie w moich myślach, zaczniesz pojmować moje zachowanie.

Och, jak dobrze pamiętała to pierwsze spotkanie! Przypominała sobie, że odtąd przestała normalnie funkcjonować. Od tamtego czasu, mimo iż próbowała temu zaprzeczać, każdy kontakt z nim zupełnie wytrącał ją z równowagi. Ale to, że jego też, jak mówił, poruszało każde nieoczekiwane spotkanie… Musiała go słuchać, musiała zadawać coraz więcej pytań…

– Mówisz, że żyłam w twoich myślach?

Przytaknął.

– Najpierw tłumaczyłem sobie, że to dlatego, iż rzadko się zdarza, prawdę powiedziawszy nigdy, by któraś ze znanych mi kobiet potraktowała mnie z góry i odeszła bez słowa.

– Wierzę! – Nie mogła pohamować gorzkiego komentarza.

Jednakże, ku jej rozdrażnieniu, Max sprawiał wrażenie bardziej zadowolonego, niż zbitego z tropu. Na jego ustach błądził uśmiech, gdy zapytał miękko:

– Czyżbyś była zazdrosna?

– Śmieszne! – zaprzeczyła pogardliwym tonem. Nie wyglądał na całkowicie przekonanego, co wywołało w niej złość. Jednakże nie na tyle dużą, by wyjść, nie dowiadując się niczego więcej. – Czy chcesz przez to powiedzieć, że, mijając cię bez słowa, skłoniłam cię do rozważań na mój temat?

– To właśnie chcę powiedzieć – odparł. – Moja droga, czyż nie ulitujesz się nad tym, który myślał o tobie najpierw od czasu do czasu, by wkrótce potem częściej myśleć, niż nie myśleć, aż wreszcie pojął, że całkowicie opanowałaś jego świadomość?

– Och! – wykrzyknęła.

Przecież to samo działo się z nią, gdy chodziło o niego! Ale on nie może mówić tego szczerze! Nie bądź śmieszna!

– strofował ją rozum, wzmagając jej opór.

– I pomyślałeś, iż to będzie takie zabawne, jeśli zasugerujesz mi, że uważasz mnie za złodziejkę? – szydziła.

– Nie, wcale nie – zaprzeczył natychmiast.

– Czyżby? Z mojego punktu widzenia wydaje się, że jednak tak! – Max poruszył się, jakby zamierzał wstać i podejść do niej. Zaniepokoiła się tym, zarówno ze względu na niego, jak i na siebie. – Dobrze słyszę z tego miejsca – powiedziała, podrywając się gwałtownie.

Przez moment sprawiał wrażenie pokonanego, ale po chwili spytał:

– Chyba nie mogę liczyć na to, że podejdziesz tu do mnie?

– Nie możesz.

– Bardzo utrudniasz mi sytuację. Czy wiesz o tym, Elyn?

– Wiem – odparła.

Przez długą chwilę Max wpatrywał się uważnie w jej zbuntowaną twarz. Wtem jego napięcie zniknęło i oświadczył ponurym głosem:

– Być może już w chwili, kiedy po raz pierwszy spojrzałem w te uparte, zielone oczy, powinienem był dostrzec twój nieujarzmiony charakter i przewidzieć udrękę, której źródłem miałaś się stać.

Elyn czuła, że wola oporu ostatecznie ją opuszcza, tymczasem on ciągnął dalej:

– Ale nawet gdybym przewidział cierpienia, których przysporzy mi ta wyniosła, elegancka kobieta, figurująca na liście moich pracowników, nie sądzę, bym zachował się inaczej.

Cierpienia?! Rozum podpowiadał jej, że zapewne ma na myśli ból, który sprawiała mu zwichnięta stopa. Lecz co innego mówiło jej serce, szalone serce – mogło przecież być inaczej. Może chodzi mu o coś zupełnie innego?

– Mówisz o kłopotach związanych z kradzieżą projektu? – spróbowała ostatkiem sił.

Max przyglądał się jej spokojnie, potem wymamrotał:

– Ach, ten projekt… to był początek moich kłamstw. Chociaż na samym początku, tak jak każdy, kto miał dostęp do pracowni Briana Cole’a, byłaś podejrzana.

Elyn nie protestowała.

– Dopóki nie znaleziono winnego, nie miałam o to pretensji.

– Dziękuję – uśmiechnął się Max i zaczął jej opowiadać, jak rzecz się przedstawiała z jego punktu widzenia. – Brian był zachwycony projektem. Kiedy informował mnie o nim, był w stanie takiej euforii, że powiedziałem mu, by projektu nie przynosił do mnie, gdyż wspólnie z nim obejrzę go na miejscu.

– Ale projektu już nie było.

– Nawet ślad po nim nie pozostał – uśmiechnął się Max. – Brian był wstrząśnięty. To było jego dziecko, dziecko jego marzeń. Nie mógł w to uwierzyć. Przecież zostawił projekt na biurku i oto go nie ma.

– Biedny Brian – współczuła Elyn.

– Naturalnie zacząłem wypytywać, kto wchodził do jego gabinetu, podczas gdy Brian był u mnie i czekał, aż skończę rozmowę telefoniczną.

