– Czy twoje córki nie miałyby nic przeciwko temu?
– To moje życie, a nie ich, prawda? A poza tym to wspaniałe dziewczyny i nie ma powodu, żeby sprzeciwiały się mojemu szczęściu. Tana pokiwała głową. Czuła się tak jakby to był sen.
– Czy mówisz poważnie?
– Nigdy w życiu nie byłem poważniejszy. – Ich spojrzenia spotkały się. – Bardzo cię kocham.
Nawet jej jeszcze nie pocałował, ale czuła jak cała roztapia się pod jego spojrzeniem. Kiedy wyszli z restauracji delikatnie przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta, a ona poddała mu się z dużą przyjemnością.
– Kocham cię, Russ. – Powiedziała te słowa tak nagle, z taką łatwością. – Tak bardzo cię kocham. – Patrzyła na niego ze łzami w oczach, a on uśmiechnął się do niej.
– Ja też cię kocham. A teraz idź i wyprostuj sobie życie, jak grzeczna dziewczynka.
– To może trochę potrwać.
Szli powoli z powrotem do ratusza. Musiała wracać do pracy.
– Nie ma sprawy. Czy wystarczą dwa dni? – Roześmieli się oboje. – Moglibyśmy pojechać razem na wakacje do Meksyku.
Przestraszyła się. Obiecała już Jackowi, że pojedzie z nim na narty. Ale teraz musi coś z tym zrobić. – Daj mi czas do końca tego roku, a obiecuję, że wszystko się do tej pory wyjaśni.
– W takim razie pojadę do Meksyku sam. – Westchnął smutno, a ona popatrzyła z obawą.
– Czym się martwisz, maleńka?
– Że zakochasz się tymczasem w kimś innym.
– Więc pośpiesz się.
Roześmiał się i pocałował ją na pożegnanie, zanim wróciła do sądu. Przez całe popołudnie siedziała na sędziowskim fotelu z dziwnym wyrazem twarzy i uśmiechem na ustach. Nie mogła się na niczym skoncentrować, a kiedy spotkała się tego wieczoru z Jackiem, brakowało jej tchu za każdym razem, jak na niego spojrzała. Chciał wiedzieć, czy zadbała o kondycję przed narciarskimi zjazdami. Wynajął już domek, do którego mieli pojechać razem z przyjaciółmi. Nagle w połowie wieczoru, wstała i popatrzyła na niego.
– Co się stało, Tan?
– Nic… a właściwie wszystko… – Zamknęła oczy. – Muszę iść.
– Teraz? – Był wściekły. – Wracasz do miasta?
– Nie.
Usiadła i zaczęła płakać. Jak miała zacząć? Co powiedzieć? Zniechęcił ją do siebie zupełnie. Swoim negatywnym stosunkiem do jej pracy i sukcesów, swoją zgorzkniałością i niechęcią do związania się z nią na stałe. Potrzebowała teraz czegoś, czego nie mógł jej dać, i wiedziała, że miała rację, ale to było takie trudne. Patrzyła na niego smutno, pewna już, że powinna to zrobić. Niemal czuła Russa siedzącego obok niej i Harry'ego z drugiej strony, zachęcających ją do działania.
– Nie mogę. – Spojrzała na Jacka, a on na nią.
– Czego nie możesz? – zapytał, nie rozumiejąc. Mówiła bez składu, to nie było do niej podobne.
– Już nie mogę tak dalej żyć.
– Dlaczego nie?
– Dlatego, że ani mnie, ani tobie nie jest dobrze. Już od roku wściekasz się na mnie, a ja także nie jestem z tym szczęśliwa…
Wstała i przeszła przez pokój patrząc na znajome przedmioty, które ją otaczały. Była częścią tego domu przez dwa lata, a teraz wyglądał tak obco.
– Ja potrzebuję czegoś więcej, Jack.
– O, Chryste. – Usiadł z wściekłością. – Na przykład czego?
– Czegoś trwałego, jak Harry i Averil.
– Powiedziałem ci, że nigdy tego nie znajdziesz. To dotyczyło tylko ich. A ty nie jesteś taka jak Averil, Tan.
