Hiroko również stała w pewnym oddaleniu, w cieniu drzewa, ani na moment nie odrywając wzroku od swego męża. Boyd wspominał z Tomem lata wojny. Otaczała ich grupka kolegów. Trudno uwierzyć, że wojna skończyła się niespełna rok temu. Wszystko to wydawało im się takie odległe, cały ten strach, który jej towarzyszył, i podniecenie, przyjaźnie, które zawarli, koledzy, których stracili. Tylko stojąca w pobliżu Hiroko była żywym przypomnieniem tego, co przeżyli. Spoglądali na nią z nieukrywaną wrogością, nie podeszła do niej żadna z obecnych kobiet. Unikała jej nawet bratowa, rudowłosa Ginny Webster. Ginny miała na sobie obcisłą, głęboko wydekoltowaną, różową sukienkę i żakiet w białe groszki z baskinką, podkreślającą jej kształtne biodra. Śmiała się głośniej niż inne dziewczęta i flirtowała ze wszystkimi kolegami Boyda, tak jak przed laty, kiedy Boyd przychodził z nimi po szkole do domu, a ona próbowała oczarować kumpli swego brata. Ale jej wygląd i zachowanie różniły się diametralnie od wyglądu i zachowania Crystal. W obcisłej sukience, z ostrym makijażem na twarzy była wyzywająca. Od lat gadano o niej różne rzeczy. Mężczyźni chętnie otaczali ją ramieniem i spoglądali w głąb jej dekoltu, na obfity biust. Wielu z nich przywodził on na myśl miłe wspomnienia. Odkąd skończyła trzynaście lat, nikomu nie szczędziła swoich wdzięków.

– Co ty tam masz, Ginny? – Pan młody przysunął się do niej. Było od niego czuć coś mocniejszego niż wino serwowane przez Tada. Kilku mężczyzn piło whisky w stajni i Tom szybko się do nich przyłączył. Przyglądał się jej z nie ukrywanym zainteresowaniem. Wsunął rękę pod żakiet Ginny i przyciągnął dziewczynę do siebie. Trzymała ślubną wiązankę Becky, ale jego pytanie nie odnosiło się do kwiatów. Patrzył prosto na jej obnażony dekolt. – Złapałaś wiązankę? To znaczy, że teraz na ciebie kolej. – Roześmiał się ochryple, ukazując równe zęby. To właśnie ten uśmiech podbił kilka lat temu serce Becky. Ale Ginny znała go lepiej niż Becky, co dla niektórych nie stanowiło tajemnicy.

– Sam się przekonasz, że wkrótce wyjdę za mąż, Tomie Parker. – Zachichotała, a on przyciągnął ją jeszcze bliżej.

Boyd zaczerwienił się i odwrócił wzrok od siostry i najbliższego przyjaciela. Spostrzegł swoją drobną żonę, przyglądającą się im z oddali. Na widok Hiroko Boyd poczuł wyrzuty sumienia. Rzadko ją zostawiał samą, ale dziś, jako drużba Toma, nie mógł poświęcić jej tyle uwagi, ile by pragnął. Podczas gdy Ginny i Tom przekomarzali się i zaśmiewali, Boyd cicho oddalił się od nich i skierował w stronę Hiroko. Kiedy do niej podszedł, uśmiechnęła się i poczuł, że serce mu zabiło mocniej, jak zawsze, kiedy spoglądał w jej łagodne oczy. Przesłaniała Boydowi cały świat. Serce mu się ściskało, kiedy widział, jak niemili są dla niej mieszkańcy doliny. Mimo ostrzeżeń przyjaciół nie spodziewał się aż tak głębokiej niechęci ludzi i tego, że zamkną się przed nimi drzwi wszystkich domów. Nieraz myślał o wyjeździe gdzie indziej, ale tu były jego rodzinne strony i nie zamierzał stąd uciec, bez względu na ludzkie gadanie i wrogość. Martwił się tylko o Hiroko. Kobiety zachowywały się wobec niej tak niegrzecznie, a mężczyźni jeszcze gorzej. Przezywali ją: żółtek i japoniec; nawet dzieci nie rozmawiały z nią, posłuszne nakazom rodziców. Jakże odmiennie traktowano Hiroko w rodzinnej Japonii, gdzie otaczali ją ludzie życzliwi i kochający.

