Skinęła głową. Trafnie odgadł.

– Niełatwe miałaś życie. A co teraz?

– Nie wiem.

Brian zwrócił jej wolność, ale Spencer nadal miał żonę i był doradcą prezydenta. Świetnie zdawała sobie sprawę z tego, że ciągle ma związane ręce.

– Chce do mnie przyjeżdżać, kiedy tylko będzie mógł. Ale co dalej?.

– Powiem ci, co stanie się dalej. Pewnego dnia skończysz pięćdziesiąt lat i nadal będziesz zakochana w mężczyźnie, który jest mężem innej. A jeśli któregoś dnia zdecyduje się ubiegać o fotel prezydencki? Wtedy co? To będzie koniec waszych spotkań. Uważam, że powinnaś sobie poszukać jakiegoś sympatycznego, młodego faceta, poślubić go i mieć z nim dzieci. Zanim okaże się, że jest za późno. – Jednak sam nie zaproponował jej małżeństwa. Oboje wiedzieli, że nie chce ponownie się żenić ani mieć więcej dzieci. Mocno trwał w swoim postanowieniu. W ubiegłym roku usunięto mu nasieniowody. Ułatwiało to Crystal podjęcie decyzji. Ale chodziło teraz o Spencera i ich wspólną przyszłość. Brian uważał, że Crystal postępuje nierozsądnie. Jeśli Spencer nie może jej teraz poślubić, powinna się z nim rozstać na dobre. Ale łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Kiedy sześć tygodni później Spencer przyjechał do Los Angeles, wspólnie spędzone godziny wypełniała miłość. Ani na chwilę nie opuszczali jej mieszkania. Po dwóch dniach wyjechał, zostawiając w życiu Crystal dotkliwą pustkę. Czekała na następną wizytę. Ale upłynęły trzy miesiące, nim znów udało mu się wyrwać. Niepodobieństwem było takie życie, ale tylko to im pozostawało, skradzione chwile, dni, spędzone w jej mieszkaniu, wspólna tajemnica. Oczywiście cały czas nie ustawały plotki i domysły, z kim chodzi Crystal. Po roku ukradkowych spotkań ze Spencerem rozpoczęła w końcu rzekomy "romans" z aktorem, z którym często występowała. Był pedałem, jemu tak samo jak Crystal zależało na zachowaniu pozorów. Od czasu do czasu spotykała się też z Brianem. Kiedy dowiadywał się, że nadal widuje się ze Spencerem, nie szczędził jej wymówek.

Zeb miał już siedem lat i ogromnie pragnął odwiedzić Hollywood, by się zobaczyć z mamą. W końcu ustąpiła i pozwoliła mu przyjechać z Websterami, których perspektywa takiej wyprawy pociągała, a zarazem przerażała nie mniej niż chłopca. Wybrali się wszyscy razem do Disneylandu, gdzie świetnie się bawili. Crystal oświadczyła synowi, że jeśli zechce, za jakiś czas znowu może do niej przyjechać.

Ale Zeb cieszył się, że może już wrócić na ranczo razem z Websterami i Jane, którą uważał za swoją siostrę. Miała czternaście lat i odznaczała się taką samą subtelną urodą, jak jej matka. Crystal urządziła im wycieczkę do kilku wytwórni filmowych i sama się sobie dziwiła, czemu nie pozwoliła im wcześniej przyjechać do Hollywood. Nikt niczego nie podejrzewał, bo Zeb był zupełnie niepodobny do Crystal.

Nadeszło lato 1963 roku. Od dwóch lat znów widywała się ze Spencerem i już się pogodziła ze swym losem. Nie próbowała nawet go przekonywać, by zaprzestali tych spotkań. Wiedziała, że nie może mu pozwolić odejść. Nie potrafiła żyć bez niego i wydawało się, że w końcu znaleźli rozwiązanie. Nikt się niczego nie domyślał, a Elizabeth było obojętne, co porabia jej mąż. Zbyt pochłaniały ją spotkania z przyjaciółmi, praca w różnych komitetach, wydawanie przyjęć i własna praktyka adwokacka. W jej życiu nie było miejsca na męża.