– To nie jest powód, żeby się poddawać. Mimo wszystko potrzebuję kogoś, kto będzie mój przez resztę życia i będzie gotów w obliczu Boga i ludzi pojąć mnie za żonę na dobre i na złe…
Patrzył na nią zupełnie przerażony. – Chcesz, żebym się z tobą ożenił? Wydawało mi się, że zgodziliśmy się… – Spoglądał na nią spłoszony, ale ona pokręciła przecząco głową i znowu usiadła.
– Nie denerwuj się, zgodziliśmy się i nie oczekuję tego od ciebie. Chcę odejść, Jack, myślę, że nadszedł już czas.
Milczał przez dłuższą chwilę, zdawał sobie sprawę z tego, że ona ma rację, ale to jednak bolało. I zniszczyła jego plany na wakacje. Spojrzał na nią.
– Dlatego właśnie wierzę w to, co robię. Prędzej czy później wszystko się kończy. I tak jest łatwiej. Spakuję walizki, ty spakujesz swoje, pożegnamy się, trochę pocierpimy, ale przynajmniej nie będziemy się oszukiwać i wciągać w to gromadki dzieci.
– Nie jestem pewna, czy to byłoby takie straszne. Przynajmniej wiedzielibyśmy, jak bardzo nam na sobie zależało. – Była smutna, tak jakby straciła kogoś bardzo bliskiego. Tak właśnie było.
– Zależało nam, Tan, i to bardzo. I było nam dobrze. – W jego oczach pojawiły się łzy. Podszedł i usiadł koło niej. – Gdybym uważał, że to słuszne, ożeniłbym się z tobą.
– To nie byłoby zgodne z twoją ideologią. – Popatrzyła na niego.
– I tak nie byłabyś szczęśliwa, Tan.
– Dlaczego nie? – Nie chciała, żeby powiedział jej teraz coś takiego. Nie teraz. Nie w chwili, kiedy Russ czekał w pełnej gotowości, by ją poślubić. To tak, jakby rzucił na nią przekleństwo. – Jak mogłeś coś takiego powiedzieć?
– Dlatego, że to do ciebie nie pasuje. Jesteś na to za mocna.
Była silniejsza od niego, wiedziała o tym. Ale zrozumiała to dopiero niedawno, zwłaszcza odkąd poznała Russa. Tak bardzo różnił się od Jacka. Był znacznie silniejszy od wszystkich, których znała do tej pory. I silniejszy od niej. Nareszcie.
– I tak zresztą nie potrzebne ci małżeństwo – uśmiechnął się z goryczą – wzięłaś ślub z prawem. To dla ciebie romans na pełny etat.
– Nie można mieć jednego i drugiego?
– Niektórzy mogą. Ale nie ty.
– Czy ja tak bardzo Cię skrzywdziłam, Jack? – Spojrzała na niego z żalem, a on uśmiechnął się, wstał, otworzył butelkę wina, podał jej kieliszek. Poczuła się w tej chwili, jakby nigdy go nie znała. Wszystko w nim było takie zgorzkniałe i płytkie. Ten facet niczego nie przeżywał głęboko. Zastanawiała się nawet, jak to się stało, że była z nim tak długo, ale wtedy to właśnie jej odpowiadało. Wtedy nie chciała się głęboko angażować. Chciała być wolna, tak jak on. Tylko że ona teraz dojrzała i mimo że wyzwanie, jakie zaproponował jej Russ, przerażało ją, to właśnie tego pragnęła bardziej niż czegokolwiek do tej pory w swoim życiu. Spojrzała Jackowi w oczy i uśmiechnęła się, gdy wzniósł toast.
– Twoje zdrowie, Tan. Powodzenia. – Wypiła i w chwilę później odstawiła kieliszek.
– Pójdę już.
– Tak. Zadzwoń do mnie od czasu do czasu. – Odwrócił się do niej tyłem, a ona poczuła się tak, jakby ktoś wbijał jej nóż w serce. Chciała jeszcze zbliżyć się do niego, ale było już za późno. Za późno dla nich obojga. Dotknęła jego pleców i szepnęła tylko jedno słowo.
– Żegnaj.