– Wszystko w porządku? – Uśmiechnął się do niej. Spuściła oczy, skinęła głową, a potem spojrzała na niego nieśmiało, aż serce stopniało mu jak wosk.

– Tak, Boyd-san. To bardzo przystojne przyjęcie. – Roześmiał się, słysząc takie określenie. Spojrzała na niego speszona, a po chwili zachichotała. – Nie?

– Tak. – Pochylił się i pocałował ją delikatnie, nie przejmując się tym, że ktoś może ich zobaczyć. Kochał ją, była jego żoną i do diabła z nimi, jeśli tego nie rozumieją.

Rude włosy i piegi Boyda ostro kontrastowały z jej woskową cerą i kruczoczarnymi włosami, splecionymi nad karkiem w gładki kok. Wszystko w niej wydawało się proste, schludne i uporządkowane. Rodzina Hiroko była równie wstrząśnięta, jak jego, kiedy oznajmili, że zamierzają się pobrać. Ojciec zabronił jej spotykać się z Boydem, ale w końcu, ujęty dobrocią i łagodnością Boyda oraz jego miłością do dziewczyny, wbrew sobie samemu i pomimo łez matki, ustąpił. Hiroko w swoich listach ani słowem nie napomknęła o zimnym przyjęciu, jakiego doznała w Dolinie Alexander, pisała im tylko o małym domku, w którym zamieszkali, o pięknie krajobrazu, o miłości do Boyda. W listach wszystko wydawało się proste i łatwe. Kiedy tu przyjechała, nie wiedziała, że w czasie wojny Japończyków umieszczano w obozach dla internowanych, nie spodziewała się takiej nienawiści i pogardy ze strony mieszkańców Kalifornii.

– Jadłaś coś? – Poczuł wyrzuty sumienia, kiedy uświadomił sobie, na jak długo zostawił ją samą, i nagle przyszło mu na myśl, zresztą słusznie, że nic nie jadła. Była zbyt nieśmiała, by zbliżyć się do któregoś z długich stołów, otoczonych tłumem gości.

– Nie jestem głodna, Boyd-san. Tak dziś gorąco.

– Zaraz ci coś przyniosę. – Stopniowo przyzwyczajała się do amerykańskiego jedzenia, choć w domu gotowała na ogół japońskie potrawy, które nauczyła ją przyrządzać matka. Boyd w czasie pobytu w Japonii rozsmakował się w tamtejszej kuchni. – Za chwilę będę z powrotem. – Znów ją pocałował i pośpieszył w stronę stołów, wciąż uginających się pod ciężarem potraw.

W pewnej chwili, niosąc dla Hiroko talerz pełen jedzenia, przystanął, nie wierząc własnym oczom, a potem podszedł szybkim krokiem do wysokiego, ogorzałego ciemnowłosego mężczyzny, ściskającego dłoń Toma Parkera. Ubrany był w ciemnoniebieski blezer, jaskrawoczerwony krawat i białe spodnie, wyróżniał się wśród innych gości. Z jego postaci emanowało coś, co świadczyło, że przybył z bardzo daleka, z zupełnie innego świata. Był o pięć lat starszy od Boyda, ale podczas wojny serdecznie się zaprzyjaźnili. Spencer Hill – dowódca Webstera i Toma, jako jedyny przyszedł na ślub Boyda i Hiroko w Kioto. Kiedy Boyd zbliżał się do niego, uśmiechając się szeroko, Spencer wciąż ściskał dłoń Toma i mu gratulował. Zachowywał się swobodnie, tak jak kiedyś w Japonii. Był człowiekiem, który wszędzie czuł się dobrze. Jednym spojrzeniem swych ciemnoniebieskich oczu ogarnął wszystkich zebranych i dostrzegł Boyda Webstera.

– Nie do wiary… znowu ty, piegusie! Jak tam Hiroko? – Boyd był wzruszony, że Spencer pamiętał jej imię. Uśmiechnął się i skinął w stronę drzew, gdzie stała jego żona.