W listopadzie Crystal całe dnie i noce spędzała w studio, występując w nowym filmie Briana. Ford przysięgał, że Crystal zdobędzie za niego kolejnego Oscara. Właśnie mieli przerwę w zdjęciach. Siedziała i rozmawiała z innymi aktorami, kiedy usłyszała informację o zamachu na prezydenta. Serce zaczęło jej walić jak młotem. Pobiegła do biura, by obejrzeć w telewizji wiadomości. Początkowo sądzono, że zginęło również kilku doradców. Patrzyła ze zgrozą na pokazywane w kółko ujęcia nieprzytomnego prezydenta, leżącego na tylnym siedzeniu, z głową na kolanach żony, a później fasadę szpitala, do którego go przewieziono.

O dwudziestej trzeciej trzydzieści pięć czasu kalifornijskiego spiker ogłosił zdławionym głosem, że prezydent nie żyje. Oficjalne uroczystości pogrzebowe odbędą się w Waszyngtonie. Pokazywali stężałą z bólu twarz jego żony, ale ani słowem nie wspomnieli o Spencerze. Wszyscy wybuchnęli płaczem. Crystal zbladła jak ściana. Nie wiedziała, u kogo zasięgnąć informacji. W odruchu desperacji zatelefonowała do biura Briana. Właśnie dowiedział się o śmierci prezydenta i płacząc podniósł słuchawkę.

– Muszę wiedzieć, czy Spencerowi nic się nie stało – powiedziała zdławionym głosem. – Czy wiesz, do kogo mogę zadzwonić w tej sprawie?

Nastąpiła długa chwila ciszy. Brian uświadomił sobie, co w tej chwili czuje Crystal. Może to dla niej być jeden cios za dużo.

– Spróbuję się czegoś dowiedzieć i zaraz przekażę ci wiadomości. – Ale minęły godziny, nim udało mu się złapać swoich znajomych w Waszyngtonie.

Crystal cały dzień spędziła jak w transie, czekając na telefon Briana. Zadzwonił do niej o dziewiątej wieczorem. Do tego czasu Lyndona Johnsona zaprzysiężono już na nowego prezydenta, a ciało Jacka Kennedy'ego przewieziono do Waszyngtonu. Cały naród płakał patrząc na Jackie stojącą w poplamionym krwią kostiumie, kiedy z samolotu wynoszono trumnę ze zwłokami jej męża.

Crystal słysząc głos Briana, zaczęła płakać, bała się, co jej za chwilę powie. Brian uspokoił ją.

– Nic mu nie jest. Wrócił do Waszyngtonu. Jest w Białym Domu. – Kiedy odłożyła słuchawkę, wybuchnęła szlochem. Płakała nad Jackiem i Jackie, nad światem, który odszedł razem z nim, ale jednocześnie były to łzy ulgi, że Spencerowi nic się nie stało.

Rozdział czterdziesty trzeci

Pogrzeb był niezwykle wzruszający. Lawetę z trumną ciągnęły konie, obok stała zapłakana dwójka dzieci, synek po raz ostatni salutował swemu ojcu. Cały naród w napięciu śledził uroczystości. Zabójca prezydenta został zastrzelony i świat znajdował się w stanie szoku. Nikt nigdy nie zapomni tamtej chwili. Crystal w żaden sposób nie mogła się skontaktować ze Spencerem. Nie wiedziała, jak się on czuje, czy w jakiś sposób ucierpiał podczas strzelaniny. Nie miała pojęcia, czy pozostanie w Białym Domu jako współpracownik Lyndona Johnsona. Brian dał ekipie dwa tygodnie urlopu. Nikt nie miał serca do pracy. Potrzebny był czas na zabliźnienie się rany. Przez szacunek dla uwielbianego prezydenta Brian zamknął biuro na okres żałoby.

Crystal pojechała na ranczo. Siedziała całe dnie i noce z Boydem i Hiroko, oglądając wiadomości. Nawet Zeb płakał, kiedy pokazywano w telewizji pogrzeb prezydenta. Trzymali się z Jane za ręce patrząc na osierocone dzieci Kennedy'ego.