Wracając do domu pędziła jak najszybciej umiała, wzięła kąpiel, umyła włosy, tak jakby chciała zmyć z siebie rozczarowanie i łzy. Miała trzydzieści osiem lat i zaczynała wszystko od nowa, ale zupełnie inaczej niż do tej pory, z mężczyzną, który w niczym nie przypominał swych poprzedników. Miała zamiar zadzwonić do niego tego wieczoru, ale nie mogła przestać myśleć o Jacku i straciła nagle odwagę, aby zawiadomić Russa, że jest wolna. Nie powiedziała mu o niczym, dopóki nie spotkali się w czasie lunchu w dniu, kiedy miał wyjechać do Meksyku. Spojrzała na niego z tajemniczym uśmiechem.
– I z czego się tak cieszysz, Panno Śmieszko?
– Czy ja wiem, chyba po prostu z życia.
– I to cię tak bawi?
– Czasami. Ja… eeech… to znaczy…
Teraz on zaczął się z niej śmiać, a ona zarumieniła się na twarzy ze złości.
– O, cholera. Nie utrudniaj mi tego.
Wziął jej dłoń w swoją i uśmiechnął się do niej. – Co próbujesz mi powiedzieć? – Nigdy nie widział jej tak onieśmielonej i zakłopotanej.
Wzięła głęboki oddech. – W tym tygodniu wyjaśniłam już swoje sprawy.
– Z Jackiem? – Był zaskoczony, a ona pokiwała głową z nieśmiałym uśmiechem. – Tak szybko?
– Nie mogłam już tego wytrzymać.
– Bardzo był załamany? – Russ wyglądał na przejętego.
Pokiwała głową i posmutniała na chwilę. – Tak, ale nie przyznawał się do tego. On lubi, żeby wszystko było łatwe i układało się gładko, i żeby był wolny. – Westchnęła ciężko, i powiedziała: – „stwierdził, że nigdy nie będę szczęśliwa w małżeństwie”.
– To miłe. – Russ uśmiechnął się i zupełnie się tym nie przejął. – Kiedy się wyprowadzasz, pamiętaj, spal za sobą dom. To taki stary przesąd niektórych mężczyzn. Wierz mi, to nie ma żadnego znaczenia. Ja lubię ryzyko i sam podejmę tę decyzję. – Russ uśmiechnął się do niej radośnie.
– Czy nadal chcesz się ze mną ożenić? – Nie mogła uwierzyć w to co jej się przydarzyło, i przez chwilę… przez chwilę… miała ochotę wrócić do swojego starego życia, ale tego już przecież tak naprawdę wcale nie chciała. Ona pragnęła tego wszystkiego… chciała jego i małżeństwa, i kariery, bez względu na to, jak bardzo się bała. To było wyzwanie, które musiała podjąć. Była już gotowa. Dojście do tego punktu zajęło jej dużo, dużo czasu, ale udało się i była z tego dumna.
– A co ty sobie myślałaś? Oczywiście, że chcę. – Zapewnił ją natychmiast, a jego oczy śmiały się do niej.
– Jesteś pewien?
– A ty jesteś? To jest jeszcze ważniejsze.
– Może byśmy o tym porozmawiali jeszcze trochę? – Nagle zaczęła się denerwować, a on się roześmiał.
– Jak długo? Sześć miesięcy? Rok? Dziesięć lat?
– Może około pięciu… – Teraz i ona się śmiała, a potem nagle spojrzała na niego. – Ty nie chcesz mieć dzieci, prawda? – Tak daleko jeszcze nie dotarła. Była już za stara na to, ale on zaprzeczył ruchem głowy i parsknął śmiechem.
– Ty się strasznie wszystkim martwisz, prawda? Nie, nie chcę mieć dzieci. W przyszłym miesiącu skończę pięćdziesiątkę, mam już dwoje dzieci. Ale nie, nie zgodzę się na wasektomię. Poza tym zrobię wszystko, czego sobie życzysz, żebyś nie zaszła w ciążę. Dobrze? Chcesz, żebym podpisał to własną krwią?
– Tak. – Śmiali się oboje, on zapłacił rachunek i wyszli na zewnątrz. Objął ją w taki sposób, w jaki jeszcze nigdy żaden mężczyzna jej nie obejmował, a jej serce i duszę wypełniło szczęście. Nagle spojrzał na zegarek i pociągnął ją w pośpiechu do samochodu. – Co robisz?
"Gra Z Fortuną" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gra Z Fortuną". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gra Z Fortuną" друзьям в соцсетях.