– Hugh Burrell powiedział ci, że to ja tam byłam, sama… – podpowiedziała mu Elyn.

Max przytaknął.

– Zapytałem o twój numer wewnętrzny i zadzwoniłem do ciebie. Gdy tylko usłyszałem twój miły głos, byłem pewien, że należy on do tej hardej kobiety, którą spotkałem wcześniej tego samego rana.

– Naprawdę? – wyrzuciła ostatkiem tchu, ale zebrała się w sobie, by dodać: – I od razu zacząłeś mnie wypytywać o ten projekt.

– I bardzo szybko wywnioskowałem z twojego sposobu udzielania odpowiedzi, że nie miałaś z tym nic wspólnego.

– Rzeczywiście? – zapytała zdziwiona.

– Och tak, cara - odpowiedział miękko. – Oczywiście musiałem rzecz ciągnąć dalej, ale im bardziej poszlaki zdawały się wskazywać na ciebie… przecież nie miałaś powodu, by tam wchodzić, bo dysponowałaś już danymi, których jakoby szukałaś, bo wiedziałaś, że nie spotkasz tam nikogo z pracowni projektowej, gdyż zobaczyłaś ich przy automacie, a nade wszystko dlatego, że byłaś związana z zakładami Pillingera i z tego względu zdawałaś sobie sprawę, jaką rynkową wartość ma taki projekt… A mimo to, tym mocniej byłem przekonany, że to nie mogłaś być ty.

Patrząc na niego, Elyn nabierała przekonania, że to, co mówił, jest prawdą. Ale przecież wcześniej kłamał, i to w tej samej sprawie.

– Czy kiedy pod koniec tamtego dnia wezwałeś mnie do siebie, wciąż byłeś tego zdania? – spytała rozważnie.

– A czy miałem cię przesłuchiwać w pracowni projektowej, świadom, że Burrell zaciera ręce, widząc, w jakiej sytuacji się znalazłaś?

– Och, Max, to było naprawdę uprzejme! – wykrzyknęła w chwili słabości, by natychmiast w pośpiechu opanować swoje emocje. – Gdy jednak w tydzień później znów mnie wezwałeś, sprawa przedstawiała się inaczej.

Wtedy miałeś już niezbitą pewność, że to nie ja, lecz Hugh Burrell ukradł ten projekt, gdyż osobiście go zwolniłeś i…

– Proszę cię, moja droga Elyn, spróbuj mnie zrozumieć – Max przerwał jej gniewną tyradę. – Przez cały tydzień żyłem we Włoszech opętany wspomnieniem twojej twarzy.

– Jego słowa pohamowały dalszy ciąg oracji Elyn. – Gdy otrzymałem telefon z wiadomością, że to Burrell został sfilmowany przez ukrytą kamerę, postanowiłem natychmiast jechać do Anglii, choć Brian Cole równie dobrze mógł sam przesłuchać go i zwolnić.

– Uważałeś, że to twój obowiązek? – wolno spytała Elyn.

– Usiłowałem sobie to wmówić – przyznał Max.

– Później jednak zrozumiałem, że moja obecność przy zwabianiu tej kreatury stanowiła jedynie pretekst. W rzeczywistości chciałem znów zobaczyć ciebie.

– O Boże! – szepnęła Elyn słabnącym głosem.

– I dlatego, gdy już się z nim rozprawiłem, prosiłem, żebyś przyszła. Uwierz mi, zamierzałem ci powiedzieć, że to Burrell ukrył projekt, zresztą bardziej po to, by ci zaszkodzić, niż by go ukraść. Tymczasem, gdy zapytałaś, czy już wiem, kto to zrobił, ku własnemu zdumieniu odpowiedziałem: Niestety, nie.

Elyn nie przypuszczała, że niechęć Burrella do niej była aż tak głęboka. Ale nie to ją teraz interesowało.

– A więc początkowo zamierzałeś mi wszystko powiedzieć? – naciskała, starając się pojąć jego motywy.

– Oczywiście, uwierz mi, proszę…

– Więc dlaczego…? – zaczęła pytać, zupełnie zdezorientowana.

– Zadawałem sobie to pytanie wiele razy, ale dopiero znacznie później znalazłem na nie odpowiedź. Wiedziałem tylko jedno: ja, który nigdy nie kłamię, nagle stałem się kłamcą. I po to, by swoje kłamstwo ukryć, musiałem znaleźć jakiś powód, dla którego wezwałem cię do siebie.

– Przez sekundę lub dwie nie spuszczał z niej wzroku, po czym wyznał: – Znalazłem ten powód, patrząc na ciebie. Gdy przy mnie siedziałaś, taka śliczna, taka otwarta na świat, uświadomiłem sobie, że chcę, abyś pojechała ze mną do Włoch jeszcze tego wieczoru.

– Ty… ja… – Elyn przerwała, gdyż jej mózg zaczął gwałtownie pracować. – Przecież żądałeś, żebym pojechała do Włoch na szkolenie… – przypomniała mu. – Wiedziałeś, że bardzo potrzebuję tej pracy i że na pewno ci nie odmówię, gdyż byłam na tyle nieostrożna, by to wypaplać. Ale czyż było konieczne, bym leciała już nazajutrz, a nawet, jak tego chciałeś, tego samego wieczoru?