– Świetnie. Chryste, ile to już czasu upłynęło, panie kapitanie… – Ich spojrzenia spotkały się na moment i znów przypomnieli sobie ból, który razem dzielili, i strach, i tę bliskość, która już nigdy nie wróci. Bliskość, zrodzona z cierpienia, podniecenia i lęku, a także z radości zwycięstwa. Ale chwila triumfu była taka krótka w porównaniu z całymi latami zmagań, i przede wszystkim o nich pamiętali. – Chodź, przywitasz się z nią. – Spencer przeprosił obecnych i zostawił Toma z jego druhami, którzy już mieli doskonałe humory i pragnęli jak najszybciej wrócić do stajni, by znów się napić whisky.

– Jak się wam powodzi? Zastanawiałem się, czy was tu spotkam, czy też przeprowadziliście się do miasta. – Często myślał, że łatwiej by im było żyć w takim San Francisco czy Honolulu, ale Boyd zdecydował, że wróci do domu, do doliny, o której tak często opowiadał.

Hiroko również zdumiała się na jego widok. Ukłoniła mu się, a Spencer uśmiechnął się do niej. Tak samo filigranowa i niewinna jak rok temu na własnym ślubie. W jej oczach dostrzegł coś nowego, mądrość i smutek, których poprzednio nie widział. Spencer z łatwością domyślił się, że ostatni rok nie był dla nich ani dobry, ani łatwy.

– Wyglądasz ślicznie, Hiroko. Cieszę się, że was znów widzę. – Delikatnie ujął jej dłoń, a ona zapłoniła się, nie mając odwagi na niego spojrzeć. Spencer zachował się wobec nich bardzo przyzwoicie. Choć początkowo robił wszystko, by wyperswadować im ten pomysł ze ślubem, w końcu stanął po stronie Boyda, tak jak zawsze stawał po stronie swych żołnierzy. Należał do ludzi, do których można się ze wszystkim zwrócić, i jego podkomendni o tym wiedzieli. Był silny, mądry i dobry, ale bezlitosny, gdy ktoś go zawiódł, co zdarzało się zresztą bardzo rzadko. W jego oddziale znalazło się tylko kilku żołnierzy, którzy nie chcieli iść za jego przykładem. Ciężko pracował, walczył z nimi ramię w ramię, wydawał się niezmordowany, gdy wspólnie z nimi chciał zwyciężyć w tej wojnie. Teraz wszystko się zmieniło… wojna się skończyła, wrócili do domów, byli znów bezpieczni, ale niczego nie zapomnieli.

– Ileż to już czasu upłynęło, prawda? – Ich spojrzenia spotkały się i Spencer dostrzegł w oczach Boyda coś nowego, jakąś głębszą mądrość i doświadczenie. Bez munduru przystojny kapitan wydawał się znacznie młodszy, niż kiedy się widzieli po raz ostatni, gdy Boyd wyjeżdżał z Japonii do San Francisco.

– Nie wiedziałem, że cię tutaj dzisiaj zobaczę – powiedział cicho Boyd, uradowany ze spotkania. Spencer nawet się nie domyślał, jak bardzo Webster się ucieszył na jego widok. Był pierwszą osobą, która życzliwie przemówiła do Hiroko od chwili jej przyjazdu do Kalifornii we wrześniu ubiegłego roku. – Tom nic mi nie powiedział.

– Prawdopodobnie wszystkie jego myśli zaprzątała narzeczona. – Spencer uśmiechnął się szeroko do Websterów. – Napisałem mu, że spróbuję przyjechać, ale sam do ostatniej chwili nie wiedziałem, czy mi się to uda. Powinienem już być w Nowym Jorku. Ale jakoś nie chce mi się opuszczać Kalifornii. – Rozejrzał się wkoło, a Boyd podał Hiroko talerz i próbował ją skłonić, by coś zjadła. Ale ją bardziej interesował ich wspólny przyjaciel niż jedzenie. Ostrożnie odstawiła talerz na pień drzewa, znajdujący się tuż obok.

– Czy spędza tu pan wakacje? – spytał Boyd. W jego oczach można było dostrzec głębokie przywiązanie i szacunek, jaki cechował ich wzajemne stosunki w Japonii.