Spencer podjął ostateczną decyzję. Przez kilka dni był ogłuszony. Jeszcze nigdy w życiu tyle nie płakał. Nastąpiły wzruszające pożegnania i zabarwiona goryczą przeprowadzka Johnsonów do Białego Domu. Spencer wiedział, że nikomu nie potrafi służyć tak, jak służył Kennedy'emu, którego szczerze pokochał.

W dzień po pogrzebie złożył rezygnację, życząc Lyndonowi Johnsonowi sukcesów. Przez kilka godzin uprzątał swój gabinet, płacząc bezgłośnie. Wrócił do domu z kartonami zapisków, z książkami i wspomnieniami człowieka, którego zawsze będzie mu brakowało.

Na widok męża Elizabeth doznała wstrząsu. Na pogrzebie była razem z ojcem, Spencer brał w nim udział wraz z pozostałymi członkami gabinetu.

– Co się stało? – zapytała, patrząc na niego. Był zmęczony i wyglądał starzej niż na swoje czterdzieści cztery lata. Czuł się jak rozbitek, odarty z nadziei i marzeń. Właśnie dlatego zdecydował się na ten krok. Złożył rezygnację, bo wiedział, że dla niego wszystko się już skończyło.

– Złożyłem rezygnację, Elizabeth.

– Ależ to szaleństwo. – Spoglądała na niego szeroko otwartymi oczami.

Nie mógł jej tego zrobić. Wiedziała, że Spencer jest w szoku, ale z Kennedym czy bez niego, Biały Dom nadal będzie istniał. Spencer nie może tak po prostu stamtąd odejść. Nie pozwoli mu na to. – Nie rozumiem cię. – W jej głosie słychać było złość i gorycz. – Miałeś w zasięgu ręki to, o czym marzą wszyscy, i tak zwyczajnie zrezygnowałeś?

– Nie zrezygnowałem – odparł. – To umarło. Zostało zamordowane.

– Zgoda, wiem, że to dla ciebie wielki cios. Ale Johnson też będzie potrzebował doradców.

Potrząsnął głową i uniósł rękę.

– Nawet nie próbuj mnie namawiać, Elizabeth. To już koniec. Dziś rano wręczyłem swoją rezygnację. Jeśli jesteś zainteresowana moim stanowiskiem, z największą przyjemnością zadzwonię do prezydenta i cię zarekomenduję.

– Nie bądź idiotą. Co zamierzasz dalej? – Nie mógł ubiegać się o urząd, dopóki nie przedstawi deklaracji programowej. Odwrócił się do niej z dziwnym uśmiechem. Dokładnie wiedział, czego chce i co teraz zrobi.

– Teraz, Elizabeth, ogłosimy upadłość naszego małżeństwa. Wprawdzie czternaście lat za późno, ale nie chcę się któregoś dnia obudzić i zapytać sam siebie, co u diabła zrobiłem ze swoim życiem.

– Cóż to ma znaczyć, do cholery? – Zastrzelono prezydenta, ale przecież nie oznaczało to końca świata. Co się działo ze Spencerem?

Tymczasem on uczepił się kurczowo swego ostatniego marzenia i wiedział, że tym razem musi się spełnić.

– To znaczy, że odchodzę. I tak za długo tu tkwiłem. Jeśli chcesz znać moje zdanie, to już koniec.

– Mówisz o nas? – Nie chciała dopuścić do siebie myśli o tym. Skinął głową. Tak. Obawiam się, że nawet byś nie zauważyła mojego odejścia, gdybym ci o tym nie powiedział.

– Czy można wiedzieć, gdzie zamieszkasz? – Starała się nie okazać paniki, która ją ogarnęła.

– W swoim domu, gdziekolwiek on jest. Wyjeżdżam. Na razie do Kalifornii. I do Crystal.

– Opuszczasz Waszyngton? – Nie mogła w to uwierzyć. Rzucał wszystko.

– Zgadza się. Osiągnąłem tu wszystko, co mogłem, i teraz stąd wyjeżdżam. Może rozpocznę gdzieś prywatną praktykę, może zajmę się polityką na niewielką skalę, ale na pewno nie zostanę tutaj i nie będę dłużej twoim mężem. Żądam rozwodu, Elizabeth, czy ci się to podoba, czy nie. Niepotrzebna mi już twoja zgoda. Mamy rok 1963, a nie 1950.